muszę napisać słowo rymem
by na niedzielę wznieść kazanie
niech myśli płyną gładko składnie
finalnie łącząc usta z winem
by słowo w słowo poszło w eter
choć śpiewy smutne czas ponury
lecz nie potrafią milczeć głupcy
do kiedy siła kochać jeszcze
a żeby było nie tak prosto
piękno uśmiecha się zza lustra
dotyka powiek moczy usta
duszę ma również całkiem mokrą
trzeba teatra wznieść stworzenia
i jako rzecze Zaratustra
stadu wielbłądów lwów dla dziecka
zwrócić tożsamość ocalenia
kopyta gładko przejdą w tyłek
od czworga liter pierś wychychła
lwia grzywa się doczeka zgrzebła
wróci do pieluch nie niewinnie
świadomość natur przeobrażeń
kto kim jest teraz a kto nikim
ze smutkiem sunie krokiem ciężkim
wierzący człowiek odart z marzeń
jeszcze jesteśmy trochę ludźmi
lecz jak lekarstwa samarytan
którzy odważni wzejść jak ty tam
i zedrzeć z gęby kajdan różnic
niech bóg umiera szybko byle
w mieszczańskiej ciżbie jest za ciasno
odda etykę nam na własność
oddechu trzeba chociaż chwilę
a potem się spotkamy z jutrznią
z osobna każdy uśmiechnięty
naręcza ziemi nasion wazy
i pobiegniemy zmęczyć jutro
_________
23.04.2010
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
coca_monka · dnia 23.03.2012 12:15 · Czytań: 462 · Średnia ocena: 5 · Komentarzy: 2
Inne artykuły tego autora: