Debiut polecony przez redakcję
Data edycji: 01.06.2012
______________________________
Redakcja Prozy
Na szczycie dachu starej, pochylonej szopy, stojącej na samym skraju wsi, usiadł szpak. Nastroszył piórka, otrzepał się, rozejrzał dookoła i zaśpiewał. Jego śpiew wywabił z wnętrza szopy śpiącego tam piętnastoletniego chłopca, znanego we wsi, z racji złamanego przedniego zęba, jako Szczerbaty. Matka Szczerbatego, zanim zmarła podczas epidemii, zwykła mawiać, że jej jedyny syn tylko przez pomyłkę urodził się człowiekiem. Ci, którzy znali chłopca bliżej potwierdzali, że powinien był urodzić się ptakiem. Całe godziny spędzał patrząc tęsknie na szybujące wysoko jastrzębie. Każdej jesieni smutnym wzrokiem odprowadzał odlatujące dzikie gęsi, kaczki, żurawie i bociany. Widząc klucze lecące na południe marzył, by być jednym z tych ptaków, by szybować w powietrzu, wznosić się jak bociany w ciepłych prądach powietrza, a później odlecieć daleko, daleko i zobaczyć na własne oczy wszystkie cuda południowych krain. Nic też nie sprawiało mu większej radości jak widok powracających wraz z wiosną kluczy dzikich ptaków. Nawet ząb złamany podczas krótkiego lotu z dachu stodoły, niczego go nie nauczył. Szczerbaty od dwóch lat żył samotnie, osierocony, bez żadnej rodziny, żywiąc się tym, co udało mu się wyżebrać w gospodzie. Opuściło go szczęście, rodzice pomarli, sąsiedzi kawałek po kawałku ograbili z ziemi i tylko jedno mu zostało - miłość do ptaków… Nic więc dziwnego że teraz, obudzony i zaciekawiony, ruszył w ślad za szpakiem, gdy ten odfrunął. Śledząc szpaka Szczerbaty minął ostatnie wiejskie zabudowania, pozostawił za sobą rozpościerające się pod lasem łąki i dotarł do niewielkiej polany na skraju lasu, gdzie przy małym ognisku siedział stary, ubogo ubrany człek i grał na fujarce. Szpak usiadł na ramieniu człowieka i podjął melodię fujarki. Muzyka była drugą fascynacją chłopca, który nie chcąc uronić nic z melodii wygrywanej w duecie przez człowieka i ptaka, położył się na skraju polany i zastygł w bezruchu. Wiedział dobrze kim jest starzec. Wędrowni stroiciele śpiewu ptaków, wielu z jakimiś ptakami na ramionach, byli częstymi gośćmi w gospodzie. Kilka razy w roku przechodzili przez wieś, czasem zatrzymywali się i grą na instrumentach zarabiali na kawałek chleba. Gdy koncert się skończył, stroiciel gestem przywołał chłopca i nieproszony odkroił kawał ciemnego chleba i wcisnął mu w rękę…
Szczerbaty zostawił dotychczasowe życie bez cienia żalu, przecież poza grobem matki nic go tu nie trzymało, a życie stroiciela śpiewu ptaków odpowiadało mu całkowicie. Wraz ze starszym towarzyszem Krukiem i jego szpakiem wędrowali od wsi do wsi, od grodu do grodu. Noce spędzali, jeśli pogoda nie była zbyt dokuczliwa, pod gołym niebem, przy małym ogniu rozpalanym gdzieś na polanie wśród lasów, a gdy padało zaszywali się na kilka dni w starych szałasach lub stodołach, za zgodą ich właścicieli lub bez niej. Kruk opowiedział mu o tym, jak sam jako młody chłopak został wywabiony z domu przez bociana i porzuciwszy dostatnie życie, gospodarkę, rodziców i starsze rodzeństwo, wyruszył na niekończącą się wędrówkę. Szybko zawiązała się między nimi nić sympatii i porozumienia, wszak obaj kochali nade wszystko ptaki. I wolność. Wrodzone zdolności muzyczne pozwoliły Szczerbatemu szybko opanować sztukę gry na fujarce i okarynie. Wspólne z Krukiem i szpakiem Kubikiem muzykowanie, pozwalało im zarobić na proste jadło i tak wiedli żywot stroicieli śpiewu ptaków, wolni i szczęśliwi. Jak ptaki.
Pewnej nieprzespanej, ciepłej, lipcowej nocy Kruk, wpatrzony w gasnące ognisko, opowiedział Szczerbatemu smutną historię Wróbla, swego towarzysza i nauczyciela.
- Wędrowaliśmy w kierunku granicy z prowincją Theram, kiedy wybuchł bunt chłopów. Śpiących w rowie zaskoczyli nas żołdacy księcia Votter. Czy wzięli nas za buntowników, czy też zrobili to dla zabawy, nie wiem… Dość, że obili nas prawie na śmierć, dla zabawy strzelali z łuków do naszych ptaków… Wróbel był już stary, schorowany… Nie wylizał się…- Kruk zamilkł, po czym zagrał na okarynie najsmutniejszą, najbardziej przejmującą melodię, jaką Szczerbaty kiedykolwiek słyszał. Muzyka niosła się między drzewami, w mrok puszczy, ognisko dogasało, na niebie świeciły gwiazdy, a Szczerbaty, pomimo smutku jaki wywołała w nim opowieść towarzysza, poczuł się szczęśliwy, szczęśliwy tak, jak już bardzo dawno nie był. Poczuł, że żywot stroiciela jest mu przeznaczony. Mylił się…Bardzo się mylił…
Po ciepłym lecie, nastała piękna, kolorowa jesień. Chcąc uciec przed zbliżającą się zimą, dwaj stroiciele postanowili przekroczyć góry i przedostać się na południe królestwa, gdzie ciepły morski klimat pozwalał różnego rodzaju włóczęgom przeżyć zimę. Pewnego dnia, w trakcie przeprawy przez górską przełęcz zaskoczyła ich gwałtowna burza. Z ciemnego nieba lała się ściana deszczu, wiatr tarmosił gałęziami drzew. Dwaj stroiciele, przemoknięci do suchej nitki, znaleźli starą opuszczoną gajówkę, której dach był jednak na tyle szczelny, że po rozpaleniu ognia w kominku mogli wysuszyć sobie ubrania. Zjedli resztkę zapasów, popili zimną, surową wodą, a potem usiedli na progu domu podziwiając dziką i piękną przyrodę gór.
Deszcz padał teraz z mniejszą nieco gwałtownością, również wiatr stracił nieco ze swej siły.
Kruk siedział oparty o framugę drzwi i ćmiąc fajkę przyglądał się w milczeniu swemu młodszemu towarzyszowi. Siedzący na jego ramieniu szpak czyścił dokładnie swe suche już piórka. W pewnej chwili stary człowiek podjąwszy widać jakąś decyzję, chrząknął, wysypał popiół tytoniowy z fajki na mokrą ziemię przed chatą i powiedział:
- Przez te kilka miesięcy, od kiedy wędrujemy razem przekonałem się, że jesteś dobrym człowiekiem, Szczerbaty. Dlatego też zdecydowałem się powierzyć ci tajemnicę stroicieli śpiewu ptaków. Otóż, musisz wiedzieć, że my stroiciele posiadamy pewien niezwykły dar. Jest to dar wcielania się w ciała ptaków. Możemy dzięki temu widzieć ich oczyma, słyszeć to, co one słyszą, możemy czuć wolność, jakiej doświadcza przewodnik lecącego wysoko klucza dzikich gęsi. Możemy choć na pewien czas okiełznać wiatr, możemy spełnić marzenia - polecieć o własnych siłach prosto w słońce...- gdy to mówił, jego oczy zapaliły się wewnętrznym ogniem, jakby w tej jednej chwili przypomniał sobie wszystkie swoje dotychczasowe przeżycia, wszystkie podniebne wyprawy, kiedy wcielony w ciało ptaka szybował wysoko, wysoko, na błękitnym niebie.
Jeszcze tego wieczoru Kruk wtajemniczył Szczerbatego w arkana wcielania się w ptaka.
- Najpierw - mówił - musisz wybrać sobie jakiegoś ptaka w zasięgu wzroku. Gatunek nie ma w zasadzie znaczenia, ale na początek lepiej wybrać jakiegoś mniejszego ptaka. Wiedz, że przejmiesz nad ciałem ptaka pełną kontrolę, a latanie wcale nie jest tak proste jak się wydaje. Gdy znajdziesz już odpowiedniego ptaka musisz go przywołać grą na fujarce, a następnie wprowadzić się w trans, który pozwoli ci wejść w jego świadomość.
Następnego dnia Szczerbaty odbył swój pierwszy lot. Ptakiem którego przywołał była sikorka bogatka, których całe mnóstwo żyło w lesie. Najpierw Kruk zagrał Szczerbatemu melodię. Po chwili słuchania Szczerbaty podchwycił nutę i przyłączył się do niej.
Pierwszym wrażeniem, które zapamiętał, gdy jego jaźń znalazła się w ciałku sikorki, był głód. W górach panowała już późna jesień i o pokarm dla sikorek było coraz trudniej. Po chwili, gdy Szczerbaty nabrał już jako takiej wprawy w lataniu, postanowił poszukać czegoś do jedzenia. Po kilkunastu minutach lotu zauważył wiszący na sznurku kawałek słoniny, powieszony specjalnie dla sikorek przez jakiegoś człowieka. Niestety, pierwsza próba uchwycenia się pazurkami słoniny nie udała się i sikorka spadła na ściółkę. Na szczęście ściółka była miękka, a sikorka bardzo lekka, więc nie wyrządziła sobie żadnej krzywdy. Druga próba była nieco bardziej udana - Szczerbatemu z niejakim trudem udało się utrzymać na kawałku słoniny i zaspokoić głód.
Następnego dnia Szczerbaty wypatrzył wysoko na niebie szybującego majestatycznie jastrzębia.
- Wysoko mierzysz - powiedział Kruk, gdy domyślił się co zamierza zrobić Szczerbaty - pamiętaj jednak, że okiełznanie tak dużego, dzikiego drapieżnika jak jastrząb jest o wiele trudniejsze niż opanowanie sikorki.
- Ale i przyjemność musi być większa - odparł zdecydowany już Szczerbaty.
Rzeczywiście, wrażenie którego doświadczył w czasie lotu Szczerbaty było nie do opisania. Jastrząb kołował wysoko na niebie w poszukiwaniu zdobyczy. Szczerbaty czuł całym ciałem, każdym piórkiem, pęd wichru, unoszącego go coraz wyżej i wyżej. Lekkimi ruchami swych potężnych skrzydeł bez żadnego wysiłku zmieniał kierunek lotu, to wznosił się, to opadał. Nikt, żaden człowiek nigdy przedtem nie czuł się tak wolny i tak szczęśliwy, jak Szczerbaty w czasie tego lotu. Był panem wiatru, szczytowym osiągnięciem ewolucji, która przez tysiące lat tak ukształtowała tego ptaka, by uczynić go wspaniałą, przepiękną maszyną zdolną do lotu i polowania w każdych warunkach. Dzięki bystrym oczom jastrzębia Szczerbaty mógł z dużej wysokości widzieć dokładnie ziemię nad którą leciał, góry i doliny, lasy i łąki.
Na jednej z leśnych polan zauważył coś co przykuło jego uwagę. Obniżywszy nieco wysokość lotu stwierdził, że jest to królik skubiący na otwartej przestrzeni trawę. W jednej chwili odezwał się w nim pierwotny, niesamowicie silny instynkt łowcy. Zew krwi kazał mu nie czekając runąć w dół z dużej wysokości, prosto na pasącego się w dole królika. Ptak złożył skrzydła i jak kamień spadał w dół. W ułamku sekundy Szczerbaty stracił całkowicie panowanie nad ptakiem. Z kierującego nim stał się tylko biernym obserwatorem. Tak silny był głód i instynkt nakazujący jastrzębiowi polowanie.
Spadając w dół Szczerbaty zauważył coś, co najpierw przykuło jego uwagę, a następnie zaniepokoiło. Otóż królik zauważył drapieżnika, a mimo tego nie próbował ucieczki. Podbiegł w kierunku rosnącego w pobliżu drzewa, próbując jakby schronić się pośród jego korzeni, a następnie zatrzymał się. Po chwili Szczerbaty zobaczył, że jedna z nóg królika jest nienaturalnie wyciągnięta do tyłu i domyślił się, że zwierzę jest przywiązane i nie może dalej uciec. Wytężył wzrok i gdy wciąż spadający ptak był już w odległości kilkunastu metrów od ofiary zobaczył, że wokół królika, z ziemi, sterczą powbijane w nią stalowe, zaostrzone na końcu pręty. Szczerbaty w jednej chwili zrozumiał, że jest to zastawiona przez kłusownika, śmiercionośna pułapka. Wytężył całą swą wolę by zmusić ptaka do zmiany kierunku lotu. Jastrząb rozpostarł nieco swe skrzydła, ale po chwili znowu instynkt łowcy wziął górę i ptak ponownie skierował się prosto na królika i śmiercionośne szprychy. Szczerbaty spróbował jeszcze raz i tym razem udało mu się na dłuższą chwilę przejąć kontrolę nad ptakiem. Było jednak za późno na to by wyhamować całkowicie pęd i zatrzymać się nad ziemią. Jedyne co mógł zrobić, to na tyle zmienić kierunek lotu, by nie wpaść na sterczące w niebo pręty. Ptak z dużym impetem uderzył w ziemię. Szczerbaty stracił przytomność.
Ocknął się widząc nad sobą zatroskaną twarz Kruka. Rozejrzał się dookoła. Znów znalazł się w swoim własnym ciele, w opuszczonej gajówce. Pochylony nad nim Kruk potrząsał nim od dłuższej chwili próbując go ocucić.
- Wielkie nieba - wysapał - ale mnie wystraszyłeś. Przez kilka sekund krzyczałeś, szamotałeś się. Co się stało? Opowiadaj, chłopcze! Opowiadaj!
Szczerbaty, wyczerpany psychicznie walką z instynktem jastrzębia, łamiącym się głosem opowiedział Krukowi o całym przebiegu lotu.
- Miałeś szczęście, mój przyjacielu! Dużo szczęścia! – powiedział stary człowiek – Jeśli będąc poza swym ciałem – ciągnął dalej - w ciele ptaka, zdarzy ci się jakich wypadek i ptak zginie, na przykład zabity przez drapieżnika, albo przez kłusownika, możesz nie zdążyć opuścić jego ciała i powrócić do swego własnego. Wielu młodych, niedoświadczonych stroicieli w ten sposób zginęło. Trzeba było wrócić, zanim ptak uderzył w ziemię…
- Nie mogłem go zostawić. Gdyby nie ja, na pewno wpadłby na pręty – odpowiedział Szczerbaty.
- Ryzykowałeś własnym życiem, chcąc ocalić życie ptaka… – Kruk z niedowierzaniem pokręcił głową.
Postanowili, że muszą koniecznie odnaleźć ptaka, ponieważ w czasie upadku na pewno odniósł jakieś obrażenia. Po chwili byli już w drodze. Na szczꬬ¬ście Szczerbaty zapamiętał kierunek swego lotu przed polowaniem i po trzech godzinach marszu obaj stroiciele dotarli na polanę, odnaleźli pułapkę, uwolnili królika, a następnie odnaleźli ukrytego pod drzewem jastrzębia. Ptak uderzając o ziemię złamał sobie skrzydło i nie mogąc latać próbował uciekać przed ludźmi biegnąc po ziemi. Jednak złamana skrzydło zwisało bezwładnie uniemożliwiając mu ucieczkę tak, że Kruk bez trudu złapał go i uniósł w powietrze. Przerażony ptak usiłował się bronić, bił wściekle zdrowym skrzydłem, wierzgał uzbrojonymi w długie szpony nogami i starał się swym potężnym dziobem złapać rękę swego prześladowcy.
- Czekaj - zawołał Szczerbaty i wyciągnął szybko fujarkę.
- Nie! Szczerbaty, nie rób tego, to zbyt niebezpieczne! – próbował powstrzymać go Kruk.
Ale młody stroiciel nie słuchał. Po dłuższej niż zwykle chwili wcielił się w chorego ptaka. Ból i przerażenie jakie czuł jastrząb uderzyło go jak młot.
Ciało Szczerbatego padło jak rażone piorunem na ziemię i zaczęło tarzać się po trawie. Tymczasem umysł Szczerbatego walczył z umysłem ptaka, starając się przejąć nad nim kontrolę. Było to jednak bardzo trudne zadanie, a przecież Szczerbaty był już wcześniej wyczerpany psychicznie. Potworny ból złamanego skrzydła ptaka, który wypełnił mu czaszkę o mało nie przyprawił go o utratę świadomości. W końcu po długim zmaganiu udało mu się zapanować nad ptakiem. Jastrząb w rękach Kruka przestał się szamotać, przestał wreszcie walczyć. Kruk tylko na to czekał. Szybkim, wprawnym ruchem nastawił złamaną kość.
Trwający kilka sekund ból był najsilniejszym bólem, jaki Szczerbaty kiedykolwiek poczuł i młody stroiciel krzyknął głośno, a następnie ponownie stracił przytomność.
Gdy się ocknął było późne popołudnie. Po chwili stwierdził, że leży na posłaniu ze ściętych gałęzi świerkowych, w zbudowanym z takich samych gałęzi szałasie.
Poczuł, że jest straszliwie głodny. Uniósł się na łokciu, chcąc zawołać Kruka, lecz natychmiast zakręciło mu się w głowie i opadł ponownie na posłanie. Złapał się rękami za głowę i po chwili zdziwiony zauważył, że jego twarz pokrywa kilkudniowy co najmniej zarost. W tej chwili do szałasu wszedł Kruk, a na jego ramieniu Szczerbaty zauważył siedzącego jastrzębia. Jego prawe skrzydło było przybandażowane do tułowia, a na głowie ptaka znajdował się zasłaniający mu oczu kapturek.
- Nareszcie - wykrzyknął Kruk, gdy zauważył, że Szczerbaty w końcu się ocknął - myślałem, że nigdy już się nie obudzisz.
Kruk pomógł Szczerbatemu usiąść, a następnie podał mu pełną menażkę gorącego rosołu. Podczas gdy Szczerbaty jadł łapczywie, Kruk usiadł pod ścianą szałasu i zdjąwszy jastrzębiowi kapturek zaczął go karmić kawałkami surowego mięsa.
Później nabił swą fajkę tytoniem i zaczął z widoczną przyjemnością puszczać kółka z dymu. A kiedy już wypalił fajkę odwrócił się do Szczerbatego i powiedział:
- Teraz jesteś już prawdziwym stroicielem śpiewu ptaków, umiesz wcielić się nawet w silnego drapieżnika, a tym co zrobiłeś dla tego ptaka pokazałeś, że Kubik dokonał dobrego wyboru. Dlatego też od dziś będziesz nosił nowe imię - Jastrząb.
Mówiąc to Kruk uśmiechał się szeroko, a jego oczy znów błyszczały wewnętrznym ogniem. Po chwili wyjął zza pazuch fujarkę i zagrał na niej najweselszą melodię jaką znał, jednak Jastrząb już jej nie słyszał, gdyż ponownie zapadł w głęboki sen.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
LechMucha · dnia 19.05.2012 08:07 · Czytań: 2524 · Średnia ocena: 3 · Komentarzy: 6
Inne artykuły tego autora: