Sanitariusz posadził go na krześle i stanął tuż za jego plecami. Blisko, naprawdę blisko. Krzysztof pomyślał, że gdyby ten sanitariusz miał erekcję to bez wątpienia dźgałby go teraz w plecy tą erekcją. Wzdrygnął się na samą myśl, chociaż wcale nie było to takie proste. Zresztą nic nie jest proste, kiedy człowiek siedzi na krześle w kaftanie bezpieczeństwa. W dodatku te hemoroidy, które na drewnianym krześle dawały o sobie znać w wyjątkowo okrutny sposób. Krzysztof spróbował unieść prawy pośladek, bo ten bolał go zdecydowanie bardziej.
- Nie wiercimy się – miłym głosem odezwał się sanitariusz i dodał. – Pani doktor zaraz przyjdzie.
- Ale mnie dupa boli od tego krzesła… - równie miłym głosem oświadczył Krzysztof.
- To co, może ją pocałuję? – zapytał sanitariusz i pochylił się przez ramię Krzysztofa tak, że mógł mu spojrzeć w oczy.
- Nie! – zaprotestował gwałtownie Krzysztof, bo poczuł na plecach męskość sanitariusza.
Wpadł w panikę, i dzięki temu szybko zaczął szukać pozytywów. I znalazł - nie było erekcji, więc taki dotyk się nie liczy. Po raz kolejny utwierdził się w przekonaniu, że panika to genialny wynalazek. Zresztą nie tylko panika. Krzysztof bardzo sobie cenił tego typu doznania. Uważał, że większość emocji, szczególnie tych impulsywnych, to prawdziwy dar od Boga. Na przykład strach. To przecież dzięki strachowi został seryjnym mordercą. Gdyby nie strach, to pewnie byłby teraz jakimś urzędnikiem bankowym albo posłem lub innym nikomu niepotrzebnym człowiekiem. A tak jest kimś. Jego portrety pamięciowe wiszą na tysiącach słupów, od pół roku mówią o nim we wszystkich wiadomościach, a dzieciaki zbierają karty z wizerunkami jego ofiar. I co najważniejsze, nikt nie wie, że to on jest tym najbardziej poszukiwanym zbrodniarzem. I nikt się nie dowie, bo żeby zabijać, trzeba mieć motyw, a jego motywem był brak motywu.
Dłuższą chwilę rozpływał się nad swoim geniuszem. Mordować bez motywu. To nie jest byle co. Zabić w afekcie to nie sztuka. Albo dla pieniędzy. Zabić bez powodu, to jest nie lada wyczyn. Łatwo jest wytypować ofiarę, kiedy chodzi o mord na tle rabunkowym. Ale jak wybrać cel morderstwa, jeżeli człowiek nie wie, po co to właściwie robi?
Krzysztof lubił o sobie rozmyślać, jednak teraz nie dane mu było dokończyć, bo do pokoju weszła pani doktor. To znaczy Krzysztof nie wiedział od razu, że to pani doktor, ale miała tak piękne nogi i cudownie miodowy kolor pasemek, że musiała być jego lekarzem. Przez głowę Krzysztofa przebiegła myśl, że mógłby się w niej bez pamięci zauroczyć. Co tam zauroczyć. Mógłby ją nawet seryjnie zamordować. I to poza kolejnością.
Pani doktor usiadła za biurkiem i otworzyła jakąś teczkę z papierami. Przeglądała ją chwilę i kiedy wreszcie podniosła wzrok na Krzysztofa, uśmiechnęła się.
- No, to co panu dolega, poza upojeniem alkoholowym? – zapytała chyba jeszcze milszym głosem niż zrobił to sanitariusz.
- Mam hemoroidy… - przyznał się Krzysztof wstydliwie spuszczając wzrok.
- Oj, tutaj tego nie leczymy, więc…
- Więc już pani wie, że jestem tutaj przez pomyłkę? – z nadzieją w głosie prawie krzyknął Krzysztof.
- Proszę pana! – wypowiadając te słowa pani doktor wstała. – Zdrowy psychicznie człowiek istnieje tylko teoretycznie. Można raczej powiedzieć, że do nas ludzie przez pomyłkę nie trafiają.
Ależ ona była piękna, kiedy tak stała na tych swoich idealnych nogach. Dwa dolne guziki w fartuchu miała rozpięte i widać było fragmenty jej ud. W dodatku ubrane w pończochy. Krzysztof pochylił się do przodu starając się zahamować rosnące, i to dosłownie, podniecenie. Czuł jednak, że nie da rady nad tym zapanować. Najgorsze było jednak to, że ten cholerny sanitariusz czuł się bezpiecznie stojąc za jego plecami i pozwolił sobie na pełny wzwód. Perwersyjna świnia.
Pani doktor najwyraźniej nie zdawała chyba sobie sprawy z tego, co działo się z mężczyznami, bo dalej chodziła po pokoju, odsłaniając co chwila jedno z ud. Mówiła coś przy tym, ale ani sanitariusz, ani Krzysztof nie byli w stanie tego zarejestrować. Kiedy wreszcie usiadła spojrzała przenikliwie na Krzysztofa.
- Czy zgadza się pan ze mną? – zapytała.
Krzysztof przez moment patrzył na nią nieprzytomnym wzrokiem, aż wreszcie przytaknął.
- No to świetnie – uśmiechnęła się. – Jutro wychodzi pan o ósmej.
Wstała za biurka, podniosła teczkę z dokumentami i ruszyła w stronę wyjścia. Krzysztof nagle zdał sobie sprawę, że być może już nigdy jej nie zobaczy. Ta myśl spotęgowała poczucie straty, i już wiedział, że się zakochał. Musiał koniecznie ją zatrzymać. Musiał! Tylko to się już liczyło…
- To ja jestem tym seryjnym mordercą, którego szuka policja! – krzyknął w jej stronę. – Mogę wszystko opowiedzieć, ale tylko pani, nikomu innemu.
Zatrzymała się. Krzysztof pomyślał, że nieźle to rozegrał. Teraz będzie musiała codziennie do niego przychodzić, żeby mógł się jej spowiadać ze swoich zbrodni. Genialny plan, który miał tylko jeden mankament. Zdał sobie sprawę, że na wolność raczej już nie wyjdzie, ale ta kobieta wydawała się warta każdego poświęcenia.
Pani doktor odwróciła się powoli i podeszła do Krzysztofa. Sanitariusz musiał się przejąć tym, co usłyszał, bo mocno przytrzymywał Krzysztofa za ramiona.
- Więc to pan jest tym seryjnym? – zapytała patrząc mu głęboko w oczy.
Zbliżyła swoją twarz do twarzy Krzysztofa na odległość nie większą niż kilkanaście centymetrów. Teraz mógł zobaczyć jej dekolt. Miał już absolutną pewność, że chce tu zostać. Patrzenie na piersi pani doktor sprawiało mu rozkosz, ale niestety trwało to tylko chwilę.
- Podsumujmy sytuację – zaproponowała i nie czekając na akceptację Krzysztofa, ciągnęła dalej. – Trafia pan do izby wytrzeźwień. Tam okazuje się, że nie mają już wolnych łóżek. Postanawiają odesłać pana do nas, bo zawsze tak robią. W karetce awanturuje się pan i sanitariusze są zmuszeni założyć panu kaftan. Zgodnie z procedurami musiał pana zobaczyć lekarz, a że akurat dzisiaj mam dyżur, więc padło na mnie. Wypełniłam dokumenty i podpisuję zgodę, aby mógł pan opuścić nasz szpital już jutro o ósmej rano, a pan nagle oświadcza, że jest seryjnym mordercą. Czy nadal pan to podtrzymuje?
Krzysztof przytaknął. Ależ ta doktor jest władcza. Ideał kobiety.
- Daję panu minutę, aby mnie pan przekonał, że to prawda. – Spojrzała wymownie na zegarek. – Proszę zaczynać!
- Ale co mam powiedzieć?
- No na przykład jaki miał pan motyw...
- Nie miałem motywu!
- Tak myślałam. Idę jednak…
- Nie! Powiem! To wszystko przez moją dynię i Chomika.
- Chomika?
- No Chomika, to mój pies. Przyjaciel z dzieciństwa. Jedyny przyjaciel. I kiedy Chomik odszedł, to ja przysiągłem, że nigdy nie będę miał innego psa, ale nie dotrzymałem słowa i od tamtej pory nawiedzają mnie jego pchły i gryzą, ale odwrotnie.
- Dupą? - zdziwiony odezwał się sanitariusz.
- Panu chodzi o to, że gryzą od środka - wyjaśniła pani doktor sanitariuszowi i zwróciła się do Krzysztofa. - Rozumiem. A co głowa ma z tym wspólnego?
- No jak to co? Ona mnie po tym zawsze boli, bo one ciągle ze sobą gadają, ale tak, że nie mogę usłyszeć o czym. Dopiero kiedy kogoś zabiję, to odczuwam ulgę. Wtedy pchły wychodzą z mojej głowy, wchodzą do głowy mojej ofiary i dają mi spokój na jakiś czas...
- I te pchły... – pani doktor znowu podeszła do drzwi, stała przed nimi chwilę i nagle odwróciła się gwałtownie. – Dlaczego żaden z was zwyczajnie nie zaproponuje mi randki? Mam trzydzieści pięć lat i wciąż jestem panną. Umówiłabym się dosłownie z każdym rokującym. Szkoda proszę pana. Jutro o ósmej pan wychodzi! I już bez wygłupów proszę.
Wyszła zamykając za sobą drzwi. Krzysztof bezradnie rozejrzał się po pokoju. Był wściekły na siebie i na nią. Jak mógł jej nie przekonać, a jak ona mogła mu nie uwierzyć? Tak gładko go spławiła. A wystarczyło udawać normalnego.
Leżąc na szpitalnym łóżku Krzysztof długo nie mógł zasnąć. Powoli trzeźwiał, a kiedy już wytrzeźwiał, to nagle zrozumiał, że nawet najpotężniejszy intelektualista, a za takiego się uważał, nie ma szans w starciu z kobiecymi udami, nawet tymi z cellulitem. Chomik i jego pchły to przy tym mały pikuś. Czuł narastającą furię i obiecał sobie, że nigdy, ale to przenigdy nie zamorduje już żadnej kobiety. Nie zasługiwały na to.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
ekonomista · dnia 20.11.2011 19:00 · Czytań: 2007 · Średnia ocena: 5 · Komentarzy: 11
Inne artykuły tego autora: