Klątwa nienarodzonych 3/3 - TomaszObluda
Proza » Fantastyka / Science Fiction » Klątwa nienarodzonych 3/3
A A A
Ponad dwa tysiące lat temu, gdy oglądała tamtą wyjątkową egzekucję, na wzgórzu zwanym Golgotą – zrozumiała wszystko. Minęło trzydzieści pięć lat, od dnia gdy spędziła płód, młodej kochanki rzymskiego legionisty, a nie postarzała się nawet o jeden dzień. Miriam już dawno umarła, ale jej syn, jej pierworodny, stał się żywą legendą. Teraz cierpiał, przybity do drewna, wyśmiewany przez ludzi, którzy kilka dni wcześniej witali go jak króla. Ona też tam była. Wiedziała, że może ją zrozumieć, że tylko on może znieść klątwę tajemniczego mężczyzny, ale nie dopuszczono jej. Zbyt wielu miało prośby, chcieli go dotknąć, coś mu szepnąć, a ona była tylko zwykłą dziewczyną, bez rodziny, wpływowych przyjaciół, jakim prawem chciała być bliżej Jeszuy bar Josefa niż lepsi od niej? Teraz umierał i nie mógł jej pomóc. Opuściła głowę i odeszła jak inni, którym znudziło się oglądanie oblepionych przez muchy skazańców.

Próbowała się zabić, niestety nie była w stanie tego zrobić. Od każdej próby odstępowała w ostatniej chwili lub coś jej przeszkadzało dokonaniu samobójstwa. Po roku zrozumiała, że to część klątwy. Postanowiła więc wyruszyć z rodzinnych stron, by znaleźć rozwiązanie w innym miejscu. Przecież muszą gdzieś żyć mędrcy, którzy potrafią zdjąć z niej tę klątwę – stwierdziła. Lecz z każdym rokiem po śmierci Jeszuy jej głód się powiększał. Wreszcie nie wytrzymała.

Tamtą dziewczynę spotkała na szlaku do Aten. Była młodziutka i nadzwyczaj brzydka, nawet jak na Greczynkę, które Hadas wydawały się wtedy okropne. Miała już spory brzuch i widać było, że podróż jest dla niej ciężkim przeżyciem. Szła sama, więc pewnie mieszkała w okolicy, ale to już nie miało znaczenia. Znaczenie miał głód i nagła możliwość zaspokojenia go. Rzuciła się biegiem w kierunku ciężarnej, nie spodziewała się, że ma tak dużo siły. Była jak bestia. Brutalnie chwyciła ofiarę za rękę i pociągnęła w stronę krzewów rosnących wokół traktu. Dziewczyna krzyczała, ale trwało to dość krótko, mocne uderzenie w potylice uciszyło ją skutecznie. Kiedy rzuciła ją na ziemie, oblizała tylko usta patrząc na pękaty brzuch. Padła przed nią na kolana, rozwarła jej uda i wsadziła rękę do ciasnej waginy. Ból sprawił, że dziewczyna otwarła oczy i wrzasnęła niczym zwierzę. Hadas skoczyła jej do gardła, które ścisnęła z całych sił. Po kilkunastu sekundach dziewczyna była martwa. Wtedy mogła powrócić do swojej makabrycznej czynności.

Po wszystkim leżała na ciele martwej kobiety i sapała zmęczona. Z jej ust ciekły strużki krwi, a na twarzy miała resztki płodu. Przez te kilka bezmyślnych chwil była naprawdę szczęśliwa. Do czasu nim zrozumiała co się wydarzyło, jakim stała się potworem. Później biegła przez kilka godzin, nie mogąc się zmęczyć. Była taka silna i taka okropna, jak nic co w życiu widziała. Straciła człowieczeństwo oraz możliwość go odzyskania, gdyż głód wciąż powracał. Musiała stać się bestią. Starała się tłumić wyrzuty sumienia i jakoś trwać w tym amoku.

Nataniel sam nie wiedział dlaczego podąża za dziewczyną. Powinien ją zostawić, ale zafascynowała go. Biła z niej jakaś siła i władczość. Zresztą miał niewiele do stracenia. W tamtej chwili jego życie było puste i pozbawione sensu. Kamienica, w której mieszkała śmierdziała moczem i brudem, dawno nie był w podobnym miejscu, zapomniał w jak okropnych warunkach ludzie mogą żyć. Otworzyła stare, drewniane drzwi, oklejone nalepkami Legii Warszawy i zaprosiła go do środka. Mieszkanie idealnie pasowało do budynku, w którym się znajdowało. Było duże i okropnie zniszczone. Od razu pomyślał, że na takiej przestrzeni można by zrobić coś ciekawego, ale najpierw trzeba by eksmitować wszystkich sąsiadów.
- Mów na mnie Teresa – przedstawiła się.
- Nataniel – odparł.
- Wiem i jesteś pedał – stwierdziła. – Mi to właśnie pasuje. Rozumiesz?
- Nie wiem, o co ci chodzi? Miałaś mi coś pokazać. Pokażesz, czy mam stąd iść?
- No – odparła, wyszczerzyła białe zęby w uśmiechu i przeszła do innego pokoju.
Nataniel czekał przygotowany na to by za chwilę wyjść. Był coraz bardziej sceptyczny, bo Terasa sprawiała wrażenie wariatki i to mniej ciekawej niż myślał w pierwszej chwili. Wróciła po kilku minutach, taszcząc ze sobą plastikowe wiadro zamknięte pokrywką. Gdy kucnęła i je otworzyła, na jej twarzy pojawił się szyderczy uśmiech. Kiedy wyciągnęła z zewnątrz krwawe strzępy, Nataniela zemdliło. Gdy po kilku sekundach jego mózg określił, co dziewczyna trzyma w dłoni, padł na kolana i zwymiotował. To był płód. Szczątki formującego się dziecka.
- Sprzątniesz to – wycharczała wskazując na wymiociny.
Spojrzał na nią i zrozumiał dlaczego tak niewyraźnie mówi. Nie przypominała już zbuntowanej dziewczyny, ale jakąś karykaturę człowieka. Oczy trzy razy większe niż wcześniej, wyłaziły jej z oczodołów i były całkowicie czarne. Usta rozszerzyły się także do nadnaturalnych rozmiarów, a z dziąseł wyrastały ostre szpikulce. Nic dziwnego, że nie mogła wyraźnie mówić. Gdy szarpnęła za płód zębami, stracił przytomność. Później, jak przez mgłę pamiętał obrazy. Wijąca się dziewczyna, co rusz rzucana spazmatycznymi drgawkami. Niemal unosiła się powietrze, stając na palcach – a może rzeczywiście lewitowała nad ziemią? Widział krew kapiącą jej z ust, gdy skończyła jeść.
Obudził się w brudnej pościeli, nie pranej chyba od miesięcy. Był nagi, a dziewczyna, już nie bestia, masowała jego penisa.

Podniosła się i pochyliła nad nim. Jej nabrzmiałe sutki sterczały z niewielkich piersi.
- Rzygi posprzątasz później. A teraz mnie zerżnij. Pomyśl, że jestem chłopcem. Pójdzie ci łatwiej – stwierdziła brutalnie.

Nim poznała Szymona, minęły dziesiątki lat od jej pierwszego morderstwa. Nie wiedziała o nim zbyt wiele, poza tym, że jest mędrcem, że żyje bardzo długo i że podobnie jak ona, pochodzi z narodu wybranego. Pewnego dnia spotkała go na ulicach Konstantynopola, a on rozpoznał w niej bestie i zabrał do siebie. Szymon był zafascynowany jej osobą, chciał wiedzieć wszystko, odpowiadała, więc na każde pytanie. Była szczęśliwa, że otrzymała odrobinę normalności. Żyła w jego pustelni i służyła mu. Z czasem stała się czymś w rodzaju żony. On w zamian ugasił jej pragnienie. Żyli w ten sposób prawie sto lat, jednak tajemna wiedza Szymona miała swoje granice, nie mógł żyć wiecznie, zestarzał się jak zwykły śmiertelnik i w końcu umarł. Lecz poza namiastką normalności, ofiarował jej coś więcej – nadzieję na zniesienie klątwy. Przepowiedział, że znajdzie mężczyznę, który ją zapłodni i w ten sposób zatrzyma przekleństwo diabła.

Rzuciła się w wir poszukiwań. Była piękną kobietą, poza tym jej ciało nie zużywało się, więc wciąż epatowała zdrowiem i witalnością. Nie brakowało mężczyzn, którzy chcieli uprawiać z nią seks. Wybierała ich według najróżniejszych kryteriów. Samotnych i żonatych, młodych i starych. Szukała takich, którzy spłodzili wiele dzieci oraz takich, którzy nie spali jeszcze z kobietą. Wypróbowała wielką liczbę możliwości. Kiedy jeden z jej kochanków, trawiony miłością, targnął się na swoje życie, stwierdziła, że nie może traktować ludzi jak przedmioty, musi się z nimi liczyć.

Dlatego tamtej nocy wybrała Natana. Lubiła gejów, byli czyści i się w niej nie zakochiwali. Szukała też opiekuna i pomocnika. Znalazła także kogoś, kto sprawił, że nie musiała zabijać – doktora Dymitra. Robił to co ona dwa tysiące lat wcześniej, pomagał kobietom pozbyć się niechcianych ciąż. Nie obchodziło go po co jej martwe płody, wystarczyło, że płaciła. Tu pojawiała się rola Nataniela. Miał być dostarczycielem spermy i gotówki. W obu przypadkach sprawdzał się przyzwoicie, ale wciąż nie miała dziecka – jej łono było puste.

Tomasz obudził się przy dźwiękach piosenki: Make Your Own Kind Of Music. Idealny budzik na taki przyjemny słoneczny poranek. Była sobota, a tego dnia miał wolne. Żona z dziećmi pojechała do matki, miała wrócić dopiero w niedziele, otrzymał dzień tylko dla siebie. Pełny relaks. Wziął spokojnie prysznic, nie musiał się spieszyć dlatego, że ktoś z domowników czeka w kolejce. Włączył głośno Eskę Rock i poszedł do kuchni, aby usmażyć sobie jajecznicę z boczkiem, cebulą i papryką. W planach miał jeszcze czytanie książki, oraz krótki jogging. Wszystko wyglądało zachęcająco. Później kupi sobie kilka piw, wieczorem Juventus grał z Interem, a przed snem, obejrzy jakiś mocny film z dużą liczbą gołych cycków i trupów.

Właśnie zgarniał z patelni usmażone jajka, przy dźwiękach American Woman Lenyego Kravitza, gdy usłyszał dzwonek do drzwi. Poczuł skurcz w żołądku. Kto przed jedenastą w sobotę mógł go odwiedzić, nie uprzedzając wcześniej o wizycie. Może ktoś zbierał na jedzenie, albo Świadkowie Jehowy, miał nadzieję, że otworzy drzwi by zamknąć je po chwili. Nie dlatego płacił taki wysoki czynsz za swoje dwupoziomowe mieszkanie, aby każdy mógł wejść na jego klatkę schodową. Spojrzał przez judasza. Za drzwiami stał wysoki, bardzo przystojny blondyn. Właściwie nie przystojny, ale ładny. Wyglądał jak model z reklamy drogich garniturów albo perfum. Miał nie więcej niż trzydzieści lat, a z jego lazurowych oczu, słowo niebieski nie wystarczyło do opisania tej barwy, biła niesamowita pewność siebie. Wszystkie kobiety muszą rozkładać przed nim nogi, dobrze, że nie ma Agnieszki – pomyślał, gdy otwierał drzwi przed nieznajomym.
- Dzień dobry, Tomaszu – przywitał się niskim głosem.
- Słucham? Czy my się znamy? – odparł zdezorientowany zupełnie. – Dzień dobry – zreflektował się po chwili. Braku uprzejmości nie można tłumaczyć niczym – powtarzał sobie zawsze.
- Wpuścisz mnie do środka, chyba nie będziemy rozmawiać na korytarzu? Wątpię abyś chciał, żeby sąsiedzi usłyszeli naszą dyskusję – powiedział ściszając głos.
Weszli do mieszkania. Tomasz spojrzał ukradkiem na stygnącą na talerzu jajecznicę i zmartwił się nieco, przewidywał, że rozmowa może potrwać na tyle długo, że śniadanie zrobi się zimnę.

Mężczyzna zachowywał się tak, jakby był u siebie. Tomasz usiadł na fotelu, naprzeciwko nieznajomego, który zdążył się rozsiąść na kanapie, nie czekając na zaproszenie.
- Mam do ciebie sprawę – zaczął.
- Niech pan posłucha – przerwał mu Tomasz. – Przychodzi pan do mojego domu, bez słowa wyjaśnienia i zachowuje się tak, jakbyśmy byli starymi znajomymi.
- Uspokój się. Właśnie miałem zamiar przedstawić ci powód moich odwiedzin.
- Może najpierw sam by się pan przedstawił. I dlaczego mówi mi pan do mnie przez per ty, to irytujące?
- Wybacz, Tomaszu. Na imię mi Gabriel i jestem przedstawicielem bardzo starej i bardzo potężnej firmy. Mam do ciebie interes. Wierz mi, nie pożałujesz, że cię dziś odwiedziłem.
Tomasz spojrzał przenikliwie w oczy mężczyzny, ale nie był w stanie z nich nic odczytać.
- Jestem lekarzem, jaką sprawę mogłaby mieć do mnie, bardzo stara i bardzo potężna firma? – zaakcentował wyraźnie ostatnie słowa, starając się naśladować sposób mówienia Gabriela.
- Mam do ciebie prywatny interes. Dawno temu spieprzyłem pewną sprawę. Działałem dla dobra firmy, ale niestety poświęciłem niewinną osobę. Chciałbym teraz jej pomóc.
- Chodzi o kobietę? Mam zastosować moją metodę? Mam jej pomóc zajść w ciążę? – odgadł lekarz.
Gabriel uśmiechną się szeroko.
- W rzeczy samej, Tomaszu, dokładnie tak jak powiedziałeś. Widzę, że intuicja mnie nie zawodzi i nie pomyliłem się przychodząc do ciebie.
Tomasz pochylił się do przodu i zamyślił się na kilka minut. Gabriel milczał, czekając cierpliwie.
- Mogłeś przyjść do kliniki, umówić się ze mną w gabinecie i załatwić wszystko jak należy. Ty przyszedłeś do mojego mieszkania, w sobotnie przedpołudnie. Zgaduję, że chcesz wszystko załatwić tak prywatnie, jak to tylko możliwe.
- Zależy mi, na jak największej dyskrecji – dodał Gabriel.
- Zdajesz sobie sprawę, że zmuszasz mnie do działań delikatnie mówiąc niekonwencjonalnych? To nie jest wyrwanie zęba, to poważny zabieg. Będę musiał nagiąć wiele przepisów, okłamać kilku ludzi. – Spojrzał w oczy blondyna.
- Tak wiem, to będzie kosztowało – powiedział Gabriel. – Jednak mogę zapewnić, że będziesz zadowolony z oferty, którą ci zaproponuję. A jeśli zabieg się powiedzie, otrzymasz taki bonus, że umrzesz z wrażenia. Może nawet dosłownie – parsknął śmiechem.
Tomasz również się uśmiechnął.
- A więc przejdźmy do konkretów. Kim jest pacjentka?

Doktor Dymitr tego dnia nie był z nikim umówiony, ale czekał cierpliwie w swoim „gabinecie”. Kto wie, kiedy mogła się pojawić okazja do zarobienia kilku złotych? Był lekarzem, ale przede wszystkim człowiekiem interesu. Wyciągnął z szuflady, metalowej szafki, stare wydanie Gazety Wyborczej i zatopił się w lekturze wiadomości sportowych. Mógł zająć się sprzątaniem swojej piwnicy, ale uważał, że im mniej zmian, tym lepiej, a tej gazety nie czytał od ponad miesiąca. Zapoznawanie się z wynikami Roland Garossa, przerwało mu pukanie. Skrzywił się nieznacznie, bo nikt nie pukał do jego gabinetu, a przynajmniej nikt kto go znał, więc musiał go odwiedzić ktoś zupełnie obcy. Podniósł się, podszedł do schodów i zawołał głośno:
- Proszę wchodzić, otwarte!
Drzwi zatrzeszczały i zaskrzypiały głośno. Gość jednak minął próg bezszelestnie. Pierwsze oczom Dymitra ukazały się wysokie, skórzane kowbojki, może z węża, może z innego gada, doktor nie potrafił ocenić. Później nogawki czarnych skórzanych spodni – długie nogawki. Nim Dymitr zobaczył resztę mężczyzny, wiedział już, że jest on ogromny, a mimo to nadspodziewanie cichy, poruszał się też z niespotykaną u ludzi takiej postury gracją. Czarna skórzana kurtka opinała potężny tors, a twarz kryła się w cieniu kowbojskiego kapelusza, o bardzo szerokim rondzie.
Dymitr wzdrygnął się gdy kolos stanął przed nim. Cofnął się kilka metrów i zapytał:
- Czym mogę panu służyć?
- Według mnie ta gadka jest zbędna, ale mój zleceniodawca kazał odpowiedzieć na twoje pytania, więc powiem – zaczął niskim, charczącym głosem. – Nie możesz mi w niczym służyć. Przyszedłem zgasić twoje ciało i odprowadzić duszę.
- Co zrobić? – jęknął Dymitr i cofnął się jeszcze bardziej. Zatrzymał się, gdy dotknął stołu operacyjnego. Oparł się o niego rękami, jakby trzymanie metalowego mebla miałoby zapewnić mu bezpieczeństwo.
- Spodziewałem się, że nie zrozumiesz. – Westchnął olbrzym. – Powiem jaśniej. Mam cię rozpruć, tak jak ty rozpruwałeś bezbronne, nienarodzone dzieci, a twoją duszę mam dostarczyć mojemu zleceniodawcy, który najprawdopodobniej wyśle ją do piekła – mężczyzna podniósł lekko głowę, ukazując swoje szerokie, mięsiste wargi. Na jego ustach pojawił się złowieszczy uśmiech.
- Człowieku, oszalałeś! Jesteś jednym z tych oszołomów, walczących o życie poczęte i inne bzdury?!
- Mam w dupie życie, poczęte i niepoczęte – odparł mężczyzna z wyraźną przyjemnością w głosie. – Liczy się zlecenie, ale przyznam, że lubię tak krwawą robotę, jak ta, którą mam wykonać. Zaczynajmy taniec! – krzyknął i ruszył spokojnie w stronę Dymitra.
Przez głowę Rosjanina przeleciały dziesiątki myśli, gdy patrzył na zbliżającego się kowboja. Opierając się o ciężki stół, nie mógł się dalej cofnąć, ale nagle wyczuł na półce pod blatem, pojemnik z instrumentami do zabiegu. Poczuł w dłoniach curette, właśnie w chwili gdy mężczyzna pochylił się nad nim i uniósł w górę swe wielkie ręce. Dymitr zamachnął się ostro zakończoną łyżeczka i wbił ją w gardło napastnika. Trafiłem – pomyślał. Lecz była to chwila przedwczesnego triumfu. Nawet kropla krwi nie kapnęła z rany, którą zadał. Kowboj najwyraźniej nie robiąc sobie nic z próby obrony swej ofiary, złapał Dymirta za barki i niczym szmacianą lalkę rzucił na stół.
- Masz poczuć się, jak dzieci, które wyrywałeś z macic ich matek. To będzie dla mnie przyjemność, prawdziwa przyjemność – wysyczał mężczyzna i złamał Dymitrowi nadgarstek.
Doktor zawył z bólu. Kowboj rozpoczął taniec.

Teresa minęła śmietnik, w którego wnętrzu grzebał jakiś bezdomny i truchtem wbiegła do budynku, gdzie miejsce miał „gabinet” doktora. Nie jadła od ponad trzech tygodni. Weszła na klatkę schodową i skierowała się do piwnicy. Drzwi do dawnej palarni były uchylone. Zdziwiła się. Doktor rzadko zamykał się na klucz, jednak z powodów higienicznych, z gabinetu nie pachniało najprzyjemniej, nie zostawiał nigdy uchylonych drzwi. Wzruszyła ramionami i weszła do środka. Usłyszała strumień płynącej wody, a na dole, zamiast doktora ujrzała przystojnego blondyna ze szlaufem w ręku. Ubrany był w czarny garnitur, z wysoko postawioną stójką. W pierwszej chwili pomyślała, że to ksiądz, ale nie miał koloratki. Spojrzał na nią, ale nie przerwał obmywania podłogi i metalowego stołu.
- Cześć Hadas, nic się nie zmieniłaś – przywitał się.
Poczuła mdłości, a nogi zrobiły się jej miękkie jak z waty. Od setek lat nikt nie wymawiał jej prawdziwego imienia.
- Jesteś Szatanem? – wydukała.
Blondyn upuścił wąż, z którego woda teraz spokojnie płynęła po betonowej podłodze, podszedł do dziewczyny i odparł z uśmiechem:
- Prawie trafiłaś, jednak nieważne kim jestem, ważne jest dlaczego tu na ciebie czekam.
- Odpowiedz więc? – zapytała po aramejsku. Nagle przypomniała sobie swój dawny język.
- Przyszedłem spłacić dług – odpowiedział w tym samym języku. – Czas zakończyć twoją wędrówkę. Przepraszam, mam nadzieję, że kiedyś mi wybaczysz. – W oczach anioła pierwszy raz od dziesiątków, a może setek tysięcy lat pojawiły się łzy. Gabriel zdziwił się, poczuł, że świat zmienia się jak nigdy, skoro tak prosta sprawa, jak ludzkie nieszczęście, go wzrusza.

Gdyby Natan palił, pewnie miałby za sobą już pół paczki papierosów. Nerwy go zżerały całkowicie. Nigdy na nic tak bardzo nie czekał. Modlił się, aby wszystko skończyło się dobrze, chociaż wiedział, że Bóg, ani żadne siły wyższe nie będę ingerować w tej sprawie. Roztarł skronie i zamarł – usłyszał sygnał smsa.

Kiedy zobaczył Teresę przekraczającą próg mieszkania, od razu zrozumiał, że coś się wydarzyło. Nie miała ze sobą wiaderka, już to wskazywało na jakieś zaskakujące wydarzenie, ale jej wzrok mówił więcej. Nigdy nie widział jej tak nieobecnej. Nawet po przeżytym orgazmie, nawet po sytym posiłku, kiedy wpadała w stan relaksu, nie patrzyła w podobny sposób. Nie śmiał zapytać, czekał aż sama powie co się stało. Wreszcie usiadła na stole, wyjęła z kieszeni płaszcza paczkę mocnych, odpaliła papierosa, zaciągnęła się i zaczęła mówić.

Opowiedziała, o Gabrielu, o nieznanych jej wcześniej aspektach spędzenia pierworodnego Matki Boskiej. Anioł wytłumaczył jej, że była tylko pionkiem w grze, pomiędzy siłami nieba i piekła. Była niewinną ofiarą, a nie potworem, mówiąc to miała łzy w oczach.
- Czy rozumiesz, że to dzięki mnie Jeszua, mógł się narodzić i stać się zbawicielem?
- Chyba tak – odparł niepewnie Natan. – Ale skoro zrobiłaś tyle dobrego, dlaczego musisz tak cierpieć?
- No właśnie, nadszedł koniec mojej męki.
Natan się zamyślił.
- Gabriel zdejmie z ciebie klątwę? – zapytał.
- Nie może tego zrobić.
- A więc urodzisz dziecko?! – krzyknął. – Czy to możliwe? Może tego dokonać?
Uśmiechnęła się z radością.
- Gabriel nie, ale znalazł człowieka, który mi pomoże. Ten człowiek żyje w tym kraju.
Natan wytrzeszczył oczy.
- Żartujesz sobie, kpisz? Chodzi o jakiegoś specjalistę od In vitro? Czy dobrze zgaduję?
- No! Tak to się chyba nazywa. Nie wszystko rozumiem, ale on mi może pomóc. Gabriel to wie, zna się na tym, wiedział przecież, że potrafię wyczyścić łono Miriam tak, by wyglądało na nietknięte.
- Wspaniale! – wrzasnął Nataniel.
- To prawda i chcę abyś ty dał nasienie, chcę abyś został ojcem mojego dziecka – powiedziała. W jej głosie nie dostrzegł cienia prośby, ale wiedział, że czeka na jego aprobatę. Nie myślał długo, jaki miał bowiem wybór. Była sensem jego życia i w jakiś sposób kochał ją.
- Zgadzam się – odparł.
Uśmiechnęła się tylko.

Wyjął z kieszeni telefon. Sms był od Tomasza, lekarza Teresy. Otworzył wiadomość, z drżeniem dłoni i odczytał – „Masz zdrowego syna”. Łzy popłynęły mu z oczu. Hadas była wreszcie wolna. Wstał z szerokiej ławy i wyszedł na środek kościoła. W świątyni panowała pustka, ludzie zbierali się przed wieczorną mszą, ale zostało jeszcze półgodziny do nabożeństwa. Spojrzał na jeden z witraży, który przedstawiał dumnego anioła, unoszącego się nad skromną dziewicą, która jeszcze nie wiedziała, kto narodzi się z jej łona. Natan wiedział, że prawda wyglądała nieco inaczej.
- Dzięki Gabrielu – wyszeptał i wyszedł.

Epilog
Tomasz minął tablicę z nazwą – Szczecin, puścił pedał gazu swego czerwonego Camaro, rocznik 1990 i delikatnie nacisnął na hamulec. Nie wiedział dlaczego się zatrzymuje, ale jakiś wewnętrzny głos mu to nakazał. Na drodze było pusto. Wyszedł z auta i rozejrzał się dokoła. Co ja robię do cholery? – Zastanawiał się. Wtedy usłyszał za plecami kaszlnięcie. Odwrócił się i otworzył usta ze zdziwienia. O maskę jego Chevroleta, opierał się wysoki brunet, w stroju, hiszpańskiego konkwistadora.
- No co, kurwa?! – zapytał. – Kocham tamte czasy. Wtedy szło mi tak dobrze. Gorąca Hiszpania. Ole! – zaśmiał się szyderczo.
- Kim pan jest? – Tomasz zwrócił się do niego grzecznie. Kultura w każdej sytuacji – powtórzył w myślach.
- A jak myślisz, Frajerze? Dogadałeś się z tym pyszałkowatym gnojkiem, Gabrielem i pomogłeś tej małej Żydówce. – mężczyzna przestał żartować, a w jego głosie Tomasz dostrzegł wyraźną złość.
- Ja nic nie rozumiem, pan mnie chyba z kimś myli? – starał się grać na zwłokę.
Lucyfer przejechał dłonią, ubraną w miękką, skórzaną rękawiczkę po szerokim rondzie kapelusza i wyszczerzył złowrogo ostre zęby. Zęby szakala.
- Może i czeka cię nagroda w niebie, pluskwo, ale szybko tam nie trafisz.
Złapał dłonie lekarza, pieszcząc je delikatnie. Tomasz nie potrafił się cofnąć patrzył tylko z przerażeniem na szatana.
- Umrzesz w tym samym dniu, w którym ludzie przestaną zabijać nienarodzone dzieci. Do tego czasu nie zestarzejesz się i będziesz tułał się po świecie, nie mogąc zagrzać nigdzie miejsca. Wątpię, aby Gabriel był w stanie zatrzymać popęd waszego gatunku do bezmyślnego rozmnażania się. Znikam konowale. – Kończąc wybuchnął przeraźliwym śmiechem. Tomasz poczuł jak krople potu spływają po jego plecach. Drżał widząc, jak Lucyfer rozpływa się niczym dym na wietrze. Wsiadając do samochodu, chciał powiedzieć do siebie – To był tylko sen. – Ale wiedział, że jest inaczej.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
TomaszObluda · dnia 13.02.2012 18:48 · Czytań: 753 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 5
Komentarze
walansjenka dnia 16.02.2012 21:16
Fajno? No, nie wiem czy to odpowiednie słowo. (nie jestem dziś chyba zbyt elokwentna)
Opowiadanie się trzyma jako całość, ale trzecia część wydaje mi się taka ... patetyczna? I przewidywalna, szczerze mówiąc. Odrzucił mnie ten twój happy end - Natan odgejony (i szczęśliwie zakochany, nawet syna spłodził), klątwa odczyniona dzięki do bólu oczywistej interwencji lekarza od in vitro. Zabójstwo Dymitra i kolejna klątwa... Oczywiście rozumiem, że musiałeś nadrabiać elementami dramatycznymi (równowaga), ale wychodzi bez fajerwerków.

O ile językowo nadal mi się podoba, to mam wrażenie okropnego niedosytu jeśli chodzi o podłoże emocjonalne kierujące Natanem... Wydaje mi się to trochę nieautentyczne.

A poza tym:
Jej nabrzmiałe sutki, sterczały z niewielkich piersi.
Nie sądzę, żeby ten przecinek był konieczny. Efekt mnie rozwalił- jej nabrzmiałe sutki... chwila ciszy, napięcie narasta.. sterczały z niewielkich piersi!

W każdym razie ciekawy pomysł, ale całościowo nie rzuciło mnie to na kolana. Ale krytykować jest łatwo...
Dzięki, że mogłam to przeczytać - zabieram się za inne Twoje teksty.

Pozdrawiam
Elatha dnia 18.02.2012 09:28
Wzmianka o Juve rozbroiła mnie :). To moi ulubieńcy od wieków :D.
Nie takiego zakończenia się spodziewałam, ale nie czuję rozczarowana. Dobrze mi się czytało, chociaż czegoś brakuje w tych opowiadaniach. Jakoś nie umiem tego sprecyzować. Ale pomysł fajny i sprawnie zrealizowany :).
Pozdrawiam :).
TomaszObluda dnia 18.02.2012 09:58
Dziękuję. Ja też kocham Juventus, mam nadzieję, że znów będą mistrzem mają szansę :D

Dobra, co do komentarzy. Dziękuję :) Spodziewałem się gorszych. To opowiadanie rozrywkowe. Jak już stwierdziłem, przyznaję, że zjeb... bohaterów, tzn, nie rozbudowałem ich dość wystarczająco. Ale przecież czytało się lekko i przyjemnie, z tego co piszecie :) Dzięki :)

Przecinek poprawiłem, rzeczywiście teraz lepiej :)
Wasinka dnia 18.02.2012 14:24
Jakbym w jakiś koszmar senny wpadła ;)

Rzeczywiście zabrakło trochę skupienia się na bohaterach (jakbyś się nieco spieszył), ale zakończenie mnie ujęło - wydawać by się mogło, że dziewczyna wyzwolona, więc ogólnie koniec dobry, a tu bach - kolejny z klątwą. Co uświadamia, że łańcuszek klątw zawsze będzie bogatszy o jedno ogniwo...

Mam wrażenie, że nie do końca dopieściłeś, bo w pewnych miejscach zaimki kamienują tekst, zdarzają się literówki i brak literek. Czasem zdania mało sprawne, a ogonki bawią się przednio. Itp.
Aha, masz Greczynkę napisaną małą literą.

Pozdrawiam roztopowo.
TomaszObluda dnia 12.03.2012 15:07
Poprawiłem Greczynkę. Dzięjkuję :)

No bo poza historią tu chodziło też trochę o to, aby nie było tak cukierkowo. Poza tym klątwa nie taka straszna, wystarczy, że ludzie przestaną dokonywać aborcji.

Dziękuję :)
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:44
Pierwsza część tekstu, to wyjaśnienie akcji z Jarkiem i… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:28
Chciałem w tekście ukazać koszmar uczucia czerpania, choćby… »
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
valeria
18/04/2024 19:26
Cieszę się, że przypadł do gustu. Bardzo lubię ten wiersz,… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:52
Najnowszy:pica-pioa