Bednarz
- Boję się – powiedział Wnuczek, stojąc w progu pokoju Babci – mogę spać z tobą?
- Dobrze, chodź. – powiedziała Babcia z ciepłym uśmiechem na twarzy.
Zawsze tak się do niego uśmiechała, niezależnie od sytuacji. Mimo, że miała już siedemdziesiąt siedem lat i przez większość młodych ludzi, uważana była za zbzikowaną staruszkę, była inna niż wszystkie staruszki. Wnuczek wiedział, że jego Babcia jest wyjątkowa, bardzo wyjątkowa, mimo że nie znał żadnej innej babci.
- Dlaczego tak się błyska? A później tak okropnie grzmi. Boję się. – Babcia lubiła odpowiadać na jego pytania.
- Wiesz kim jest bednarz? – po nitce do kłębka. Babcia zawsze od tego zaczynała: rzucała jakieś pytanie, teoretycznie niezwiązane z tematem, by następnie dojść do sedna sprawy.
- Nie wiem. Kto to jest Babciu?
- Bednarz wykonuje beczki...
- ...takie jak te, które stoją w ogrodzie? Takie Babciu?
- Tak, dokładnie. A wiesz Kto jest tam w górze, Kto nas obserwuje? – wskazała na ciemne niebo, rozjaśniane co jakiś czas błyskawicami.
- No tam w górze, to jest Pan Bóg. – wiedział to bardzo dobrze, bo Babcia dużo mu opowiadała o Bogu i o tym kim On jest. Starała się wychować go w wierze katolickiej, najlepiej jak potrafiła.
Tak, jak wychowała ją, jej własna babcia.
- Bardzo dobrze. – znów się uśmiechnęła. – Bo widzisz Pan Bóg jest takim bednarzem świata, bednarzem wszystkich ludzi. – z powagą powiedziała Babcia.
- To Pan Bóg robi beczki? Dla całego świata? Ale po co te beczki? Do czego służą?
- Bo widzisz, w tych beczkach są dusze ludzi, których już nie ma, którzy już odeszli. Pan Bóg toczy te beczki przez świat i przywołuje do siebie dusze ludzi, którzy są potrzebni.
- A dlaczego się tak strasznie błyska?
- Dzieje się tak, gdy Bóg przywołuje do siebie czyjąś duszę. Przez błyskawicę dusza trafia do wielkiej beczki Pana Boga.
- Czy... czy to boli?
- Nie, to dzieje się tak szybko, że nic się nie czuje. Później jest już tylko szczęście i radość.
Leżeli i spoglądali przez okno na ciemne, szybko przemieszczające się, burzowe chmury. Lekki zapach brzozowego drewna, unoszący się w całym domku, zawsze działał uspokajająco na Wnuczka i Babcię, dlatego też niedługo po opowieści o beczkach Pana Boga, oboje zasnęli, przytuleni do siebie.
Obudzili się przed dziesiątą.
Na zewnątrz trochę się rozpogodziło, ale wczesnym popołudniem znów miało zacząć padać.
Babcia zawsze lubiła sprawiać Wnuczkowi radość, dlatego też śniadanie było takie, jakie sobie zażyczył.
Podczas gdy Babcia przygotowywała listę zakupów, które mieli zamiar dzisiaj zrobić w pobliskim Miasteczku Rekreacyjnym, Wnuczek siedział wpatrzony w ekran telewizora, śledząc uważnie bajkę, którą znał już na pamięć. Mógł oglądać tą samą bajkę nieskończoną ilość razy, ale zawsze bawiła go tak samo.
Po dwóch godzinach wrócili do domku i Babcia zaczęła robić obiad. Od czasu do czasu Wnuczek chciał pomóc, ale kuchnia była dla niej królestwem, w którym niezmiennie od lat, panowała tylko ona i nikogo do niego nie wpuszczała.
Po obiedzie, na który składała się zupa pomidorowa – ulubiona zupa Wnuczka – i naleśniki z jagodami i jabłkami, Babcia z Wnuczkiem zagrali w „Człowieku nie irytuj się!”
Zagrali dwa razy.
Chwilę po czternastej z nieba zaczęła padać mżawka, która zmieniła się później w potężną ulewę.
Już od dawna, w okolicy Miasteczka Rekreacyjnego, nie spadło tak dużo wody w tak krótkim czasie.
Gdy kończyli już drugą turę „Człowieku nie irytuj się!”, Babcia namówiła Wnuczka na drzemkę.
Po niecałej godzinie, Babcia przebudziła się i ze zdziwieniem spostrzegła, że obok niej nie ma Wnuczka. Gdy zawołała go, nie usłyszała żadnej odpowiedzi. Dom wypełniała nieznośna dla niej cisza. Zajrzała do wszystkich pomieszczeń, ale Wnuczka nigdzie nie było.
Na zewnątrz rozszalała się burza.
Biała kartka leżała u brzegu kuchennego stołu.
Starannie stawiane litery, ułożyły się w trzy słowa::
poszedłem zobaczyć beczki
Gdy tak wpatrywała się w małą kartkę, zakręciło jej się głowie i musiała przytrzymać się stołu, by nie upaść.
Strach, który ją ogarnął, szybko ją jednak uprzytomnił.
Wybiegając na taras, dostrzegła otwartą furtkę.
Stała tak, w strumieniach deszczu, chcąc biec i szukać Wnuczka, gdy ogarnęła ja panika. Wciąż w myślach słyszała swój głos: „
Szukaj go!”, ale nie miała pojęcia gdzie mógł pójść.
Ufając instynktowi wybiegła przez furtkę i zaczęła biec w stronę lasu, co chwila nawołując Wnuczka.
Zawsze opanowana i spokojna, nie wiedziała co ma teraz zrobić.
Po paru metrach biegu w głąb lasu, Babcia zatrzymała się gwałtownie, mało co się nie przewracając.
Skarciła się w myślach, bo gdyby się przewróciła, to na pewno coś by sobie złamała. Jedynym miejscem, w które mógł się udać Wnuczek byłą wielka łąka, około kilometra za ich domem.
Jej klatka gwałtownie unosiła się i opadała. Czuła jak jej płuca zaczyna wypełniać dziki płomień, chcący spalić ją od środka.
Zaczęła biec w drugą stronę.
Po około dwudziestu minutach dotarła na skraj lasu.
Pokonałaby odległość znacznie szybciej, ale kilkukrotnie musiała przystanąć i odczekać, aż przestanie jej się kręcić w głowie.
Obraz przed jej oczyma był zamazany, wszystko zdawało falować, niczym fatamorgana na pustyni.
Uczucie płonących płuc, powiększyło się. Czuła jakby jej serce miało za chwilę wyskoczyć z jej klatki z powodu zbyt dużej temperatury.
Powoli odzyskiwała ostrość widzenia.
Na otwartej przestrzeni przed nią, około pięćdziesięciu merów przed nią, zaczęła majaczyć jej jakaś postać.
Wiedziała, że to Wnuczek.
Krzycząc, zaczęła iść w jego kierunku.
Z uśmiechem, na swojej małej twarzy, spojrzał na Babcię i pomachał jej. Także zaczął iść w jej stronę.
Pioruny zdawały się być biczami wymierzonymi przez niebo dla ziemi.
To co stało się chwile później, trudne jest do zrozumienia, nie mówiąc już o uwierzeniu w to.
Przez niebo przetoczył się potężny grzmot.
Wnuczek z Babcią zatrzymali się. Dzieliło ich niespełna trzydzieści metrów.
Nastała nienaturalna cisza. Wkoło rozchodził się tylko dźwięk spadających kropel deszczu, przecinających powietrze wokół Babci i Wnuczka.
Z rozdartego nieba ku ziemi spadł piorun.
Uderzył w ziemie trzydzieści metrów od Wnuczka.
Uderzył w miejsce, gdzie stała Babcia.
***
- Nie zabijaj mnie! Proszę! – głos bardzo mu drżał.
- Muszę cię zabić. Tak wyszło. Nie martw się. To stanie się szybko i nic nie poczujesz. Jest tylko szczęście i radość.
- Cholera! Ale dlaczego ja, przecież nic ci nie zrobiłem?! – rozpacz w głosie sięgała zenitu.
- Ty mi nic nie zrobiłeś, ale On tak. – ciche ssnap rozległo się w pokoju, a kula gładko przeszła przez potylice i utkwiła w mózgu. Ciało mężczyzny bezgłośnie zwaliło się na podłogę.
- Znów wygrałem. Znów Cię wyprzedziłem. – powiedział do siebie mężczyzna z pistoletem – kolejna dusza moja! Już jej nie dostaniesz. Nie będziesz miał pełnej beczki.
Mężczyzna zaczął wychodzić z mieszkania
– Dobrze wiesz, że i tak Cię pokonam. – powiedział Wnuczek zamykając za sobą drzwi wejściowe.