Apoptoza. Lepiej zabij się sam. - tulipanowka
Proza » Fantastyka / Science Fiction » Apoptoza. Lepiej zabij się sam.
A A A
„Czym jest materia?
Czy będzie trwać zawsze?”
Nauczyciel odpowiedział:
„Wszystko, co się zrodziło, wszystko, co stworzone,
wszystkie żywioły natury
splatają się ze sobą i jednoczą.
Wszystko, co złożone, ulegnie rozkładowi
wszystko powraca do swych korzeni;
materia powraca do pierwocin materii.

Ewangelia wg Marii Magdaleny

Skąd to się wzięło zastanawiało się wielu. Mało kto dokopał się genezy. Bowiem tak bywa z ideami, pomysłami, że rodzą się w umysłach, które najczęściej bywają zapomniane. To ci co zabiegają o sławę... ich nazwiska zostają zauważone?... ale zresztą... czy to ma znaczenie?... kto pierwszy na to wpadł?; kto pierwszy zasugerował?; prawdopodobnie wielu może wpaść na ten sam pomysł.
Rasy ludzkie powstały spontanicznie, potem doszło do ujednolicenia wskutek globalizacji, a następnie znów do podziału: ukierunkowanego, świadomego powstania ras ludzkich stworzonych do konkretnych celów.

Otóż dawno temu żyli sobie Feliks – ksiądz, Weronika – pracująca w księgowości, Arkadiusz – trener pływacki i Tymon – dziennikarz. Wszyscy oni poznali się na miejskiej, publicznej pływalni.
Na basenie zazwyczaj jest gwarno: chlupanie wodą, okrzyki dzieci, do tego echo jak to w dużym pomieszczeniu. Jednak na godzinę piątą rano przychodził zazwyczaj tylko ratownik Arek, bo musiał – za to mu płacono i ksiądz Feliks, który chciał uniknąć wytykania palcami z powodu wykonywanego zawodu.
- Przecież to powołanie, a nie zawód – poprawił Arkadiusz (wychowany w czasach, gdy w szkole na trzy lekcje religii katolickiej plus rekolekcje i msze okolicznościowe zamiast zajęć szkolnych przypadała jedna lekcja historii).
- Pan jest bigotem? - zapytał Feliks. - „Opuściłam świat z pomocą innego świata; pewien wzorzec został wymazany dzięki wyższemu wzorcowi. Odtąd wędruję ku Wytchnieniu, gdzie czas spoczywa w Wieczności Czasu; teraz zaś wchodzę w Milczenie” - po tych słowach odpłynął kraulem.
- Że co? - zdumiał się ratownik, gdyż w jego ocenie usłyszany cytat nie korespondował z poprzedzającym go zapytaniem.
Kiedy skończył się czas pływania i Feliks wspinał się po drabince, aby wyjść z wody, ratownik Arek zbliżył się do niego, by powiedzieć.
- Przepraszam, jeśli księdza uraziłem, ale...
- „Przewiązanie do materii wzbudza namiętność przeciw naturze. Tak w całym ciele rodzi się udręka; dlatego to powiadam wam: »Trwajcie w harmonii...« Jeśli straciliście równowagę, czerpcie natchnienie z przejawów swej prawdziwej natury. Kto ma uszy, niechaj słucha.”
- Mam uszy... - stwierdził Arek, bowiem czasem ważniejszym jest podtrzymanie dialogu, niż błyskanie intelektem, które nie często wzbudza sympatię.
- Ja też – zaśmiał się Feliks, który potrafił rozbawić sam siebie (dlatego między innymi lubił przebywać we własnym towarzystwie).
- Dlaczego ksiądz mi to robi? Dlaczego ksiądz tak do mnie mówi? Przecież ja nic nie zrobiłem. - Ratownik Arek miał pewien patent zasadniczo sprowadzający się do tezy: „W sytuacjach wątpliwych najlepiej zgrywać się na pociesznego idiotę. Takiemu zawsze się wybacza”.
- To mój bunt – szepnął tajemniczo ksiądz Feliks.
- Ale...
- To nic osobistego.
Tak zaczęła się ich głębsza znajomość.
- Dziewięć lat pracowałem jak wół, za proboszcza i za siebie. Proboszcz stary, ciągle chory i ja go zastępowałem we wszystkim: kancelaria, remont kościoła i inne sprawy organizacyjne. Nie mówiąc już o pracy mi przypisanej: nauczanie religii w szkole, spowiedzi, msze, pogrzeby, chrzciny, katechezy przedmałżeńskie, przygotowania dzieci do pierwszej komunii, odwiedzanie chorych, schola, spotkania z młodzieżą, różańce z babciami, pielgrzymki. Łudziłem się, że moje zaangażowanie zostanie docenione. Proboszcz stał na świeczniku. Dostawał pochwały od biskupów. Lubił być postrzegany jako ktoś ważny i powszechnie znany. Wszystkie zasługi przypisywał sobie. Ja to przyjmowałem z pokorą. Myślałem, że tak powinienem. On się tylko popisywał oczekując podziękowań i wyrazów zachwytu od parafian. Co rusz wpadał na nowy, szalenie kosztowny pomysł. Przez to ciągle parafia tonęła w długach.
- Nie lubię ludzi, którzy zadłużają nie siebie, ale i innych.
- A myślisz, że ja lubię? Też jestem normalnym człowiekiem. Ale proboszcz był szefem. On sobie chciał postawić pomnik. Żeby coś po nim pozostało. Starzy ludzie tak mają. Marmurowa posadzka, kosztowne płaskorzeźby na ścianach, drogocenne szaty liturgiczne po dwadzieścia tysięcy złoty to coś namacalnego, co niejako miało stanowić pamiątkę po nim.
- W dawnych czasach faraonowie budowali piramidy.
- Dobrze to ująłeś. „Błogosławiony pozdrowił ich wszystkich, mówiąc: „Niech pokój będzie z wami - niech mój Pokój powstanie i wypełni się w was! Bądźcie czujni i nie pozwólcie nikomu, by zwiódł was, mówiąc: »Tu on jest« lub »Jest tam«, albowiem to w was mieszka Syn Człowieczy. Idźcie doń, albowiem ci, którzy go szukają, znajdą go” - Feliks zamilkł na moment. - Jak proboszcz przeszedł na emeryturę, to nie ja zostałem proboszczem. Proboszcz mnie nie wskazał. Napisał taką opinię, że mi się nóż w kieszeni otworzył, chociaż miałem się za spokojnego i pokornego człowieka. W ogóle nie docenił ile pracy wykonałem. Wszystko co zrobiłem okazało się nieistotne. Czułem żal. Wszystkie zasługi przypisał sobie. Na proboszcza przysłali takiego fircyka, przemądrzałego lalusia, a ja zostałem z niczym. Po prostu figa z makiem, rozumiesz?
- Dobrze rozumiem, choć nie wiedziałem, że księża są aż tak ludzcy – odpowiedział Arek.
- Stąd mój bunt.
- Raczej nie widzę, żeby się ksiądz buntował. Grzecznie ksiądz przytakuje nowemu proboszczowi, dalej schola, religia w szkole...
- Bo co mam zrobić? Rzucić wszystko, całe swoje życie, moją pracę z ludźmi, bo nie zostałem proboszczem i nikt mnie nie docenia? Nie. To byłoby głupie i bardzo niedojrzałe. Ja się buntuję inaczej. Moje cytaty – Feliks konspiracyjnie ściszył głos. - Cytuję ewangelię według świętej Marii Magdaleny. To apokryf. Tekst nie uznany przez kościół za spisany pod natchnieniem.
- Ale dlaczego ewangelia Marii Magdaleny?
- Ha, właśnie! Dobre pytanie, trenerze. Mógłbym Tomasza, Filipa, Piotra, Bartłomieja. Jest wiele tekstów apokryficznych. Mnie właśnie zależy na Magdalenie, a wiesz dlaczego?
- Nie wiem, przecież.
- Bo to kobieta.
- Aaaa, eeee. Myślałem, że z... eee... ważniejszych powodów, że tak powiem.
- Jesteśmy przyjaciółmi, tak?
- Wiesz przecież.
- Więc nie powtarzaj nikomu. Kościół nie znosi kobiet. Deprecjonuje ich znaczenie, kiedy tylko może. W seminarium to takie złe rzeczy się mówi o kobietach, że... a nie będę powtarzać. W każdym razie między szatanem, a kobietą to znak równości można by postawić. A ja lubię, szanuję i podziwiam kobiety.
- Hmmm, chyba raczej ci nie można.
- Lubić nie oznacza łamać przysiąg. Okoliczność, że nie wolno mi uprawić seksu nie oznacza, że nie mogę ich lubić i szanować. I ja sobie tak cytuję Magdalenę, ale nikt nie wczytuje się w pismo święte, więc nikt mnie nie zdemaskuje. Tak się właśnie mszczę.
- Dziwne to takie jakieś. Chodzi mi o zemstę, o której i tak nikt nie wie. To trochę bez sensu.
- Pewnie i masz rację... - zamyślił się Feliks. - Hmm... Chodzi o to, że ja się lepiej czuję. Tak sam z sobą. Mam szacunek sam dla siebie, rozumiesz? Nie rozumiesz. A słyszałeś, że jak klient jest okropny dla kelnerki i traktuje ją jak szmatę, to ona mu napluje do zupy. Tamten palant tego nie wie, a jednak kelnerka czuje satysfakcję.
- A o to ci chodzi – Arek puknął się w czoło. - U mnie w pracy też sprawiedliwości nie doświadczysz. Dyrektor wypłaca nagrody, dodatki, wyrównania z różnych puli. I tak wychodzi, że ten co niby został nagrodzony dostaje mniej niż przydupasy dyrektora, którzy oficjalnie nie zostają nagrodzeni. Na początku to mnie strasznie wkurzało, że nie powiem. Musiałem się napić. Potem doszedłem do tego, że jak będę się przejmował to zostanę alkoholikiem. Dałem sobie siana. „Elo, frajerze. Daj se siana” mówiłem do siebie. Z czasem przestałem się przejmować. Jak inni zacząłem chałturzyć. Uczę pływania za pieniądze. A przy okazji mam etat ratownika na pływalni. Takie dwa w jednym. Na piątą rano przychodzi tylko ksiądz, ale później, po południu jest inaczej.
- Twoja praca na czarno to też zemsta, trenerze.
- Nie odbieram tego tak. Dorabiam sobie po prostu. I tyle.
- „Nie narzucajcie żadnych praw poza tymi, o których zaświadczałem. Nie dodawajcie więcej praw do tych, które dano w Torze, aby was nie skrępowały”. To też ewangelia według Marii Magdaleny. A wiesz, ja myślę, że nasz papież też lubił kobiety. On modlił się głównie do kobiety, do Maryi. Rozpropagował mocno jej kult, a przecież na dobrą sprawę ona nie jest, zgodnie z doktryną, Bogiem.
- Była, jest matką Boga.
- Niby tak, ale bez przesady. A wujek Boga? Ciocia, kuzynka, święty Józef ojczym Boga? Czy matkom ludzi wielkich też społeczeństwo poświęca, aż tak dużą uwagę.
- To znaczy, że ksiądz uważa Maryję...
- Nie! Ja też ją wielbię i modlę się do niej. Lubię kobiety. Kocham Maryję. Zwyczajnie myślę i się zastanawiam. Mówię tobie, bo nie mam komu.
- Niby wolność słowa...
- ...więc i wolność myśli... - wtrącił Feliks
- ...ale trzeba się pilnować, żeby za dużo nie powiedzieć – dokończył Arek.

I tak mijał czas, aż od pewnego razu na godzinę piątą rano zaczęła przychodzić niejaka panna Weronika. Podobnie jak ksiądz Feliks i trener Arkadiusz była po czterdziestce. Początkowo panowie poczuli się nieswojo, skrępowani obecnością nowej osoby, która przeszkadza im w plotkach oraz innych dysputach, czasem intelektualnych. Ksiądz obawiał się zdemaskowania, więc skupił się na pływaniu delfinem oraz żabą. W związku z tym trener skupił się na obserwacji nowej pani. Patrzył i patrzył na jej nagie ciało przyozdobione kolorowymi szmatkami szumnie zwanymi strojem kąpielowym.
- Co tak pani się na mnie ciągle patrzy? - zapytał w końcu (wykorzystując praktycznie jedną z męskich sztuczek polegającą na tym, by własne słabości przypisać kobiecie – niech ona się potem biedzi, jak się wytłumaczyć).
- Ja? - spłoszyła się Weronika.
- Powiem wszystko mężowi – zagroził Arkadiusz pokazując palec (najpierw środkowy niby omyłkowo, szybko zamieniony na wskazujący).
- Ale ja nie mam męża – przyznała Weronika, a uczyniła w stylu, jakby przyznawała się do ciężkiej zbrodni, co najmniej morderstwa. (Chodzi o to, że już nastolatki ulegają złudzeniu, że brak chłopaka świadczy o ich małej wartości. Przyznanie się do tego jest źródłem dużego zawstydzenia).
- Więc jednak się na mnie patrzyłaś.
- Bo, bo pan ma takie zgrabne nogi – wykrztusiła i zaskoczona własną śmiałością odpłynęła seksowną żabą.
Arkadiusz spojrzał na swoje owłosione nogi (ubrany był w szorty sportowe, więc nawet uda miał mocno odkryte) i poczuł napływ pożądania.
Kiedy Weronika wyszła z basenu i udała się pod prysznic, a ksiądz Feliks stał i cytował ewangelie według Marii Magdaleny, trener Arkadiusz dumał.
- Raz kozie śmierć. Co ja tam będę dumał bez sensu – mruknął do siebie. - Nara, ziom – rzekł i popchnął księdza w kierunku wyjścia z basenu. Następnie poszedł do żeńskiej części. Weronikę zastał w trakcie suszenia włosów. Stała schylona, żeby jej włosy miały większy kontakt z ciepłym powietrzem, owinięta ręcznikiem. Jej mokry strój kąpielowy wisiał na haczykach z boku. Arkadiusz zbliżył się od tyłu i objął kobietę.
- Aaach... - krzyknęła zaskoczona.
- Ciiii... - uspokoił. - Przyszedłem ci powiedzieć, że mnie spodobały się twoje piersi – powiedział i zaczął okrężnymi ruchami masować biust.
- A mnie podobało się, jak robisz brzuszki. - szepnęła. Chodziło jej o momenty, gdy Arek zamiast bezczynnie siedzieć na krześle ratownika, kładł się na ławce i wykonywał skłony w przód oraz inne ćwiczenia.
- Podnieca cię to? - zapytał Arek myśląc o masażu piersi.
- Bardzo – odpowiedziała Weronika myśląc o ćwiczeniach wykonywanych przez mężczyznę na basenowej ławce. - Bo to świadczy o twojej sprawności fizycznej... niejako pośrednio.
Potem trener pływacki zaprowadził Weronikę do graciarni, to jest magazynu, gdzie przechowywano deski do pływania, płetwy i różne takie duperele. W każdym razie był też materac gimnastyczny, na którym to właśnie para odbyła bardzo satysfakcjonujący stosunek seksualny. Nie to jest jednak istotne, lecz najważniejszym jest, że tym sposobem Weronika niejako przystała do bandy Arka i Feliksa.
- Deklarowałem nie raz, to znaczy tylko tobie deklarowałem, że lubię kobiety, a nawet jestem feministą, ha, ha, ha... - zaśmiał się Feliks ciesząc się z wyrafinowanej zemsty polegającej na wypowiadaniu właśnie tych słów – żebym miał mieć teraz coś przeciwko tej pani.
Weronika pracowała w księgowości, co samo w sobie oznacza, że nudny wiodła żywot. Do tego nie była chuda, ani nawet szczupła, co przy jej zaawansowanym wieku oznaczało że nie zaliczała się do grona atrakcyjnych pań. Arek się na nią połakomił, nawet nie dlatego że był niskim i łysym facetem, ale raczej – w jego ocenie – bo został perfidnie sprowokowany, a w rzeczywistości dlatego, że pragnął erotycznej przygody, a w tym momencie akurat żadna inna kobieta go podstępnie nie zaciągała do łóżka. Wracając do Weroniki: Ona chciała pobawić się w konspirację (a w szczególności powiązanej z seksem), bowiem czuła już od dawna, że życie przecieka jej przez palce i zasadniczo nie ma sensu, a monotonia dni ją dobija.
- Nie sądźcie, że ja nie ma swojej tajemnicy. Ty Feliksie mścisz się na proboszczu i wygłaszasz herezje. Arek opowiada o przekrętach dyrektora ośrodka rekreacyjnego i jego kolesi. Ja też coś mam.
- Ciekawe co? - zainteresował się Arkadiusz myśląc, że opowieść będzie związana z seksem.
- Jest to wielka tajemnica i musicie przysiąść, że nikomu nie powiedzie. Przysięgacie?
- Jesteśmy w przedszkolu? - zapytał nieco złośliwie Arek.
- Arek, nie umiesz się bawić, nudziarzu? Oczywiście, że przysięgamy – powiedział Feliks. - Jak chcesz to możesz nawet mogę to objąć tajemnicą spowiedzi?
- Nie trzeba – odparła Weronika wycierając twarz ręcznikiem.
- Arek, przysięgasz? - spytał Feliks solidaryzując się z kobietą.
- No dobra. Niech będzie. Słowo harcerza.
- Jakiego znów harcerza? Czy ty w ogóle byłeś harcerzem? - oburzył się Feliks.
- Tak, i jeszcze byłem kibolem. Do tego należałem do bojówek młodzieży wszechpolskiej. Glosowałem na Giertycha i...
- To dla mnie ważne – skazała Weronika. - Przysięgasz?
- Tak, przysięgam. Niech ci będzie – burknął Arkadiusz.
- To było straszne. Zaszłam w ciążę...
- ...i ją wyskrobałam. Wbrew pozorom kapłani znają dobrze problemy świeckich – stwierdził Feliks.
- Nie o to chodzi. Gościu stwierdził, że on przecież niczego mi nie obiecywał, a jeśli nie chciałam dziecka to powinnam się była zabezpieczyć. Prezerwatyw nie zakładał, bo go cisną.
- Albo bo gumki są do seksu z prostytutkami, a nie porządnymi dziewczynami. Znam ze spowiedzi różne wymówki – wtrącił Feliks. - Gdyby nie związanie tajemnicą spowiedzi, to...
- Ale... szkoda gadać – ciągnęła Weronika. - Chciałam urodzić to dziecko. Bez powodu. Bez dorabiania ideologii. Tyle, że... urodziłam potwora. Żyjącą masę z otworem gębowym, bez oczu i kończyn. Widziałam ją. Podobno to był mój pech. Wiecie, że takie potwory się rodzą i dla dobrego samopoczucia społeczeństwa, lekarze tym się nie chwalą. Usypiają stwora, a matce mówią, że dziecko urodziło się martwe. Ale ja widziałam. Dziecko, ten stwór, ja nie mogłam go wziąć. Nie umiałabym się nim zająć. Czy ja jestem wredną matką? W sumie może lepiej by się stało, żebym nie wiedziała. Opłakała bym stratę...
- Wolisz wygodne kłamstwo niż prawdę? - zapytał ksiądz.
- Nie. Potworek trafił do ośrodka prowadzonego przez zakonnice. Po pięciu latach umarł. Ale trauma pozostała. Tak mnie to boli. Nigdy potem nie zaszłam w ciążę. Bałam się. Bardzo.
Ja zawsze sądziłem, że mitologiczne potwory są wyłącznie wytworem wyobraźni.
- Nie. Wbrew pozorom ludzka wyobraźnia nie jest, aż tak bujna.

Niedługo po Weronice na basen na piątą rano zaczął uczęszczać dziennikarz Tymon. Szybko wzbudził zaufanie (miał wrodzony talent sprawiania dobrego wrażenia i wzbudzania sympatii) i zaprzyjaźnił się z trenerem, księdzem i księgową.
- Dlaczego wstajecie tak wcześnie. Piąta rano to środek nocy. Tortura. Rozumiem kłaść się spać o piątej, ale wstawać – wypytywał Tymon.
- Skoro tak uważasz, to co tutaj robisz? - spytała Weronika.
- Chciałem się przekonać, jak to jest. Zrywać się z łóżka o wpół do piątej, żeby gonić na pływanie. Jestem dziennikarzem.
- Korupcja? Węszysz jakąś aferę korupcyjną? - dociekał ratownik.
- Nie. Teraz jest taka moda, żeby wszędzie węszyć korupcję. Jedni drugich na siłę próbują zdemaskować. Polityczna poprawność wymaga, żeby co jakiś czas wytypować kozła ofiarnego i dla przykładu ukarać. Nie ważne, czy winny, czy nie. Chodzi o to, żeby walczyć z korupcją. A jak się walczy, to muszą być namacalne efekty. Nie słyszeliście o tym co się dzieje w więzieniach i prokuraturach? Pisze się o tym. Jedne służby państwowe szpiegują inne służby państwowe. Co się porobiło, to się w głowie nie mieści.
- Piszesz o tym?
- Nie. Też. Raczej nie. Ja się bardziej zajmuję stosunkami międzyludzkimi.

Któregoś dnia Arkadiusz zagadnął:
- My zwierzamy się ze wszystkiego. Opowiadamy swoje tajemnice i takie rzeczy, opinie, o których innym nie mówimy. A ty Tymon? Tylko zadajesz pytania.
- Opowiadałem wam przecież o moich dziewczynach – odparł Tymon poprawiając obcisłe kąpielówki.
- Poza tym, że jedną podejrzewałeś o niewierność, zresztą na podstawie wątpliwych powodów, to żadna rewelacja. Ludzie się spotykają i rozstają – podsumował Arkadiusz.
- To ty je porzucałeś. Mściłeś się na innych kobietach za to, że jedna cię oszukiwała. To nie fair swoją drogą – wtrąciła Weronika
- To pozbawiona sensu zemsta – zauważył Feliks. - Ranisz osoby, które ciebie nie skrzywdziły. „Nie poddawajcie się trosce i zwątpieniu, albowiem jego łaska poprowadzi was i pocieszy. Natomiast chwalmy jego wielkość, gdyż przygotował nas na to. On wzywa nas, byśmy stali się w pełni ludzcy”.
- Jak fala w wojsku. Obrywają koty, chociaż niczym sobie nie zasłużyły na znęcenie – mruknął Arkadiusz.
- Jak szef wszystkich szefów wkurzy się na mojego szefa, to wtedy on wkurza się na nas – uśmiechnęła się krzywo Weronika.
- Ale czy to można nazwać tajemnicą? - spytał retorycznie Arkadiusz. - Powiedz coś mocniejszego.
- Co na przykład? - Tymon wyraźnie chciał skończyć rozmowę na ten temat.
- Że byłeś kobietą i przeszedłeś operację zmiany płci. Albo że jesteś transwestytą – wyjaśniła Weronika.
- Albo pedałem? - uzupełnił Feliks.
- Ksiądz przeciwko mnie? - oburzył się Tymon.
- Nie o to chodzi. Tylko, że w twoim zachowaniu są niewieście rysy – sprecyzował Feliks. - Z autopsji wiem, że...
- Chcecie tajemnicy to wam powiem. Dziennikarze przemijają, a ja marzę żeby po mnie coś zostało. Wielka sztuka. Powieści. Jestem pisarzem.
- Nie obiło mi się o uszy twoje nazwisko – powiedział ksiądz, który zaliczał się do raczej oczytanych ludzi.
- Jestem jeszcze nie znanym pisarzem. Piszę, ale mam wielki problem z wydawaniem moich dzieł.
- A cokolwiek wydałeś? - zapytał Arkadiusz.
- Nawet sporo. Tyle że...
- Tyle że? Masz problem, czy nie? - dociekał trener pływacki.
- Wydaję pod żeńskim pseudonimem. Smaruję łzawe romanse. Literatura kobieca. To się dobrze sprzedaje. Na to jest popyt. Ale nagrody Nobla i pamięć pokoleń zdobywa się innego typu utworami. Wy mnie podejrzewaliście o zmianę płci, a ja wczuwam się w kobiecą psychikę. I to mi najwidoczniej przechodzi do realnego życia.
- A dlaczego nie podpisujesz się męskim imieniem? - zainteresowała się Weronika.
- Nie chcę ośmieszać mojej płci. Okoliczność, że baba wypisuje bzdety jest powszechnie rozumiana, ale facet? To nie – odpowiedział Tymon.
- To nieładnie. Ośmieszasz kobiety – zwrócił uwagę ksiądz. - „Wtedy Lewi tak rzekł: Piotrze, zawsze byłeś człowiekiem porywczym i teraz widzimy, że odrzucasz tę kobietę, tak jak czynią to nasi wrogowie. Jeśli jednak Nauczyciel cenił ją, to kimże jesteś, żeby ją odrzucać? Z pewnością Nauczyciel znał ją bardzo dobrze, gdyż kochał ją bardziej od nas”.
- Szowiniści są wśród nas – zaśpiewał Arkadiusz parafrazując refren piosenki „zakochani są wśród nas”.
- Dla mnie to nic dziwnego – stwierdziła Weronika. - Poprawność obyczajowa wymaga, żeby udawać, iż dyskryminacja ze względu na płeć nie występuje. Tabu. Nie mówi się wprost, ale postępuje się jak dawniej.
- Tolerancja, tolerancja i parytety... - zaśmiał się ironicznie Arkadiusz. - A każdy facet swoje o kobietach wie.
- Niewiedza zapytała duszę: Dokąd zmierzasz? Rządzą tobą grzeszne skłonności. Zaprawdę, brak ci zdolności rozróżniania, między dobrem i złem, i jesteś zniewolona. Dusza odparła: Czemu mnie osądzasz, skoro ja nie wydaję sądów? Zapanowano nade mną, ale ja nie panowałam nad nikim. Nie zostałam rozpoznana, ale sama poznałam, że wszystkie rzeczy złożone ulegną rozkładowi, zarówno na Ziemi, jak i w Niebie.

Po roku czasu.
- Tymon to zdrajca! Zdradził nas! Naszą przyjaźń! Wszystko! - krzyczał Arkadiusz.
- Porno filmiki ze mną i z tobą Arku są w necie – dodała Weronika. - Niby zostawiał nam wolną chatę, ale naszpikowaną kamerkami. Podły gnój.
- Jestem skończony. Muszę wyjechać – westchnął Feliks.
- Opisał nas w książce. Tylko po to się z nami skumplował, żeby nas wykorzystać – mówił Arkadiusz. - Opisała nas z kpią i szyderstwem, a ja go za brata, za przyjaciela uważałem.
- Szuja. I nawet udawał, że jest mną zainteresowany – powiedziała Weronika.
- A we mnie zakochany – dodał Feliks. - Nic wam nie mówiłem, bo tak jakoś było mi niezręcznie. Nie chciałam też Tymonowi zrobić przykrości. Nie przypuszczałem, że okaże się takim typem człowieka. Chciał zwyczajnie mnie skompromitować jako księdza. „Opuściłam świat z pomocą innego świata; pewien wzorzec został wymazany dzięki wyższemu wzorcowi. Odtąd wędruję ku wytchnieniu, gdzie czas spoczywa w wieczności czasu; teraz zaś wchodzę w milczenie”.
- On to robił, żeby zachęcić mnie do zwierzeń, a w swojej książce potem nazywał suką i starą szmatą, na której widok chciało mu się rzygać.
- To nieprawda. Tak samo jak nieprawdą jest, że jestem pedofilem – powiedział ksiądz Feliks.
- Wydusił nas jak cytryny! Kiedy stwierdził, że wyssał z nasz wszystkie sensacyjne historie, opublikował książkę i porzucił. Pewnie teraz żeruje na kimś nowym – irytował się Arkadiusz.
- To okropne. Jak pomyślę, że stąd się biorą wszystkie ciekawe opowieści. Jest mi żal – zasmuciła się Weronika.
- To go nie tłumaczy, ale posłuchajcie co myślę. Policjanci. Raczej nikt ich nie lubi, a jednak są potrzebni. Ze wszystkimi wadami, są użyteczni. Gdyby nie oni ludzie mogliby strzelać do siebie bez obaw, a piraci drogowi bez skrupułów przejeżdżaliby dzieci idące chodnikiem do szkoły. Nauczyciele. Dzieciaki na nich narzekają, często nienawidzą. A są potrzebni. Ze wszystkimi ich dziwactwami są potrzebni, bowiem uczą i kształtują nowe pokolenia. Dziennikarze jak hieny czyhają na nieszczęśliwie głupawą wypowiedź polityka, albo na zataczającego się celebrytę. Ale są potrzebni, bowiem dzięki nim społeczeństwo dowiaduje się kim są ludzie władzy i jacy zwyczajni bywają ci sławni. Pisarze nie posługują się obrazem, lecz słowami. Mogą kwestie wymyślić, ale jeszcze lepiej podsłuchać od autentycznych osób, które w konkretnych sytuacjach je wypowiadają. Dzięki nim czytelnicy mogą poznać myśli innych ludzi. Przez to lepiej mogą się wzajemnie zrozumieć. Może przez to ludzie mają szansę stać się szczęśliwsi. Przez zrozumienia, co dla innych jest ważne, a co powoduje smutek.
- Bronisz tego chuja? I porno filmiki też w szczytnym celu? - Arek nie potrafił opanować wzburzenia.
- Próbuję zrozumieć, żeby wybaczyć. Staram się do cholery, w końcu jestem kapłanem. Czy zwróciliście uwagę, że ksiądz z powieści jest całym mną, ale dodatkowo pedofilem? Pewnie, żeby było ciekawiej. Tyle, że parafianie mi nie uwierzą. Muszę opuścić to miejsce.

Dawni towarzysze rozjechali się po kraju. Zerwali ze sobą kontakty. Ale nie w tym rzecz.
Przetrwały ich myśli spisane w książce Tymona. Większość okazała się bez znaczenia. Ale chodzi o tę jedną. Zaczątek idei podziału ludzi na rasy.

- Mieliście kiedyś myśli samobójcze? – zapytał Arkadiusz.
- Ja tak. Jak byłam młoda.
- Ja też, dlatego między innymi zostałem księdzem.
- Zamknęliśmy się z dziewczyną w piwnicy i puściliśmy gaz – opowiadał Arkadiusz. - Jako że i tak mieliśmy umrzeć, przed śmiercią chcieliśmy się pokochać. To był mój pierwszy raz. Jak już było po, ona stwierdziła, że jednak musi pójść do domu. Zakręciliśmy gaz i tyle. Potem przestaliśmy się do siebie odzywać przez dłuższy czas. Było nam głupio. Chyba baliśmy się rozmawiać o naszym niedoszłym samobójstwie. Zastanawialiście się dlatego chcieliście się zabić? Ale tak głębiej?
- Ty chyba dlatego, żeby namówić dziewczynę na seks – zaśmiał się Feliks.
- Bo życie jest bez sensu? Bezcelowo trudzisz się co dnia – odpowiedziała Weronika.
- Uczyłem się biologii na studiach, a wcześniej w szkole – powiedział ratownik Arek, absolwent Uniwersytetu Wychowania Fizycznego. - I tak ogólnie czytałem na ten temat. Słyszeliście o apoptozie? Zaprogramowanej śmierci komórki?
- Nie – powiedział Tymon.
- W zdrowym organizmie, gdy powstanie zła, nieodpowiednia komórka lub gdy nie jest już potrzebna – dla dobra większości, czyli ciała jako zbioru komórek – zabija się. Nowotwory powstają z podziału złej komórki, która nie chciała popełnić samobójstwa. Jak to się kończy? Często śmiercią całego ciała, czyli całej zbiorowości komórek. Podobnie jest z grupą ludzi. Gdy jednostka popełnia coś uważanego za złego w tej konkretnej grupie ludzi – powinna doświadczyć wstydu, pogardy, wyrzutów sumienia, okropnego samopoczucia. Z tych wszystkich odczuć, czy ewentualnie reakcji innych – w zależności od skali jej zbrodni – jednostka się zabija. Bywa i tak, że jednostka się broni i wtedy społeczeństwo wymierza jej karę, także i śmierci.
- Choć to może wydawać się okrutne i pozornie niehumanitarne – wydaje mi się, że raczej społeczność działa w swoim interesie. Ogólnie jej celem jest dobro tej społeczności, chociaż kosztem jednostek – zauważył Feliks.
- Lepiej obrzezać dziewczynkę niż pozwolić jej czerpać przyjemność z seksu, bo wtedy mężowi będzie trudniej ją upilnować. Bezpieczniej żeby tego nie lubiła i godziła się wyłącznie z przymuszenia, nigdy z ochoty. Słyszałam takie teorie – stwierdziła Weronika.
- Infekcje, choroby, nieciekawe warunki życiowe. W pewnych warunkach to musiało mieć sens dla danej społeczności – dodał Feliks.
- A jaki ma sens celibat księdza? Żaden – rzekł Tymon.
- Ma sens, bowiem...
- Przepraszam Feliks, ale ja bym wolał o apoptozie skończyć.
- Dobrze, ale Tymon zaczął... sorry, kontynuuj.
- W łonie matki u ludzkich embrionów występuje błona między palcami.
- Jak u kaczek – rozbawił się Tymon i niby niechcący klepną Feliksa w pośladek.
- Właśnie – ciągnął Arkadiusz. - Te błony muszą zaniknąć, żeby palce się rozdzieliły. Komórki błony giną śmiercią samobójczą. Niejako wiedzą, że ich rola i czas się skończył. Podobnie jest z regresją ogona u kijanek. Samodestrukcja komórek może spowodowana wieloma czynnikami jak hormony...
- Taaaa? - Tymon demonstracyjnie otworzył buzię ze zdziwienia.
- Więc nie będę wam snuł wykładu o działaniu leków, wolnych rodników, wirusów, związków toksycznych, promieniowania, inhibitorów niektórych enzymów...
- Więc nie mów – sprecyzował oczekiwania innych Tymon. - Mów ogólnie, bowiem na szczegółach technicznych nikt z nas się nie zna.
- Chodzi mi o to, że skoro komórki czują, że są zbędne i się zabijają, to być może ta zasada obowiązuje w większej skali. Jeżeli człowiek czuje, że powinien się zabić, to powinien. Dla dobra reszty.
- Potem taki żyje i swoje dekadenckie wartości wciska innym. Dołuje resztę, która ma ochotę głupawo się z życia cieszyć – parafrazował słowa przedmówcy Tymon.
- Tymon, ziomie, rozumiesz mnie. - Arkadiusz poklepał po ramieniu przyjaciela.
- Bóg uczy, że życie jest darem bożym i grzechem jest samemu sobie go odbierać – stwierdził pobożnie Feliks. - „Czym jest materia? Czy będzie trwać zawsze?” Nauczyciel odpowiedział:„Wszystko, co się zrodziło, wszystko, co stworzone, wszystkie żywioły natury splatają się ze sobą i jednoczą. Wszystko, co złożone, ulegnie rozkładowi, wszystko powraca do swych korzeni; materia powraca do pierwocin materii.
- A może to nieprawda? – zastanawiała się Weronika.
- Jestem ateistą. Dla mnie Bóg jest wymyślony. Religia to opium dla ludu i tak dalej. Ja takie kredo wyznaję – rzekł Tymon.

Niby nic, a jednak. Idea kiełkuje, kwitnie i czasem dziwne rodzi owoce.
Tymon był maniakiem ogarniętym obsesją wiecznej sławy. Nie szanował uczuć innych, wytykał wady, lekceważył, ludzi traktował instrumentalnie, jako środki do celu. Dla zwiększenia autentyzmu swoich powieści gotów był do wszystkiego: do podłości i zdrady przyjaciół, do zbrodni, a nawet jeszcze więcej do krzywdzenia samego siebie. Tak samo jak różnej maści bojownicy i terroryści, którzy w imię idei mogą wysadzić w powietrze setki ludzi. Fanatyzm to raczej odchylenie od normy, niż norma społeczna. Tyle że świat zmieniają właśnie fanatycy, bowiem potrafią skupić się na jednym, aż do końca. Oh, ci szaleńcy. Swoją determinacją wzbudzają podziw i przerażenie.

Tymon, jak i pierwowzory bohaterów jego powieści już dawno nie żyli. (Dzieła Tymona przetrwały dłużej niż ich twórca - chociaż po kilku stuleciach wyszły z mody i zostały zastąpione innymi). Naukowcy zaczęli odkrywać nowe planety. Podróże kosmiczne przestały jawić się jako nierealne mrzonki. Ludzie zaczęli kolonizować Marsa.
Rządzący Ziemią ogarnięci byli obsesją wystąpienia ataku militarnego. Podobno w grę wchodził wyścig zbrojeń z stworami obcych cywilizacji. W każdym razie najistotniejsze jest, że na wojsko zawsze znajdą się pieniądze. Tym samym jeżeli naukowiec potrafi dopatrzyć się korzyści ze swoich badań dla celów wojskowych, może liczyć na granty i dotacje (ostatecznie jak nie w jednym państwie, to w innym). Zaczęło się od programu na dobrego żołnierza. Jak z internetem i łącznością komórkową, w końcu i te pomysły zaczęły być wdrażane do świata cywilnego.
Ludzie specjalizują się w różnych dziedzinach, dlaczego by więc ich ciała nie miały się specjalizować. Podobnie jak z rasami psów. Wystarczy przyjąć pewne założenia, by wyhodować rozkoszną, małą przytulankę; zwierzę predysponowane do walki lub do ciągnięcia ładunku w mroźnym klimacie.
Najpierw podziały wydawały się subtelne, ale z czasem przepaść między ludzkimi rasami rosła i rosła. Oprócz naturalnej selekcji, czyli krzyżowania osobników podobnych do siebie pod względem cech, które chciano utrwalić i uwypuklić – zaczęto korzystać ze zdobyczy genetyki. Naukowcy celowo usuwali lub dokładali geny do dopiero co powstałej zygoty (początku nowego człowieka) lub nawet wcześniej dokonywali zmian w DNA komórek rozrodczych.
Między innymi powstała rasa małych ludzi z krótkimi, symbolicznymi nogami bez stóp, ale z dłońmi o siedmiu palcach przystosowanych do pracy z komputerem.
Rasa pięknych, chudych ludzi z bujnymi włosami (podobnych do bohaterek animowanych filmów typu Witch, Barbie) występujących w filmach, telewizji, rozrywce – ogólnie rasa do podziwiania.
Rasa włochatych (niczym niedźwiedzie), silnych i zimnolubnych Yeti predysponowanych do kolonizacji Marsa.
Rasa potrafiąca zapadać w wieloroczne sny, letargi – skomponowana z myślą o długich podróżach kosmicznych.
Rasa podwodniaków, która zasiedliła oceany.
Tolerancja dla mieszańców była bardzo mała. Propaganda miała na celu doprowadzenie do eliminacji kundli. Jeżeli rodzice nie chcieli się podporządkować zasadom i usunąć nierasowego potomstwa, to sugestia (w tym i podświadoma, podprogowa) sprowadzała się do konstatacji, żeby bezrasowy człowiek sam pozbawił się życia. Apoptoza. Dla dobra rasowego ogółu kundle powinny się poczuwać do samozagłady. I faktycznie w przeważającej liczbie przypadków mieszańcy czuli się gorsi, brzydcy, głupi, bezwartościowi, czuli, że swoją obecnością krzywdzą ludzkość. Zabijali się. Tego od nich wszyscy rasowcy oczekiwali. Jednak nie wszyscy bezrasowcy chcieli się podporządkować. Wola życia zwyciężała z powszechnym ostracyzmem. Wtedy traktowano ich jak złośliwy nowotwór na zdrowej rasowej tkance. Ażeby ich zlikwidować przypisywano im zbrodnie, których nie popełnili. Również dla dobra rasowej społeczności wyspecjalizowane służby dokonywały cichych egzekucji. Tresura i kreacja sposobu odbioru rzeczywistości wprowadzona w szkołach powodowała, że ludzie nie czuli skrupułów, wyrzutów sumienia, czy etycznego dyskomfortu.
Społeczeństwo podchodziło do tego normalnie. Jak obrzucanie się jedzeniem – to śmieszne, że ktoś rzuca w kogoś kotletem (to przecież kotlet, a nie ciało zabitej świni). Podobnie jak z mordowaniem, czy zmuszaniem do samobójstw bezrasowców – kundle to nowotwór, zagrożenie dla reszty, a nie normalny człowiek o konkretnej rasie.
- Takie jest życie – mówili ci bardziej oświeceni. - Zwierzęta i rośliny zabija się, gdyż są naszym pokarmem. Bez ich śmierci, my nie moglibyśmy żyć. Gdybyśmy kundli nie eliminowali, oni wyeliminowaliby wszystkie rasy ludzkie, tym samym doprowadzając ludzkość do samozagłady.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
tulipanowka · dnia 29.01.2012 09:58 · Czytań: 807 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 4
Komentarze
Usunięty dnia 29.01.2012 19:05
Odniosłem wrażenie dwóch tekstów, nie sklejonych ze sobą, a tylko dosuniętych do siebie. Tematycznie oczywiście pasują. O ile pierwsza część - basenowa - nakręcała coś, czego oczekiwałem i się nie doczekałem, o tyle przybudówka - rozwijająca zjawisko apoptozy - wydała mi się zbyt odległa stylistycznie.
Ksiądz Feliks cytujący apokryfy, zasługuje na osobny tekst.

Przeczytałem raz, dla mnie to za mało (o jeden), aby rzetelnie się ustosunkować. To tylko pierwsze wrażenie. Tekst pomysłowy, bardzo sprawnie i mądrze napisany. Podejście do samobójstwa ciekawe i pokrywające się z moim.
Usunięty dnia 02.02.2012 10:10
Bardzo nierówny tekst, miejscami sarkastyczny, miejscami filozoficzny, trochę satyry i obyczaju. Nie umiem go ocenić, tzn. pierwsza część jak najbardziej na plus - samo życie. Druga chyba zbyt futurystyczna i oderwana od pierwszego fragmentu. Rozumiem przesłanie, ale jak dla mnie za bardzo wstęp, czyli rozmowy czwórki z basenu, odbiegają od podziału rasowego i jego konsekwencji w epilogu, trochę to zbyt naciągane, chociaż jak powiedziałam sama idea jest dla mnie dostrzegalna. Być może należałoby te dwa fragmenty ze sobą powiązać jakoś ściślej, bo chyba w opowiadaniu brak środka jako spójni całości. Ale może się mylę. Parę literówek się wkradło.

Pozdrawiam
B)
pierzak dnia 19.02.2012 23:28
Zamysł mi się spodobał, ale potwierdzę wcześniejsze komentarze, że troszkę zbyt duży przeskok między częściami.

Przynajmniej tak to wygląda.

Poza tym czytało się bez problemów, zgrzytów.

Pozdrawiam :D
tulipanowka dnia 21.03.2012 22:34
obawiałam się negatywnych ocen, jak zawsze, ale dziękuję za trafne uwagi;
rzeczywiście mam problem ze spójnością - najlepiej by dla mnie było napisać cały tekst za "jednym przysiądnięciem", ale najczęściej nie udaje mi się skończyć, a w kolejnym dniu mam już inny humor, nastrój i koncepcję - i to potem tak wychodzi, ale staram się...

czasem chodzi mi tylko, by zanotować pomysł z nadzieją, że kiedy lepiej nauczę się składać słowa to wtedy go wykorzystam i rozbuduję

pozdrawiam również
ps. drogi Ekszynie straszne masz nazwisko
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:44
Pierwsza część tekstu, to wyjaśnienie akcji z Jarkiem i… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:28
Chciałem w tekście ukazać koszmar uczucia czerpania, choćby… »
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
valeria
18/04/2024 19:26
Cieszę się, że przypadł do gustu. Bardzo lubię ten wiersz,… »
mike17
18/04/2024 16:50
Masz niesamowitą wyobraźnię, Violu, Twoje teksty łykam jak… »
Kazjuno
18/04/2024 13:09
Ponownie dziękuję za Twoją wizytę. Co do użycia słowa… »
Marian
18/04/2024 08:01
"wymyślimy jakąś prostą fabułę i zaczynamy" - czy… »
Kazjuno
16/04/2024 21:56
Dzięki, Marianie za pojawienie się! No tak, subtelnością… »
Marian
16/04/2024 16:34
Wcale się nie dziwię, że Twoje towarzyszki przy stole były… »
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:32
Najnowszy:pica-pioa