WARIATKA
W dniu, w którym odszedłeś wprowadził się do mnie diabeł. Ciepły, miły, czuły. Mówił : to niesprawiedliwe, co cię spotkało, nie zasłużyłaś na to. Podsuwał lekarstwa na rozpacz i samotność: wino, gry komputerowe, słodycze, sen. Odpocznij, biedactwo ty moje – mówił. Nic nie ma sensu. Dla kogo chcesz sprzątać? Dla kogo gotować? Dla kogo ubierać się modnie? Tylko dla siebie samej? Daj spokój... Już nic nie musisz. Z nikim nie musisz się liczyć. Nikomu nie musisz się podobać. Taka jesteś zmęczona. Wrzuć luz. Rodzina, przyjaciele? Zapomnij o nich. Nikt nie zrozumie twojego smutku. Nikogo to nie obchodzi. Ludzie uciekają od przegranych. Liczą się tylko zwycięzcy. Sama musisz sobie poradzić z cierpieniem.
Z każdym następnym kieliszkiem wzrastała wiara w siebie. Tak. Dam radę. Jestem silna. Jestem jeszcze młoda. Jestem ładna. Dam radę! Potem, gdy upojona alkoholem, późno w nocy zasypiałam, jak przez mgłę docierało do mnie, że nie jest dobrze.
Rano, kiedy budziłam się niewyspana, zmęczona, z bólem głowy i z pośpiechem biegałam po zaniedbanym, nieposprzątanym mieszkaniu szykując się do pracy, diabeł śmiał się ze mnie. Jesteś zerem – szydził. Spójrz na te porozrzucane rzeczy, na niezmyte naczynia, uschnięte kwiaty. Na kurz i brud pokrywające wszystko. Na puste butelki po alkoholu. Nic nie jesteś warta. Nie zasługujesz, żeby żyć.
Mylisz się – protestowałam. Po powrocie z pracy zmienię to. Posprzątam, umyję okna, może coś ugotuję. Zacznę żyć jak normalny człowiek.
Wieczorem, gdy otwierałam drzwi, wiedziałam, że nic się nie zmieni. Puste mieszkanie: betonowa klatka, zimna, nieogrzewana miłością. Już nigdy, mój kochany, nie będziesz ze mną. Już zawsze samotność. Wieczna tęsknota. Ból, cierpienie, bezsens. I znowu z mroku wychodził diabeł. Podsuwał kieliszek wina. Parę łyków i nie będzie bolało – mówił. Siadaj do komputera, pobaw się, poustawiaj kolorowe kamyki. To pomoże ci uciec od złych myśli. Obiad? Po co? Zostało jeszcze trochę ciasteczek, jakaś czekolada. Najważniejsze, że masz jeszcze jedną butelkę wina.
Scenariusz powtarzał się od miesięcy. Zaklęty krąg. Rano diabeł kpił: i gdzie twoje dobre postanowienia? Jesteś nikim. Głupią, zaniedbaną frustratką, a może już alkoholiczką!
Nie! Nieprawda! – krzyczałam.
A kto wczoraj po północy biegał po osiedlu szukając sklepu nocnego, bo zabrakło wina? Szmata! – odpowiadał z ironią. A w ogóle to ciekaw jestem, jak długo jeszcze będziesz udawała przed ludźmi kogoś innego? Przecież na pewno już wyczytali z twojej twarzy kim naprawdę jesteś. Roztyłaś się od tych słodyczy. Jesteś odrażająca! Rzuć tę pracę wreszcie! Przecież ty się do niczego nie nadajesz! Nie zasługujesz, żeby żyć – powtarzał jak mantrę.
Wracając z pracy do domu zastanawiałam się jak będzie wyglądał wieczór. Wiedziałam, że nic się nie zmieni… A może jednak?
Tego dnia nieokreślone postanowienie zaczęło kiełkować w moim umyśle. Ciekawe – gdy weszłam do mieszkania, diabeł stał cicho w cieniu i tylko uśmiechał się życzliwie. Wiedziałam już co powinnam zrobić.
Tak, to dobry pomysł - mówiło jego spojrzenie.
W apteczce było sporo tabletek. Wysypałam ze wszystkich fiolek. Wyłuskałam z paletek. Dużo- pomyślałam.
Jakie ładne, kolorowe, jak twoje kamyki z komputera – przymilał się diabeł, który znowu był przy mnie. Wybierz w pierwszej kolejności te białe. Działają najmocniej.
Nalałam wina do szklanki. Łykałam szybko po kilka tabletek. Popijałam winem. Siedziałam nad pustą szklanką i zastanawiałam się, co teraz będzie. Spokój? Ulga? Już niedługo... Senność. Chwiejnym krokiem podeszłam do łóżka. Sen. Tylko sen. Kojąca cisza. Czyjeś kochające ręce wyciągnięte do mnie. Tak. Jestem małą dziewczynką. Pobiegnę i rzucę się w ramiona taty. To mój azyl, moje bezpieczeństwo. Biegnij mała, biegnij! Wiesz, że cię kocham! I nagle ostry, natarczywy dźwięk. Co się dzieję? Dzwonek do drzwi? Zaczekaj tato, otworzę…
Poczta kurierska. Przesyłka dla pani – mężczyzna za drzwiami wyciągnął do mnie rękę z kopertą. Oj, co się z panią dzieje? Źle się pani czuje? Odpłynęłam w niebyt.
Nie wiem jak długo byłam nieprzytomna. Kiedy ocknęłam się, spod niedomkniętych powiek dostrzegłam karetkę pogotowia. Ktoś otworzył drzwi i poczułam, że wsuwają mnie do środka.
Zanim uruchomiono sygnał i samochód ruszył, usłyszałam rozmowę dwóch moich sąsiadek.
To ta z czwartego piętra! Nie wiedziała pani, że ona pije? Tak, nie mylę się. Nieraz widziałam, jak kupowała po kilka butelek wina. Udawała, że jest normalna, ale to wariatka! Od kiedy została sama zupełnie się zaniedbała. A żeby widziała pani jej mieszkanie! Syf!
Uciec. Uciec w sen. Lekarz w karetce nie pozwala. Ciągle gada – proszę nie zasypiać! Co za natręt…
Najgorsze dopiero nadeszło. Płukanie żołądka, wymioty, omdlenia.
Potem, kiedy już wymęczona leżałam na łóżku, przyszedł lekarz. Wysoki blondyn, ciemne oczy. Ale ciacho – pomyślałam.
I po co to było? – zapytał ciepło. Życie ma wiele pięknych stron. Nie można koncentrować się na tym, co nas boli. Trzeba rozejrzeć się dookoła. Świat ma nam tyle do zaoferowania! – mówił z przekonaniem.
Gdzieś z tyłu głowy odezwał się diabeł. Ble, ble, ble doktorku. Co ty wiesz o życiu?
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Luana · dnia 01.11.2011 09:59 · Czytań: 908 · Średnia ocena: 4,33 · Komentarzy: 21
Inne artykuły tego autora: