Witaj.
Na początku pozwole sobie przytoczyć pewną opowieść, a właściwie coś na kształ żartu.
Pewnego dnia zajączek wraz żoną otworzyli sklep pośrodku lasu. Gościny udzielił im stary dąb, pęknięty od korzenia aż po pierwszy konar. Czas wydrążył obszerną dziuplę, chłodną i przestronną. Wiedli życie spokojne i dostatnie aż do dnia, gdy znudzony lis i jego świta postanowili dokuczyć zajączkowi. Blady strach padł na rodzinę. Lis wyznaczył dzień wizyty na pierwszą niedzielę lata i zapowiedział, że spali dobytek, jeśli zajączek nie sprzeda mu dokładnie tego, co sobie zażyczy. Szeptały drzewa, plotkowały zwierzęta, tym głośniej, im bliżej było onej niedzieli. W całym zamęcie tylko zajączek zachowywał spokój, jakby pogodzony z losem. Aż nadszedł pamiętny ranek i lis, otoczony pomagierami stanął, pośrodku sklepu. Z bezczelnym uśmiechem na ustach rzekł:
- Poproszę kilo NIC.
Kupujący czmychnęli czym prędzej na zewnątrz. Zajączkowa z dziećmi schowała się za ladą, a zając podumał, podumał i niedbałym gestem wskazał drzwi do piwnicy. Lis zbiegł po schodach, ciągle się uśmiechając, pewny swego. Pewny, że za chwilę pierwsza zapałka zapłonie pod dębem dla przykładu, żeby też innych nauczyć posłuszeństwa. Zając zamknął drzwi, zszedł za lisem i zgasił światło. Po czym najspokojniej na świecie spytał:
- Widzisz coś?
- Nic - odrzekł zdezorientowany lis.
- To bierz kilo i zapłać przy kasie.
I to jest własnie NIC, które posiada sens, osnowę, puentę i morał.
Teraz popatrz na wiersz, policz wszystkie nic, synonimy nic i oceń ile w treści sensu, a ile pisania dla pisania, które nawet na list, czy wyznanie miłosne się nie nadaje. Przyrzyj się i innym słowom, oceń ile w nich świeżego spojrzenia na miłość, a ile chwilowych emocji - podpartych zużytymi frazami, - którym dałaś upust, jak sądzę.
Mimo szczerch chęci, nie udało mi się nawet wybrać spośród, jednej frazy od której możnaby zacząć raz jeszcze podejście do omawianego.
Może następnym razem.
Pozdrawiam.