Odłamki czasu - Wyzwoliciele - wdajcz
Proza » Długie Opowiadania » Odłamki czasu - Wyzwoliciele
A A A
Ignacy siedział w bujanym fotelu misternie wykonanym z giętego na gorąco drewna. Fotel stał w pokoju na zapleczu dawnego sklepu. Bawił się dużym złotym zegarkiem, jedną z nielicznych pamiątek z dawnych dobrych lat sprzed Wielkiego Kryzysu. Lata pełne zmartwień, wojennej traumy i stalinowskiej dyskryminacji nadwerężyły mu zdrowie. Postępując astma bezlitośnie niszczyła organizm. Po śmierci młodszego syna Ireneusza popadł w apatię a może nawet w depresję. Jeszcze całkiem niedawno w przypływie dobrego humoru lubił popisywać się fizyczną sprawnością z zadziwiającą lekkością wspinając się tyłem na górną krawędź wysokiego skrzydła oszklonych, pokojowych drzwi. Teraz ożywiał się tylko na zapowiedź odwiedzin Albina. Gderał coś o potrzebie sprzątania bałaganu, który rzekomo był wyłącznym dziełem Anieli a jego w ogóle nie dotyczył. Aniela jak zawsze na przyjazd syna sprzątała mieszkanie chcąc przyjąć go jak najgodniej. Po wyjeździe Alfredy z mężem do Suwałk Albin był jedyną podporą tych dwojga starszych ludzi, moich dziadków steranych przez nieprzyjazny kołowrót dziejów. Ignacy, który zły los zawsze utożsamiał z diabłem spostrzegł już podczas okupacji, że Zły dokonał ostatecznego wyboru sojusznika na ziemi. W obliczu starcia na śmierć i życie pomiędzy najwierniejszymi nosicielami diabelskiej idei Szatan zdecydowanie postawił na wodza bolszewików. W mrokach hitlerowskiej dezinformacji dostrzegał czasem iskierkę prawdy w wieściach z teatrów wojennych przekazywanych z ust do ust przez ludzi tworzących siatkę konspiracji. To przecież w jego domu było miejsce tajemnych spotkań ludzi stawiającym okupantom czynny opór. Miał wtedy jeszcze nadzieję, może złudną, że wyzwolenie przyjdzie z Zachodu a bolszewickie hordy zostaną powstrzymane podobnie jak w sierpniu 1920 roku. Ani na moment nie przyszło mu do głowy, że amerykański prezydent też ulegnie podszeptom diabła i nabierze się na chytrą mistyfikację o rzekomej dobroduszności i szlachetności wujka Joe, jak pieszczotliwie nazywał tego straszliwego zbrodniarza, może największego w historii ludzkości. Było, nie było zemścił się diabeł nad Ignacym okrutnie. Na przełomie stycznia 1945 roku Niemcy nagle i niespodziewanie uciekli z Piotrkowa. Na Bujnowskiej z tego powodu euforii nie było. Zamiast witać Sowietów jak wyzwolicieli ludzie kryli się przed nimi, gdzie, kto mógł jak przed nowym okupantem. Nadciągające zagony Armii Radzieckiej poprzedzała zła sława o rabunkach i gwałtach. Ignacy zamierzał na widok pierwszego bolszewika przeżegnać się znakiem krzyża. Po długim namyśle doszedł jednak do wniosku, że lepiej złego nie kusić i schował się w nieczynnym warsztacie. Pozostawienie mieszkania na pastwę losu a raczej na nieuchronny szaber rozbestwionych sołdatów nie wchodziło w rachubę. Wyszło na to, że wyzwolicieli będzie musiała powitać Aniela. Była pewna, że bolszewicy pojawią się lada chwila. Nie da się tego racjonalnie wytłumaczyć, ale zapowiedź ich rychłych odwiedzin po prostu wisiała w powietrzu. Aniela postanowiła przyjąć radzieckich w sklepie stojąc za masywną ladą. Za okupacji, kiedy sklep rzeźniczy nie miał racji bytu lada wcieliła się w rolę bufetu herbaciarni. Istotnie długo nie wytrwało jak w drzwiach sklepu pojawiło się dwóch żołnierzy w długich ośnieżonych szynelach z pepeszami gotowymi do strzału. Serce Anieli przyśpieszyło a nogi ugięły się jej w kolanach.
- Giermańcow u was niet? – zapytał jeden z żołnierzy.
- Paszli w czortu! – odpowiedziała nie tracąc rezonu Aniela.
Nieźle znała rosyjski, bo przecież urodziła się i wychowała w rosyjskim zaborze a sołdatów i żandarmów widywała, na co dzień a gubernialnym Piotrkowie. Żołnierze rozglądali się po sklepie w poszukiwaniu łupów. Wszelkie dobra zdolne zaspokoić ich doraźne potrzeby a również te o znacznej wartości i gabarytach niewykraczających poza możliwości zagospodarowania przez frontowego wojaka traktowali, jako trafiejne i rabowali bez skrupułów. Opór obrabowanych gasili skutecznie kierując w ich stronę wyloty luf pepeszy.
Sklep był pusty, ale czerwonoarmistów w niczym to nie zmroziło. Wiedzieli doskonale, że ludność cywilna ukrywa przed nimi, co się da i gdzie się da. Ominęli, więc bezceremonialnie stojącą obok drzwi Anielę i wtargnęli do kuchni skąd za chwilę dobiegły do sklepu ich podniesione głosy.
- Wania! Wania! Padajti! Pasmatrij, biełyj chleb, biełyj chleb!
Chleb nawet dla nich niezwykły, bo biały nie był dla nich wystarczającą zdobyczą, bo z zaplecza sklepu dochodziły odgłosy intensywnego przeszukiwania. Świadczył o tym brzęk szkła i łomotanie po garnkach. Po chwili niezadowoleni z przeszukiwania żołnierze wrócili do sklepu z połową bochenka chleba, który Aniela pozostawiła na stole na powitanie nieproszonych gości, żeby wyzwoliciele rozczarowani brakiem zdobyczy nie wpadli w furię --Chaziajka wodku dawaj –krzyczeli wzmacniając siłę żądań lufami automatów. Aniela dotąd trzymająca się dzielnie zbladła ze strachu. Zrozumiała w jednej chwili, ze stoi przed iście hamletowskim dylematem. Tak źle a tak nie dobrze. Odmowa podania alkoholu złaknionym sołdatom mogła zakończyć się serią z pepeszy jeśliby została potraktowana, jako przejaw wrogiej postawy wobec żołnierzy Krasnoj Armii. Na wojnie nie takie rzeczy się zdarzały. Mogła też próbować zaspokoić ich pragnienie wyciągając z ukrycia litrową flaszkę bimbru. Fama jednak niosła, że Ruskie popiwszy fest robią użytek z całego arsenału, jaki ze sobą noszą, strzelając na wiwat i rzucając granaty. Poza tym byli, nie do pozbycia. Raz obdarowani wracali wymuszać następny haracz a kiedy wyczerpali cały zapas robili użytek z karabinów. – Nu chaziajka, bystrej – ponaglali Anielę sojusznicy. Nieszczęsna Aniela nie mogła dalej zwlekać. Jak później opowiadała jakiś tajemniczy, wewnętrzny głos nakazał jej stawić opór intruzom, więc wypaliła prosto z mostu.
- U menia wodki niet – powiedziała i grzecznie dodała. Izwinitie gaspoda, u mienia w magazynie niczewo niet.
Żołnierzy nie ujęła grzeczność Anieli. Nie uwierzyli też zapewnieniom o braku alkoholu. Rozglądając się po sklepie bez trudu spostrzegli szereg zalakowanych butelek stojących na regale. Równo ze wejściem do miasta wojsk niemieckich warsztat i sklep rzeźniczy straciły rację bytu. Jakże mogło być inaczej skoro za zabicie świni i obrót mięsem groziła kara śmierci z ręki okupantów. Trzeba było coś wymyśleć, żeby utrzymać się przy życiu. Synowie ukrywali się przed niemiecką żandarmerią, więc siłą rzeczy nie mogli przebywać w domu i zbyt często go odwiedzać w obawie przed denuncjacją. Ignacy wymyślił herbaciarnię. Do sklepu wstawiono stoliki i krzesła. Nie było oczywiście prawdziwej herbaty tyko namiastka z suszonej marchwi. W żeliwnej kozie płonął ogień a w dużym czajniku mruczał wrzątek. Aniela wypiekała też ciasteczka z mąki szabrowanej przez robotników młyna Warszawianka. Do lokalu przychodzili przyjezdni załatwiający interesy w przemysłowej dzielnicy. Miejsce było przyjazne do prowadzenia konspiracji w sam raz na istniejący, tajny punkt kontaktowy Armii Krajowej. Z czasem Ignacy zdobył gotową esencję herbacianą nalewaną w butelki po wódce. Właśnie na te zalakowane butelki wskazał radziecki żołnierz.
- Czto eto takoje – zapytał robiąc przy tym groźną minę.
- Eto czaj – odpowiedziała Aniela.
- Ty dumajesz chaziajka czto ja czaju nie znajet? – wyraźnie rozsierdził się
starszyna i zdjął butelkę z półki.
- Andriusza odkrywaj – rozkazał młodszemu rangą towarzyszowi. Chaziajka
stakan dawaj – dyrygował energicznie sierżant.
Aniela, choć nie szesnastka lotem błyskawicy podała szklankę. Żołnierz napełnił ją po brzegi i wypił do połowy jednym haustem, po czym okrutnie się zakrztusił. Nie mógł nic powiedzieć tylko dusił się i charczał. Przerażona Aniela bezskutecznie chciała zapaść się pod ziemię. Kiedy odzyskał mowę rozdarł się jak opętany:
-Jebut twaju mać swołocz! Ubiju tiebia. Tyle zdążyła wyłowić Aniela z tego potoku najgorszych żołdackich przekleństw.
- Czto tiebia słucziłoś – zapytał zatroskany Andriusza.
- Niczewo – krzyknął starszyna i wybiegł ze sklepu.
W uzupełnieniu swojej relacji o tym zupełnie wyjątkowym zdarzeniu Aniela wspominała, że zanim radziecki sierżant wyskoczył ze sklepu niczym rozjuszony byk z ciasnej zagrody wytłukł przy pomocy kolby butelki z esencją, co do jednej. Dodawała też, że nieszczęsny podoficer wyzwoleńczej armii dostał takiego rozstroju żołądka, iż zmuszany był do wielokrotnego spuszczania w całkiem do tego niestosownych miejscach ku wielkiej uciesze wyglądających zza węgła niewdzięcznych mieszkańców Bujnowskiej. O ile zemsta sołdata na butelkach z esencją była naprawą autentycznym wydarzeniem to druga część puenty mogła być przez narratorkę lekko podkoloryzowana w celu nadaniu temu wydarzeniu większej wyrazistości. Lubiła opowiadać tę historyjkę, nie było, więc powodu, aby jej po raz kolejny nie powtórzyć w obecności syna i wnuka mimo protestów wysiadującego na owym bujanym fotelu Ignacego.http://www.wfw.com.pl/ksiegarnia/product/id:2136/Od%C5%82amki_czasu

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
wdajcz · dnia 09.12.2011 20:24 · Czytań: 822 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 4
Komentarze
zajacanka dnia 09.12.2011 20:40
Drobna anegdota z czasów wojny opowiedziana przystępnym językiem.
Jednak, żeby lepiej się czytało, proponuję używać przecinków:D
Witaj na Portalu :)
ekonomista dnia 09.12.2011 21:32
Opowieści rodzinne mają to do siebie, że najlepiej brzmią podczas familijnego opowiadania. Nie zawsze warto wszystko przelewać na papier.
pierzak dnia 10.12.2011 10:00
"Postępując..." - postępująca?

"... zemścił się diabeł nad Ignacym okrutnie..." - na Ignacym

"...trafiejne ..." - czyli?

Brak przecinków robi swoje czasem i warto również zacząć nowym akapitem niektóre części tekst - tak dla przejrzystości.

Tekst - zwykły tekst i... tyle, szkoda. Jakoś mnie ta historia nie ujęła.

Pozdrawiam i czekam na kolejne teksty.
wdajcz dnia 25.12.2011 11:39
Dziękuję za komentarze.Wytkniętych błędów postaram się uniknąć w przyszłości.Opowieści rodzinne często oddają koloryt i atmosferę właściwą dla danej epoki i choćby dlatego nie należy ich lekceważyć. Trafiejne to rusycyzm,określa tu dobro znalezione lub zdobyte.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Jacek Londyn
07/05/2024 22:15
Dziękuję za komentarz. Cieszę się, że udało mi się oddać… »
OWSIANKO
07/05/2024 21:41
JL tekst średniofajny; Izunia jako Brazylijska krasawica i… »
Zbigniew Szczypek
07/05/2024 21:15
Florianie Trudno mi się z Tobą nie zgodzić - tak, są takie… »
Zbigniew Szczypek
07/05/2024 20:21
Januszu Wielu powie - "lepiej najgorsza prawda ale… »
Kazjuno
07/05/2024 12:19
Dzięki Zbysiu za próbę wsparcia. Z krytyką, Jacku,… »
Kazjuno
07/05/2024 11:11
Witaj Marianie, miło Cię widzieć. Wprowadzając… »
Marian
07/05/2024 07:42
"Wysiadł z samochodów" -> "Wysiadł z… »
Jacek Londyn
07/05/2024 06:40
Zbyszku, niech Ci takie myśli nie przychodzą do głowy. Nie… »
Zbigniew Szczypek
06/05/2024 20:39
Pulsar Świetne i dowcipne, a zarazem straszne w swoim… »
Zbigniew Szczypek
06/05/2024 13:43
A przy okazji - Zbyszek, a nie Zbigniew. Zbigniew to… »
Jacek Londyn
06/05/2024 13:19
Kamień z serca, Zbigniewie. Dziękuję, uwierzyłem, że… »
Zbigniew Szczypek
06/05/2024 12:43
Tak Jacku, moja opinia jest jak najbardziej pozytywna. Zdaję… »
Jacek Londyn
06/05/2024 12:23
Drogi Kazjuno. Przyznam, że bardzo zaskoczyła mnie… »
Kazjuno
05/05/2024 23:32
Szanuję Cię Jacku, ale powyższy kawałek mnie nie zachwycił.… »
Zbigniew Szczypek
05/05/2024 21:54
Ks-hp Zajrzałem za Tetu i trochę się z nią zgadzam. Ale… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 07/05/2024 20:47
  • Hallo! Czy są tu jeszcze jacyś żywi piszący? Czy tylko spadkobiercy umieszczają tu teksty, znalezione w szufladach (bo szkoda wyrzucić)? Niczym nadbagaż, zalega teraz w "przechowalni"!
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/05/2024 18:38
  • Dla przykładu, że tylko krowa nie zmienia poglądów, chciałbym polecić do przeczytania "Stołówkę", autorstwa Owsianki. A kiedyś go krytykowałem
  • Zbigniew Szczypek
  • 02/05/2024 06:22
  • "Mierni, bierni ale wierni", zamieńmy na "wierni nie są wcale mierni, gdy przestali bywać bierni!" I co wy na to? ;-}
  • Dzon
  • 30/04/2024 22:29
  • Nieczęsto tu bywam, ale przyłączam się do inicjatywy.
  • Kazjuno
  • 30/04/2024 09:33
  • Tak Mike, przykre, ale masz rację.
  • mike17
  • 28/04/2024 20:32
  • Mało nas zostało, komentujących. Masz rację, Kaziu. Ale co począć skoro ludzie nie mają woli uczestniczenia?
  • Kazjuno
  • 26/04/2024 10:20
  • Ratunku!!! Ruszcie 4 litery, piszcie i komentujcie. Do k***y nędzy! Portal poza aktywnością paru osób obumiera!
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty