Nie, nie, nie i jeszcze raz nie! Nigdy więcej żadnego zwierzątka w moim domu! Nawet się nie waż jej przynosić! – Agata krzyczała do słuchawki. – One żyją tak krótko. Wiesz przecież, że po śmierci Fridy o mało nie skończyłam w psychiatryku. Ach, co to była za kotka! Prawdziwy przyjaciel. Dobry, czuły, wrażliwy i piękny. Pamiętam jej zielone, mądre oczy i srebrzystoszare futerko. I wdzięk. Poruszała się leciutko, zgrabnie, jak tancerka w balecie. A potem moja maleńka, Bianka. Niebieskooki aniołek. Obie odeszły tak niespodziewanie. Choroba, cierpienie, śmierć. Moja bezsilność i rozpacz. A potem ta pustka, tęsknota.
- Ależ mamo, to były kotki rasowe. One są słabsze i bardziej chorowite niż zwykłe dachowce. Pola jest zdrową, śliczną, maleńką koteczką. Ma szare futerko w czarno-beżowe prążki. Taki mały tygrysek. Jest słodziutka. Cukiereczek. – tłumaczył cierpliwie Tomek. – Jak ją zobaczysz, to od razu polubisz. Nie ma innej opcji.
- Jest inna opcja: nie chcę jej widzieć! – upierała się Agata. – Nie zmuszaj mnie proszę, bo jej nie chcę i koniec!
- No trudno. Nie będę cię zmuszał. – westchnął Tomek. – Ale mam prośbę: przechowaj ją przez kilka dni, zanim znajdziemy dla niej dom. U nas nie może w tym czasie mieszkać, bo nasz kot Rudolf nie znosi konkurencji i jest wobec niej bardzo agresywny. Ania boi się, żeby jej nie skrzywdził. Ta mała już swoje wycierpiała. Biedactwo. Jakaś pani przyniosła ją i jej rudego braciszka, bo plątały się oba kotki na ruchliwej szosie. Brudne, głodne. Dobrze, że nic ich nie przejechało. Dookoła pola, lasy i ani żywego ducha. Nie wiadomo skąd się tam wzięły. Braciszka, ładnego rudzielca, zaraz ktoś przygarnął, a jej, takiej zwyczajnej, pospolitej kotki nikt nie chce… Ale my znajdziemy jej dom. Ania już rozpytuje wśród znajomych.
- Tylko kilka dni? No dobrze. – Ale nie licz, że zmienię zdanie i zatrzymam ją na stałe. - odpowiedziała zrezygnowana Agata.
I tak oto w domu Agaty pojawiła się Lola. Na dzień dobry ugryzła Agatę boleśnie w palec, kiedy ta próbowała ją pogłaskać. – Ona jest troszkę nieufna, ale to się zmieni. – zapewniał Tomek a Ania mu wtórowała.
Pierwszej nocy Lola zapoznawała się z mieszkaniem. Agata słyszała szuranie, stukanie, przesuwanie różnych przedmiotów, ale nie reagowała. Niech sobie zwierzątko pozwiedza. Rano stwierdziła, że kotka pozrzucała z półek różne drobne przedmioty, kartki, bibeloty. Po pracowitej nocy zwinęła się w kłębuszek i spała. Agata spojrzała na śpiące maleństwo i złość natychmiast jej minęła. Ależ ona śliczna! Poukładała wszystkie przedmioty na swoich miejscach i poszła do pracy.
Po powrocie z pracy ze zgrozą stwierdziła, że kicia znowu powyrzucała z półek wszystko, co tylko mogła. Na podłodze leżało mnóstwo drobnych przedmiotów, potłuczone wazoniki i porcelanowe figurki zwierząt, które kolekcjonowała… Tu i ówdzie poniewierały się kolorowe majteczki i cienkie koszulki Agaty , które mała wygarnęła z niedomkniętej szuflady. Istne pobojowisko. Tymczasem Lola ocierała się o nogi Agaty mrucząc i pomiaukując radośnie.
- I co ja mam z tobą zrobić? – zapytała Agata. – Mam nadzieję, że szybko znajdą ci dom, bo mnie wykończysz tymi demolkami. Lola tymczasem doskakiwała do niej, chwytała ją za nogę i uciekała szybko, próbując w ten sposób nakłonić do zabawy…
W nocy Agata znowu źle spała. Słyszała szuranie co rusz to w innym miejscu mieszkania, ale postanowiła nie interweniować. Przed snem pochowała wszystkie drobiazgi, które Lola mogłaby pozrzucać, więc nie było się czym przejmować. Kilka razy kotka przegalopowała po pościeli tam i z powrotem budząc ją, ale w końcu uspokoiła się. Agata usnęła. Obudziło ją silne uderzenie w głowę i brzęk tłuczonego szkła. Napad? Trzęsienie ziemi? Serce łomotało jej w piersi. Przez chwilę leżała bez ruchu nasłuchując. Cisza. Zapaliła lampkę nocną. Poduszka i kołdra zasypane były kawałkami szkła, w których rozpoznała resztki dużego wazonu, stojącego zwykle na półce nad łóżkiem. Spojrzała w górę. Na miejscu wazonu siedziała Lola i obserwowała z zainteresowaniem rozwój sytuacji… Opatrując drobne skaleczenia na twarzy płakała. Czuła jak rośnie jej guz za czole. Zrobiła sobie kompres. Sprzątała szkła i nadal płakała. Z żalu? Ze złości? Z bezsilności? Sama nie wiedziała dlaczego.
Rano zadzwoniła do syna. – Zabierz ją natychmiast! W nocy próbowała mnie zabić! To wszystko jest ponad moje siły! Mam guza na czole, twarz w plastrach. Wszyscy patrzą na mnie z litością, jak na ofiarę przemocy w rodzinie! Zresztą w jakimiś sensie jest to przemoc!
- Uspokój się mamo. Przyjadę do ciebie po pracy i porozmawiamy. – Tomek starał się załagodzić sytuację. – Coś postanowimy. Tylko się nie denerwuj.
Siedzieli przy stole. Lola łasiła się do nóg Tomka, mruczała przymilnie, a on patrzył na nią maślanymi oczami. Piękna jesteś, wiesz? – przemawiał do Loli słodko. – Cukiereczek maleńki. Pańcia mówi, że byłaś niegrzeczna. Nie wolno tak rozrabiać. Już nie będziesz, prawda? Kotka mruknęła w odpowiedzi.
- O, słyszysz mamo? Będzie już grzeczna. – A tak serio: to przecież jeszcze dziecko, chociaż kot. Dzieci psocą dopóki nie podrosną. Bądź jeszcze trochę cierpliwa. Przecież szukamy dla niej nowego domu.
Agata zrozumiała, że dalsza dyskusja nie ma sensu…
W następne dni i noce Lola poczynała sobie coraz śmielej. Zrzucała kwiatki z parapetów, wspinała się po zasłonach i biegała po gzymsie, wskakiwała na regały. Na połajanki reagowała gniewem. Podbiegała i łapała pazurkami za nogę, a potem uciekała szybko i galopowała dookoła mieszkania, okazując w ten sposób swoje niezadowolenie. Gdy Agata próbowała odsunąć ją od kwiatów, czy innych przedmiotów, które miała ochotę stłuc lub zniszczyć, gryzła ją ze złością w rękę. Pazurki słodki koteczek ostrzył sobie o nowe meble Agaty.
Czas mijał, a na Lolę nadal nie było chętnych. Mimo, że charakter kotki nie poprawiał się, Agata stwierdziła, że dużo spokojniej przyjmuje jej ekscesy. Miło jej też było, gdy Lola wskakiwała jej na kolana, patrzyła z miłością i mrucząc zwijała się w kłębuszek. Głaskała ją wtedy, tuliła. Zapominała o wszystkich przewinieniach.
Pewnego dnia, gdy Agata wróciła z pracy, Lola nie wybiegła jej, jak zawsze, na spotkanie. Zawołała ją po imieniu. Cisza. Obeszła całe mieszkanie. Nigdzie nie było kotki. – Gdzież ona się podziała? – zastanawiała się. W pewnym momencie zauważyła ją… Lola wisiała głową do dołu zaczepiona o okno. Agata zrozumiała co się stało. Kotka wskoczyła na ramę uchylnego okna, a potem poślizgnęła się na szybie i zjechała w dół, tak nieszczęśliwie, że tylna łapka zakleszczyła jej się na wysokości uda między ramą okna a uchylnym skrzydłem…Wybiegła na balkon. Kotek wisiał wyciągnięty na całą długość, oparty policzkiem o zewnętrzny parapet. Widać było ślady walki o uwolnienie: kłębki futerka, ślady pazurków na plastikowej ramie okna, krew… Żal ścisnął jej serce. Nie żyje – pomyślała. W tym momencie kotek uchylił powieki i spojrzał na Agatę z bólem…
Jak najdelikatniej uwolniła kotkę z okiennej pułapki, owinęła miękkim kocykiem i pobiegła do najbliższej przychodni weterynaryjnej. Kotka była półprzytomna. U weterynarza nie stawiała najmniejszego oporu, gdy ten badał jej łapkę. Nawet jęku nie wydała z siebie. Potem rentgen. Kotka nadal była obojętna na to, co z nią robią. Agata nie mogła powstrzymać łez. – Moja biedna, szalona kicia… - Będzie dobrze, maleńka – szeptała do ucha Loli. – Musi być dobrze…
Łapka nie jest złamana – powiedział lekarz oglądając kliszę rentgena. To dobrze. Nie ma jednak pewności, czy nie zostały uszkodzone ścięgna. Czas pokaże. Może się zdarzyć, że łapka będzie bezwładna…
Przez następne dni Agata przychodziła z Lolą do przychodni na zastrzyki, zabiegi oczyszczające ranę. W domu delikatnie rozmasowywała bezwładną łapkę, gimnastykowała. Z Lolą kontakt był słaby. Chociaż przytomna, ciągle jeszcze była w szoku. Nie odzywała się, mało jadła, była obojętna na wszystko. Wstawała tylko do kuwetki. Kicała ciągnąc za sobą łapkę… Agata cierpiała patrząc na nią.
Długo trwało leczenie. Dużo czasu i pieniędzy kosztowały Agatę częste wizyty w przychodni, lekarstwa, zabiegi, ale było warto. Kotka doszła do siebie. Nawet łapka odzyskała pełną sprawność.
Nie odzyskała jednak dawnego temperamentu, brawury. Wyciszyła się, wydoroślała. Lubiła za to siedzieć blisko swojej pani. Patrzyła na Agatę z miłością, oddaniem.
Któregoś dnia zadzwonił Tomek. - Wiesz mama, mój kolega chce mieć w domu zwierzątko. Chętnie weźmie Lolę…
Agata zawrzała gniewem. – Mowy nie ma! Nie oddam kota! Jest mój! Rzuciła słuchawkę.
Uśmiechnęła się do Loli. – Mam rację, prawda? - Kotka mruknęła radośnie.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Luana · dnia 10.12.2011 09:26 · Czytań: 765 · Średnia ocena: 4,5 · Komentarzy: 10
Inne artykuły tego autora: