1313 Gdynia -rozdział 6 - jelcz392
Proza » Historie z dreszczykiem » 1313 Gdynia -rozdział 6
A A A
___________6


Doskonale pamiętał tamten ranek. Bez żadnej wątpliwości mógł powiedzieć, że wydarzenie, które miało wówczas miejsce, odcisnęło swe piętno głęboko w jego psychice. W ciągu kilkunastu minut jego życie uległo gwałtownej metamorfozie. Coraz trudniej było mu z tym żyć. Wydawało mu się, że potrafi maskować przed otoczeniem swoje „zboczenie”, jak określiła to jedna z poznanych dziewczyn, że jest ono niedostrzegalne dla innych. Ale mylił się w swojej ocenie, bo w gruncie rzeczy trudno mu było na dłuższą metę zatuszować natrętne spojrzenia na stopy kobiet, z którymi przebywał. Zdarzało mu się to wszędzie: w autobusie, w sklepie, na ulicy, w lokalu. Tak naprawdę, to taksowanie kobiety rozpoczynał od dołu. Najpierw patrzył, jakie ma buty, czy nosi skarpetki, czy rajstopy, czy ma zgrabne nogi, a dopiero na końcu spoglądał na jej piersi i twarz.
A zaczęło się tak niewinnie, od kilkunastu piw wypitych na ognisku z okazji szczęśliwego obronienia dyplomu. Imprezę zorganizował na swojej działce jeden z kolegów. Mieszkał w prywatnym domku na Pustkach Cisowskich, z tyłu miał dość spory ogródek, w sam raz na takie spotkanie. Pogoda tamtej majowej soboty była piękna, dlatego też postanowił pojechać rowerem, choć z Płyty Redłowskiej był to kawał drogi, niemal przez całe miasto. Pomyślał jednak, że ognisko skończy się pewnie nad ranem, warto więc zapewnić sobie powrót. Poza tym jadąc w chłodzie poranka zdąży nieco otrzeźwieć i uniknie tym samym gderania starych. Rozumował słusznie, ale nie przewidział jednego; że ilość alkoholu, jaka przypadała na jednego imprezowicza, powaliłaby słonia, a co dopiero takiego okazjonalnego piwosza jak on. Wyszedł gdzieś po czwartej rano trzymając jeszcze jako tako pion. Jednakże próba pokonania ulicy Chabrowej na rowerze skutkowała czterema wywrotkami, przy czym za czwartym razem o mało nie staranował ogrodzenia. Ominął wprawdzie przęsło, ale przednie koło tak niefortunnie uderzyło w siatkę, że przebił dętkę na wystającym drucie i o dalszej jeździe nie było mowy. Nie chciało mu się wracać, by zostawić uszkodzony rower u kolegi. Z uporem godnym pijaka wziął sobie za ambicję, że do domu wróci pieszo, a rower będzie mu służył za podpórkę. Gdyby podjął wówczas inna decyzję albo wybrał inną drogę, uniknąłby zapewne spotkania z trzema dziewczynami, które też prawdopodobnie wracały z imprezy. Równie irracjonalny był pomysł by iść na skróty, przez Demptowo, Trójmiejski Park Krajobrazowy i Witomino zamiast Morską i Zwycięstwa. Owszem, na trzeźwo byłaby to całkiem sympatyczna przechadzka, ale w jego stanie przedzieranie się z uszkodzonym rowerem pomiędzy drzewami i pokonywanie niekiedy stromych wzniesień stanowiło nie lada eskapadę. Nic więc dziwnego, że co rusz potykał się o nierówności na ścieżce, a dwa razy wylądował na trawie. Z każdym krokiem alkohol drążył głębiej jego organizm, a nogi coraz bardziej mu się plątały. Toteż gdy po raz kolejny potknął się o jakiś korzeń i przelatując przez niskie na szczęście krzaczki, zwalił się na ziemię, to nawet nie usiłował się już podnieść. Resztką sił zsunął jedynie na bok rower, który oparł się o jego nogi i ukojony chłodną rosą traw i szczebiotem ptaków zapadł w płytką drzemkę. Zdawało mu się, że pomiędzy ptasimi trelami słyszy jakieś śpiewy, śmiech, głośną rozmowę, ale był tak wykończony, że nie próbował sprawdzić czy to sen czy jawa. Ocknął się po wpływem jakiegoś impulsu. Nie miał pojęcia, jak długo leżał, ale musiało to być zaledwie kilka minut, bo słońce wciąż odbijało się od lusterka roweru wesołym, oślepiającym refleksem prawie w tym samym miejscu. Dopiero po kilkunastu sekundach dotarło do niego, że nad nim stoją trzy dziewczyny, z wyglądu w jego wieku i że to zapewne ich śpiewy niosły się po lesie. Chyba też wracały z imprezy, bo nawet z tej odległości czuć było od nich alkohol. Poszturchiwały go na przemian nogami, śmiejąc się przy tym, jakby chciały sprawdzić czy żyje, a gdy otworzył oczy, ożywiły się gwałtownie i zaczęły mówić coś jedna przez drugą. Niewiele mógł z tego zrozumieć. Dopiero po chwili dotarł do niego sens ich rozmowy. One najwyraźniej nabijały się z niego, a raczej ze stanu, w jakim się znajdował, choć same też ledwo trzymały się na nogach. Najbardziej pijana, a zarazem najbardziej agresywna, była chyba ta wysoka blondynka, w krótkiej dżinsowej spódniczce, czarnych butach pumy i białych skarpetkach. Wymachiwała butami wokół jego głowy niczym wściekła osa, przyprawiając go przy tym o oczopląs. Brudne podeszwy ocierały się o jego twarz, najpierw niby przypadkowo, a potem już z premedytacją lądując co raz na jego oczach, nosie, ustach. Nie reagował na zaczepki, bo miał nadzieję, że bierność zniechęci dziewczynę, ale przyniosło to skutek odwrotny. Poczynała sobie coraz śmielej, jej atak zaczął przybierać na brutalności. Czuł, że skóra na twarzy zaczyna go piec od ciągłego pocierania gumową podeszwą, w ustach miał pełno jakiegoś żwiru i ziemi. W pewnej chwili blondynka stanęła mu na klatce piersiowej obiema nogami i zaczęła deptać go po żebrach, brzuchu i przyrodzeniu, podskakując przy tym coraz to wyżej i wyżej. Nie była lekka, dlatego też stękał boleśnie, gdy spadała na niego z wysokości. Starał się napinać mięśnie brzucha, by nieco zneutralizować uderzenia, ale i tak zaczęło brakować mu tchu. Łapał powietrze szeroko otwartymi ustami, niczym ryba wyjęta z wody. Zdawała się tego nie zauważać, działała jak w transie. Ze szczególnym upodobaniem traktowała jego genitalia. Jej buty raz po raz trafiały na rysujące się w kroku wybrzuszenie. O dziwo, po każdym celnym skoku czuł, jak członek robi się coraz sztywniejszy. Nigdy nie sądził, że taki oryginalny masaż wywoła u niego sporą erekcję. Może dlatego, że nigdy nie przyszło by mu to do głowy? Widząc jej wykrzywioną w szatańskim grymasie twarz odniósł wrażenie, że musiała chyba naćpać się czegoś. Ostatnio prochy były modne na imprezach, a w połączeniu z alkoholem dawały niekiedy zabójczą mieszankę. Nie przestała nawet wówczas, gdy przy kolejnym podskoku straciła w powietrzu równowagę i jej lewa noga wylądowała z impetem prosto na jego twarzy. Szczęście w nieszczęściu ,że akurat odwrócił głowę na bok i trafiła na policzek. Gdyby walnęła go frontalnie, to nos miałby w kawałkach. A tak jęknął tylko z bólu, a przed oczami zobaczył na moment miliony gwiazdek. Chciał się podnieść, ale był jeszcze na tyle pijany, że czuł watę we wszystkich kończynach. Nawet kręgosłup wydawał mu się być z jakiejś gumy.
Nie wiadomo, jak by się skończył ten sadystyczny trampling w wykonaniu blondynki, gdyby nie jej koleżanki. Do tej pory przyglądały się poczynaniom przyjaciółki śmiejąc się głośno, a jedynie brunetka z krótkimi włosami, zachęcana przez blondynkę, kłuła go co pewien czas obcasami swoich szpilek. Jednak ten ostatni skok musiał je chyba mocno wystraszyć, bo niemal siłą odciągnęły ją na bok. Przekonywały, żeby dała już spokój, bo „klient ma już dość i jeszcze gotów odwalić kitę”. Chwilę trwało, zanim dotarło do niej, co mówią koleżanki. Już miał nadzieję, że nadszedł kres jego męczarni, ale blondynka wpadła na kolejny pomysł. Stwierdziła, że „skoro leży jak trup, więc trzeba go nieco ożywić” , a następnie szybkim ruchem zdjęła jeden but i przytknęła mu do nosa białą skarpetkę, zachęcając jednocześnie swoje kumpelki do pójścia w jej ślady. Zabawa musiała im się spodobać, bo po chwili miał przed oczami jeszcze jedną, brudną białą skarpetkę tej niższej rudej, w białych tenisówkach i bosą stopę brunetki. Już dawno nie czuł takiego zjadliwego odoru, ostatni raz bodajże w liceum, gdy po intensywnej grze w nogę albo w kosza koledzy zdejmowali buty w szatni. Najbardziej śmierdziały skarpetki blondynki. Były wilgotne, przepocone, a spody miały prawie czarne, jakby chodziła gdzieś po brudnej podłodze. Musiała je nosić ze trzy dni albo stopy tak bardzo się jej pociły. Ostry smród aż wykręcał mu nos, ale nie mógł uciec od niego, bo trzy silne nogi mocno wciskały mu głowę w ziemię. Starał się jak najmniej oddychać, wciągać powietrze ustami, ale brunetka szybko to spostrzegła i włożyła mu do ust swoją stopę tak głęboko, że palce niemal podrażniły gardło i wytworzył się u niego odruch wymiotny. Na szczęście ta rozrywka szybko im się znudziła i zgodnie stwierdziły, że „gostek ocknął się i będzie żył”. Włożyły buty i machając mu na pożegnanie odeszły. To znaczy prawie odeszły. Nie zdążył nawet głębiej odetchnąć, gdy usłyszał szybkie kroki a po sekundzie ponownie ujrzał znajome czarne pumy. Tym razem blondynka zrobiła coś, o czym nawet mu się nie śniło. Kucnęła w rozkroku nad jego twarzą. Poczuł ostry, rybi zapach spoconego sromu i nim zdążył pomyśleć, co go czeka, dziewczyna szybkim ruchem odsunęła skąpy pasek materiału swoich stringów. Silny strumień gęstego moczu zalał mu oczy, wdarł się do nosa, a gdy otworzył usta, by złapać oddech, cuchnąca ciecz spłynęła mu prosto do gardła. Trwało to kilkanaście sekund, ale dla niego była to cała wieczność. Blondynka zniknęła tak niespodziewanie jak i się pojawiła. Po prostu podniosła się i odeszła, kopiąc go jeszcze na pożegnanie w głowę. W ustach czuł gorzko-kwaśny posmak, zbierało mu się na wymioty. Ten śmierdzący prysznic otrzeźwił go momentalnie. Cała twarz, włosy, ubranie – wszystko było mokre i cuchnące! Adrenalina zaczęła mocniej krążyć we krwi. Wytężył wszystkie siły i zmusił się do tego, by przekręcić się na bok, a potem stanąć najpierw na czworakach, a po kilku próbach, trzymając się oburącz pnia sosenki, na dwóch nogach. Bolały go wszystkie żebra, mięśnie brzucha, w głowie czuł łomot. Przy każdym głębszym oddechu miał wrażenie, że miliony szpilek wbija się w jego płuca. Był jednocześnie wściekły, żądny zemsty, ale i podniecony… Z niejakim zdziwieniem stwierdził, że jego członek jest na wpół sztywny, co nigdy mu się nie zdarzało po takiej dawce alkoholu. Ta blondyna zadała mu fizyczny, dotkliwy ból i… nawet mu się to podobało! Nigdy nie pociągał go sadomasochizm, ale teraz, gdy przeżył to osobiście, jego dotychczasowe upodobania seksualne wydały mu się takie infantylne. Z drugiej strony nigdy żadna kobieta nie upokorzyła go w ten sposób. W pewnym sensie ubodło to jego męskie ego.
Nie pamiętał, jak dotarł do domu. Wszystko w nim buzowało. Cały czas miał przed oczami to zdarzenie z lasku. Wciąż czuł ten specyficzny zapach kobiecych stóp, te kopniaki, podskoki, a wreszcie ciepło i smak spływającego do gardła moczu… Dość długo szorował się pod prysznicem, by zmyć z siebie ten fetor i zapomnieć o całym zdarzeniu. Smrodu udało mu się pozbyć, ale pamięć o tym incydencie była zbyt świeża. Nawet gdy potem zasnął twardym, pijackim snem, to jeszcze raz w podświadomości przeżywał to dziwne spotkanie…
Przez kilka dni czuł się jakoś dziwnie. Nieustannie wracał pamięcią do tamtego poranka, ale ta wściekłość, którą wtedy odczuwał, malała wprost proporcjonalnie do upływu czasu. Któregoś razu przyłapał się na tym, że tak właściwie to podobało mu się to skakanie po jego ciele, choć było bardzo bolesne. Że smak i zapach kobiecej uryny, choć drażniący nos i gardło, był nawet podniecający. Że odór unoszący się z przepoconych skarpetek tak naprawdę był całkiem przyjemnie łechcącym nos zapachem. Że nigdy jeszcze nie doznał takiego podniecenia, jak podczas brutalnego masażu jego genitaliów. Żałował, że nic nie wie o tej dziewczynie. Chętnie umówiłby się z nią na spotkanie, nawet za pieniądze. Marzył o tym, by taki brutalny atak przeżyć jeszcze raz .
Usiłował przypomnieć sobie, w jakim kierunku poszły wówczas jego oprawczynie. Wydawało mu się, że szły na Pustki, ale pewności nie miał. Leżał wtedy w pozycji horyzontalnej, wściekły na cały świat i prawie nieprzytomny. Kilkanaście razy, o różnych porach dnia, kręcił się po Cisowej licząc na łut szczęścia, że może spotka którąś z nich. Włóczył się po przystankach, jeździł autobusami, przechadzał po sklepach; wszystko bez powodzenia. Potem doszedł do wniosku, że równie dobrze mogły wtedy iść na Witomino. Tu również spędził kilkanaście dni na bezowocnych poszukiwaniach. W weekendy odwiedzał gdyńskie dyskoteki i kluby, gdzie można było spotkać różne szemrane towarzystwo. Niestety, niełatwo znaleźć w ćwierćmilionowym mieście kogoś, komu się tak naprawdę nawet dobrze nie przyjrzało.
Zapału starczyło mu na jakieś trzy miesiące, tak do nadejścia jesiennych sztormów. Zacinający deszcz i przenikliwe zimno sprawiły, że odpuścił sobie dalsze poszukiwania jego oprawczyni. Ale nie zrezygnował ze znalezienia kobiety, która zrealizowałaby jego nietypowe wymagania. W trójmiejskiej prasie było wiele ogłoszeń agencji towarzyskich, a także „profesjonalistek” pracujących na własny rachunek, ale już po kilku pierwszych telefonach rozczarował się mocno. W zdecydowanej większości panienki preferowały seks w klasycznym wykonaniu, niekiedy z możliwością analu lub finału w ustach. Na pytanie o możliwość deptania połączonego z wąchaniem reagowały bądź zdziwieniem, bądź kategoryczną odmową, a jedna z nich oświadczyła, że bardzo dba o swoją higienę i jej stopy nigdy nie śmierdzą. O możliwość „złotego deszczyku” nawet już nie pytał. Owszem, znalazł dwie, które były otwarte na nowe doznania, ale od razu zaznaczyły, że w tym temacie nie mają doświadczenia, ale ewentualnie mogą spróbować. Pełen nadziei umówił się z jedną z nich i podniecony i pełen nadziei pojechał do Gdańska. Panienka mieszkała we Wrzeszczu, przy Grunwaldzkiej. Gdy dziesięć minut przed umówioną godziną zatelefonował do niej z budki na rogu odebrała łaskawie po kilkunastu sygnałach i oświadczyła niedbałym tonem, że teraz jest zajęta i żeby zadzwonił później. Usiłował tłumaczyć, że przecież dzwonił wczoraj i umówił się na tą właśnie godzinę, ale z równym skutkiem mógłby domagać się od Wałęsy obiecanych stu milionów. Po prostu rzuciła słuchawkę, a gdy ponownie wykręcił numer usłyszał przerywany sygnał „zajęty”. Mocno wnerwiony wrócił do domu.
Na szczęście na bazarze nie brakowało filmów wideo i kolorowych gazet specjalizujących się w interesującym go fetyszu, ale była to jedynie namiastka tego, czego pragnął. Lizanie cukierka przez szybę wydawało mu się bardziej realistyczne niż próba wyobrażenia sobie zapachu stóp oglądanych modelek. Dopiero gdy na wiosnę założono mu stałe łącze internetowe los uśmiechnął się do niego. Przeglądając na chybił trafił strony poświęcone palącemu go zagadnieniu zobaczył ją na jednym z filmików…
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
jelcz392 · dnia 19.07.2011 21:37 · Czytań: 6303 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 5
Komentarze
Azazella dnia 20.07.2011 09:30
Ciekawy odcinek:lol:. Fragment, w którym wyjaśniasz skąd wziął się fetysz bohatera jest dość... hmmm dosadny. Jednak nie opisałeś tego w tak obrzydliwy sposób żeby zniechęcić czytelnika. A to plus. Mam nadzieję, że kolejny odcinek pojawi się szybciej niż ten. Bardzo długo kazałeś na siebie czekać;)
Pozdrawiam
Wasinka dnia 20.07.2011 20:13
No i proszę, jakiż się fetyszysta przytrafił... Nigdy nie wiadomo, kiedy i w jaki sposób ujawnią się nasze pragnienia - tutaj było dosyć boleśnie.
Trochę mnie dziwi fakt, że facet nie potrafił strącić z siebie podrygującej na nim z upodobaniem dziewczyny, choćby przewracając się na bok albo łapiąc za nogę... Nawet jak był tak pijany. Przecież w końcu jednak był w stanie ruszyć się później, mimo że był już dotkliwie poturbowany.

wydarzenie, które miało wówczas miejsce, odcisnęło swe piętno głęboko w jego psychice. W ciągu kilkunastu minut jego życie uległo gwałtownej metamorfozie. Coraz trudniej było mu z tym żyć. Wydawało mu się, że potrafi maskować przed otoczeniem swoje „zboczenie”, jak określiła to jedna z poznanych dziewczyn, że jest ono niedostrzegalne dla innych. Ale mylił się w swojej ocenie, bo w gruncie rzeczy trudno mu było na dłuższą metę zatuszować natrętne spojrzenia na stopy kobiet, z którymi przebywał. Zdarzało mu się to wszędzie - zaimki chcą opanować niektóre fragmenty; nie pozwól im na to

Toteż gdy po raz kolejny potknął się o jakiś korzeń i przelatując przez niskie na szczę(ś)cie krzaczki, zwalił się na ziemię, to nawet nie usiłował się już podnieść. Resztką sił zsunął jedynie na bok rower, który zwalił mu się na nogi - powtarza Ci się "się" i zwalił

Jest takich fragmentów więcej, warto przejrzeć tekst. Także pod kątem interpunkcji.

Pozdrowienia wieczorne.
julass dnia 20.07.2011 20:38
Cytat:
Jednakże próba pokonania ulicy Chabrowej na rowerze skutkowała czterema wywrotkami
poskutkowała

Cytat:
Gdyby podjął wówczas inna decyzję albo wybrał inną drogę
inną

ciekawe czemu koleś nie wsiadł najzwyczajniej w świecie do autobusu nocnego jak każdy normalny człowiek...
bardzo ciekawy fragment jednakoż jakoś słabo mi on pasuje do poprzednich odcinków.. chyba że ma on jednak jakieś fundamentalne znaczenie...
WuKwas dnia 20.07.2011 20:41
Przeczytałem wszystkie części. Jedne dokładniej, inne "po łebkach", bo szło mi z trudem.
Wrażenie jakie mi pozostało: szukasz po omacku. Sześć części, gdzie niby występuje jakieś powiązanie- wspólny główny bohater, wspólne miejsce- ale trochę przypomina mi to przymierzanie ciuchów gdy czujesz, że musisz jakiś kupić ale nie wiesz do czego ma ci służyć, pasować.
Podpisuję się pod wcześniejszymi uwagami, że tekst jest zbyt mało dopracowany- to znacznie utrudnia, bo skupiałem się na powtórzeniach itp.
Wiesz, nie chcę być zrozumiany źle, bo nie wiem co Ci "się roi" dalej ale nie czuję spójności, kierunku. Ale może tak ma być?

Rozczarowany Facet ze Wzgórza ;)
MaximumRide dnia 20.07.2011 23:56
,,i przelatując przez niskie naszczęcie krzaczki,, naszczęŚcie. No ja niestety nie jestem przekonana. Pewnie ze względu na wiek i moją wrażliwość. Mnie to trochę obrzydziło. Chociaż wyjaśniło się to dziwne upodobanie bohatera. Styl masz lekki. Piszesz swobodnie. Chociaż poprzednie części bardziej mi się podobały. Pozdrawiam
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
27/03/2024 22:12
Serdeczne dzięki, Pliszko! Czasem pisząc, nie musiałem… »
pliszka
27/03/2024 20:55
Kaz, w niektórych Twoich tekstach widziałam więcej turpizmu… »
Noescritura
25/03/2024 21:21
@valeria, dziękuję, miły komentarz :) »
Zdzislaw
24/03/2024 21:51
Drystian Szpil - to i mnie fajnie... ups! (zbyt… »
Drystian Szpil
24/03/2024 21:40
Cudny kawałek poezji, ciekawie mieszasz elokwentną formę… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:18
@Optymilian - tak. »
Optymilian
24/03/2024 21:15
@Zdzisławie, dopytam dla pewności, czy ten fragment jest… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:00
Optymilian - nie musisz wierzyć, ale to są moje wspomnienia… »
Optymilian
24/03/2024 13:46
Wiem, że nie powinienem się odnosić do komentarzy, tylko do… »
Kazjuno
24/03/2024 12:38
Tu masz Zdzisław świętą rację. Szczególnie zgadzam się z… »
Zdzislaw
24/03/2024 11:03
Kazjuno, Darcon - jak widać, każdy z nas ma swoje… »
Kazjuno
24/03/2024 08:46
Tylko raz miałem do czynienia z duchem. Opisałem tę przygodę… »
Zbigniew Szczypek
23/03/2024 20:57
Roninie Świetne opowiadanie, chociaż nie od początku. Bo… »
Marek Adam Grabowski
23/03/2024 17:48
Opowiadanie bardzo ciekawe i dobrze napisane.… »
Darcon
23/03/2024 17:10
To dobry wynik, Zdzisławie, gratuluję. :) Wiele… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
  • Slavek
  • 22/03/2024 19:46
  • Cześć. Chciałbym dodać zdjęcie tylko nie wiem co wpisać w "Nazwa"(nick czy nazwę fotografii?) i "Album" tu mam wątpliwości bo wyskakują mi nazwy albumów, które mam wrażenie, że mają swoich właścicieli
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty