Minęło już trochę czasu, odkąd nosiłam swoje ubrania. Teraz zakładam je z przyjemnością. Ulubione dżinsy, czerwony t-shirt z awangardowym nadrukiem i ciepła bluza. Pozostaję przy butach Strażniczki, ponieważ są niesamowicie wygodne. Te, które mam w szafie, już mi nie odpowiadają. Fredrik również ubrał się swobodnie. Wygląda seksownie w oliwkowych bojówkach i jasnej koszuli z krótkim rękawem. Jemu nie jest zimno, więc nie musi nic więcej zakładać na siebie.
- Dokąd pójdziemy? – Pytam, gdy wychodzimy ze Strażnicy. – Na pewno wybrałeś jakieś spokojne miejsce. To daleko?
- Effie, jesteś bardzo rozmowna – de Bran przygląda mi się podejrzliwie. – Coś knujesz?
- Ja? – Czuję się urażona. – Nic podobnego.
- To świetnie – ciągnie mnie za sobą w stronę ogrodu. – Dzisiaj chyba całe Wyndham postanowiło pójść na wieczorny spacer. Dlatego my udamy się za próg domu.
- Oryginalne miejsce – wzdycham, ale zaraz milknę widząc chmurne spojrzenie wampira. – Drażliwy dzisiaj jesteś.
- Akurat – mruczy, nie zważając na to, że zatrzymuję się, by obejrzeć fragment ogrodu, w którym dotąd nie byłam. – Uprzedzam, wezmę cię na ręce. Tak się rozglądasz, że zaraz upadniesz.
- Nic mi nie będzie – syczę, próbując wyswobodzić dłoń. – Co robisz?!
- Nic – wampir chwyta mnie i zaczyna biec. – Jesteś nieznośna. Przyjdź tutaj w ciągu dnia, to zobaczysz wszystko dokładnie.
- Żebyś wiedział, że tak zrobię – mruczę. – Gdzie jesteśmy?
- Na tyłach ogrodu – stawia mnie na miękkiej trawie i znika w ciemnościach.
- Fredriku? – Rozglądam się, ale nie dostrzegam nic, oprócz zarysu drzew i wysokich krzewów. – Nie waż się mnie przestraszyć!
- A boisz się? – Słyszę jego głos i widzę łagodną twarz w świetle pochodni. – Podejdź tutaj. W tej starej altance będzie nam wygodnie.
Drewniana altanka okazuje się niezwykłym miejscem. Wampir o to zadbał. Szerokie siedziska, rozmieszczone wokół ścian, wyłożono miękkimi, kolorowymi poduszkami i pledami. Pośrodku drewnianej podłogi znajduje się palenisko, które dopiero zaczyna płonąć. Nie brakuje również świeżych owoców i wina, które dostrzegam z boku, na stoliku. Ażurowe, drewniane kratki osłaniają nas od ciekawskich spojrzeń i wiatru.
- Urokliwe miejsce – siadam na jednej z poduszek. Jest bardzo miękka i przyjemna w dotyku. – Myślałam, że chciałeś ze mną poćwiczyć. Założyłabym coś odpowiedniejszego, gdybym wiedziała, że to będzie romantyczny wieczór. Ciocia Edwina kazała mi kupić...
Milknę, uświadamiając sobie, co powiedziałam. Rozbawione spojrzenie wampira wcale mi nie pomaga. Jestem zła na siebie.
- Co Edwina kazała ci kupić? – Próbuje się nie śmiać, ale nie wychodzi mu. – Powiesz mi?
- Nie – rzucam wzruszając ramionami. – Możemy zaczynać?
- Poczekaj chwilę – wzdycha. – Edwina kieruje się czasem bardzo staromodnymi zasadami w odniesieniu do wampirów. Czytałem zarys jej przewodnika po naszym świecie. Ma całkiem trafne spostrzeżenia, ale czasami przesadza. Zwłaszcza w kwestii frywolnych strojów. Czy my wyglądamy, jak nienasyceni, wyuzdani fetyszyści?
- No... – Zastanawiam się, co powiedzieć, ale Fredrik wpatruje się we mnie tak osobliwym spojrzeniem, że zaczynam się śmiać. – Nie mam doświadczenia w tej kwestii. Nie wypowiem się. Ale zastanawiam się, dlaczego ciocia jeszcze nie wydała tych notatek w formie książki?
- Samuel poprosił ją, by tego nie robiła. Część zapisków została zniszczona dla bezpieczeństwa. Takie informacje nie powinny wpaść w nieodpowiednie ręce.
- Dlaczego?
- Edwina wie bardzo wiele. Zna teoretyczne sposoby zabicia wampirów – wyjaśnia. – Oczywiście, ona tego nie zrobi. Ktoś inny, gdyby tylko wiedział jak, mógłby na szeroką skalę zacząć nas niszczyć. Nie zagrażamy ludziom, a ci, którzy stanowią zagrożenie są nieliczni. Jednak nie wszyscy ludzie nas lubią i nie wszystkie wampiry pragną zgody. Pewne informacje lepiej zachować tylko dla siebie.
- Masz rację – przyznaję. – W Wyndham nie ma już takich wampirów, jak sir Mac Clamer?
- Nie ma – uspokaja mnie. – I chciałbym, żeby to miasto pozostało tak spokojne, jak obecnie.
- Muszę wrócić do swojego mieszkania po rzeczy – wzdycham z żalem. – Alex chyba również będzie chciał to zrobić.
- Mogę pojechać z tobą?
- Jasne – cieszę się z tej propozycji. – A teraz powinniśmy się zająć twoją mocą.
- Dobrze – koncentruje się od razu na moich słowach. – Co mam robić?
- Czujesz, że moc w tobie istnieje, prawda?
- Tak.
- Kiedy pojawia się to uczucie? – skupiam się na przywołaniu swojej mocy.
- Może to zabrzmi dziwnie, ale czuję ją, gdy myślę o tobie, albo... – Milknie nagle.
- Albo?
- Czuję jej obecność, gdy się kochamy...
Nie sądziłam, że usłyszę coś takiego. Uśmiecham się lekko. Cieszę się, że tak działam na wampira, ale postanawiam nie analizować tego.
- W takim razie, myśl o mnie – spojrzenie Fredrika mówi mi, że wolałby jednak w inny sposób przywołać swoją moc. – A właściwie, jakie myśli inicjują twoją moc?
- Lepiej nie pytaj, Effie – wampir szybko zamyka oczy.
Ja również przymykam je i wsłuchuję się w oddech. Moc jest gotowa do działania. De Bran skupia się na przywołaniu swojej. Niepokoi się.
- Nie otwieraj oczu – szepczę, siadając za nim i kładąc dłonie na ramionach. – Który żywioł jest ci najbliższy?
- Ogień – odpowiada cicho.
- Skieruj ostrożnie moc w stronę płomienia, by go wzmocnić – na wszelki wypadek przygotowuję w myślach mokry ratunek. – Nie chcemy niczego spalić. Pragniemy jedynie rozkołysać ogień.
Wampir lekko kiwa głową na potwierdzenie. Powietrze wokół drży przepełnione mocą. Jego jest znacznie słabsza od mojej, ale wyczuwam ją. Patrzę w stronę paleniska. Nic się w nim nie zmienia. Ale nagle, płomienie zaczynają rosnąć i niebezpiecznie falować. To dzieło Fredrika.
- Dobrze – mruczę mu do ucha. – Teraz musisz otworzyć oczy i utrzymać moc. Ale ostrożnie. U mnie nabiera ona wtedy siły.
Powoli otwiera oczy, płomień jednak momentalnie, niemal sięga dachu. Wampir na szczęście szybko je przymyka, a ja nie muszę używać wody, by ugasić pożar. Palenisko wygasa. Jedynie dym unosi się nad ciepłym drewnem i popiołem.
- Teraz wiemy, że u ciebie jest podobnie – wzdycham, ale mimo wszystko w moim głosie brzmi duma z jego poczynań. – Jestem pod wrażeniem. Teraz rozpal ognisko na nowo, ale mając otwarte oczy.
- Jesteś pewna, że mogę to zrobić? – Pyta koncentrując się na zadaniu. – Nie chciałbym spalić altany Philippa.
- Nie spalisz – uspokajam go. – Jestem przygotowana na taką ewentualność, ale wolałabym wyjść stąd sucha.
- Ja również.
Fredrik wpatruje się w palenisko. Nagle buchają z niego płomienie, ale zaraz wszystko się uspokaja. Małe języki ognia chciwie liżą drewno. Rosną, ale już bez pomocy wampira. Jego moc rozpływa się. Moja również.
- Doskonale – całuję go. – Wspaniale się spisałeś. Poćwiczymy trochę i dojdziesz do wprawy. Chcesz jeszcze dzisiaj spróbować?
- Raczej nie – jego głos zdradza oznaki zmęczenia. – Zresztą czuję tylko żywioł ognia i... Nieważne. Trochę mnie to zmęczyło.
- Czujesz coś jeszcze – przyglądam mu się badawczo. – Powiedz mi. To może być ważne.
- Effie, nie chcesz wiedzieć, co jeszcze moc budzi we mnie – niemal warczy, ale zaraz się uspokaja. – Wybacz.
- Kiedyś pytałeś mnie, czy poza przywoływaniem żywiołów umiem coś innego – przypominam sobie i ogarnia mnie niepokój. – Wiem, że mogłabym, ale tamte reakcje budzą we mnie obrzydzenie. Nigdy nie wybaczyłabym sobie, gdybyś zaczął przyzywać coś takiego. I to dzięki mojej krwi.
- Nie obawiaj się – jego głos brzmi twardo. – Nie zrobię tego. Chciałem tylko podzielić się tą wiedzą z tobą. To mnie martwiło. Nie darowałbym sobie, gdybyś mnie znienawidziła i winiła jeszcze siebie. Razem będziemy się z tym zmagać.
- Ufam ci – mówię szczerze. – Jutro spróbujemy przyzwać inne żywioły.
- Dobrze – uśmiecha się, ale zauważam, że coś jeszcze go trapi.
- Fredriku, jest coś jeszcze? Nie musisz niczego ukrywać przede mną.
- Effie... – Całuje mnie żarliwie.
- Słucham – strach ściska mi serce, jakby Fredrik miał wyjechać i nigdy nie powrócić. – Przerażasz mnie.
- Wybacz, ale nie chciałem tego – jego oczy są ciemne, jak bezgwiezdne niebo. – Samuel poruszył pewną istotną kwestię dla nas.
- Teraz boję się jeszcze bardziej – drżę. – Zabronił nam się spotykać? Powiedz mi!
- Samuel nie postąpiłby w ten sposób – spogląda na mnie zdziwiony. – Nie zakazał nam tego, co nas łączy. Akceptuje to.
- To, o czym ci powiedział? – Niepokój przywołuje moc. Pojawia się też wiatr.
- Ty odpowiadasz za ten wicher? – Wampir nie spuszcza mnie z oka. – Effie, uspokój się. Nie chcemy huraganu w Wyndham.
- Nie trzymaj mnie w niepewności – nalegam. – Rozmawiałeś z Samuelem o czymś ważnym. A ja o tym nic nie wiem. Boję się, że odejdziesz, znikniesz z mojego życia, porzucisz jak zabawkę. Już znudziłam ci się, jako kobieta?! Powiedz mi wreszcie!
Wampir chwyta mnie i mocno przytula, a potem zaczyna całować, aż brakuje mi tchu i muszę go odepchnąć. Oddycham szybko. W jego oczach szukam wyjaśnienia, O dziwo, Fredrik de Bran emanuje spokojem. Ja nie.
- Effie, nie znudziłaś mi się – wysuwa kły. – Pociągasz mnie od pierwszej chwili, gdy cię ujrzałem. Jesteś wspaniałą kobietą, Strażniczką, naszym darem. Czasem pojawia się niedowierzanie, że wybrałaś mnie. A potem przypominam sobie wszystkie chwile, które spędziliśmy razem i jestem pewien, że istniejesz. Zakochałem się w tobie Effie...
Ciocia Edwina zawsze mi mówiła, że wampiry kochają zazwyczaj tylko siebie, albo swoje bogactwa. Uwielbiają seks, ale nie ma on nic wspólnego z miłością. Potem czytałam jakieś podręczniki, w którym próbowano dowieść, że skoro wampiry są martwe, to nie mogą odczuwać żadnych emocji. Zwłaszcza miłości. Pierwsze spotkanie z wampirami z Wyndham mogło potwierdzać te teorie, ale gdy poznałam bliżej Strażników, uznałam je za kompletnie bzdurne. Teraz mam najmocniejszy dowód na świecie, że nie pomyliłam się. Słowa Fredrika wbijają się w moją duszę, umysł i ciało. Nie pozwalam im ulecieć. Są moje już na zawsze.
- Ja też się w tobie zakochałam – szepczę gładząc jego twarz. – Ale to brzmi...
- Nieważne jak brzmi, skoro słowa są prawdziwe – uśmiecha się. – Effie, wysłuchaj mnie teraz uważnie. Samuel przypomniał mi jedną istotną dla nas kwestię. Ja jestem wampirem, ty człowiekiem. Dla mnie wiek to mgnienie, dla ciebie... Wiesz, co chcę powiedzieć, prawda?
- Wiem. – Ma rację. Ja o tym zapomniałam. – Wiem, o czym myślisz. Nie zmieniłam zdania w sprawie przemiany. Gdyby coś mi się stało, wtedy mnie zmienisz. Ty i tylko ty. Ale teraz, nie jestem jeszcze gotowa, by to zrobić, nie w tej chwili.
- Effie, nie już, nie zaraz – uspokaja mnie. – Ale w całkiem bliskim czasie. Dla mnie lata twojego życia będą mgnieniem. U ciebie będzie inaczej.
- A gdybym zechciała się zmienić w wampirzycę będąc starszą kobietą? – Wpatruję się w oczy de Brana z niepokojem. – Wtedy też mnie zechcesz? Nie odrzucisz? Już nie byłabym taka, jak teraz...
- Nie będziesz starszą kobietą! – Chichocze. – Wypiłaś tyle naszej krwi, że ten proces znacznie się zahamował! Ale nawet, gdybyś była, to będę cię kochał do końca swego istnienia!
- Naprawdę tak myślisz?
- Tak – markotnieje nagle. – Żałuję tylko, że nie będziemy mogli mieć dzieci.
- Kto wie, co się jeszcze wydarzy – odganiam tę myśl jak najdalej od siebie. Nie chcę zadawać ani sobie, ani jemu dodatkowego cierpienia. – Kocham cię, Fredriku de Bran.
- A ja ciebie, Effie Mohr.
Spędzamy upojne chwile w altance. Jestem tak zmęczona igraszkami i kolejnym przymierzem, że mam ochotę zasnąć byle gdzie. Jednak nie mogę sobie pozwolić na sen. Czeka mnie jeszcze spotkanie z Alexandrem. Przebieram się szybko i mimo późnej pory, pukam do drzwi nowego Strażnika. Długo odpowiada mi cisza, więc w końcu wchodzę bez zaproszenia.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Elatha · dnia 20.07.2011 08:45 · Czytań: 711 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 8
Inne artykuły tego autora: