Rzym. Serce Imperium. Ukoronowanie jego żołnierskiej drogi. Po latach tułania się na peryferiach Cesarstwa, trafił do siedziby najpotężniejszych władców na świecie i objął dowództwo kohorty. Liczył, że wszystko w jego życiu odmieni się, a przede wszystkim, że odejdą wspomnienia prześladujące go od trzydziestu lat, kiedy jako bardzo młody legionista zetknął się z czymś, czego do dziś nie mógł pojąć. Armia wyjaśniła mu jak ma interpretować zdarzenie, którego był świadkiem i co powinien na ten temat mówić. Armia wybaczyła nie wykonanie zadania, a to nie zdarzało się często. Już ten fakt spowodował, że przez lata Marcus stosował się do instrukcji, ale w nawiedzających go snach widział tego człowieka, tak jak widział go wtedy, nocą, kroczącego między zdezorientowanymi żołnierzami, którzy nie potrafili w żaden sposób zareagować. Nie sparaliżował ich strach. Jeden, bezbronny człowiek nie był w stanie im zagrozić. Obezwładniła ich niewidzialna siła, krocząca za nim. Zapewne dlatego prości żołnierze tak łatwo zgodzili się zapomnieć o całym zdarzeniu i przyjąć inną wersję wydarzeń. Marcus również próbował lecz prawdziwych wspomnień nigdy nie potrafił wymazać z pamięci.
Teraz powróciły z potężnym impulsem. Wczoraj, gdy przechadzał się wąską ulicą wśród straganów, zaczepił go nieznajomy. Miał około trzydziestu lat i nie pochodził z Rzymu. Pytał o drogę. Marcus wytłumaczył mu jak dojść pod wskazane miejsce. Nieznajomy podziękował i dodał jeszcze, że idzie do przyjaciela, aby zabrać go z Rzymu. W nocy Marcusa znowu dręczył sen. Zerwał się i usiadł na łóżku. Człowiek, którego dzisiaj spotkał był tym, który ukazywał mu się w snach i tym, którego pilnowali trzydzieści lat temu. Na dodatek przypomniał sobie co stało się wczoraj w Rzymie.
Na drugi dzień poprosił o spotkanie Quintusa. Z całego oddziału, który wtedy pełnił wartę tylko oni dwaj żyli. Quintus zaprosił go do swojego domu.
- O czym chciałeś porozmawiać? – nalał przyjacielowi wina.
- Wiesz kogo wczoraj stracono? – zapytał retorycznie Marcus.
- Jednego z tych nawiedzonych wichrzycieli – Quintus patrzył badawczo na Marcusa.
- Spotkaliśmy go trzydzieści lat temu w Jerozolimie. Należał do grupy innego wichrzyciela.
- Pamiętam – Quintus uśmiechnął się sztywno. – Kiedy skazano jego przywódcę, obleciał go strach i wypierał się, że kiedykolwiek znał swojego mistrza.
- Teraz już się nie bał. Zmarł z jego imieniem na ustach, chociaż ten, którego uznał za swojego mistrza nie żyje od tak dawna.
Quintus spojrzał mu prosto w oczy.
- Do czego zmierzasz?
- Wczoraj spotkałem człowieka łudząco podobnego, do skazańca, którego grobu pilnowaliśmy wtedy…
Quintus oparł się na krześle i skrzyżował ręce na piersiach.
- Nie pamiętam już nawet jak tamten wyglądał.
- A ja tak – Marcus popił łyk wina. – On śni mi się prawie codziennie. Czy nigdy, chociaż przez chwilę nie zastanawiałeś się, co się wtedy wydarzyło?
Quintus pokręcił głową.
- Niepokoję się o ciebie Marcusie. Żołnierz nie zastanawia się, tylko wykonuje rozkazy. Mieliśmy wtedy szczęście, że nie spotkała nas surowa kara. Pozwoliliśmy, żeby wykradziono ciało.
- Czy aby na pewno je wykradziono? Nie pamiętasz już co wtedy zobaczyliśmy. Kogo zobaczyliśmy?
W odpowiedzi Quintus poderwał się i obiema pięściami walnął w stół przewracając dzban i rozlewając wino.
- Nikogo nie zobaczyliśmy. Jego uczniowie wykradli ciało. Zawaliliśmy sprawę. Upiekło nam się. Dzięki temu ty i ja jesteśmy sobie teraz w Rzymie i spokojnie kończymy naszą żołnierską karierę. Lepiej niech ci nie odbije na stare lata. Jeśli masz sny napij się wina i znajdź sobie dziewkę.
Marcus stał od stołu. Wytarł odzienie ochlapane winem.
- Już próbowałem tych metod. Nie skutkują. – Odwrócił się i ruszył w kierunku wyjścia. Zatrzymał się jeszcze w drzwiach. – Jego uczniowie nie mogli wykraść ciała. Siedzieli wtedy wystraszeni w domach. Z wyjątkiem jednego, który się powiesił.
- Nie wykradli ciała osobiście, tylko wynajęli zbirów! Dosypali nam czegoś do napojów i mieliśmy halucynacje! Ty chyba nadal je masz! – krzyczał jeszcze Quintus, ale Marcusa już nie było.
Szedł przed siebie ulicami Rzymu nie zwracając uwagi na nic i nikogo. Zapędził się aż na drogę wychodzącą z miasta. Była pusta o tej porze dnia. Spotkał tylko jednego wędrowca.
- Stój! – krzyknął do niego Marcus, a nieznajomy zatrzymał się. – Czy to nie ty pytałeś mnie wczoraj o drogę?
Ten potwierdził. Marcus pytał dalej.
- Czy nie jesteś przypadkiem krewnym człowieka skazanego na ukrzyżowanie trzydzieści lat temu w Jerozolimie? Buntownika, który obwołał się królem.
Nieznajomy patrzył przez chwilę na żołnierza i odpowiedział pytaniem.
- Dlaczego wracasz do tak odległych czasów Marcusie?
- Skąd znasz moje imię. Nie wyjawiłem ci go – zmarszczył brwi.
- Pamiętam cię dobrze. Pamiętam tamto krótkie spotkanie. Nocą przy moim grobie. Na moment spojrzałeś mi w oczy. Ty jeden zdawałeś się próbować pojąć z czym masz do czynienia.
Twarz Marcusa złagodniała. Napięte mięśnie rozluźniły się.
- To nie możesz być ty. Minęło tyle lat. Nawet jeśli udało się jakimś cudem przeżyć, powinieneś być starszy ode mnie. Chyba, że…
Żołnierzowi zabrakło słów. Wpatrywał się w nieznajomego czekając na jakiś jego znak.
- Wiem, że nie jest łatwo w to uwierzyć – usłyszał odpowiedź. – Nie było łatwo tym, którzy ze mną byli, a Tomasz potrzebował nawet namacalnych dowodów. Potrzeba czasu i cierpliwości. Piotr też potrzebował czasu.
- On nie żyje.
Wędrowiec zaprzeczył.
- Po niego przyszedłem i zabrałem go stąd. Czy i ty chcesz iść ze mną?
Marcus spojrzał w kierunku zabudowań Rzymu. Potem przyjrzał się jeszcze dokładnie nieznajomemu. To był z pewnością on, a wszystko, co wtedy widział nie było złudzeniem.
- Chcę - wyszeptał.
- Ruszajmy więc.
*
Następnego dnia Quintus polecił rozpoczęcie poszukiwań Marcusa, kiedy ten nie zjawił się na odprawie kohorty. Przez kilka dni przeszukano cały Rzym i okolice. Bez śladu. Jakby zapadł się pod ziemię. Quintus nigdy nie wspomniał podwładnym o ich ostatniej rozmowie. Jeszcze posądzono by go, że ma jakiś udział z zniknięciu Marcusa. Tymczasem jego przyjaciel, jak tłumaczył to sobie Quintus, zwariował na stare lata i postanowił rozpocząć nowe życie. Na wszelki wypadek przeprowadził własne śledztwo chcąc dowiedzieć się czy ktoś w mieście widział człowieka około trzydziestki, z ciemnymi włosami do ramion i zarostem, pochodzącego ze wschodnich rubieży Imperium. Okazało się, że kogoś podobnego widziano na miejscu egzekucji oraz na drugi dzień, kiedy opuszczał Rzym. Tu jednak jego ślad urywał się.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Olaf Tumski · dnia 03.04.2012 19:17 · Czytań: 777 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 4
Inne artykuły tego autora: