Głowa nabita na pal, głowa nabita na pal. – myślał JJ, patrząc na spoconego grubasa, którego tęga do bólu sylwetka wyłaniała się znad stolika. Siedzieli przy ścianie, a projektanci tego lokalu widocznie nie przewidzieli stosownych rozwiązań dla ludzi postury Nicka, co owocowało tym, że nieszczęśnik zmuszony był do „położenia” swojego brzucha na blacie. Już sam ten widok mógł wyprowadzić z równowagi, a na dodatek niepożądany rozmówca trzymał w swoich serdelkowatych palcach plik kartek i nieznośnie nim wymachiwał przed nosem Johna. Miało to za zadanie zachęcić go do przeczytania nabazgranego tekstu, lecz jedyną rzeczą którą JJ tam widział była wielka, tłusta plama, najprawdopodobniej pochodzenia hamburgerowego, przez co od razu odwrócił wzrok. Cała jego uwaga skupiała się w tym momencie na głowie Nicka oraz wronach, które zbierały się już na murach zamku aby wydłubać ofierze oczy.
- To co? Przeczytasz, prawda? – wyskamlał tłuścioch.
- Nie. – odparł spokojnym tonem JJ.
- No proszę Cię, dwa lata to pisałem. Potrzebuję tylko kogoś kto to sprawdzi, a przecież wszyscy wiedzą, że jesteś najlepszy.
- Próbujesz mnie poderwać? Od razu mówię, że nie jesteś w moim typie – odpowiedział, myśląc jednocześnie o tym, że rzeczywiście jest najlepszy – Słuchaj zrobimy tak: pójdziesz teraz do baru po whisky dla mnie. Ja ją wypije, po czym pójdziesz do baru po whisky dla mnie. Kiedy i z nią skończę, to co zrobisz? Tak jest! Pójdziesz do baru po whisky dla mnie. Zaczynasz jarzyć grubciu? Może wtedy przestaniesz tak zaburzać moje poczucie estetyki i będziemy mieli o czym rozmawiać. Deal?
- Jasne, jasne, już przynoszę – powiedział Nick, próbując wygramolić się zza stolika – z lodem, czy bez?
- Pozwól, że przytoczę Ci pewien żart. Wchodzi Eskimos do baru, cały zziębnięty podchodzi do barmana, a ten go pyta „ co podać?” „whisky” „ale z lodem, czy bez?” Na co Eskimos patrzy mu w oczy i wycedza „nie wkurwiaj mnie” – JJ uśmiechnął się w duchu. Uwielbiał ten kawał i przytaczał go przy każdej możliwej sposobności.
- Ha ha! Dobre! Jak można Eskimosa spytać… Ach, dawno się tak nie uśmiałem. – rzeczywiście Nick wydawał się być rozbawiony. – Ale to chcesz ten lód czy nie?
- Nie załapałeś puenty. – John spojrzał mu prosto w oczy, zawiesił głos, po czym nie wytrzymał i parsknął śmiechem. – Aaa, nie wkurwiaj mnie, leć po ten alkohol! – nie wyszło poważnie jak powinno, ale każdy człowiek ma granice w zachowywaniu powagi. Zwłaszcza, że zapowiadała się mocno zakrapiana noc.
Ranek zawitał w pokoju nagle. Zbyt nagle, jak na gust Johna. Z wielkim trudem zsunął się z łóżka i podniósł pościel leżącą na podłodze. „Jak sobie pościelesz, tak się wyśpisz. Może dlatego czuję się tak podle” – pomyślał. Jednak prawda była taka, że John Jonah Martin upił się do nieprzytomności dnia wczorajszego i tylko natura alkoholika kazała mu wymyślać inne możliwe powody jego obecnego stanu. Podszedł do lustra, pokręcił głową z dezaprobatą i zaczął przeszukiwać mieszkanie w celu znalezienia czegoś, co pomogłoby mu ugasić to nieznośne pragnienie. Niestety jak się okazało, jedynym płynem, który nadawał się do wypicia było piwo, leżące na dnie lodówki. Z braku lepszych pomysłów usiadł przy wielkim bukowym stole w kuchni i począł je powoli sączyć. W miarę upływu czasu i zawartości butelki, jego apetyt na kolejny dzień stopniowo rósł, a już chwilę potem wszelkie objawy kaca ustąpiły miejsca dobremu humorowi. Pisarz może i był z niego marny, w ciągu kariery wydał tylko jedną książkę, która okazała się zresztą wielką pomyłką, ale przynajmniej zachował artystyczne nastawienie. Postanowił, że zacznie ten dzień od stworzenia czegoś wyjątkowego. Jak tylko wróci ze sklepu i uzupełni zapasy, od razu bierze się do pisania. Już chciał wyrzucić szkło do śmieci, kiedy zauważył, że kubeł w całości wypełniony jest zapisanymi stronami papieru. „Czyli jednak to od niego wziąłem” – pomyślał. „Cholera, teraz trzeba będzie mu to oddać, facet pewnie nie ma nawet żadnej kopii” – wzdrygnął się na myśl o Nicku, ale szybko przypomniała mu się ta szpetna gęba nabita na pal. Tym razem nie miała oczu. „Wrony musiały zrobić swoje” – uznał z zadowoleniem. Wyjął ostrożnie kartki ze śmietnika i ułożył zgodnie z kolejnością, po czym zupełnie bez powodu zaczął je czytać. Najpierw jedno zdanie, potem akapit, aż nagle zorientował się, że pochłania to dzieło całymi stronami. Przestał zważać na plamy i kawałki innych odpadów, które poprzyklejały się tu i ówdzie. Delektował się każdym słowem i nic nie było w stanie oderwać go od lektury. Gdy w końcu doczytał ostatnią stronę, śmiał się jak dziecko. „Niesamowite. Muszę być jeszcze upity. Jak nic jestem pijany, nie ma innego wytłumaczenia.” – Powtarzał na okrągło, nie mogąc uwierzyć. Wyjął w pośpiechu komórkę i powiedział:
- Tessa.
- Wybierz Tessa. - powtórzył zirytowany
- Do ciężkiej cholery! Tessa! – tym razem osiągnął porozumienie z wybieraniem głosowym. Usłyszał przerywany sygnał, a za chwilę odezwał się kobiecy głos:
- Co tam słychać JJ? Nie dzwoniłeś chyba milion lat. Znowu chcesz mi wmówić, że masz talent literacki? Ostatnio prawie mnie to kosztowało posadę.
- Hej Tes, mogłabyś mi tego nie wypominać od razu na wstępie? Wierzę, że było Ci ciężko, ale z dzisiejszej rozmowy będziesz zadowolona, gwarantuję.
- Ech… No dobrze, mów czego chcesz? – ustąpiła zrezygnowana.
- Chcę Ci wmówić, że mam talent literacki – zaryzykował żart John.
- Cóż… nie będę Ci wkręcać, że zostawiłam coś na gazie, ale wiedz, że jestem bliska odłożenia słuchawki. – odpowiedziała Tessa.
- No dobrze. A co jeżeli powiem Ci, że to nie mój rękopis chciałbym wydać? Mam w ręku prawdziwe arcydzieło. Wiesz tak samo dobrze jak ja, że pisać nie umiem. Ale rozpoznać prawdziwy diament jestem w stanie. A jestem pewny, że ta książka sprzeda się nawet lepiej niż JK Rowling. Jedynym problem jest to, że nie mamy do niej praw autorskich… co da się zmienić w przeciągu kilku godzin. Nie chciałabyś zostać współautorką bestsellera, Tessa?
- Brzmi kusząco. Zgadzam się, wpadnij do biura o drugiej, to zobaczę co da się zrobić. Ale jak nie będzie tak dobre jak mówisz, to blokuję twój numer i będziesz mógł pisać co najwyżej bloga w internecie. Rozumiesz?
- Och… nie zawiedziesz się, nie zawiedziesz. A u Ciebie będę za godzinę – nie czekając na odpowiedź rozłączył się.
„No grubciu wygląda na to, że zrobiłeś ze mnie obrzydliwie bogatego człowieka.” – przyznał. „Masz pecha, że trafiłeś akurat na moją osobę, bo tak się składa, że jestem zdania, iż ludzie twojego pokroju nie powinni posiadać żadnych praw. W szczególności praw autorskich.” Z tą myślą wyszedł na balkon, spojrzał na wybrzeże i zapalając papierosa, rozmarzył się.”Głowa nabita na pal. Ha!”
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Marxxx · dnia 11.03.2012 19:47 · Czytań: 633 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 2
Inne artykuły tego autora: