Boże, jaka jestem szczęśliwa! Miałam ochotę mruczeć jak moja kotka. Miałeś rację – świat jest piękny!
Siedziałam na kanapie przytulona do ciebie. Obejmowałeś mnie w pasie jedną ręką, w drugiej ściskałeś pilota od telewizora. Tak, tak, tak! – krzyczałeś.- Teraz! Teraz! O, nieee!!! Jak można spieprzyć takie podanie?!
Na ekranie telewizora piłkarze ganiali po boisku za piłką. Ty rozemocjonowany, wpatrzony w ekran. Ja wpatrzona w ciebie. Wtulona. Narkotyzowałam się twoim zapachem. Woda po goleniu? Szampon do włosów? A może po prostu ty? Bosko! Pełny odlot! Odruchowo, jakby odgadując moje myśli, pocałowałeś moje włosy.
Jeeeeeeest!!! Nareszcie! – ryknąłeś radośnie. Wycałowałeś moją twarz, jakbym to ja strzeliła gola.
Mecz trwał a ja myślami wróciłam do momentu kiedy się poznaliśmy.
Jak to możliwe, że się we mnie zakochałeś? Właśnie wtedy, kiedy sponiewierana próbą samobójczą, blada i zaniedbana, leżałam na szpitalnym łóżku i patrzyłam na ciebie jak na wariata, gdy przekonywałeś mnie, że życie jest piękne. Nieatrakcyjna, przegrana, po przejściach. Uśmiechałeś się do mnie i przychodziłeś częściej, niż do innych pacjentek. Przed wypisem powiedziałeś mi, że nie chciałbyś tracić ze mną kontaktu. Dziwne…
Diabeł szeptał mi do ucha – nie ufaj mu! Wiesz jacy są faceci. Ta jego troska o ciebie, oferowanie pomocy w codziennych trudnościach – przecież to nieszczere! Ma w tym jakiś cel. Skrzywdzi cię. Będzie bolało. Pozbądź się go jak najszybciej - przekonywał.
Ty nie zrażałeś się, mimo że byłam nastroszona i fukająca jak niezadowolona kotka. W końcu złapałam się na tym, że czekam na ciebie, że uśmiecham się kiedy cię widzę…
Ten twój wieczny optymizm… W końcu zaczęłam wierzyć, że wyjdę z kryzysu. Że pomożesz mi odbudować moje życie.
Zabierałeś mnie na długie spacery, wycieczki za miasto, do teatru.
Kiedy jednak pewnego dnia, po wspólnie spędzonym wieczorze, kolacji przy świecach w nastrojowej knajpce, odprowadziłeś mnie do domu i na pożegnanie powiedziałeś – kocham cię krzyknęłam: kłamiesz! Ja nie nadaję się do kochania! Ze łzami w oczach pobiegłam do domu.
Długo mnie potem przekonywałeś, że mam dużo więcej do zaoferowania niż te wszystkie znane ci lalki Barbie, zainteresowane tylko nowymi ciuchami, drogimi kosmetykami i facetami, a właściwie stanem ich kont. Że nie rozumiesz mojej niskiej samooceny. Widzisz we mnie atrakcyjną, seksowną kobietę. Że kochasz moją kruchość i niepewność, że chcesz opiekować się mną, chronić i razem ze mną odkrywać uroki świata…
Od kiedy zamieszkałeś ze mną, diabeł wyprowadził się na dobre. Nie było miejsca dla was obu. Czasem przysyła mi liściki – niepokoje, które bez czytania odsyłam do nadawcy.
Wczoraj, gdy robiłam zakupy w sklepie osiedlowym, usłyszałam cichą rozmowę. Czy to ta z czwartego piętra? Nieeee. Niemożliwe. Ta jest ładniejsza. Podobna, ale to nie może być ona. Tamta przemykała się, jak blady cień, a ta jest atrakcyjną, pewną siebie kobietą. To nie może być ona! A swoją drogą – nie wie pani co z tą wariatką się stało? Dawno jej nie widziałam. Ostatnio wtedy, kiedy zabierali ją karetką do szpitala. Ojej, a może zamknęli ją w psychiatryku...
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Luana · dnia 04.11.2011 19:38 · Czytań: 790 · Średnia ocena: 4,4 · Komentarzy: 17
Inne artykuły tego autora: