Miała 34 lata. Od kilku lat była mężatką i matką 2 synków.
Pracowała w dość znanej firmie, a praca jaką wykonywała była bardzo ciekawa. Wiązała się z częstymi wyjazdami za granicę. Firma miała siedzibę w wieżowcu, który znajdował się w pobliżu jego pracowni. Często gdy przechodziła obok, spoglądała w jej stronę.
Gdy urodziła drugiego synka zdecydowała, że weżmie 3-letni urlop wychowawczy, żeby lepiej zająć się dziećmi i domem.
Pewnego dnia mama do niej powiedziała:
- Może jednak do niego pójdziesz? Minęło już tyle lat, może się zmienił. Masz takie udane dzieci, zabierz je ze sobą. Niech zobaczy jakie ma wnuki.
Zdecydowała się pójść. Zabrała ze sobą tylko młodszego rocznego synka, bo starszy w tym czasie był w szkole.
Idąc do niego obiecywała sobie, że będzie spokojna i zniesie wszystko.
Synek zasnął w czasie jazdy tramwajem. Nie chciała go budzić, tylko przytuliła do siebie mocniej. I ze śpiącym dzieckiem na rękach stanęła przed drzwiami pracowni. Chciała zadzwonić, ale drzwi otworzyły się wcześniej. Otworzyły się także duże okna pracowni i jacyś panowie zaczęli wynosić olbrzymią rzeżbę. Usiadła na ławeczce obok i obserwowała całą akcję. Gdy już rzeżbę załadowano na samochód podeszła bliżej do pracowni.
Stał jeszcze w drzwiach i palił papierosa. Gdy ją zobaczył, rzucił niedopałek, przydeptał go butem i powiedział:
- Niech pani poczeka, dam pani parę złotych na mleko dla dziecka.
Poczuła łzy napływające do oczu, więc zaczęła w myślach liczyć do dziesięciu. A on w tym czasie wrócił i wyciągnął do niej rękę z jakimiś monetami.
- Jestem Hania - powiedziała tak jak 16 lat przedtem.
Chyba trochę się speszył, bo szybko schował rękę, cofnął się i zaczął przypatrywać jej i śpiącemu dziecku.
Długo trwającą ciszę przerwał głos kobiety, która ukazała się w drzwiach pracowni.
- Chodż szybko, bo dzwoni ksiądz kanclerz - powiedziała do niego.
- Poczekaj tu - powiedział - zaraz wrócę.
Znowu usiadła na ławeczce, przytuliła jeszcze mocniej śpiącego synka. Zastanawiała się czy przypadkiem już teraz nie wrócić do domu. Tym bardziej, że usłyszała dochodzące z pracowni słowa:
- Bardzo proszę, proszę przyjechać. Czekamy na księdza.
Po chwili wyszedł i zaprosił ją do środka.
Gdy wchodzili kobieta w pracowni spojrzała na nią pytająco.
- Przyszła do mnie córka - powiedział - a to chyba jej dziecko.
- A to jest moja pani - przedstawił ją córce śmiejąc się.
W milczeniu podały sobie ręce.
Wtedy dziecko rozbudziło się. Rozejrzalo się, spojrzało na nią, potem na dwie obce twarze, potem znowu pytająco na nią i pięknie się uśmiechnęło.
- Proszę usiąść tutaj - powiedziała tamta pani - zaraz zrobię herbatę.
- Chłopiec czy dziewczynka? - zapytał.
- Chłopiec - odpowiedziała - mam jeszcze starszego synka, chodzi już do szkoły.
- Oj, to dobrze - ożywił się - nawet nie wiesz jak bardzo chciałem mieć synów. Może odziedziczyliby po mnie talent.
- Ale masz córki. I one nie odziedziczyły po tobie talentu - powiedziała spokojnie, chociaż dużo ją ten spokój kosztował.
Tamta pani podała herbatę i ciasteczka dla dziecka. Powiedziała: - Ślicznego ma pani synka.
A on intensywnie przypatrywał się swojemu młodszemu wnukowi i zaproponował:
- Może usiądziecie tutaj, bo tu jest lepsze światło. Daj mu jakąś zabawkę do ręki. O tak, dobrze. Jak on ma na imię?
- Marcinek.
- Marcinku - zawołał do niego - popatrz tutaj, odwróć główkę. Wspaniale, nadaje się.
Wstał, wziął do ręki dłuta, odsłonił dużą, zaczętą rzeżbę. Powiedział:
- Zajmij go tak, żeby się za bardzo nie ruszał. Ma wspaniałe rysy. Wykorzystam je bo właśnie rzeżbię Madonnę z Dzieciątkiem.
I spoglądając na małego wnuczka zaczął rzeżbić w drewnie twarz Dzieciątka.
Siedziała nieruchomo z dzieckiem na kolanach bojąc się głębiej odetchnąć. Nie wierzyła własnemu szczęściu, myślała, że to wszystko jej się śni. Herbata dawno wystygła, dziecko zaczęło wyciągać rączki do ciasteczek i wiercić się.
- Chyba muszę mu zmienić pieluszkę bo się zsiusiał. Możemy przerwać? - zapytała po godzinie.
Nie odpowiedział, bo ktoś zadzwonił do drzwi i jego pani poszła otworzyć. Dopiero słysząc jakieś głosy odłożył dłuta.
- Witamy, witamy księże kanclerzu. O - i ksiądz Jacek też przyszedł - powiedział serdecznie, gdy zobaczył dwóch księży wchodzących do pracowni.
Zrozumiała, że pozowanie się skończyło, wstała, zmieniła dziecku pieluszkę i zaczęła je ubierać.
- Przyszliśmy zobaczyć jak postępują prace przy rzeżbieniu Madonny z Dzieciątkiem - powiedział ważniejszy ksiądz.
- Och, bardzo dobrze, bo właśnie odwiedziła mnie córka i wnuczek. A że wnuczek ma piękne rysy, więc trochę je ukradłem dla Dzieciątka - zażartował.
- To bardzo dobrze - ucieszył się drugi ksiądz - jest pan wyjątkowo dobrym człowiekiem. Nawet rysy najbliższych osób chce pan uwiecznić w swoich dziełach.
- Czy zdaje sobie pani sprawę z tego jak wspaniałym człowiekiem jest pani ojciec? -zapytał ją nagle ważniejszy ksiądz.- Bo widzę, że jest nie tylko wybitnym rzeżbiarzem, ale także wspaniałym ojcem i dziadkiem. Na pewno jest pani z niego dumna.
Odwróciła się od nich ubierając dziecko. Nie chciała, aby zauważyli łzy w jej oczach. Nic nie odpowiedziała.
- Oj, coś mi się wydaje, że nie jest pani najlepszą córką. No cóż, tak to czasami bywa z dziećmi. Nie zawsze potrafią docenić rodziców i ich miłość. Czy mam pani przypomnieć piąte przykazanie? - kontynuował ksiądz.
Wtedy odwróciła się i spojrzała wspaniałemu ojcu prosto w oczy. Wcale się nie speszył tylko powiedział:
- Idziesz już? To ucałuj ode mnie Krzysia. I powiedz mu, że bardzo za nim tęsknię.
- Twój starszy wnuk ma na imię Michał - powiedziała spokojnie.- Nie możesz za nim tęsknić, bo nie wiedziałeś, że istnieje. Podobnie jak ten młodszy, którego zobaczyłeś dzisiaj po raz pierwszy, bo cię niespodziewanie z nim odwiedziłam.
Zapadła cisza. A ona wzięła dziecko na ręce i wyszła szybko z pracowni.
Lata świetlne od tego czasu minęły. A ja ją widzę jak patrzy na znajdującą się w jednym z warszawskich kościołów rzeżbę Madonny z Dzieciątkiem. I jak na próżno szuka w twarzyczce Dzieciątka podobieństwa do swojego, małego wtedy synka.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Hedwig · dnia 19.10.2011 09:46 · Czytań: 998 · Średnia ocena: 5 · Komentarzy: 14
Inne artykuły tego autora: