Ryba - shinobi
Proza » Miniatura » Ryba
A A A

Rybę, szklaną, mieniącą się złotymi refleksami, odkrywała jakby dziewiczo za każdym razem, kiedy to, pacholęciem będąc gmerała pulchnymi łapkami pośród zakamarków babcinej komódki. Cuda znajdowała tam rozmaite. Napęczniały półwieczem pożerania kruchych paluszków, rzucanych w szklaną gardziel przez kilka pokoleń, brzuch wodnego stworka atrakcją był nie lada, stojącą dumnie na tle ponurych tomów o grzbietach oprószonych kurzem, a złoconych frymuśną czcionką ułożoną w słowa tajemne, które, gdy nauczyła się czytać, zabrzmiały „Lenin, dzieła zebrane – tomy 1-50”. Zrazu, po latach odwiedzając dziadków, a dziewczęciem już będąc kwitnącym, wertowała księgi, trącając przy tym nieuważnym łokciem rybkę, która na pokrytej parkietem podłodze rozsypała się w drobny mak. Pośród szklanych ziaren leżała pożółkła karteczka o przedziwnej treści.

***



Upalny wieczór słał się nad dachami niby dywan wtkany ciepłymi rękoma niebiańskiej prządki - o licach miłych, a pastelowych - w śliskie potem zaułki oddychającego z trudem miasta. Siedzieli na patio. Pąsowy rumieniec wykwitł na dziadkowym licu, w oku zaś pojawił się niby błysk wiedzy i pewności, co do zdarzeń, które dotąd skryte w niebycie, właśnie rozbłysły jak obumierająca gwiazda. Stary filut gawędziarz przesunął, przez lata szlifowanym, a szybkim gestem, wągrowaty nos pomiędzy palcem wskazującym a kciukiem, oferując przy tym zapodzianej tu, na podłodze, przez przypadek biedronce, obfite bukkake pod postacią zielonego smarka, po czym snuć zaczął pewną opowieść, której nie słyszał chyba nikt jeszcze:
- Kundlem był może z matki co nie bardziej wiedziała kim jest ojciec, co nie wiedziała, kiedy to było - plamy wątrobowe, na rękach próbujących wydobyć z szorstkiej faktury papieru szczątki wspomnień, lśniły w blasku letniego wieczoru - Zawieszał się wlepiając wzrok w nic, w próżnię, może śpiącą muchę, tam, po drugiej stronie białego pokoju, on, czerwony ryj archetypicznie procentami przesiąknięty nikt z kupą w majtkach, bo zwykł był popuszczać jakoś nerwowo, lekutką niby tchnienie smugą, a następnie łapą śmierdzącą cebulą, o paznokciach poobgryzanych, wlepioną w zawszone kołtuny, wyszukiwał może dojrzałe czyraki pomiędzy nimi, potem je gniótł, wtedy strzelały.
To było już potem, pod koniec, a pokój podnajmował u nas około roku. Dziwny człowiek. Zjawił się dnia pewnego, wychynął z jesiennej słoty, a coś z umęczonego razami Hioba w nim było. Pozbawionej mimiki twarzy zdawała się nie rzeźbić żadna istotna troska, co oczywiście prawdą nie było, gdyż każdą substancję żywą lub nie – a wiedz, że swymi rozważaniami obejmował zarówno pulsującą ciepłem krwi materię rozumną, jaki i byle grudę ziemi wilgotną, czy też dostrzegalnego jeno pod specjalistycznym sprzętem atoma – wpisywał w alegoryczny, ale spójny kontekst kreślony wyraziście sprawiedliwą dłonią boskiej ingerencji. Kompleksową teorię określającą byt wszechczasowy nosił zawsze na końcu języka, przerzucając ją, bywało, pomiędzy dolnymi zębami mądrości, co wybrzmiewało czasem jak ą-ę, czasem jak ę-ą, ale częściej jak bzyczenie much gżących się w nosie. Często siadał przy biurku by wyłuskać nieco głębi, wylatującej zeń, czasem – a czasem nie, szalonym strumieniem zdań podrzędnie złożonych w liczbie dwóch, bywało, że trzech, choć, co szczyptę smutne, najczęściej jednego. Tuż po wystrzelaniu dziennej porcji geniuszu czuł się, co mogło być, a najpewniej bywało złudzeniem, jakby lepiej. Trochę puchł, zaś dotychczas skarlałe ciało rozprężało się pod działaniem jakiejś siły wewnętrznej, a niezbadanej. „Jeszcze pięć tysięcy dziewięćset czterdzieści osiem stron, czyli osiem tysięcy trzysta pięćdziesiąt cztery zdania, w tym wieńcząca całość kropka jakże wymowna, a moja odpowiedź na „W poszukiwaniu straconego czasu” będzie kompletna...”, i takie myśli przewalały się pewnie, wiły niby glisty pod czaszką oderwanego od rzeczywistości szaleńca, a usta wykrzywiał grymas niedookreślony, bo i szczyptę cyniczny, ale też odcienie lęku podszytego głębszymi kompleksami zawierał. Majtki rozpierał może wzwód, źródło przyszłych problemów.
Kiedyś, sprzątając pokój jegomościa, babka zobaczyła na biurku otwarty pamiętnik, a w nim notkę takiej mniej więcej treści: „To nie tak miało być. Nie do końca wiem jak, ale tak nie, nie tak z pewnością. Może miała być kobieta, może żona, a może nie, ale ładna być miała na pewno. Zgrabna, krągła i proporcjonalna, niby dwulitrowa butelka Coli, którą leję w mordę na kaca.”
Zapewne zastanawiasz się gdzie owa kobieta? I czy w ogóle była jakaś kobieta? A jeśli była, to kim była? Otóż tak, była. Skąd ją wyłuskał, nie wiem, po prostu zaczęła się u niego pojawiać. Miękka, pachnąca, a usta choć sklepione w powabnie pulchny owal serca, łyskający, tak, przyznaję, uroczo, bielą równych ząbków, nosiły jakieś szydercze piętno prostactwa. Żuła gumę w sposób nie pozbawiony ordynarnej namiętności, ale nie sądzę by była w owym geście jakaś premedytacja, raczej przekazywany od pokoleń w kwasie rybonukleinowym, wyssany z mlekiem matki nawyk, może obietnica, a najpewniej niedwuznaczna niewiadoma zdająca się obwieszczać: „Nie musisz pytać czy połknę, bo nigdy nawet nie pomyślałam, że nie połknąć mogę...”. Górną wargę umoszczoną zgrabnie pod prostym noskiem pstrzył ciemny wąsik. Kim była? Nie wiem. Czym była? Jego zgubą, to pewne.
Antidotum z założenia, okazało się pradawnie złowróżbną kometą przyodzianą w złocisty warkocz, wieńczącą kres pewnych dni, a budzącą trwogę. Kochali się całkiem namiętnie, bo może jeszcze nie odkryli, że potrafią nienawidzić, że miłość to wiecznie nienasycony Uroboros pożerający siebie i wołający o jeszcze, a gdy uczucie już pożre, nienawiścią się syci, aż nie zostanie nic, prócz pary wraków, kiedyś ludzi, którym rozbłysła w głowie fanaberia kochania.
W końcu, jakby z dnia na dzień, posmutniał, zaś dziewczyna pojawiała się jeszcze przez czas jakiś, rzadziej i rzadziej, w końcu odeszła. Nigdy nie powiedział dlaczego, nawet nie oczekiwaliśmy wyznań, zbyt był na to milczący. Stopniowo i nieuniknienie, wyrwany z owej nabytej, wyuczonej, a następnie wytrawionej głęboko samotności, zaczął popadać w dwubiegunowe szaleństwo. Bywało, że skrupulatnie, warstwa po warstwie, nanosił na trawione grzybicą pazury stóp, lśniący, wyzywający lakier, coś mrucząc przy tym cichutko, prawie po ludzku, prawie słowami zaopatrzonymi w sylaby, zgłoski, co jakże kontrastowało z małpią fizjonomią tej siermiężnej paszczęki. Kiedy indziej, w zapamiętaniu, on, karzeł obkurczony nie bardziej niedoborem hormonu, co wieczną egzystencją w lęku i niespełnieniu, łapał własną głowę, odziedziczonymi, pożyłkowanymi dłońmi, wręcz łapami despoty, i wyklinając przy tym niebiosa oraz jego, którego chciał zabić w sobie, tłukł nią o ścianę, co może było ledwie przebłyskiem wizji wyzwolenia z osnowy przypuszczeń i domysłów tkanych latami w zaciszu ojcowizny o kilku pomieszczeniach, w których od wszelkich innych odgłosów zawsze intensywniej wybrzmiewała kwestia seksualności tak wątpliwej. Pił coraz częściej i więcej, a babka raz jeszcze, tym razem pod biurkiem, znalazła dziwną notatkę: „Jest pewien problem, a trapi mnie tak bardzo, tak bardzo, że muszę pogrążać się w desperackich i kompulsywnych czynnościach, które prócz zdawkowych erupcji cielesnego szaleństwa, przynoszą też, rzadko niestety kojącą, odpowiedź na zadawane sobie wonczas, a tak dla mnie ważne pytanie: „Jeszcze tak, czy już nie?”
Pewnego ranka zastaliśmy pusty pokój, po prostu spakował się i odszedł. Być może całe jego życie, marny skarlały byt, zamknął się, narodził i wybrzmiał w miłosnej apoteozie jednej chwili - szeptu „Kocham...” wyzierającego spomiędzy głośnych mlaśnięć. Może odszedł, by roztrząsaniu owego wspomnienia poświęcić całe lata goryczy, a kiedyś, gdy i żal będzie tylko mglistą marą – strupem bólu rozdrapanym, zapomnianym i pogrzebanym – zatopi się w obojętności, ale i ją roztrwoni, bo cokolwiek przestanie wybrzmiewać mglistymi retrospekcjami tamtego lata, tamtego roku, i tamtej gumy przerzucanej przez nią, kobietę frywolną, tak kunsztownie pomiędzy dziurawiącymi dziąsła aftami.
- Naprawdę myślisz, że tak to było dziadku?
Zapadło milczenie rzeźbiąc w pamięci ową historię spokojnym dłutem ciszy. Dziadek, płynnymi ruchami cierpliwej starości nabił cybuch fajki wiśniowym tytoniem, potem otarł zapałkę o zrogowaciały i żółty paznokieć kciuka. Płomień łyskał w ciemnościach. Starzec dokończył ceremonii paroma pyknięciami aromatyzującymi przestrzeń nikłym, przyjemnym zapachem. Do popielniczki wrzucił stary, powoli nadpalający się świstek, dotąd skryty w rybiej gardzieli, a dziś wieszczący światu rozpaczliwe życzenie o treści: „No stań, stań. Na zawsze i wreszcie!”
- Któż to może wiedzieć, któż może wiedzieć, drogie dziecko. – odpowiedział dziadek tajemniczo.

***



Zapadała już noc coraz głębsza. Sprzątając szkliste kruszyny walające się po podłodze, rozważała, czy nie przetopić ich może, co nada tak mało wzniosłej, ohydnej historii, jakiś wszechczasowy rys wieczności zamkniętej w tysiącach kruszyn wędrujących w tysiąc kierunków pod postacią molekuł dryfujących w pęcherzykach powietrza zatopionych w zielonych, też brązowych, butelkach, z których będą pić piwo, oni, mężczyźni. Ach, jak pozbawieni romantyzmu, jak trywialni i bezbronni w konfrontacji z rozbuchaną kobiecością.

shinobi

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
shinobi · dnia 26.06.2012 08:40 · Czytań: 3735 · Średnia ocena: 4,33 · Komentarzy: 17
Komentarze
zajacanka dnia 26.06.2012 19:23
Trudno mi się było przebić przez początek. To, że długie i zagmatwane, to wiem, ale dziś jakoś gorzej mi szło. Ale jak już przeszłam przez smarki, wągry czy co tam na głowie kwitło, to już poszło i obrazy jakoś się układały. Niestety nie powiem, żeby mnie jakoś ruszyło, historia z nad pękniętej ryby rozsypała wspomnienia z przeszłości. Zakńczenie też troszkę, wydaje mi się na siłę. No, jednym słowem nie dla mnie, nie dziś. Może kiedyś.

Uśmiechy wieczorne. :)
shinobi dnia 26.06.2012 19:27
No trudno, ja lubię "Rybę", zakończenie mi pasuje, ta historyjka od zakonczenia - nie spajającej klamry - zakończenia właśnie, się zaczęła. :)

Tak czy siak, jest mi miło, że przeczytałaś. :)
Monia81 dnia 26.06.2012 21:04
Przebrnęłam od począku do końca, co szczerze wyznam nie było całkiem po maśle, a wręcz przeciwnie z potem i wysiłkiem wyłuskane.
Styl jakoby nie dla mnie, chociaż przyznam, że pomysł i wykonanie originalne.
Jedno zdanie bardzo przypadło mi do gustu, a mianowicie

Zapadło milczenie rzeźbiąc w pamięci ową historię spokojnym dłutem ciszy.

Pozdrowionka:)
shinobi dnia 26.06.2012 21:30
Pozdrawiam Monia, dzięki za wizytę i komentarz. :)
mike17 dnia 26.06.2012 21:46 Ocena: Bardzo dobre
Znając już nieco styl autora i zamiłowanie do zdań wielokrotnie złożonych przebrnąłem bezboleśnie zarówno przez początek, jak i resztę i powiem, że całkiem niezła historia.
shinobi dnia 26.06.2012 21:50
Dzięki Mike za miłe słowa. :)
mike17 dnia 26.06.2012 21:55 Ocena: Bardzo dobre
I coś Ci jeszcze powiem - masz czasem takie zdania, zbudowane na zasadzie niesamowicie karkołomnych połączeń logicznych, że jestem prawdziwie kontent, że to czytam, bo sam lubię tak pojechać :)
shinobi dnia 26.06.2012 22:00
Cieszy mnie to co piszesz, bo podczas czytania lubię mieć pod górkę, a podczas pisania nieco skomplikować sprawę, tak by całość była podana np. w formie, powiedzmy, insynuacji. Naprawdę dzięki, zwłaszcza za drugą opinię. :)
dr_brunet dnia 27.06.2012 09:02 Ocena: Bardzo dobre
Po trudnym początku, doszedłszy do końca, stwierdziłem, że muszę to przeczytać raz jeszcze - i teraz już wiem - to nie jest jakieś tam zagmatwane opowiadania - autor sprytnie zmusza czytelnika do powtórnej analizy - niezłe posunięcie,mistrzowskie.
shinobi dnia 27.06.2012 10:04
Dzięki Doktorze. :D
Usunięty dnia 27.06.2012 18:15
Narracja muchy, tak bym to nazwał. Lata taka i opisuje trójwymiarowo postać. Ale to nie owad, bo zna myśli postaci oraz jej życie. Narrator jest więc wszechwiedzący, jest (s)twórcą kpiącym z własnego dzieła.
O ile giętkość języka może robić wrażenie, a i zdania puste nie są, o tyle cel podjętego trudu stoi pod znakiem zapytania. Tekst pozostaje zabawą intelektualną autora ze samym sobą. Czytelnikowi pozostaje chwalić udaną zabawę.

Ze swojej strony dziękuję za przywołanie pamięci ryby szklanej, tej wątpliwej ozdoby, kuriozum na szafie. A propos, kura kryształowa też była.
shinobi dnia 27.06.2012 19:24
Dzięki za komentarz. :) Ten tekst jest przecież o czymś, do jasnej ciasnej, nawet jeśli to coś wydaje się pozornie trywialne.
Usunięty dnia 28.06.2012 13:25
Przeczytałem uważniej, no i faktycznie jest owo "o czymś" - wstydliwe nic tajemnicy :)
Świetna realizacja w takim razie, bo wysoka rozdzielczość opisu służy ukazaniu kontrastu.

kilka takich tam:

Cytat:
niby dywan wtkany ciepłymi rękoma

wtkany?
Cytat:
co oczywiście prawdą nie było

literówka
Cytat:
Pił co raz częściej/Zapadała już noc co raz głębsza

coraz
shinobi dnia 28.06.2012 13:50
Dzięki za ponowne poświęcenie czasu mojemu dziełku. :)
1. Wtkany - faktycznie nie mam pewności czy takie słowo istnieje, Word też podpowiadał podczas pisania, że coś nie gra, ale myślę, że wiadomo o co chodzi.
2. O, wypunktowane błędy poprawię. :)
3.
Cytat:
Świetna realizacja w takim razie, bo wysoka rozdzielczość opisu służy ukazaniu kontrastu.
Mam nadzieję, że to komplement. Taki już jestem, że nigdy nie mam pewności, czy coś jest mówione serio, czy może ironicznie.

Pozdrawiam. :)
Usunięty dnia 28.06.2012 14:15
Komplement. Chodziło o to, że:

Upalny wieczór słał się nad dachami niby dywan wtkany ciepłymi rękoma niebiańskiej prządki - o licach miłych, a pastelowych - w śliskie potem zaułki oddychającego z trudem miasta.

a zaraz potem:

Stary filut gawędziarz przesunął, przez lata szlifowanym, a szybkim gestem, wągrowaty nos pomiędzy palcem wskazującym a kciukiem, oferując przy tym zapodzianej tu, na podłodze, przez przypadek biedronce, obfite bukkake pod postacią zielonego smarka...


Kontrast jest widoczny dzięki wyższej szczegółowości, a przez to działa. Na mnie na ten przykład. No ale to też nie jest istotą tego tekstu.
Usunięty dnia 03.01.2014 14:13 Ocena: Świetne!
No i sama na siebie ukręciłam bacik. Jakaś lekko głupia się dzisiaj czuję, a może nawet bardziej niż lekko, i sobie myślę: skoczę na coś mocniejszego, to albo mi przejdzie, albo się utopię. I pech chciał, że padło na Ciebie.

Ale skoro już jestem, to spróbuję.

Ja tu widzę próbę skonfrontowania męskiej seksualności z kobiecą. Co nie jest łatwe, bo często zapominamy, że ta pierwsza w ogóle istnieje. A faktem jest, że tutaj początek mają wszystkie zaburzenia.
Zakończenie, moim zdaniem, jest próbą ukazania jak łatwo, nawet nam, kobietom, męską seksualność rozdeptać. Co najważniejsze, próbą udaną.

Stylistycznie, jak zawsze, jest tak pysznie, że już nie muszę gotować obiadu. W sumie i tak nie zamierzałam.

Cytat:
pa­cho­lę­ciem będąc(,) gme­ra­ła pulch­ny­mi łap­ka­mi

Cytat:
rę­ko­ma nie­biań­skiej prząd­ki - o li­cach mi­łych, a pa­ste­lo­wych

kłopot mam; bo skoro jedna niebiańska prządka, to dlaczego o licach, a nie o licu? Oczywiście liczę się z tym, że to może być wyłącznie mój zaciemniony dzisiaj umysł.

Cytat:
przez lata szli­fo­wa­nym, a szyb­kim ge­stem, wą­gro­wa­ty nos po­mię­dzy pal­cem wska­zu­ją­cym a kciu­kiem

wywaliłabym przecinek po 'szlifowanym'

Cytat:
ofe­ru­jąc przy tym za­po­dzia­nej tu, na pod­ło­dze, przez przy­pa­dek bie­dron­ce, ob­fi­te buk­ka­ke pod po­sta­cią zie­lo­ne­go smar­ka

zgrzyta: brzmi, jakby była biedronką przez przypadek; może: zapodzianej przez przypadek tu, na podłodze biedronce

Cytat:
- Kun­dlem był może z matki(,) co nie bar­dziej wie­dzia­ła(,) kim jest oj­ciec,

Cytat:
plamy wą­tro­bo­we, na rę­kach(,) pró­bu­ją­cych wy­do­być z szorst­kiej fak­tu­ry pa­pie­ru szcząt­ki wspo­mnień, lśni­ły w bla­sku let­nie­go wie­czo­ru(.) - Za­wie­szał się wle­pia­jąc wzrok w nic

bez przecinka po 'wątrobowych'

Cytat:
czer­wo­ny ryj(,) ar­che­ty­picz­nie pro­cen­ta­mi prze­siąk­nię­ty nikt z kupą w majt­kach

Cytat:
Czę­sto sia­dał przy biur­ku(,) by wy­łu­skać nieco głębi, wy­la­tu­ją­cej zeń

Cytat:
mi­łość to wiecz­nie nie­na­sy­co­ny Uro­bo­ros(,) po­że­ra­ją­cy sie­bie i wo­ła­ją­cy o jesz­cze

Cytat:
Nigdy nie po­wie­dział(,) dla­cze­go

Cytat:
Kiedy in­dziej, w za­pa­mię­ta­niu

bez przecinka

Cytat:
szep­tu „Ko­cham...”(,) wy­zie­ra­ją­ce­go spo­mię­dzy gło­śnych mla­śnięć.

Cytat:
Za­pa­dło mil­cze­nie(,) rzeź­biąc w pa­mię­ci ową hi­sto­rię

Cytat:
Dzia­dek, płyn­ny­mi ru­cha­mi cier­pli­wej sta­ro­ści(,) nabił cy­buch fajki

albo bez przecinków; ja bym zrobiła albo

Cytat:
któż może wie­dzieć, dro­gie dziec­ko. – od­po­wie­dział dzia­dek

bez kropki po dziecku

Cytat:
jakiś wszech­cza­so­wy rys wiecz­no­ści za­mknię­tej w ty­sią­cach kru­szyn wę­dru­ją­cych w ty­siąc kie­run­ków pod po­sta­cią mo­le­kuł dry­fu­ją­cych w pę­che­rzy­kach po­wie­trza za­to­pio­nych w zie­lo­nych, też brą­zo­wych, bu­tel­kach, z któ­rych

To już się nazywa bigamia; przecinki też pouciekały, ale jakieś strasznie zapaskudzone to zdanie i nawet nie próbuję ich rozstawiać. Shame on you!
shinobi dnia 03.01.2014 14:57
Dzięki Morfino za wnikliwe spojrzenie na starszą z moich wypocinek.
Sugestie przepatrzę, a ostatnie zdanie mi się podoba, serio, ale może pomyślę nad nim.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
Marian
16/04/2024 07:51
Marku, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Kazjuno, także… »
Kazjuno
16/04/2024 06:50
Też podobała mi się twoja opowieść, zresztą nie pierwsza.… »
Kazjuno
16/04/2024 06:11
Ogólnie mówiąc, nie zgadzam się z komentującymi… »
d.urbanska
15/04/2024 19:06
Poruszający tekst, świetnie napisany. Skrzący się perełkami… »
Marek Adam Grabowski
15/04/2024 16:24
Kopiuje mój cytat z opowi: "Pod płaszczykiem… »
Kazjuno
14/04/2024 23:51
Tekst się czyta z zainteresowaniem. Jest mocny i… »
Kazjuno
14/04/2024 14:46
Czuję się, Gabrielu, zaszczycony Twoją wizytą. Poprawiłeś… »
Gabriel G.
14/04/2024 12:34
Bardzo fajny odcinek jak również cała historia. Klimacik… »
valeria
13/04/2024 23:16
Hej miki, zawsze się cieszę, gdy oceniasz :) z tobą to jest… »
mike17
13/04/2024 19:20
Skóra lgnie do skóry i tworzą się namiętności góry :)»
Jacek Londyn
12/04/2024 21:16
Dobry wieczór. Dawno Cię nie było. Poszperałem w tym, co… »
Jacek Londyn
12/04/2024 13:25
Dzień dobry, Apolonio. Podzielam opinię Darcona –… »
Darcon
11/04/2024 19:05
Hej, Apolonio. Fragment, który opublikowałaś jest dobrze… »
gitesik
10/04/2024 18:38
przeczytać tego wiersza i pozostawić bez komentarza. Bardzo… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty