Strzeż się, kiedy nadejdę - ekonomista
Proza » Miniatura » Strzeż się, kiedy nadejdę
A A A
Wysoki sądzie, przyznaję się do wszystkiego. Tak, spaliłem krzyż z Jezusem na placu przed kościołem. Przyznaję się również do tego, że przez dwa tygodnie przygotowywałem się do podpalenia i celowo wybrałem niedzielne przedpołudnie.

Jestem bardzo zmęczonym człowiekiem. Właściwie to mógłbym niczego nie mówić, bo jest mi wszystko jedno, jak dalej potoczy się ta sprawa. Jestem gotów pójść do więzienia za mój czyn, ale podejrzewam, że nawet jeżeli zostanę uznany winnym, to co najwyżej dostanę jakiś krótki wyrok, na dodatek w zawieszeniu. Tak czy inaczej, poddam się karze, którą wyznaczy mi sąd. Bez dyskusji i słowa komentarza.

Dlaczego to tłumaczę? Ano dlatego, że chciałbym, aby wysoki sąd, przed podjęciem decyzji o moim losie, pozwolił mi wypowiedzieć ostatnie słowo. W czasie wcześniejszych rozpraw milczałem. Nie chciałem się bronić, bo moja wina jest bezsporna. Teraz jednak, kiedy wszystko zostało już udowodnione przez pana prokuratora, a ja do wszystkiego się przyznałem, pozostała jeszcze jedna kwestia, która wymaga wyjaśnienia z mojej strony. Chciałbym, aby wysoki sąd oraz mieszkańcy naszej wsi, a nawet powiatu, mogli wreszcie zrozumieć, co się wtedy wydarzyło. Zapewniam, że całe przemówienie mam przemyślane i nie zajmę nikomu zbyt wiele czasu.

Motyw. W każdej zbrodni to on jest najważniejszy. No i narzędzie zbrodni, oczywiście. Narzędzie mojej zbrodni jest wśród dowodów. Pudełko zapałek i butelka z resztkami benzyny. Te zwykłe, nic nie znaczące przedmioty nagle urastają do rangi dowodu i stają się ważniejsze od niejednego ze zgromadzonych tutaj gapiów. Skoro mamy narzędzia zbrodni, to pozostaje nam już tylko motyw, aby ostatecznie ustalić moją winę. Albo nie, nie winę. Chyba raczej powiem, że sprawstwo. Tak, uważam, że jestem sprawcą, ale nie winowajcą.

Motyw... Wszystko zaczęło się trzynaście lat temu. Miałem wtedy dwadzieścia siedem lat i byłem najszczęśliwszym człowiekiem na Ziemi. Z dwóch powodów. Po pierwsze właśnie wtedy nasze gospodarstwo zaczęło przynosić zyski. Marne, ale zawsze. Po drugie i o wiele ważniejsze, Kasia – moja żona – zaszła w ciążę.

Czułem się wtedy, jakbym złapał pana Boga za nogi. Wszystko nam się udawało. Brzuch rósł równie szybko, jak zboże na naszym polu. Ceny skupu pszenicy i rzepaku zapowiadały się rewelacyjnie, a dodatkowo jeszcze mój teść korzystnie sprzedał swoją ziemię i sprawiedliwie podzielił pieniądze między Kasię i jej brata. Jednym słowem układało się nam znakomicie.

Każdego wieczora, kiedy jeszcze było ciepło, Kasia siadała na naszej werandowej kanapie, z Dostojewskim w dłoniach, a ja delikatnie kładłem głowę na jej brzuszku i razem z tą małą istotką słuchaliśmy, jak moja żona pięknie czyta na głos kolejne strony powieści. Kilka razy tak mnie mocno kopnął i od razu wiedziałem, że to będzie kawał chłopa. Oczywiście nie znaliśmy płci, ale ja to po prostu czułem. Potwierdzeniem był dla mnie też stary przesąd. Podobno kobieta nosząca chłopca pięknieje, a moja Kasia z każdym dniem wyglądała coraz cudowniej. To były najwspanialsze chwile w moim życiu.

Wreszcie przyszły żniwa, potem jesień i powoli zaczynaliśmy odliczać dni do rozwiązania. Wszystko było ustalone, głównie z teściową i szwagrem, bo po porodzie to oni mieli wszystko przygotować na powrót Kasi z dzieckiem do domu. Kasia chciała sama urządzić pokój dla dziecka i kupić niezbędne ubranka, ja jednak byłem zbyt przesądny. Uważałem, że nie wolno zapeszyć i nie pozwoliłem kupić nic, poza niezbędną wyprawkę. Zresztą wiedziałem, że teściowa wszystko z Kasią ustaliła, bo moja żona była nie tylko mądrą kobietą, ale i bardzo zaradną.

Ile by się mężczyzna nie przygotowywał do porodu, to krzyk żony, że zaczyna rodzić, zawsze najpierw działa paraliżująco. Tak było i ze mną. Wpadłem panikę i wyłącznie dzięki opanowaniu Kasi wszystko potoczyło się zgodnie z wcześniej ułożonym planem. Ubraliśmy się, zabraliśmy torbę, zamknęliśmy dom i już po drodze żona zadzwoniła do matki. Nie pamiętam jak dotarliśmy do szpitala. To wszystko działo się jakby poza mną. Pierwsze, co pamiętam, to ściany z odpadającymi tynkiem i słowa doktora: „Niestety, dziecka nie udało się nam uratować. Pana żona... za kilka godzin powinna się obudzić...”

Cisza. Cisza, a potem strach.

Wiedziony chyba jakimś poczuciem przyzwoitości poprosiłem lekarza, aby zabrał mnie do żony. Początkowo odmówił, ale kiedy położyłem mu dłoń na ramieniu, po prostu ruszył bez słowa. Minęło wiele godzin zanim Kasia się obudziła. Powoli otworzyła oczy, uśmiechnęła się. „Co się stało? – zapytała. – Gdzie moje... nasze dziecko? Czy wszystko z nim w porządku?!” Zobaczyła łzy w moich oczach, opadła z pustym wzrokiem na poduszkę i powiedziała: „A więc to nie był sen...”

Dzięki przychylności proboszcza udało się nam pochować synka w rodzinnym grobie. Kasia cieszyła się, że nasz biedny maluszek będzie miał kogoś, kto się nim zajmie w niebie. Cieszyłem się i ja, i starałem się wierzyć, bardzo mocno wierzyć, że dusza naszego synka nie błąka się samotnie wśród obcych.

Minęły cztery lata. Mówi się, że czas leczy rany. Naszej nie wyleczył, ale przynajmniej trochę stępił ból i powoli wracaliśmy do życia. Znowu zaczęliśmy ze sobą rozmawiać, a nasza miłość stała się bardziej dojrzała. Wreszcie też Kasia otworzyła przede mną swoją sypialnię. Nie trzeba było długo czekać, żeby nowe życie zakiełkowało w jej łonie. Tym razem wszystko było inaczej. Mniej emocji, więcej racjonalności. Co tydzień wizyta u lekarza, odpowiednia dieta, ubrania, buty, materac, pościel i tak dalej, i tak dalej. I moje modlitwy. Każdego ranka i wieczorem. Wcale nie modliłem się tylko o zdrowie żony i dziecka. Bałem się, że Bóg odbierze mnie jako egoistę, więc równie żarliwie modliłem się o zdrowie i szczęście dla wszystkich ludzi na świecie. I robiłem to absolutnie szczerze.

Zawsze wierzyłem w Boga. Tak zostałem wychowany i nigdy nie wątpiłem w jego istnienie. Zresztą nadal nie wątpię. Nie wierzę tylko w jego dobroć. Bo jak ktoś, kto jest rzekomo dobrą istotą najpierw odebrał mi syna, a potem przy kolejnym porodzie żonę? Tak, wysoki sądzie, kiedy podszedł do mnie lekarz i powiedział: „Pana żony nie udało się uratować, na szczęście córeczka jest cała i zdrowa”, chciałem się zabić. Od razu, natychmiast. Jak miałem żyć bez Kasi? To była najcudowniejsza kobieta i w dodatku to mnie wybrała sobie na męża. I teraz jej nie ma?

Nikomu, nawet największemu parszywcowi nie życzę, żeby musiał wracać do domu ze szpitala tak, jak ja wracałem. Rozdarty to mało powiedziane. Moje serce, moja dusza była dosłownie rozszarpana. Tragedia, cierpienie i mała, nieporadna istotka, który mogła liczyć tylko na mnie.

Dzięki teściom i szwagrowi, a potem jego żonie, udało mi się zbudować rodzinę, dzięki której Beatka mogła normalnie funkcjonować. Nikt nie zastąpi matki, ale teściowa i żona szwagra okazały się kobietami z wielkimi sercami.

Z każdym kolejnym rokiem Beatka coraz bardziej upodabniała się do Kasi. Aż trudno było mi czasem uwierzyć, że córka może być tak podobna do matki. Taka mała, idealna kopia...

Kiedy wracam myślami do dnia jej narodzin, to zawsze wyrzucam sobie, że nie była moją radością od pierwszej chwili. Z całych sił odganiałem od siebie myśli, że gdyby nie ona, to moja Kasia… to moja Kasia wciąż by żyła. One jednak i tak się pojawiały. Na szczęście dosyć szybko Beatka stała się moim sensem życia. Z radością patrzyłem jak rośnie i wciąż nie mogłem wyjść z podziwu, jak bardzo przypomina własną matkę.

Co wieczór siadywaliśmy razem na werandzie, a ona wciąż i wciąż brała stary album ze zdjęciami Kasi i kazała sobie opowiadać historie, które towarzyszyły fotografiom. Potem wybierała jakąś książkę z biblioteczki i prosiła, abym czytał te fragmenty, które Kasia najbardziej lubiła.

W maju tego roku, podczas pierwszej komunii świętej Beatki rozmawiałem z proboszczem, który poklepał mnie po ramieniu i powiedział: „Dobrze wychowujesz swoją córkę. Każdego dnia dziękuję Panu Naszemu, że ci ją dał.” Spojrzałem wtedy na niego zdumiony, ale za chwilę zdałem sobie sprawę, że gdyby nie Beatka, to moje życie nie miałoby najmniejszego sensu. Bóg zamknął przede mną jedne drzwi, ale jednocześnie otworzył inne...

Na dwa tygodnie i dwa dni przed podpaleniem krzyża przed kościołem pojechałem do gminy w sprawie dopłat. Wracając, wstąpiłem do Heńka Zawistowskiego, informatyka z urzędu, u którego zamówiłem komputer dla Beatki. Kiedy jechałem do domu, całą drogę zastanawiałem się, jak się teraz przed nią nie zdradzić. To miał być prezent na urodziny i gdybym się wygadał, to nie miałaby niespodzianki. Śmiałem się sam z siebie, kiedy nagle, tuż za zakrętem wyrósł przede mną tłum gapiów i... mój teść rąbiący siekierą jakiś rozbity i wciąż dymiący samochód. Przez głowę przebiegła od razu myśl, że coś stało się Beatce. Wyskoczyłem z samochodu, a tłum rozstąpił się przede mną. Przerażony, rozejrzałem się dookoła, szukając Beatki. Spodziewałem się najgorszego, chociaż odrzucałem te myśli. Powoli podszedłem do samochodu. Tuż obok wyrwanych drzwi leżał kierowca. Nogi miał jeszcze w samochodzie. Ktoś rzucił mu koc na twarz, ale ja go od razu poznałem. To był Roman, pierwszy narzeczony mojej Kasi. Można powiedzieć, że mu ją odebrałem, ale przecież nie zrobiłem tego celowo czy złośliwie. Kasia po prostu mnie wolała.

Po zerwaniu zaręczyn Romek nigdy się nie podźwignął. Przejął, co prawda, gospodarstwo po ojcu, ale szybko je przepił. Nie raz jeździł pijany, ale nigdy nie dał się złapać. W końcu się doigrał. Żal mi się go zrobiło, ale jednocześnie poczułem radość, że nie ma tutaj mojej kochanej córeczki. I wtedy, spojrzałem na teścia z siekierą i pomyślałem: „Ale w takim razie co on tutaj, do cholery, wyprawia?”

Kiedy dotarłem do szpitala, Beatka jeszcze żyła. Wyglądała tak strasznie, że chyba z tysiąc razy umarłem w ciągu jednej wspólnej minuty, którą przeznaczył dla nas Bóg. Wziąłem jej dłoń w swoją. Otworzyła oczy i powiedziała: „Tatusiu, nie zostawiaj mnie.” Umarła.

Właśnie dlatego spaliłem ten krzyż. Ja wciąż w Niego wierzę - w Boga. Nawet wierzę mocniej, niż przed śmiercią Beatki. Odebrał mi wszystko, co mógł odebrać, chociaż wiem, że jestem dobrym człowiekiem. Spaliłem ten krzyż nie dlatego, że musiałem coś zniszczyć. Nie. To moja wiadomość, którą wysyłam Bogu: „Strzeż się, kiedy nadejdę”. I chcę, żeby każdy, każdy, kto mnie teraz potępia, wiedział, że to nie będzie zemsta. To będzie kara.

Wysoki sądzie, to wszystko, co mam do powiedzenia w tej sprawie. Dziękuję.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
ekonomista · dnia 26.06.2012 08:43 · Czytań: 3957 · Średnia ocena: 4 · Komentarzy: 33
Komentarze
shinobi dnia 26.06.2012 09:33
Ach ten Bóg, starzec umęczony, wszyscy chcą napluć mu w gębę. Po przeczytaniu jakoś tak 1/3 opowieści kierunek całości był już oczywisty. Doczytałem do końca. Jest sprawnie, ciekawa opowieść racjonalnie argumentująca spalenie tego krzyża. Gdyby był konformistą, jak Hiob, może jeszcze pławiłby się w rozkoszach, chociaż cielesnych.
Jaga dnia 26.06.2012 11:07 Ocena: Bardzo dobre
Przejmujący tekst. Przewidywalne zakończenie, ale bez uszczerbku na narastającym napięciu i emocjach! Ciekawa klamra z sądem.Dobry tytuł, który pięknie brzmi w "wiadomości do Boga".Jak dla mnie bdb. Ewentualnie można byłoby trochę skrócić np. wyrzucić wątek z Romkiem.
Pozdrawiam:)
Monia81 dnia 26.06.2012 15:04
Bardzo smutna historia.
Tekst napisany lekko, starannie, chociaz zdarzają się powtórzenia, ale nie wiem, może to zabieg celowy. W niektórych miejscach pasuje, w niektórych można ich uniknąć.
np. ostatnie słowo,
do ostatniego słowa - trzeci akapit.
składać tych wyjaśnień,
dlaczego wyjaśniam.
Może warto poszukać synonimów?

Ktoś mi kiedyś tak powiedział - i całe szczęście, że istnieje Bóg, bo w przeciwnym razie do kogo mielibyśmy pójść z wszystkimi naszymi pretensjami i żalami? Kogo oskarżyć o wszystkie nieszcześcia.
I tak mi to tu pasuje.

Ogólnie na plus.
pozdrawiam
mike17 dnia 26.06.2012 17:40 Ocena: Bardzo dobre
Dobra robota, choć utwór poraża smutkiem i tragedią, że starczyłoby na parę innych, podobnych.
Ciekawie opowiedziane losy bohatera, którego życie było koszmarem, choć po drodze zaznał nieco przelotnego szczęścia.

Bunt przeciw Bogu nie jest tematem nowym i raczej dość już wyświechtanym, ale tutaj nabrał nowych kształtów i nowego wymiaru.
Można bohatera zrozumieć.

Utwór napisany sprawnie i rzetelnie, momentami wciągająco.
Ode mnie bdb.
Krystyna Habrat dnia 26.06.2012 17:57
Mocny tekst. Porażający. A opowiedziany niby beznamiętnie. Nic w nim dodać. Nic ująć.
zawsze dnia 26.06.2012 19:58
Cytat:
w dodatku w zawieszeniu.
może: na dodatek w zawieszeniu

Cytat:
Wreszcie też Kasia otworzyła przed mną swoją sypialnię
przede

[quoteale jednocześnie poczułem się radość[/quote] bez się

Cytat:
każdy(,) kto mnie teraz potępia(,) wiedział,


Mocny tekst. Wyczuwa się zdystansowany chłód w słowach narratora. Jedyne, co mam do zarzucenia, oprócz uwag powyżej, to fakt, że nadużywanie czasu przeszłego w opowieści o Kasi sugeruje czytelnikowi jej rychłą śmierć.

Pozdrawiam, zadowolona z lektury.
Wasinka dnia 26.06.2012 22:11
Cytat:
nadużywanie czasu przeszłego w opowieści o Kasi sugeruje czytelnikowi jej rychłą śmierć

Tak sobie pomyślałam, że czas przeszły może tworzyć nastrój czegoś nieuniknionego, narzuconego przez fatum... Wiemy, że coś się wydarzy dramatycznego (tym bardziej że początek wskazuje, że lekko nie będzie), a czas przeszły pozbawia nas nadziei... Mimo że czytelni zapewne stara się jej trzymać...

Oschły sposób przekazu pogłębia wrażenie planowania z premedytacją, a to z kolei przywołuje jakowąś złowieszczość...

Obraz smutny do potęgi. I zdaje się autentyczny.

Pozdrawiam z księżycem.
zajacanka dnia 27.06.2012 01:25 Ocena: Bardzo dobre
że przez dwa tygodnie przygotowywałem się do podpalenia – jak? Skoro tylko butelka z benzyną i zapałki były mu potrzebne? Może coś więcej o przygotowaniach?

Zapewniam, że całe przemówienie mam przemyślane i (NIE) zajmę nikomu zbyt wiele czasu.

Te zwykle, - brak pol czcionki

Tak, uważam, że jestem sprawcą, ale nie winowajcą – a to ciekawe. Już wtedy mężczyzna poczuł tę moc SPRAWSTWA, która jest przynależna Najwyższemu?

Kilka razy tak mnie mocno kopnął i od razu wiedziałem – sugerowałabym: ..., że od razu wiedziałem (jak jest TAK, to lepiej dać ŻE) lub: Kilka razy mocno kopnął i od razu...

Podobno kobieta nosząca chłopca pięknieje, - a to prawda:)

moją Kasią ustaliła, bo moja żona – zaimki. Dużo tego nie ma, ale czasami rażą, jak tutaj.

Wpadłem (w) panikę

wielokropek gdzieś zgubił kropeczkę

Dzięki przychylności naszego proboszcza udało się nam pochować – naszego do kosza

rodzinnym grobie żony. - to nie brzmi dobrze, jakby ona już tam leżała. Zrób cos z tym, nie wiem teraz jak.

na szczęście córeczkę – córeczka

historie, który towarzyszyły – które

Przez moją głowę – moją do kosza

przebiegła od razu myśl, że coś stało się Beatce. Wyskoczyłem z samochodu, a tłum rozstąpił się przede mną. Przerażony, rozejrzałem się dookoła, szukając Beatki – Beatki troche za blisko, ale wniknęłam w mowę obronną (?)i jednak daje się to wytłumaczyć emocjami.

poczułem się radość – się do kosza

Ufff, o co mam Ci powiedzieć, drogi ekonomisto? Że czytam ten tekst po raz kolejny i za każdym razem mam łzy w oczach? No, mam. Bo boleśnie doświadczasz swojego bohatera. Nie tylko zrządzeniami losu, ale i wystawianiem go na próbę wytrzymałości wiary.

Poczuję się Sędzią: UNIEWINNIONY!
JaneE dnia 27.06.2012 09:50
Czyta się z bólem, tym większym, że cały czas gdzieś z tyłu głowy kołacze się myśl, że takie rzeczy się zdarzają, że to nie wyssana z palca historia, banalny wyciskacz łez.

Cóż, Bóg kpi sobie z istot, które stworzył, a jeśli to tylko próby wiary, to bardzo okrutne.
Nieludzkie.

Rozumiem twojego bohatera.
shinobi dnia 27.06.2012 10:02
Bóg nie kpi. Bóg nie jest od spełniania zachcianek i rzucania kłód pod nogi, nie jest też chyba od uszczęśliwiania. Załóżmy, że X chce super ładnej pogody, bo akurat jest lipiec i ma urlop, zaś Y z tego samego piętra ma problem, bo też ma urlop, ale jest biedny i ma do rzucenia na chleb tylko te ogórki na działce, a one coś schną ostatnio. Jeden modli się o deszcz, drugi o słońce. I bądź tu mądry. Tego nie da się pogodzić. ;) Możemy wprawdzie X przeżucić do Afryki, ale to byłaby może ingerencja w wolną wolę, a ta pono została nam dana przez Boga. Świat to duzy matriks, myślę, że Bogu ciężko to ogarnąć, nawet operując, tak jak on, na jakże zaawansowanym poziomie, że tak powiem "gnozy" ;)

Oto słowo ateisty. :)

Tekst przeczytałem jeszcze raz przy okazji. Jeszcze raz uważam, że dobry.
JaneE dnia 27.06.2012 19:30
Gdyby Bóg faktycznie się pogubił, gdyby świat przerósł jego możliwości percepcji, byłby bardziej ludzki, a przez to mi bliższy.

Większość wierzy jednak w Boga wszechwiedzącego, a taki (biorąc pod uwagę ogrom ludzkich nieszczęść) jest po prostu okrutny.

Tak, tekst bardzo dobry. Zachęca do dyskusji.
ekonomista dnia 27.06.2012 21:19
Dziękuję za dotychczasowe komentarze, uwagi i podpowiedzi :)
Bardzo dziękuję. I pozdrawiam serdecznie :)

I wreszcie specjalnie podziękowania dla Kaero za nieocenioną pomoc jeszcze przed publikacją tekstu :)
shinobi dnia 27.06.2012 21:46
JanE, to czy Bóg jest okrutny to sprawa dyskusyjna. Nie wierzę w Boga, ale przy założeniu, że ów istnieje, zarzucanie mu okrucieństwa jest jednak sporym nadużyciem. Możemy śmiało założyć, że przepaść dzieląca poziom rozwoju i świadomości Boga, w stosunku do rozwoju człowieka, jest przepaścią dużo bardziej bezkresną, niż przepaść dzieląca powiedzmy czlowieka i kota. A skoro kot nie rozumie, że skakanie na telewizor jest be, to i człowiek może swoim móżdzkiem nie ogarniać boskiego planu. Kotu wydaje się, że wie wszystko, i człowiekowi wydaje się, że wie wszystko, a przeca wiadomo, że wszystko wie tylko Bóg. ;)
dr_brunet dnia 28.06.2012 12:17 Ocena: Bardzo dobre
Abstrahując od eschatologicznych zawiłości - interakcja pomiędzy złym losem a psyche jednostki jest tu poruszająca, prawdziwa. To trudny temat, przedstawiony "od podszewki", owa inwersja uprawdopodabnia, jako czytelnik nabrałem do autora zaufania, to ważne. Zdanie "tysiąc razy umarłem..." - boli. Pozdrawiam
ekonomista dnia 28.06.2012 14:49
Chciałbym, żeby każdy, kto przeczyta moje opowiadanie mógł z większym optymizmem spojrzeć na swoje życie.
Kaero dnia 28.06.2012 16:14
Moje zdanie już znasz, więc rozpisywać się nie będę, zwłaszcza, że jest ono takie samo jak moich przedmówców. :)

Nie ma za co, ekonomisto, nie ma za co :)

Pozdrawiam.
zajacanka dnia 29.06.2012 02:19 Ocena: Bardzo dobre
Chciałbym, żeby każdy, kto przeczyta moje opowiadanie mógł z większym optymizmem spojrzeć na swoje życie.

Litości, ekonomisto! Po kolejnym takim wpisie nie zostanie mi nic innego, tylko przywdziać zakonny habit.
ekonomista dnia 29.06.2012 07:44
Chcesz koniecznie być lepsza ode mnie? Nie wystarczy Ci, że piszesz lepsze teksty? :D
shinobi dnia 29.06.2012 07:48
Swoim przedostatnim postem przesadziłeś, ekonomisto. Musisz uważać, bo postawią Ci pomnik większy, niż ten w Świebodzinie. ;)
ekonomista dnia 29.06.2012 08:01
Zbudowałem dom, spłodziłem syna, a drzewo, które posadziłem ma już ponad 10 metrów, więc co mi pozostało? Dojrzali mężczyźni mają trzy drogi do wyboru:
1. hipochondrię,
2. nałogowy Eurosport,
3. zdewocenie.
Urodzony jestem w trzecim miesiącu, po moim mieście jeździ tramwaj numer 3, a suma cyfr mojego numeru telefonicznego podzielna jest też przez 3. Sam widzisz, przyjacielu, że nie mogłem wybrać innej drogi. Właściwie to droga wybrała mnie.
Usunięty dnia 29.06.2012 11:20
Czyta się tak lekko, aż nie czuć, że było napisane ;)
Tragizm historii na miarę naszych czasów (do Hioba daleko). Zasmuciłbym się, gdydy mi dano szansę i poczęstowano detalami wyjątkowości Kasi i Beatki. Opowiedziałeś przeżycia niewyjątkowe (w swej tragiczności) nijako, a finał podany na początku zapowiedział je. Bohatera nie żal, to człowiek mały i naiwny, skoro po ostatecznych dla niego doświadczeniach czyni wielkie nic - pali obraz Boga, którego On sam sobie nie życzył, i który sam w sobie jest profanacją.
Sprawa w sądzie świeckim o spalenie krzyża, to komedia, a podałeś ją w sosie tragicznym. Chyba, że był własnością osoby trzeciej. Tak czy inaczej bohaterowi należy się klaps od sędziego i informacja: "Bóg tego nie zauważył".
ekonomista dnia 29.06.2012 13:51
Ufam wyobraźni, doświadczeniu i inteligencji czytelnika.
Jednak świat wcale nie jest doskonały, więc podeprę się słowami pewnego literata: "Błogosławieni nie wiedzący o co chodzi, albowiem oni chodzić za czymś w niebiesiech będą." ;)
Źródło: http://www.portal-pisarski.pl
Usunięty dnia 29.06.2012 14:34
Link nie działa, ale kojarzę autora ;)
i
jakby nie było, pochwaliłem stronę techniczną. Język transparentny, nie odwraca uwagi od tekstu, niesie go, jak zefirek babie lato.
ekonomista dnia 29.06.2012 15:54
Spokojnie, sprawadzałem tylko, czy po długiej nieobecności nadal jestem mistrzem ciętej riposty :D
Almari dnia 29.06.2012 19:19
Emocjonalny tekst, dobrze zbudowane napięcie. Mimo tego, że przewidywalny, to jednak nie chodzi tutaj o efekt zaskoczenia, a o historię i głębokie uczucia.

Mam trochę odmienne zdanie w kwestii formy wypowiedzi narratora. To przez to, że nie opisujesz tego, co się z nim dzieje na sali sądowej, kiedy opowiada nam swoją historię, i dzięki temu pozostawiasz szerokie pole do interpretacji jego psychiki chociażby. Dla mnie nie jest on zdystansowany, lecz można powiedzieć oszołomiony tragedią, ale ciągle umierający wewnętrznie.
Ostatnie dwa akapity dobitne, ładnie zapętliłeś to wszystko. I podoba mi się główny bohater, jest z krwi i kości, czuje, przeżywa i miota się w tym małym świecie.

Ta wiadomość wysłana Bogu – „Strzeż się, kiedy nadejdę” w ciekawy sposób, stawia twojego bohatera w roli Pana życia i śmierci, stracił wszystkie bliskie sobie osoby, więc pozostało mu tylko jego życie, którym włada poniekąd. Z drugiej strony rzuca wyzwanie Bogu - ukarz mnie, zabij, a ja ci się odpłacę za śmierć moich najbliższych, tam na górze. Jeśliby założyć zgodnie z teorią deizmu, że Bóg nie ingeruje w świat, wtedy twój bohater nie miałby na kim się mścić. A w tym wszystkim najgorsza jest kompletna niemoc. Ktoś znika na zawsze, a my jako słabe jednostki nie jesteśmy w stanie nic zrobić.

Mimo wszystko dalej utrzymuję, że bardziej podobasz mi się w humoreskach, ale w takim wydaniu również miło cię poczytać.

Pozdrawiam!
ekonomista dnia 29.06.2012 19:37
Almari, jak zwykle świetnie czujesz tekst. Zastanawia mnie tylko, na jakiej podstawie uważasz, że mój bohater chce się zemścić?
Almari dnia 29.06.2012 19:43
To subiektywne odczucie, tak go odebrałam, mimo że na końcu zaznacza, że to nie będzie zemsta, tylko kara. Tylko kto by kogo ukarał w takim razie?
ekonomista dnia 29.06.2012 19:47
Tu chodzi o sprawiedliwość, która powinna w równym stopniu dotyczyć wszystkich.
Almari dnia 29.06.2012 20:11
Utopijna wizja, sensowna, ale nie do zrealizowania z przyczyn oczywistych. Szczegóły już obgadaliśmy na gg ;)
ekonomista dnia 29.06.2012 20:21
Nie wiemy, co nas czeka po śmierci i czyja wizja jest sensowniejsza ;)
Anushka dnia 02.07.2012 16:36
Tekst poruszający. Rzeczywiście, od pewnego momentu nieco przewidywalny, ale dobrze, ciekawie napisany. Przywodzi na myśl historię Hioba
Anushka dnia 02.07.2012 16:38
O kurczaki, teraz widzę, że Hiob został wspomniany już wcześniej. Mój komentarz zatem jest mało oryginalny, ale trudno już.... Ech
ekonomista dnia 02.07.2012 18:09
Hiob... może i jest jakieś podobieństwo, ale jednak mój bohater nie może liczyć na "happy end".
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
valeria
18/04/2024 19:26
Cieszę się, że przypadł do gustu. Bardzo lubię ten wiersz,… »
mike17
18/04/2024 16:50
Masz niesamowitą wyobraźnię, Violu, Twoje teksty łykam jak… »
Kazjuno
18/04/2024 13:09
Ponownie dziękuję za Twoją wizytę. Co do użycia słowa… »
Marian
18/04/2024 08:01
"wymyślimy jakąś prostą fabułę i zaczynamy" - czy… »
Kazjuno
16/04/2024 21:56
Dzięki, Marianie za pojawienie się! No tak, subtelnością… »
Marian
16/04/2024 16:34
Wcale się nie dziwię, że Twoje towarzyszki przy stole były… »
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
Marian
16/04/2024 07:51
Marku, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Kazjuno, także… »
Kazjuno
16/04/2024 06:50
Też podobała mi się twoja opowieść, zresztą nie pierwsza.… »
Kazjuno
16/04/2024 06:11
Ogólnie mówiąc, nie zgadzam się z komentującymi… »
d.urbanska
15/04/2024 19:06
Poruszający tekst, świetnie napisany. Skrzący się perełkami… »
Marek Adam Grabowski
15/04/2024 16:24
Kopiuje mój cytat z opowi: "Pod płaszczykiem… »
Kazjuno
14/04/2024 23:51
Tekst się czyta z zainteresowaniem. Jest mocny i… »
Kazjuno
14/04/2024 14:46
Czuję się, Gabrielu, zaszczycony Twoją wizytą. Poprawiłeś… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:61
Najnowszy:pica-pioa