1313 Gdynia- rozdział 11 - jelcz392
Proza » Historie z dreszczykiem » 1313 Gdynia- rozdział 11
A A A
_________________ 11


- No, Sławek, referuj.
Siedzieli we trójkę na porannej odprawie u Wołczyka.
- Cóż, mówiąc ogólnie, mamy kilku podejrzanych i praktycznie każdy z nich pasuje na spraw-cę, ale mamy tylko poszlaki. Pierwszym podejrzanym jest Marek Renusz, sąsiad zamordowanej, cierpiący ciągle na brak pieniędzy. Ryszkowska płaciła mu dobrze i regularnie. Do całego procederu ma obojętny stosunek. Zależało mu tylko na forsie i jakoś nie wydaje i się, żeby pozbywał się swojej chlebodawczyni dla kilku fotek i filmów. Nic by na tym nie zyskał. Analiza wykazała, że te starsze ślady spermy należą właśnie do niego. Jak sam przyznał, utrzymywał z Ryszkowską bliższe stosunki. Kolejny zatrzymany to Wiesław Miotk. Pan Antoni zna go pod nazwiskiem Szwichtenberg. Początkowo wprowadził nas w błąd utrzymując, że nie zna Ryszkowskiej. To on zdjął z nóg zamordowanej buty i skarpetki, a następnie ogołocił jej mieszkanie z tego typu rzeczy. Znaleźliśmy wszystko u niego podczas rewizji. Przyznał, że krytycznego dnia śledził Ryszkowską, ale został zaatakowany przez nieznanego sprawcę i unieszkodliwiony ciosem w głowę na kilkanaście minut. Prawdopodobnie właśnie w tym czasie doszło do zabójstwa. We wskazanych przez niego krzakach nic nie znaleziono, żadnego drąga czy pręta, a na ciele Miotka nie stwierdzono obrażeń, chociaż mógł zostać ogłuszony jakimś ciosem karate. Rozpoznał tego taksówkarza, jako mężczyznę, który był na miejscu zbrodni i zerkał z klifu na dół. Taksówkarz, Jacek Żytkiewicz, również rozpoznał Miotka, jako faceta leżącego na plaży z nieboszczką. Nasuwa się pytanie; czy zabił Miotk, a Żytkiewicz przypadkiem zobaczył go jak ukrywa ciało, czy też mordercą jest Żytkiewicz, który najpierw unieszkodliwił Miotka, a potem chciał ukryć ciało, ale nie zdążył, bo ten zbyt szybko odzyskał świadomość? Nowsze ślady spermy nie należą ani do Miotka, ani do Żytkiewicza. Miotk upiera się, że nie zakopywał trupa w piasku. Uciekł z plaży, jak tylko zobaczył na górze tego taksówkarza. Bał się, że to on jest zabójcą i że jego też załatwi jako niewygodnego świadka. Z kolei gdyby to taksówkarz był mordercą i po oddaleniu się Miotka przysypał ciało piaskiem, to po jaką cholerę poszedł na drugi dzień, w to samo miejsce i to jeszcze razem z Martą Popielską?
- Może po to, żeby mieć świadka? – rzucił niepewnie Zubek.
- Ale do czego byłby mu potrzebny świadek? Jeżeli zabił, to powinien się raczej modlić, żeby ciało zostało odkryte jak najpóźniej. Poza tym w ogóle nie znał Ryszkowskiej. Nie miał żadnego mo-tywu.
- Może tak twierdzić, ale przecież mogła być jego klientką. Mógł się z nią spotykać w swojej pracy, a rozmowa na różne tematy pomiędzy pasażerem a kierowcą jest raczej czymś naturalnym. A może to on jest tym facetem, którego przyjmowała indywidualnie? –wtrąciła Ewa. – No, Renusz mówił o kimś takim. Nie zapominaj też o dziwnym napadzie na Popielską.
- Przecież wykluczyliśmy wstępnie udział Żytkiewicza w tym zdarzeniu. Poza tym przeprowadziliśmy wywiad w korporacji, w której jeździ. Nic konkretnego, cieszy się dobra opinią, żadnych istotnych skarg ze strony pasażerów. Dzielnicowy również nie ma do niego zastrzeżeń.
- Mógł mieć wspólnika, tak jak Miotk, który za młodych czasów działał wspólnie z tym Krau-ze…
- No właśnie, a co z nim, panie Antoni?
- Jest pod obserwacją. Dwóch wywiadowców ma go cały czas na oku. Wygląda na to, że jest czysty.
- A co ze śladami krwi i naskórka znalezionymi pod paznokciami denatki?- wtrącił Wołczyk.
- Niestety, wynik negatywny. Nie pochodzą od żadnego z podejrzanych.
- Sławek, a może trzeba poszperać w przeszłości? Zdaje się, poprzednio mówiłeś, że Ryszkowska wychowywała się w domu dziecka… Może warto pójść tym śladem? Różne dziwne rzeczy dzieją się w takich placówkach i nie zawsze są wyciągane na światło dzienne.
- Pan inspektor sugeruje, że…
- Komisarzu Borewicz, ja niczego nie sugeruję, ja tylko znam życie i wiem, że często po kilkunastu latach duchy przeszłości dają o sobie znać.
- Oczywiście, zajmę się osobiście tym wątkiem.
- Sugerowałbym natychmiast. Pani prokurator Ołdakowska nie będzie zachwycona waszymi ustaleniami.
- Robimy wszystko co w naszej mocy, panie inspektorze…
- O kant dupy potłuc te wasze moce! A co z infiltracją środowiska?
- Przyznam, że nie jest to łatwe zadanie. Do tej pory nie mieliśmy do czynienia z fetyszystami. Trudno nawiązać z nimi bliższy kontakt, a jeszcze trudniej naciągnąć na zwierzenia, czemu się osobiście nie dziwię. Społeczeństwo traktuje ich jak co najmniej nienormalnych więc nie uzewnętrzniają się ze swymi upodobaniami. Ale aspirant Banaś złapał jakiś ślad i wkrótce powinniśmy już coś wiedzieć.
- Ten Banaś to też jest no… tym… fetyszystą? – zapytał nagle Zubek.
- O ile mi wiadomo, to nie. Ale wiadomo mi również, że posiada rzadką cechę wtapiania się w tło i wyciągania mimochodem informacji. Jego nijaki wygląd już niejednego wprowadził w błąd, na nasze szczęście rzecz jasna.
- Dawniej taki ten, jak mówicie, fetyszysta długo by na wolności nie pochodził – Zubek zrobił pełna dezaprobaty minę. – Zresztą, kiedyś nie słyszało się o takich zboczeńcach.
- Może i mniej było o nich słychać, ale zapewniam pana, panie Antoni, że w czasach, na które pan tak chętnie się powołuje, tacy ludzie również istnieli. Mieli jedynie utrudnione nawiązywanie kontaktów. Za to teraz, w dobie kolorowych, specjalistycznych pism, wideo i Internetu, jest to banalnie proste. Może nie jestem entuzjastą takich zachowań, ale dopóki nie kolidują one z prawem, nie wyrządzają krzywdy drugiej osobie, to jako społeczeństwo powinniśmy je tolerować.
- Istnieją jednak pewne normy społeczne…
- Jeżeli grupa dewotów może paradować przez pół miasta w procesji, to grupa fetyszystów może wąchać nawzajem swoje brudne nogi. A jeśli komuś się to nie podoba, to żadne normy spo-łeczne go do tego nie przymuszą.
Zubek sapnął w odpowiedzi. Znaczyło to, że nie znalazł kontrargumentów.
Do Wejherowa Borewicz jechał prawie godzinę. Wszystko przez korki, które zaczęły się na Morskiej, a skończyły dopiero w Redzie, gdzie większość pojazdów skręcała w kierunku Helu. Cóż, pogoda była wspaniała, wakacje, nic dziwnego, że wszyscy marzyli o tym, by zalegnąć na cieplutkim piasku…
Dom dziecka mieścił się przy ulicy Sobieskiego. Jednopiętrowy budynek o szarej, przybrudzonej elewacji stwarzał przygnębiające wrażenie. Wybudowany w stylu „późnego Gierka” czasy świetności miał już dawno za sobą. Zaparkował samochód na niewielkim parkingu i wszedł do środka. Po prawej stronie, tuż przy wejściu znajdowała się przeszklona budka portiera. Zupełnie jak w akademiku, pomyślał. Brakuje jeszcze starej, grubej portierki siorbiącej ze szklanki słomkową herbatę…
- Mogę w czymś pomóc? –usłyszał z tyłu kobiecy głos. Odwrócił się. Wysoka, zgrabna brunetka, wpatrywała się w niego dużymi, migdałowymi oczami.
- Tak…- zająknął się nieco speszony jej urodą. – Szukam dyrektora tej placówki.
- Ja jestem dyrektorem. Pan w jakiej sprawie?
- Komisarz Sławomir Borewicz, komenda policji w Gdyni. Chciałbym zadać kilka pytań na te-mat byłej wychowanki tego domu.
- Monika Knappe. W takim razie zapraszam do mojego gabinetu – gestem ręki wskazała korytarz na lewo i nie oglądając się na niego ruszyła przodem.
Dobrze, że gabinet znajdował się na samym końcu, to zdążył nieco ochłonąć przez drogę. Nie pamiętał, czy kiedykolwiek kobieta poraziła go tak zniewalająco swoją urodą, że praktycznie zapomniał języka w gębie. A przecież znany był ze swych ciętych ripost, jak również z łatwości w nawiązywaniu kontaktu z płcią piękną. Ale pomimo chwilowej konfuzji zdołał dostrzec u niej brak obrączki na serdecznym palcu.
- Interesuje mnie, pani Moniko, wszystko, co pani wie, o Natalii Ryszkowskiej?
- O Ryszkowskiej? Znowu coś nabroiła? Zawsze była niepokorna, lubiła ryzyko. O ile się nie mylę, to podjęła służbę w policji?
- To był raczej niewielki epizod w jej krótkim życiu.
- Natalia nie żyje?
- Została zamordowana. Prowadzę śledztwo w tej sprawie. Czy mogłaby pani powiedzieć jaka była, z kim się przyjaźniła, może miała zatargi z personelem, wychowankami?
- Wprawdzie od niedawna jestem tu dyrektorem, ale przedtem sześć lat byłam wychowawcą w tym domu. Natalia przebywała tu od piątego roku życia. Gdy zaczynałam pracę, miała wtedy czternaście lat. Dobrze ją zapamiętałam, bo opiekowałam się jej grupą, a ona od pierwszych chwil dała mi się we znaki. Ona i jej przyjaciółka Agata. Ale to Natalia nadawała ton w tym duecie. Agata w zasadzie ślepo wykonywała różne pomysły przyjaciółki. Obie były zdolne, inteligentne, dobrze się uczyły, ale z drugiej strony epatowały niezliczonymi pokładami agresji, nienawiści, a nawet sadyzmu. Często zadzierały z chłopcami, którzy z początku starali się nie reagować na ich zaczepki, ale po jakimś czasie musieli przyznać racje stwierdzeniu, że najlepszą obroną jest atak. Te bójki musiały sprawiać Natalii satysfakcję, bo z lubością się im oddawała. Wyglądało mi to na jakąś formę zaspokojenia popędu płciowego.
- A jeśli chodzi o używki?
- Wprawdzie staramy się pilnować, aby nikt nie palił na terenie placówki, ale trudno przy każdym postawić opiekuna. Tym bardziej, że młodzież uczęszcza do szkół znajdujących się na terenie miasta. Owszem, parę razy nakryłam ich na paleniu. Z alkoholem też miały miejsce drobne incydenty.
- Czy nie zauważyła pani u Natalii nagłego wzrostu poziomu agresji właśnie po spożyciu alko-holu?
- Nie, nie przypominam sobie… Może dlatego, że były to naprawdę nieduże ilości, a za każde takie zdarzenie dziewczęta podlegały regulaminowym karom.
- A co było przyczyną takiego zachowania? Czy w młodszym wieku też sprawiała takie pro-blemy?
Kobieta zmieszała się nagle i uciekła wzrokiem w bok. Milczała przez chwilę zakłopotana py-taniem, którego chyba się spodziewała.- Cóż, nie będę ukrywała, że pod rządami poprzedniej dyrekcji bywało różnie. Panowały tu stosunki bardziej familiarne, dwóch wychowawców było spokrewnionych z dyrektorem i to oni właściwie rządzili, a raczej robili co chcieli, dość często stawiając się ponad prawem. Bicie, krzyki, kary za byle niesubordynację były na porządku dziennym. A do tego jeszcze molestowanie seksualne i to zarówno przez wychowawców jak i przez podopiecznych… Dyrektor miał jakieś znajome szychy w policji i prokuraturze i w zasadzie czuł się bezkarny. Po prostu było takie ciche przyzwolenie z jego strony. Gdy czasami ktoś przeholował, szybko brał sprawy w swoje ręce i tuszował incydent albo przekupstwem albo obiecankami albo groźbą… Inni ludzie dużo widzieli, ale każdy bał się zrobić ten pierwszy krok. Wie pan, jak to jest w takich małomiasteczkowych społecznościach…
- Owszem, to zagadnienie nie jest mi obce. Rozumiem, że w końcu znalazł się jeden sprawiedliwy, który nie ugiął się pod presją środowiska i poinformował władze wyższego szczebla o panujących nieprawidłowościach? Domyślam się też, że tą osobą była pani?
- Tak, ma pan rację. Ale i tak zajęło mi to prawie dwa lata. I o to mam do siebie największy żal, że nie potrafiłam od razu zdecydowanie przeciwstawić się temu kurestwu… Przepraszam za słowo, ale inaczej nie potrafię tego nazwać! Udało mi się w końcu doprowadzić do skazania winnych, a ja w nagrodę zostałam dyrektorem.
- A wracając jeszcze do Natalii i jej przyjaciółki Agaty, czy miały one coś wspólnego z tymi wydarzeniami?
- Tak, nawet były świadkami w procesie. Wpadły w oko jednemu z wychowawców, dobierał się do nich przez dłuższy czas. Kilka razy doszło do wymuszenia innych czynności seksualnych. Póź-niejsza agresja mogła być tego skutkiem. Na szczęście w ich przypadku ten koszmar nie trwał zbyt długo.
- Pamięta pani, jakie wyroki otrzymali sprawcy?
- Dyrektor dziesięć lat, ale z tego co wiem, nie żyje gdzieś od pięciu lat. Powiesił się w celi. Natomiast Andrzej i Rysiek po osiem. W sprawę było zamieszanych jeszcze kilka osób, ale młodociani otrzymali dozór kuratora, a inne osoby niskie wyroki w zawieszeniu.
- Czyli teoretycznie mogli już wyjść za dobre sprawowanie. Czy mógłbym jeszcze prosić o nazwiska tych osób?
- Oczywiście. Dyrektor nazywał się Wojciech Naczk, wychowawcy Andrzej Olkowski, a ten, co molestował Natalię i Agatę, Ryszard Boczkowski. A jeśli chodzi o Agatę, to wiem, że wkrótce po tym wyszła za mąż. Pracuje teraz w „Wyborczej „ w Gdańsku. Niestety, szybko się rozwiodła, ale zostawiła sobie nazwisko męża, Błażejewska. Nawet zastanawiałam się dlaczego i doszłam do wniosku, że jednak jej panieńskie nazwisko Kupść nie brzmiałoby zbyt medialnie.
- Pani Moniko, bardzo mi pani pomogła. Dziękuję i jeżeli mogę to chciałbym zrewanżować się kawą z kieliszkiem dobrego koniaku – Borewicz posłał jej jeden ze swych czarujących uśmiechów.
- Nie przepadam za koniakiem. Wolę dobre, czerwone, wytrawne wino.
- W takim razie kawa i dobre wino.
- Chętnie, ale może kiedyś, przy okazji. Dzisiaj, niestety, obowiązki mi nie pozwalają.
- W takim razie zapraszam do Gdyni. Tu jest moja wizytówka. Proszę dzwonić również gdyby przypomniała sobie pani coś interesującego.
Monika Knappe obdarzyła go powłóczystym, wiele mówiącym spojrzeniem. Właściwie mógł być pewien, że wkrótce ponownie zobaczy atrakcyjną panią dyrektor.
Powrotna droga do Gdyni upłynęła mu głównie na rozmyślaniach o tym, jak by tu najkorzystniej zaprezentować się na przyszłej randce. Rozanielony wyraz twarzy nie uszedł uwadze Ewy, zajętej wypełnianiem sprawozdań. Wystarczyło przelotne zerknięcie na jego fizys, by kąśliwa uwaga wypłynęła z jej ust.
- Sądząc po głupawym uśmieszku, dyrektor okazał się być zramolałym tetrykiem po sześćdziesiątce?
- Tak, do tego głuchym jak pień i z potężnym zezem.
- Racja, od tego zezowania dostałeś zaćmy na oba oczy. Pani Monika musiała wyglądać powalająco…
- Monika? Co ci przyszło do głowy?
- Myślisz, że tylko ty błyszczysz inteligencją? Jakbyś posiedział trochę w biurze, to wiele cie-kawych rzeczy dowiedziałbyś się przez Internet. A ja spędzam tu dużo czasu…
- Ewa, nie obrażaj się, ja nic…, ja nawet…- Borewicz zmieszał się zaskoczony reakcją koleżanki.
- Oj, oj, Sławeczku! –pogroziła żartobliwie palcem. – Dałeś się podejść jak nie przymierzając Zubek. Ale musisz przyznać, że pani Monika trafiła cię strzałą prosto w twoje romansowe serce!
- No owszem, to bardzo atrakcyjna kobieta, ale to jeszcze o niczym nie świadczy.
- Musiałabym cię nie znać, żeby nabrać się na te plewy. No dobra, lepiej pochwal się informacjami o Ryszkowskiej. Pół godziny temu telefonowała pani prokurator i była wielce niezadowolona, że przebywasz w terenie.
W kilku słowach Borewicz przedstawił uzyskane wiadomości.
- Myślę, że ta Błażejewska może być wspólniczką Ryszkowskiej – powiedziała Ewa. – To mógł być powód, dla którego do tej pory nie zgłosiła się do nas.
- Na dobrą sprawę, to nie ogłaszaliśmy, że szukamy świadków i znajomych.
- To prawda, ale jeżeli się przyjaźniły i często spotykały, to powinna się do nas zgłosić bez wezwania, chociażby z czystej ciekawości. Tym bardziej, że pracuje w gazecie, a informacja o zdarzeniu była przekazana do prasy. Może ma coś na sumieniu albo obawia się o swoje życie. Być może domyśla się, kto może być sprawcą.
- Masz na myśli tych dwóch pedofilów? Trzeba ustalić, gdzie obecnie przebywają. Tak, oni mieli powód do zemsty. Obie dziewczyny były świadkami oskarżenia i zeznania na pewno ich pogrążyły. Nie wiesz, gdzie jest Zubek? On lubi grzebać w starych aktach.
- Nie wiem, wyszedł gdzieś z firmy.
- No nic, sam się za to wezmę. Skontaktuję się też z redaktor Błażejewską. Może dowiemy się czegoś ciekawego?
- No tak, Zubek do archiwum, a ty do młodej laski…- mruknęła pod nosem Ewa.- A tu jeszcze pani Monika w poczekalni…
- Myślałem, że coś mówiłaś, ale chyba się przesłyszałem, jędzo!


Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
jelcz392 · dnia 29.05.2012 20:34 · Czytań: 751 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 0
Komentarze

Ten tekst nie został jeszcze skomentowany. Jeśli chcesz dodać komentarz, musisz być zalogowany.

Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
27/03/2024 22:12
Serdeczne dzięki, Pliszko! Czasem pisząc, nie musiałem… »
pliszka
27/03/2024 20:55
Kaz, w niektórych Twoich tekstach widziałam więcej turpizmu… »
Noescritura
25/03/2024 21:21
@valeria, dziękuję, miły komentarz :) »
Zdzislaw
24/03/2024 21:51
Drystian Szpil - to i mnie fajnie... ups! (zbyt… »
Drystian Szpil
24/03/2024 21:40
Cudny kawałek poezji, ciekawie mieszasz elokwentną formę… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:18
@Optymilian - tak. »
Optymilian
24/03/2024 21:15
@Zdzisławie, dopytam dla pewności, czy ten fragment jest… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:00
Optymilian - nie musisz wierzyć, ale to są moje wspomnienia… »
Optymilian
24/03/2024 13:46
Wiem, że nie powinienem się odnosić do komentarzy, tylko do… »
Kazjuno
24/03/2024 12:38
Tu masz Zdzisław świętą rację. Szczególnie zgadzam się z… »
Zdzislaw
24/03/2024 11:03
Kazjuno, Darcon - jak widać, każdy z nas ma swoje… »
Kazjuno
24/03/2024 08:46
Tylko raz miałem do czynienia z duchem. Opisałem tę przygodę… »
Zbigniew Szczypek
23/03/2024 20:57
Roninie Świetne opowiadanie, chociaż nie od początku. Bo… »
Marek Adam Grabowski
23/03/2024 17:48
Opowiadanie bardzo ciekawe i dobrze napisane.… »
Darcon
23/03/2024 17:10
To dobry wynik, Zdzisławie, gratuluję. :) Wiele… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
  • Slavek
  • 22/03/2024 19:46
  • Cześć. Chciałbym dodać zdjęcie tylko nie wiem co wpisać w "Nazwa"(nick czy nazwę fotografii?) i "Album" tu mam wątpliwości bo wyskakują mi nazwy albumów, które mam wrażenie, że mają swoich właścicieli
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty