Proza » Groteska » FLD 6
A A A
Scena 6

Do pubu "Mordownia", stanowiącemu wbrew nazwie całkiem sympatyczne miejsce, weszła, postukując obcasikami, młoda dziewczyna o figurze Marylin Monroe. Taszcząc ze sobą wypchaną lnianą siatkę na zakupy, przemknęła między stolikami i zniknęła w korytarzyku prowadzącym do toalet. Gdyby towarzystwo siedzące w rogu sali nie było właśnie zajęte wznoszeniem toastu, zapewne rozpoznałoby w niej jedną z hostess Pantaleona.

- Polak potrafi! - wykrzykiwał Maciek Karaś, gdy cztery osoby zderzały się szklankami. Szkudlarek ocenił, że Maciek ma już nieźle w czubie. Ożóg trzymał się lepiej. Najmniej ślady wypitego alkoholu widać było po Eli, bynajmniej nie z powodu skromniejszego spożycia. Ela Hećko, której Stwórca nie poskąpił tu i ówdzie, mogła wypić więcej niż niejeden chłop. Maciek, bardziej niż zwykle ożywiony, od początku zachowywał się nienaturalnie. Krzysiek znał przyczynę. Chłopak nie ma lekko w planowaniu - pomyślał. Wszyscy wiedzieli, że Danuśka Galant to niezła zołza. By upokorzyć pracownika, potrafiła zwracać się doń w sposób, w jaki arystokraci zwracali się do domowej służby."Ile razy mam Karasiowi powtarzać, że ma Karaś sprawdzać formuły przed wysłaniem arkusza do mnie?" albo "Sfor - ma - to - wać, czy Karaś rozumie znaczenie tego słowa?" - Ta picz znów obcięła mi premię - wyznał Krzyśkowi Maciek już po drugim drinku. Nie miał zamiaru się dziś oszczędzać. Był piątkowy wieczór, robiąca zaocznie magisterkę Kaśka miała wykłady, mógł więc wrócić później niż zwykle.

- Muszę przypudrować nosek - podniosła się Ela. Dochodziła ósma i pub powoli się wypełniał. Z ich kąta był dobry widok na całą salę. Ale i Hećko nie należała do osób, które łatwo przeoczyć.
- Sie masz, kruszynko! Co tam robicie w kącie? - rozległ się donośny głos ze środka sali.
- To co zawsze! - wydarła się. - Udowadniamy, że można się świetnie bawić bez alkoholu!
Z kilku stolików rozległ się zdrowy, polski śmiech i przechodzącej w stronę toalet Eli towarzyszyły oklaski. W toalecie wpadł na nią ktoś wychodzący z kabiny. Facet! - uprzytomniła sobie, omal nie taranując nosem kołnierza jego marynarki.
- Najmocniej przepraszam, musiałem pomylić drzwi - uprzedził jej protest i błysnąwszy uśmiechem polecanym przez Polskie Stowarzyszenie Stomatologiczne wyminął ją zręcznie. Zanim zniknął za drzwiami, zdążyła zauważyć w jego ręce oliwkową siatkę na zakupy.

Gdy wróciła do stolika, stały na nim świeże drinki. Z głośników leciało "Anarchy in the UK". Krzysiek obstukiwał solidny drewniany blat w rytm muzyki. Gdzieś z tyłu pawlacza znalazłby jeszcze schodzone glany i wytartą, czarną skórę.
- Pij, Ela. Będziesz łatwiejsza - puścił do niej oko Ożóg.
- Iiii... Po tym kompociku?
- Nigdy nie wiadomo. Krzychu, jak się nazywa to, co laskom do drinków dosypują? Ekstazy?
- Marych, jak ci palnę w ten głupi, siwy łeb, to dopiero poczujesz ekstazę – pogroziła mu.
Marian w odpowiedzi wyszczerzył pożółkłe zęby. Pociągnęli po łyku. Ela rozejrzała się po sali.
- Widzicie tego faceta pod filarem? - zagadnęła. - Tego z długimi włosami?
- Łaał, ale ciacho - zauważył Szkudlarek. Ela oblizała się mimowolnie.
- Wleciał na mnie w damskiej toalecie. Chyba nie wszedł tam przypadkiem.
- Jaaasne, że nie. Zasadził się na ciebie. Wpadłaś mu w oko - podpuszczał ją Maciek.
- Nooo! To sie rychtuj, dziewucho. Będziesz używana - zawyrokował Ożóg. Ela wymierzyła mu kuksańca, po którym omal nie osunął się z ławki. Spojrzała na pozostałych. Krztusili się ze śmiechu, jednocześnie usiłując zachować obojętne miny.
- To wypijmy za bezpieczny seks - zaproponował Krzysiek. Śmiała się razem z przyjaciółmi. Opróżnili naczynia.

Agent Darek obserwował ich jeszcze przez chwilę kątem oka. Przeczesał palcami długie włosy zaglądające do szklanki z coca-colą. Niewiele brakowało - odetchnął w myślach. Szef nie wybaczyłby mu dekonspiracji.

Był stosunkowo młodym, lecz już doświadczonym wywiadowcą - czwarty rok pracował "pod przykryciem". Kamuflaż stanowił jego mocną stronę. Świetnie sprawdzał się w rolach kobiecych. Majstersztykiem określano w kręgach wtajemniczonych jego brawurowe wcielenie się w postać posłanki Oziębło, na którą wówczas zarzucił był sidła słynny skądinąd agent Tomek z Centralnego Biura Adresowego. Mimo upojnej, pełnej namiętności nocy w pokoju sejmowego hotelu, as CBA nie domyślił się z kim naprawdę zaznał rozkoszy. Dziś Darek polował na inną zwierzynę.

Jako jedna z hostess Pantaleona mógł w miarę swobodnie poruszać się po biurach oraz reprezentacyjnych obiektach FLD. Jego bystremu spojrzeniu nie uszły dyskretne schadzki kilku pracowników w pomieszczeniu położonym nad salą konferencyjną zarządu. Zwoływano je zawsze, gdy piętro niżej coś ciekawego się działo. Dlatego celem kolejnej operacji agenta Darka była pracownica archiwum Hećko. Rzeczywiście, niewiele brakowało, a spaliłby akcję. Wcześniej planował wykorzystać swój urok osobisty i po prostu się do nich dosiąść, nawiązując alkoholem przypieczętowaną znajomość. Jego obecność w damskiej toalecie była jednak kłopotliwym epizodem, z którego wolałby nie tłumaczyć się trójce podchmielonych facetów. Stanowczo powinien zmienić plan akcji. Sącząc colę z plasterkiem cytryny, obmyślał nową taktykę dotarcia do upatrzonego osobowego źródła informacji. Zdążył już poznać słaby punkt przyszłej informatorki Hećko - trzy lata temu rozwiodła się i od tego czasu nie zawiązała żadnego trwalszego związku. Plan B rysował się coraz wyraźniej. Wykorzysta swą biegłość w ars amandi.

Tymczasem do stolika czwórki przyjaciół Maciek dostarczył kolejne szklaneczki, prawie nie rozlewając ich zawartości.
- No co tak długo - niecierpliwił się Ożóg.
- Eee... jakiś faset mnie zagadywał pszy basze, sze niby mnie zna - tłumaczył się Karaś.
- Może ten co do nas kiwa? - zaciekawiła się Hećko i energicznie pomachała ręką.
Maciek wytrzeszczył oczy we wskazanym kierunku. - No chyba ten - potwierdził. Nieznajomy w jasnej kamizelce dyskretnie pozdrawiał ich gestem dłoni. Ela nie chciała zostać mu dłużna i pokiwała z rozmachem, jakiego nie powstydziłby się sygnalista na flagowym okręcie admirała Nelsona.
- Tej, Hećkówna, ale ty masz branie. To już drugi absztyfikant dzisiaj - zauważył Marian.
- Co ty pieprzysz? Po prostu miły, kulturalny człowiek nas pozdrawia, a ty się zaraz wyrażasz - odcięła się.
- Sie tu nie wycofuj - upomniał ją Krzysiek. - Normalnie, łamiesz facetom serca i tyle.
- To za te wdzięki - wtrącił Ożóg, podnosząc szklaneczkę. Łyknęli, przegryźli solonymi orzeszkami, które potem trzeba było popić. Nieznajomy przy barze, patrząc w ich kierunku, podniósł naczynie. Podnieśli i oni, wrzeszcząc "na zdrowie". Najgłośniej Maciek. Szeroki uśmiech nie schodził z jego okrągłej, mocno teraz zarumienionej twarzy, ale oczy już przesłaniała widoczna mgiełka.

- Nie pij już - doradził mu Marian. - Masz dosyć.
- No so ty! - uniósł się Maciek. - Ja!? Dosyś!? Ja jesze moge pólitra wypiś i satańszyś.
- Ja mam dosyć. Spadamy stąd - załagodził spór Krzysiek, mrugając do Mariana. - Ela może zostać ze swoim nowym Romeo.
- Ja zostać? A wy dokąd? - spanikowała kandydatka na Matę Hari.
Po krótkich negocjacjach stanęło na tym, że jeszcze po jednym na strzemiennego i wychodzą. Taa... Romeo... Już to widzę. Nie wierzyła, że dzień może skończyć się inaczej niż inne. Powrót do pustego mieszkanka, wanna pełna ciepłej wody, łóżko, kciuk zmieniający programy na migocącym ekranie i w końcu szuflada nocnej szafki. W niej wibratory.

Szkudlarek podszedł do baru. Złożył zamówienie i patrzył na uwijającego się barmana. Ktoś położył swoją dłoń na jego opartej o blat. Krzysiek odruchowo cofnął rękę.
- To tylko ja, proszę się nie obawiać. – Ujrzał obok siebie gościa w beżowej, skórkowej kamizelce narzuconej na koszulę casual koloru burgunda. – Obserwowałem jak państwo sympatycznie się bawicie. Czy pozwoli pan, że zapłacę za tę kolejkę?

Niespodziewana propozycja sprawiła, że Krzysiek na chwilę zaniemówił. Jego umysł stępiony wypitym alkoholem toczył się na jałowym biegu. Przyjrzał się mężczyźnie, który z wyrozumiałym uśmiechem znosił taksujące spojrzenie. Mógł mieć koło pięćdziesiątki, twarz opalona, zadbana, szpakowate, lekko kręcone włosy równo przycięte po bokach. Ładnie starzejący się playboy – ocenił umysł Krzyśka, który wreszcie zaskoczył.
- Eee... Dziękuję, ale my właściwie zmywamy się stąd. Może innym razem.
- Czas na zmianę lokalu? - pytaniu towarzyszyła mina "mogłem się domyślić".

Barman postawił na blacie cztery szklaneczki. Krzysiek szybko wręczył mu banknot nie pozwalając, by nieznajomy go ubiegł. Barman długo przebierał w monetach, odliczając resztę.
- Nie. Czas do domu - powiedział Szkudlarek w nadziei, że tamten się odczepi. Na to się jednak nie zanosiło.
- Świetnie się składa. Mam samochód. Po paru głębszych bezpieczniej dać się odwieźć.
- Bezpieczniej nie wsiadać do auta z nieznajomym - zauważył Krzysiek, ale już kończąc zdanie zdał sobie sprawę, jak śmiesznie to zabrzmiało. Mężczyzna roześmiał się tak naturalnie i swobodnie, że rozładował napięcie.
- O co właściwie chodzi? - zabrzmiało łagodniej niż Krzysiek początkowo zamierzał. Facet znów chwycił go za rękę i Szkudlarek poczuł w swojej dłoni zwinięty banknot.
- Nie o ciebie. Ale dostaniesz następną setkę, gdy jedno z nich znajdzie się w moim wozie - patrząc mu w oczy, powiedział lowelas. Krzysiek spojrzał mimowolnie na banknot. Nominał się zgadzał, ale zaraz się zreflektował.
- Zabieraj to, nie jestem alfonsem. Ela sama sobie wybiera wielbicieli.
Wyciągnięta ręka trzymająca banknot zawisła w powietrzu. Tamten nie przyjął zwrotu.
- I niech sobie wybiera. A ja zabiorę tego kolegę po lewej - wskazał wzrokiem na Maćka.
Taki z ciebie ptaszek - zaświtało Szkudlarkowi. Miał serdecznie dosyć. Alkohol robił swoje i poczuł przypływ ogarniającego go wkurwienia.
- No way, facet. To mój chłopak na dziś - wypalił na cały regulator. Kilka osób zwróciło w ich kierunku spojrzenia.
- Coś takiego? - uśmiechnął się drwiąco nieznajomy. - To może mały trójkącik? Cena do negocjacji.
Szkudlarek rzucił stówą w twarz faceta i z triumfem obwieścił:
- Spadaj. Obiecałem jego żonie, że tylko raz go przelecę. Znajdź sobie innego frajera.
Rozległy się chichoty, coraz więcej osób spoglądało na nich, co najwyraźniej nie spodobało się gościowi. Wsadził stówkę do kieszeni.
- Nie bądź taki chojrak, Krzysiu - syknął, po czym obrócił się i ruszył do wyjścia, odprowadzany głosem Kurta Cobaina.
- Bo co? - zawołał za nim zaczepnie Szkudlarek, w którym już całkiem obudził się lew, ale niefortunny amant nie zareagował. Dopiero po chwili dotarło do Krzyśka: skąd skurwiel zna moje imię?

Zaczynało lekko kropić. Casanova w skórkowej kamizelce z dezaprobatą spojrzał w niebo - zmoknie zanim dobrnie do samochodu. Ruszył ostro i zderzył się z wyższym mężczyzną zaabsorbowanym prowadzoną przez komórkę rozmową. Miał już cierpką uwagę na końcu języka, gdy spojrzał na twarz tamtego.
- Andrzej! - ucieszył się. - Co za spotkanie?
- Janusz? Poczekaj... - Mężczyzna rzucił do aparatu krótkie: - Przepraszam, zadzwonię później.
Uścisnęli sobie ręce, częstując się uśmiechami.
- Ile to lat? Pięć... sześć?
- Sześć. Ale nic się zmieniłeś. Co nowego?
- Wróciłem z placówki. Załatwiłem emeryturkę. I rozglądam się za czymś spokojniejszym. A ty?
- Ja już znalazłem - nazywany Andrzejem podał koledze wizytówkę. Nazywany Januszem rzucił na nią okiem i uniósł lekko jedną brew.
- Nowe technologie? No, no...
- Wejdziesz? - Andrzej wskazał na drzwi pubu.
- Nie tym razem - uśmiechnął się Janusz. - Właśnie stamtąd uciekam. Mam spotkanie. Daj znać, jakbyś coś miał na oku. Kontakt przez Michała.
Andrzej potwierdził nieznacznym skinieniem głowy. Podali sobie ręce.

Smuga rozglądał się po spowitej w przyciemnione światła sali. Korciło go, żeby sprawdzić co w "Mordowni" robił pułkownik Cicho. Kiedy zauważył go wychodzącego stamtąd, błyskawicznie zaimprowizował "nieoczekiwane" spotkanie. Poza majorem Frankiem Burnsem wpatrzonym w rozpalone wargi szepczącej do niego major O'Houlihan oraz Darkiem z ABW nie dopatrzył się nikogo z branży. Czworo pracowników fabryki właśnie przedzierało się do wyjścia. Archiwistka Hećko, niczym lodołamacz, przecierała szlak. Jej śladem podążał kierownik sekcji utrzymania terenów zielonych Szkudlarek, holujący uwieszonego jego ramienia planistę Karasia. Pochód zamykał dyspozytor transportu Ożóg. Andrzej zauważył, że Darek także podniósł się z ławy. Z głośników dobiegał głos Ciechowskiego: Halucynacje muszą być, optycznie będzie dobrze nam...

Refleksy ulicznych świateł rodziły się w kroplach deszczu rozbijanych przednią szybą i co parę sekund umierały zamiecione wycieraczkami. Agent Darek z tylnego siedzenia obserwował jadącą przed nimi granatową taksówkę. Skręciła w boczną uliczkę.
- Proszę się zatrzymać - powiedział. Spojrzał w lusterko wsteczne i zmarszczył brwi, bo nie mógł dostrzec twarzy taksówkarza. Widział jej owal, ale to, co go wypełniało, jawiło się jako rozedrgana, bezkształtna galareta. Tymczasem z granatowej taksówki wysiadła kobieca postać rozmiaru XXL.
- Dziękuję. Tu wysiądę - zwrócił się do kierowcy, unikając ponownego spojrzenia w lusterko. Samochód zatrzymał się przy krawężniku.
- Osiemnaście złotych - usłyszał śpiewny głos.
Wyciągnął rękę z trzymanym między palcami banknotem. - Dziękuję - rzekł, dając do zrozumienia, że nie oczekuje reszty. Taksówkarz chwycił banknot i nagle obrócił twarz w kierunku pasażera.
- Dhanyavād. Namaste.
Darek z wrażenia lekko się cofnął. Patrzył na niego Vijay - taksówkarz, który podczas ostatniego urlopu obwoził go po Bombaju i okolicach. Kierowca szybko odwrócił się. Darek spojrzał w lusterko i znów ujrzał galaretowatą maskę.

Granatowa taksówka odjechała a kobieta znikała w wejściu do budynku. Agent prędko wysiadł. Auto ruszyło, a jego były pasażer, odprowadzając je wzrokiem, zastanawiał się przez moment, czy uległ jakiejś halucynacji. - Do diabła z tym - otrząsnął się.

- Do diabła? To się da zrobić - uśmiechnął się Azazello, obserwując we wstecznym lusterku malejącą sylwetkę na skraju chodnika.

Ela wyszła z łazienki. Ciężko westchnęła, patrząc na porozrzucane w korytarzu i pokoju elementy garderoby. Zdecydowała, że pozbiera je jutro. Przeszła do kuchni, pilnując się, by po drodze nie zaglądać do dużego, wiszącego lustra. Nie przepadała za lustrami, a w takich chwilach jak te, po prostu ich nienawidziła. Wyjęła z lodówki napoczętą butelkę "Pana Tadeusza". Nalała porcję do szklanki, uzupełniając sokiem z kartonika. Te chłopy... Nawet wypić porządnie nie potrafią. To co tu marzyć o innych sprawach. Pociągnęła spory łyk i przysiadła na wysokim taborecie. Z pokoju dobiegały głosy bohaterów serialu, z łazienki plusk nalewanej do wanny wody. Kolejny łyk. I znów jesteś sama, Eluniu - rozczuliła się. Gdzie ci mężczyźni?... Orły... sokoły...

Zaterkotał brzęczyk domofonu. O kurwa. To nie było przywidzenie, domofon brzęczał. No pięknie, Hećko, goście idą a ty na golasa.

- Zaraz, zaraz - zawołała, biegnąc do łazienki. Porwała z wieszaka szlafrok i rzuciła się do drzwi. Wpychając ręce w oporne rękawy, próbowała jednocześnie zakryć podrygujące w rytm biegu piersi. Dopadła słuchawki.
- Kto tam? - wrzasnęła.
- Dobry wieczór, tu Poczta Kwiatowa - usłyszała męski głos. - Mam doręczyć kwiaty pani Elźbiecie Hećko.
Kwiaty? O kurwa. Dla mnie?... O Boże.
- A od kogo? - zapytała jeszcze, trzymając palec na przycisku.
- Nadawca dołączył liścik, ale nie wolno mi do niego zajrzeć. Wpuści mnie pani?
- Proszę, proszę.

W panice rozejrzała się po korytarzu. Pozbierała rozrzucone rzeczy i wrzuciła je do pokoju, zamykając za nimi drzwi. Stanęła przed lustrem. Poprawiła włosy, opatuliła się szczelnie peniuarem, tak żeby nic nie wystawało. Zawiązała frotowy pasek. Zadzwonił dzwonek. Ela na palcach podeszła do drzwi i spojrzała przez wizjer. Okazały bukiet ciemnoczerwonych róż zasłaniał twarz posłańca. Zawahała się jeszcze przez chwilę, ale ciekawość wzięła górę. Otworzyła drzwi, drugą ręką przytrzymując poły podomki.

Posłaniec opuścił nieco bukiet i jej oczom ukazała się uśmiechnięta twarz okolona długimi włosami.
- To pan?!!!
Agent Darek z satysfakcją zauważył, że w jej głosie poprzez zdziwienie przebijała też nuta radości. Jesteś moja - ocenił jej wygląd. Używając obniżonego tembru głosu, który działał na kobiety jak afrodyzjak, powiedział:
- Proszę mi wybaczyć ten niewinny fortel. Pociąga mnie pani tak, że nie mogłem się powstrzymać. Zrobiłbym wszystko, byle panią znów ujrzeć.
Patrzyła w niego z otwartymi ustami, jak zastygła. Przegiąłem? - zaniepokoił się agent. Ocknęła się. Palce miętosiły poły szlafroka.
- Ale ja pana nie znam... - zabrzmiało niezbyt przekonująco. Darek czuł, że twierdza gotuje się do kapitulacji.
- Wiem. Powinienem wpierw całą noc śpiewać pod pani balkonem. I jestem gotów to zrobić - zapewnił żarliwie. - Ale skoro już tu jestem... - dodał, posyłając jej uśmiech czarującego łobuziaka.

Próbowała się powstrzymać, ale to było silniejsze. Odwzajemniła uśmiech. Potraktował to jak przyzwolenie i wsunął stopę za próg. Cofnęła się o krok. Nie tyle dostrzegł, ile raczej wyczuł jakiś ruch za jej plecami. Coś zachrobotało i obok jej nóg pojawił się ciemny kształt, poruszając połami jej okrycia. Usłyszał niski, złowieszczy warkot i nagle łeb rotweilera z otwartą, zaślinioną paszczą pojawił się obok wciąż trzymanego bukietu. W panice rzucił się w tył.

Darek miał osiem lat, kiedy został dotkliwie pogryziony przez rotweilera sąsiadów. Do dziś nosił blizny na zszywanym uchu i ramionach i strach przed psami w sercu. Ela zobaczyła, jak przerażony cofa się przed szarżującym psem. Stracił równowagę i runął z łomotem na schody. Bukiet róż zatoczył malowniczy łuk, podążając za fundatorem. Światło na klatce zgasło. Do uszu Eli dobiegały potęgowane echem jęki i przekleństwa, którym akompaniowało głuche warczenie i odgłos rozpruwanej odzieży. Potem rozległ się tupot i rumor stopniowo przycichał w dole.

- To tyle w kwestii Romea i Julii - westchnęła kobieta i zatrzasnęła drzwi. Z zamkniętymi oczami oparła się o nie plecami. Pod powieką pojawiła się łza. Szum wody nachalnie przypominał o wannie. Podreptała do łazienki ze zwieszoną głową. W drzwiach zsunęła z siebie peniuar. Spływał powoli, ocierając się lubieżnie o jej skórę. Kiedy opadł, podniosła głowę tknięta nagłym przebłyskiem:
Cholera... Przecież ja nie mam psa.

Trzej przyjaciele wtaszczyli się do windy. Szkudlarek wdusił guzik oznaczony jedenastką. Chłodne powietrze w drodze z taksówki do osiedlowego bloku na tyle otrzeźwiło Maćka, że zainteresował się, która godzina. - O kurwa - skomentował tylko, gdy koledzy zaspokoili jego ciekawość. Kaśka dawno w domu. Ja pierdolę, ale Meksyk - panikował w duchu. Usiłował przejrzeć się w lustrze, ale nie widział wyraźnie, mimo rozpaczliwych prób podregulowania ostrości. Lustro musiało być strasznie upaćkane.

- Widaś po mie? - zagadnął.
- Nieee... No, może trochę - pocieszył Krzysiek. Karaś spojrzał pytająco na Ożoga.
- Przyczesz się, bo wyglądasz jak wkurwiony Chopin.
Maciek przygładził dłonią włosy.
- A teras? - spojrzał na nich błagalnie.
Roześmieli się i rechotali w trójkę, aż winda się nie zatrzymała.

- Śśśś... siiicho - napominał Karaś, gdy podprowadzali go pod drzwi mieszkania. Nie spodziewał się miłego przywitania i wolał nie alarmować sąsiadów. W ostatniej chwili przyszło mu też do głowy, że nie wygląda korzystnie prowadzony pod ręce przez kumpli. I że lepiej, by przyjaciele nie słyszeli, do czego zdolna jest wkurzona Kaśka. Ale było za późno - Ożóg już nacisnął klawisz dzwonka.

- Schowajsie sie - wychrypiał i uwolnił się z ich objęć. Zdążyli stanąć po obu bokach drzwi przyklejeni plecami do ściany. Zazgrzytał zamek i drzwi otworzyły się. Maciek lekko zakołysał się, jakby poruszony przeciągiem. Kaśka chwilę stała bez słowa, szacując rozmiar strat. Oczy formułowały akt oskarżenia. Maciek oczekiwał na wyrok. Jego system nerwowy dokonywał heroicznych wysiłków, by jednocześnie utrzymywać ciało w pozycji pionowej, mimikę w pozycji potulnego uśmiechu i nie pozwolić na opadanie ciążącym powiekom.

- Jak ty wyglądasz? - Złożyła ręce, splatając palce. - Oj, Maciek, Maciek... Rób tak dalej.
Pękł balon oczekiwania i napięcie uszło z Karasia, co objawiło się widocznym zwiotczeniem mięśni. Zachwiał się, ale opanował kryzys i nie posiadając się ze szczęścia wyartykułował:
- No jach chsesz, kochanie... Tylko... daj kase...









Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Krzysztof Suchomski · dnia 01.10.2011 19:09 · Czytań: 946 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 5
Komentarze
Krystyna Habrat dnia 05.10.2011 12:20
Sygnalizuję, że nadal mi się podoba, choć nadmiar dialogów (nie tylko u Ciebie) mnie nie cieszy. Ale,gdyby zrobić z nich słuchowisko albo film, byłoby to o wiele lepsze niż to co nam prezentują zawodowcy w serialach. Książka też będzie udana.
W sumie, pięknie przedstawiasz środowisko pewnego biura, miasta i nie tylko.Pięknie operujesz językiem. Tylko, czy oni aby nie za dużo piją? Wprowadź tam jakiego inspektora od AA.
Almari dnia 05.10.2011 16:36
Dochodziła ósma i pub powoli wypełniał się - Sugestia: Dochodziła ósma i pub powoli się wypełniał. Unikniesz wtedy dziwnego rymu hip-hopowego.

niecierpliwil się Ozóg. - niecierpliwił

załagodzil spór - j.w

toczyl się - j.w

Wybacz, Krzysztofie, że tak późno, ale obowiązki na uczelni mi się zaczęły. Końcówka genialna, w ogóle całość utrzymana w humorystycznym tonie. Cóż więcej, będę czytać dalej :)

Pozdrawiam
Krzysztof Suchomski dnia 05.10.2011 20:47
Krysiu, dzięki za pochwały, dają "kopa" do dalszej pracy. Inspektor AA? Kto wie? Może i dla niego znajdzie się rola :)
Almari, dzięki za trafne sugestie. I cieszę się, że tak podobała Ci się końcowa scena. Jak mawiają, "samo życie" - byłem jednym z odprowadzających.
Wasinka dnia 13.10.2011 22:14
Rozrywkowe towarzystwo, nie ma co... Picie i seks ;) Ale przyda im się nieco rozluźnienia po tym, co serwuje praca...
Ciekawe wątki się tutaj napoczynają, a Ciechowski wprowadza jakoweś halucynogenne napomknienia, by rozprowadzić nastrój na dalszą cześć tekstu. I przyznam, że zaintrygowały mnie "dziwne" przypadki, które tutaj się objawiają, i - mam nadzieję - to nie tylko fazy jakowychś psychicznych urojeń, ale cosik bardziej frapującego, chociaż to też może być frapujące, zależy od tego, w jakim kontekście wypełznie ostatecznie.

Aha, tak mi się pomyślało, czy nie dziwnym jest, że Maciek w myślach mówi na trzeźwo, podczas gdy ogólnie jego kwestie są dość nietrzeźwe fonetycznie. Może to i tak jest, że myśli się poprawniej, bo słów się nie wypowiada, ale takie myślenie zdaje się też być spowolnione i pijane... Jednak to tylko subiektywna wizja.
I tak spojrzałam powyżej na literówki wypisane przez Almari - jest tam też Ozóg, miast Ożóg.

Pozdrowienia księżycem wypełnione.
Krzysztof Suchomski dnia 14.10.2011 18:50
Wasinko, działanie alkoholu "spowolniło" mózg biednego Maćka, który dopiero w windzie zdał sobie sprawę, że nie będzie witany kwiatami. Ale nie na tyle, by nie mógł pomyśleć jednego czy dwóch prostych zdań, bo aparat mowy i koordynacji ruchowej zwykle jest w takich chwilach bardziej "zdewastowany" niż proces myślenia.
"Dziwne" przypadki nie są, jak słusznie podejrzewasz, jedynie poalkoholowymi omamami.
Dzięki za wizytę.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:44
Pierwsza część tekstu, to wyjaśnienie akcji z Jarkiem i… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:28
Chciałem w tekście ukazać koszmar uczucia czerpania, choćby… »
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
valeria
18/04/2024 19:26
Cieszę się, że przypadł do gustu. Bardzo lubię ten wiersz,… »
mike17
18/04/2024 16:50
Masz niesamowitą wyobraźnię, Violu, Twoje teksty łykam jak… »
Kazjuno
18/04/2024 13:09
Ponownie dziękuję za Twoją wizytę. Co do użycia słowa… »
Marian
18/04/2024 08:01
"wymyślimy jakąś prostą fabułę i zaczynamy" - czy… »
Kazjuno
16/04/2024 21:56
Dzięki, Marianie za pojawienie się! No tak, subtelnością… »
Marian
16/04/2024 16:34
Wcale się nie dziwię, że Twoje towarzyszki przy stole były… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:40
Najnowszy:pica-pioa