Vesper - cz.28 - Ramirez666
Proza » Długie Opowiadania » Vesper - cz.28
A A A
W sztabie operacyjnym DWS pozostało tylko kilku najważniejszych generałów z otoczenia Andrzejewicza. Reszta była zajęta opracowywaniem planu obrony przeciw zagrożeniu za strony nuklearnego terroru, jakie niósł za sobą przemierzający Bałtyk Kacper Keller. Na planszy projektora, gdzie przed paroma minutami sztabowcy oglądali zdjęcia z Hiroszimy, trwał obecnie interaktywny przekaz z centrali gdańskiego CBŚ. Ukazywał siedzącego za biurkiem starca w szarostalowej marynarce.
- Doktorze Klomberg – zaczął Andrzejewicz, pochylony nad swoim mikrofonem – proszę nam powiedzieć coś więcej o tym, kim jest Kacper Keller. Wiem, że złożył pan już zeznania naszym kolegom z policji, jednak prosiłbym uprzejmie o ponowne rzucenie światła na wskazany temat.
Klomberg wyraźnie ożywił się na dźwięk nazwiska Kellera. Do tej pory nie wiedział, dlaczego ma rozmawiać z zarządem Dowództwa Wojsk Specjalnych ani co to ma wspólnego z jego dzisiejszym zatrzymaniem.
- Tak jak mówił – zaczął głośno i wyraźnie – Kacper cierpi na zaburzenie osobowości, przekierowujące wszystkie jego zachowania na grunt agresji i skłonności destrukcyjnych.
- Umie panować nad swoimi emocjami czy utracił już zdolność racjonalnego myślenia? – zapytał ponuro generał Michalski, popijając gorącą kawę z plastikowego kubka.
- Kacper nie jest wariatem – pokręcił głową psychiatra, przypominając sobie uśmiechniętą twarz przystojnego chłopaka. - Wręcz przeciwnie. Jest szalenie zdolny i inteligentny. W gruncie rzeczy jest taki sam jak my wszyscy. Ma swoje plany, marzenia, słabości i nałogi. Chodzi tylko o jego niekontrolowaną chęć dążenia do mordowania.
- Konkretnie?
- Instynkt bitewny Kacpra wrósł mu w psychikę tak głęboko, że stał się integralną częścią jego osobowości. Niekiedy Kacper przestaje odróżniać wrogów od niewinnych ludzi. Jest zamknięty w sobie i nieufny. W każdym widzi potencjalnego przeciwnika. Długi czas żył w poczuciu zagrożenia, co stało się dla niego uzależniającą rutyną. Jego zdolności bojowe muszą być stale zaspokajane mocną dawką adrenaliny i przemocy, w przeciwnym wypadku straci nad sobą kontrolę i wszystkie drapieżne mechanizmy będą się uaktywniać samoczynnie. Świetnie sobie z tym radził podczas krakowskiej wojny gangów, gdzie do woli mógł strzelać, zabijać i podkładać bomby. Dokładnie tak jak chciał. Brutalnie, precyzyjnie i ryzykownie. To wszystko tylko napędzało jego zaburzenia.
- Długo pan go znał? – zapytał niespodziewanie Andrzejewicz.
- Prawie dwa lata.
- Jak pan myśli, co mógłby zrobić, gdyby wszedł w posiadanie broni masowego rażenia?
- O jakiej broni mówimy? – zapytał podejrzliwie lekarz.
- To nie ma znaczenia.
- Proszę odpowiedzieć…
Generał milczał przez chwilę patrząc we wlepione w niego oczy starego człowieka. Westchnął ciężko i odrobinę podciągnął się na krześle.
- Chodzi o bombę atomową. Walizkowy ładunek o niewielkiej mocy. Szacunkowo około pół kilotony.
- Boże Święty – wyjąkał Klomberg. – Ile osób może zabić taka bomba?
- Nie wiemy dokładnie, nigdy nie przeprowadzano podobnych badań ani testów. Sądzimy, że zdetonowana w gęsto zaludnionym mieście może zabić nawet osiemset tysięcy ludzi.
Zapadła grobowa cisza, przerywana tylko miarowymi oddechami siedzących w sali oficerów.
- Rozmawialiśmy kiedyś o dawnych czasach. – Niespodziewanie znów odezwał się Klomberg. – Kacper negatywnie odnosił się do Rosjan, którzy rzekomo nigdy nie ponieśli kary za swoje działania na szkodę Polski. Chodziło mu w szczególności o ludobójstwa jakich wojska sowieckie dopuściły się w czasie wojny na ludności cywilnej i żołnierzach AK. Powiedział wtedy, że… - doktor zmrużył oczy, wyraźnie próbując sobie coś przypomnieć - …ucieszyłby go widok płonącego Kremla. Tak, dokładnie tak wtedy powiedział.
Generałowie spojrzeli po sobie.
- Jeśli ten świr zdetonuje ładunek w Moskwie, będzie to miało poważne reperkusje polityczne – oświadczył ponuro Andrzejewicz.
- Kurwa! – wybuchnął niespodziewanie generał Fiodor. – Przecież tamci odpalą w odwecie swoje atomówki. Załatwią nas w pół godziny.
- Nie zrobią tego – odparł Andrzejewicz. – To byłoby naruszenie suwerenności sygnatariusza paktu północnoatlantyckiego. NATO by im nie darowało. Mogą jedynie prewencyjnie ostrzelać naszą flotę i lotniska na Pomorzu, ale nawet to byłaby katastrofa.
- Trzeba zadzwonić do naszej ambasady w Moskwie, nich jadą pogadać z ruskimi. Nie chcę, żeby przez tego wariata zasypali nas rakietami – powiedział generał Michalski, nerwowo stukając palcami w szklany blat konferencyjnego stołu.
- Dziękujemy doktorze – zakończył Andrzejewicz.
- Życzę powodzenia – pożegnał się Klomberg i transmisja zakończyła się. Plansza projektora znów była śnieżnobiała.
- Panowie, co wy na to – zwrócił się do kompanów Andrzejewicz, wygodnie rozpierając się na krześle.
- Sprawa jest cholernie poważna.
- Co z pułkiem specjalnym do walki chemicznej?
- Generał Sosnowski pojechał do garnizonu celem zebrania ekip ratowniczych. W ciągu godziny wszyscy powinni być gotowi, a śmigłowce przygotowane do lotu w każdy rejon kraju – wyjaśnił Michalski.
Szef DWS przejechał dłonią po swojej szpakowatej czuprynie. Nigdy nie czuł się tak zmęczony i zestresowany jak teraz.
- Dobrze więc – wstał, a za jego przykładem poszli inni członkowie narady – proszę udać się do swoich sekcji i przygotować raporty na temat stanu gotowości każdej z nich. Chcę mieć pełną listę czynnych uczestników akcji i co najmniej cztery możliwe warianty przeprowadzenia ewakuacji. Ja muszę zadzwonić do prezydenta i poinformować go o wszystkim.
Oficerowie zasalutowali, odmeldowali się i szybkim krokiem ruszyli ku drzwiom. Chwilę potem, gdy już wszyscy opuścili salę obrad, Andrzejewicz został sam. Cisza i pusta przestrzeń ogromnego pomieszczenia zadawała się dręczyć go i przytłaczać jeszcze bardziej niż myśl, że na jego barkach spoczywa odpowiedzialność za powstrzymanie groźnego psychopaty, trzymającego rękę na zapalniku bomby atomowej. To był dotychczas zdecydowanie najtrudniejszy sprawdzian w jego wojskowej karierze.
Osamotniony Andrzejewicz usiadł z powrotem na swoim krześle, oparł łokcie o blat stołu i ukrył zmęczoną twarz w dłoniach. To wszystko zaczynało przerastać nawet jego.

* * *



Keller usłyszał donośny terkot wystrzałów z broni maszynowej. Odruchowo pochylił się, choć dobrze wiedział, że strzał serią z odległości ponad trzystu metrów jest na ogół strzałem chybionym. Obrócił się i ze spokojem ocenił, że śmigłowce są jeszcze dosyć daleko. Mimo wszystko zbliżały się do niego niebezpiecznie szybko. Musiał przeciwdziałać. Spowolnić obie maszyny i kupić sobie tym samym wystarczająco dużo czasu na przekroczenie granicy wód terytorialnych. Kacper znał główne zasady prawa morskiego. Wiedział, że jurysdykcja polskich organów ścigania kończy się na linii granicznej dzielącej wyłączną strefę ekonomiczną i wody terytorialne dystryktu królewieckiego. Spojrzał ukradkiem na swój GPS. Jeszcze tylko półtorej kilometra. Westchnął z ulgą i uśmiechnął się zadowolony. Następnie chwycił za kałasznikowa i prędkim, zamaszystym ruchem odciągnął rygiel zamka.
- Ci ludzie nie wiedzą, kiedy sobie odpuścić – powiedział kręcąc głowę z dezaprobatą, po czym obrócił się do tyłu, sprawnie wyginając tułów i opróżnił pół magazynka w kierunku oświetlonych reflektorami śmigłowców. Piloci zareagowali na wystrzeloną w ich kierunku serię w mgnieniu oka, wykonując płynny unik. Żadna z kul nawet nie drasnęła pokładowego pancerza. Chłopak ustabilizował i wyrównał oddech, wycelował nieco dokładniej i poprawił serię, jednak ponownie nie odniósł widocznego rezultatu. Keller wiedział jednak, że długa, choćby niecelna seria robi na pilocie wrogiej maszyny większe wrażenie psychologiczne niż kilka pojedynczych, trafionych strzałów. Starał się więc spowolnić helikoptery do tego stopnia, żeby móc dotrzeć do rosyjskiego pasa wód przybrzeżnych utrzymując ogon jak najdalej w tyle. Wiedział, że tam nie mają prawa go ścigać. Linia graniczna była niedaleko, a jego szanse rosły z każdą kolejną sekundą. Wydawało się, że i tym razem całe piekło stanęło po jego stronie.


* * *



Wejchert zaczął zmieniać magazynek dokładnie w tym samym momencie, w którym rosyjski operator radaru ponownie nawiązał łączność z pilotem śmigłowce. Ponownie zażądał od obu W-3 zmiany kursu pod groźbą otwarcia ognia. Tym razem wyraźnie podkreślił, że to już ostatnie ostrzeżenie.
- Danny! – stojący tuż za fotelem pilota Wolski był już mocno zdenerwowany. Przestawał wytrzymywać panujące na pokładzie napięcie, zwłaszcza, że od południa leciały w ich stronę dwa rozpędzone myśliwce.
- Jeszcze moment! - Komisarz wsunął pojemnik z nabojami do gniazda karabinu i kantem dłoni trzasnął w bezpiecznik, po czym znów wychylił się za burtę helikoptera. – Prawie go mamy!
- Danny, to nie żarty – Wolskiemu zawtórował Szymczak. Nawet on dostrzegał beznadziejność sytuacji. – Odpuść sobie!
- Nie teraz!
- Musimy się zatrzymać!
- Musimy go gonić!
Rozmowę przerwało pojawienie się na terminalu awioniki sygnału alarmowego. Na ekranie usytuowanym przed siedziskiem pilota zaczęły migać na czerwono dwie awaryjne kontrolki bezpieczeństwa. Nowoczesny system wczesnego ostrzegania dawał w ten sposób znać, że nadlatujące z południa myśliwce zaczęły namierzać cel przy użyciu wiązek laserowych.
- Kurwa! – jęknął pilot. – Kapitanie! Namierzają nas. Aktywowali system laserowego wyszukiwania celów. Zeszli na osiemset metrów. Za chwilę odpalą pociski!
Wychylony za burtę Daniel usłyszał poprzez huk rotorów dochodzące gdzieś z oddali wycie silników odrzutowych.
- Schodzą na wysokość uderzeniową – pilot mówił jak opętany, wyglądało zupełnie tak, jakby wpadł w trans. - Pułap siedemset pięćdziesiąt. Odbezpieczyli broń i czekają na potwierdzenie rozkazu otwarcia ognia!
- Nie zdążymy! – stwierdził sucho Wolski. - Zawracamy!
Pilot odetchnął z ulgą. Błyskawicznie szarpnął drążkiem i zatrzymał maszynę, po czym ustawił częstotliwość, by skontaktował się z rosyjskim nawigatorem. Potwierdził przyjęcie meldunku i podał współrzędne trasy, którą zamierzał powrócić do Gdańska. To samo zrobił pilot drugiej maszyny niespełna pół minuty później. Pościg był definitywnie zakończony. W tym miejscu kończył się zasięg działania polskiego wymiaru sprawiedliwości i oficerowie specjalnej grupy pościgowej nie mieli prawa dalej gonić Kacpra Kellera. Chłopak znajdował się już w strefie rosyjskich wód przybrzeżnych.
Zrozpaczony Wejchert wydał z siebie odgłos podobny do jęku, błyskawicznie uniósł karabin i strzelił jeszcze kilkanaście razy w kierunku oddalającego się celu, który z każdą sekundą stawał coraz mniej widoczny, aż wreszcie całkiem rozmył się w obiektywie lunety. W końcu iglica sucho trzasnęła o ramy pustej komory. Wyczerpał się drugi magazynek. Komisarz opuścił broń, której rozgrzana lufa ziała jeszcze kłębami dymu. Nie mógł uwierzyć, że przebiegły zabójca znów się wymknął. Kolejny raz pozwolili mu uciec. Na dodatek tym razem z bombą jądrową w rękach.
- Gońcie go! – wrzasnął Wejchert i gniewnie wycelował palec w Wolskiego.
- Ich obrona powietrzna zmiecie nas na proch! – Kapitan stanowczo pokręcił głową. – Nie możemy lecieć dalej! Rozwalą nas!
- A jego nie? – upierał się gliniarz. – Przecież on też naruszył ich terytorium.
- Łódź takich rozmiarów prześlizgnie sie między ich statkami bez trudu, nawet jeśli rzeczywiście prowadzą tam jakieś ćwiczenia.
Wściekły komisarz miał przez chwilę ochotę skoczyć w lodowate odmęty Bałtyku. Odebrać sobie życie i raz na zawsze zapomnieć o całej sprawie. Zło ponownie wygrało z dobrem. Dlatego, że dobrzy ludzie zawiedli. Tym razem konsekwencje tego błędu mogły być katastrofalne. Daniel z powrotem wsunął się do kabiny i z hukiem zamknął właz. W uszach wciąż dzwonił mu złowieszczy dźwięk silnika oddalającej się łodzi motorowej.
- Kurwa! - warknął Szymczak waląc pięścią w stalową ścianę kabiny. - Wszystko na marne! Cała pierdolona akcja!
- Nie wierzę - pokręcił głową Młody.
- Ani zakładników, ani zatrzymanych, ani nawet tego skurwysyna – podsumował Rafał, cedząc słowa przez zaciśnięte zęby.
- Lepiej oddalmy się stąd zanim te myśliwce postanowią nas zestrzelić - nakazał Wolski.
- Co z naszą artylerią? – zapytał Wejchert siadając na swoim miejscu. – Przecież na obu korwetach mieliśmy wyrzutnie rakietowe średniego zasięgu.
- Wątpię czy z tej odległości trafiłyby w lotniskowiec – skrzywił się Wolski. – Jesteśmy prawie trzydzieści kilometrów dalej, jest noc, a cel to mała, rozpędzona na maksa motorówka. Nic nie możemy zrobić, Danny. To koniec.
Kiedy to mówił, oba myśliwce przeleciały w odległości kilkuset metrów od helikopterów, odbiły w prawo i pomknęły na wschód, zostawiając za sobą echo potężnych silników. Pilot z ulgą odprowadził je wzrokiem, ostatni raz pożegnał się z rosyjskim nawigatorem i zaczął manewrować drążkiem w celu wyprowadzenia maszyny z niebezpiecznej strefy.
- Komisarzu Wejchert? - W słuchawkach pasażerów śmigłowca rozległ się szorstki, przerywany trzaskami zakłóceń radiowych, głos generała Roberta Zielińskiego, dowódcy garnizonu lotniczego na Oksywiu. - Słyszy mnie pan?
- Generał Zieliński? – zdziwił się Daniel. – Słyszę pana. Głośno i wyraźnie.
- To bardzo dobrze – Wejchert odnotował, że głos jego rozmówcy jest pełen dziwnej, chłodnej satysfakcji, jaka cechuje elitę bezwzględnych profesjonalistów. - Proszę teraz spokojnie wycofać swoje maszyny i nie prowokować dłużej Rosjan waszą obecnością w pobliżu ich przestrzeni powietrznej. Znam ich od dawna i wiem, że w razie konieczności nie zawahają się was zestrzelić. Proszę wierzyć mi na słowo, im naprawdę niewiele trzeba, żeby rozruszać jakąś aferę.
- Keller uciekł! – żachnął się Wejchert. – Jeśli dotrze na stały ląd z tym ładunkiem, to z pewnością go zdetonuje. To psychopata, który chce rozpętać globalną wojnę dla własnej chorej satysfakcji. Jeżeli coś takiego…
- Proszę się nie martwić – uspokoił go Zieliński. - Moje asy zaraz zajmą się tym draniem. Chyba nie wystraszyli was za bardzo? – generał zaśmiał się serdecznie. - Wiem, że powinienem was uprzedzić o tej akcji, ale tak się składa, że od godziny działam bez zgody wyższego dowództwa, więc nie muszę przestrzegać tych wszystkich procedur o informacji. Nieoficjalnie już straciłem stanowisko, więc tak naprawdę nie podlegam już nikomu.
- Jak to? Chce pan powiedzieć, że…
- Te skurwysyny są mi coś winni i jeśli choć jednemu z nich mogę solidnie odpłacić, zrobię to bez chwili wahania. Tak się złożyło, że miałem akurat w bazie uzbrojone i zatankowane myśliwce. Pomyślałem, że mógłbym je jakoś wykorzystać, skoro odwołaliśmy akcję na Vesper.
- Będzie pan miał przez to spore kłopoty, generale! – powiedział niepewnie Daniel.
- Ja już i tak jestem skreślony. Lada moment w garnizonie pojawi się żandarmeria z nakazem aresztowania mnie za niewykonanie rozkazu. Postanowiłem, że na koniec swojej kariery zrobię jeszcze coś pożytecznego. A co może być bardziej pożytecznego niż uratowanie miliona ludzkich istnień? Chyba się pan ze mną zgodzi, komisarzu.
- Dziękuję - odparł policjant po krótkiej chwili milczenia. - Jest pan porządnym człowiekiem.
- A pan dobrym gliniarzem. Żegnam, komisarzu.
Krótki, metaliczny zgrzyt zrywanego połączenia zakończył rozmowę. Pasmo znów było głuche tak jak chwilę wcześniej. Zaintrygowany Wejchert ruszył na przód kabiny, do kokpitu, gdzie położył dłonią na oparciu fotela, wbijając wzrok w nocny horyzont. Tuż za nim stanął Wolski i Szymczak, również zaciekawieni niespodziewanym rozwojem wypadków.


* * *



Podczas tej krótkiej rozmowy pomiędzy generałem i nadkomisarzem oba odrzutowce klasy F-16 należące do floty zabezpieczenia powietrznego polskiej marynarki wojennej, podarowane niegdyś polskim siłom lotniczym przez amerykańskich sojuszników, przemknęły dystans dzielący śmigłowce od ich uciekającego celu. Piloci jeszcze raz sprawdzili wytyczne celu, zgrali pomiar wiązki laserowej z panelem HUD i przygotowali się do odpalenia, chwytając za drążki sterujące uzbrojeniem.
- Lider eskadry Echo do bazy – głos pilota był zniekształcony i wytłumiony przez akustykę maski tlenowej, jednak koordynator słyszał go bardzo wyraźnie – zgłaszam gotowość do ataku. Cel namierzony.
- Przyjąłem – potwierdził nawigator, po czym obrócił się na krześle w stronę Zielińskiego. – Panie generale?
- Rozwalić go! – odparł chłodno oficer.
- Eskadra Echo – nadał łącznościowiec – macie pozwolenie na atak, powtarzam, macie pozwolenie na atak.
- Echo 1, przyjąłem – zgłosił pilot. - Odpalam broń główną.
- Echo 2, potwierdzam.
- Do dzieła, chłopaki – dodał z uśmiechem koordynator, po czym zerknął na wielki ekran wyświetlający obraz z kamery Predatora, na którym widać było maleńką łódkę przecinającą gładką taflę Bałtyku.
Sekundę po otrzymaniu meldunku oba myśliwce jednocześnie wystrzeliły nakierowane pociski i wykonały płynny zwrot z powrotem na zachód, wzorując się na klasycznym zawrocie Immelmana, czyli połączeniu półpętli i półbeczki. Obie rakiety, a były to przewidziane programem dla Vesper pociski kasetowe, przemknęły ze świstem kilkaset metrów po czym zapalnik czasowy otworzył pancerz pocisku, otwierając tym samym drogę dla subamunicji, która rozproszona, zaczęła opadać z ogromną prędkością ku powierzchni morza. Kilkaset wyrzuconych w powietrze miniaturowych pocisków zapalających, po trzysta piętnaście z każdej bomby, rozłożyło stateczniki i poszybowało we wszystkie strony, szykując się do zebrania należnej śmierci daniny.

* * *


Śmigłowce wisiały nieruchomo kilkadziesiąt metrów nad powierzchnią wody. Ich pasażerowie, zaintrygowani zaskakującą nowiną generała, podeszli do pleksiglasowych okien, z zaciekawieniem spoglądając w martwą pustkę smaganego lodowatym wiatrem akwenu. Nagle horyzont, mniej więcej kilometr od ich pozycji, rozświetlił gwałtowny, oślepiający blask.
Rozrzucone ładunki zapalające dotarły na wyznaczoną wysokość i eksplodowały tuż nad powierzchnią wody, odpalone mechanizmem zapalnika balistycznego. Każdy z ponad sześciuset tych śmiertelnie niebezpiecznych pocisków miał siłę zdolną rozerwać na strzępy samochód albo nawet niewielkich rozmiarów, jednopoziomowy dom. Teraz zaczęły eksplodować jeden po drugim, otwierając szeroki na ponad trzysta i długi na tysiąc pięćset metrów niszczycielski korytarz ognia. Płonący dywan w najwyższych miejscach sięgał poziomu trzeciego piętra. Temperatura wewnątrz ognistej pożogi w ciągu paru sekund wzrosła do ponad tysiąca stopni. Wielka połać morza, zajmująca powierzchnię kilkudziesięciu boisk piłkarskich, rozjarzyła się jak słońce, rozświetlona jaskrawym blaskiem ognia. Trzy sekundy po tym jak eksplodowały pierwsze ładunki, do uszu oniemiałych z wrażenia pasażerów obu policyjnych maszyn dotarło echo potężnej serii huków, zlanych w jeden potężny grzmot, zdający się rozdzierać umysł i ciało na drobne kawałki. Policjanci ujrzeli i w jednej chwili zrozumieli jak wygląda piekło. Potęga bomb kasetowych była nie do zakwestionowania. Wiedzieli, że gdyby bombardowanie Wesper doszło do skutku, skumulowana w jednym miejscu siła tych ładunków nie miałaby granic i spaliłaby na popiół całą jednostkę wraz z załogą i pasażerami.
Spektakl trwał zaledwie osiem sekund. Tyle wystarczyło, aby płomienie ostatnich ładunków buchnęły w niebo, zamigotały i zgasły. Echo eksplozji całkiem ucichło. Morze znów pogrążyło się w mrocznej pustce. Zapatrzony w horyzont Wejchert uśmiechnął się złośliwie.
- Przegrałeś - szepnął do siebie tak cicho, że nikt inny, nawet stojący obok koledzy z wydziału tego nie słyszeli. – Przegrałeś – powtórzył po chwili, obracając to słowo w myślach jeszcze dziesiątki razy
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Ramirez666 · dnia 12.10.2011 19:54 · Czytań: 535 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 0
Komentarze

Ten tekst nie został jeszcze skomentowany. Jeśli chcesz dodać komentarz, musisz być zalogowany.

Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:44
Pierwsza część tekstu, to wyjaśnienie akcji z Jarkiem i… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:28
Chciałem w tekście ukazać koszmar uczucia czerpania, choćby… »
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty