Johimbina cz.1 - dr_brunet
Proza » Inne » Johimbina cz.1
A A A

Wszystko zaczęło się od żurnali - obcojęzycznych papierowych wrót do nieznanego świata, nęcących, śpiewających syrenie pieśni wrogów ustroju, dopełniaczy - wysyłanych w żywnościowych paczkach, upchniętych gdzieś, między czekoladą Toblerone a kawałkiem salami, między Szwajcarią a Bawarią, spływającymi kwiatowymi girlandami, wonnymi, co wieczór reklamowanymi w radiu Wolna Europa surogatami normalności. Żurnale - dla nas - stłoczonych w babcinym kuchennym centrum wszechświata - odpakowujących pocztowe niespodzianki - były niczym zapach kadzidła wieńczący każde majowe nabożeństwo, nieodzowne i oczywiste. Co miesiąc, niemal o tej samej porze, listonosz namaszczał któregoś z nas na celebranta owej mszy, mistrza rozpakowywania, eksplorowania, a to wszystko dzięki babcinej kuzynce, emerytowanej austrowęgierskiej markietance, która, w zamian za bohaterskie zaliczenie bojowego szlaku armii Jego Wysokości Franza Josefa otrzymała onegdaj dożywotnią rentę i eleganckie mieszkanko w samym centrum Wiednia, któregoś dnia zaczęła więc - najsamprzód wyprzedzające wypas liściki, pachnące fiołkami, zakodowane surową germańszczyzną, którą jedynie babcia potrafiła odcyfrować, a następnie - "pakety" - kilkunastokilogramowe, wypełnione po brzegi wszelkim dobrem wiadomości z innego świata. W krok za objuczonym kurierem, podążał zazwyczaj Przybyłek, a po jego śladach - pozostałe, zawiścią zwężone sąsiedzkie źrenice, złowieszcze, zazdrośnie lustrując każde wybrzuszenie kartonowego sezamu. Ów szczęśliwiec, który akurat tego dnia pełnił dyżur przy drzwiach, zgodnie z rodzinną tradycją, miał prawo odpakowania skarbnicy, ba, miał prawo zawłaszczenia jednego produktu - bez konieczności dzielenia się z innymi. Kakao. Biała czekolada. Rodzynki. Tak, to właśnie rodzynki - kilkunastomilimetrowe odpryski meteorytu, zakrzywiającego czasoprzestrzeń gdzieś w odległych galaktykach, miligramowe cuda natury, wprowadzały do domu prawdziwy pokój i zbawienie, bo jeśli naprawdę wówczas Bóg jeszcze istniał (dziś już nie mam wątpliwości co do tego, że Go nie ma) - rozkładał swoje duchowe jestestwo, zgodnie z rachunkiem prawdopodobieństwa, równomiernie, na każde z pomarszczonych ziarenek. Czasem, na samym dnie opancerzonego samoprzylepną taśmą kartonu, zwinięte w kłębek, oczekiwały szczęśliwego odkrywcy - spodnie, dżinsy - den Erflog Auszeichnen - najpośledniejsza przyczyna wszelkiej tubylczej zazdrości. Zazdrości powszechnej i usprawiedliwionej samotnością miejskiego PEWEX - u.


Brzydkiemu, grubemu bachorowi, tylko raz udało mi się wyhaczyć pasującego na mnie tkaninowego fanta - biało - brązową koszulkę z odpinanym stójkowym kołnierzem - cudo techniki i dizajnerstwa - odzienie, którego nie powstydziłby się nawet Simon Le Bon, najwspanialszy ze wspaniałych, kosmiczny idol, spuszczany z nieba na linie, co sobotę, w kolejnych odsłonach trójkowej listy niedźwiedzkiej. Wdzianko to, rzecz jasna dnia następnego zaciągnąłem na sobie do szkoły, uprzednio podreperowawszy facjatę mamusiowym kremem i wypaliwszy rodzimą Niveą pozbawione jeszcze włosów pachy. Byłem wielki.


I tak, paczki przychodziły, co miesiąc, regularnie wywołując triumfalne okrzyki i wzbudzając sąsiedzką zazdrość, wpadającą do babcinej kuchni w poszukiwaniu niby to odrobiny soli, a tak naprawdę - dokładnie lustrującą ranty stojących na stole kartonów (jak gdyby wzrokiem można było zachachmycić cośkolwiek z tego, co pozbawiony duszy zgniły Zachód przemycał do krainy robotniczo - chłopskiej szczęśliwości). Pewnie i przyszłyby następne, po nich kolejne i jeszcze inne, ale, zrządzeniem losu, w jeden zimowy wieczór cały ten misterny aprowizacyjny plan szlag trafił, na ulicy, tuż pod babcinym oknem pojawił się czołg, a odgłosy żołnierskich komend nie pozostawiały złudzenia co do tego, że za chwilę, w poszukiwaniu resztek wymemłanych rodzynek, wejdą do domu sołdaty. Owszem, weszli w końcu, ale nie sołdaty, tylko panowie w ciemnych ubraniach, trzech ich było, wysokimi oszronionymi czołami świecili niczym święci pańscy, poszarpali dziadkowi marynarkę, ojcu kazali siedzieć w sypialni, mamusię zabrali i tyle ich widzieliśmy. Następnego dnia rano, tato wepchnął mnie do jaskrawozielonego rodzicielskiego Trabanta i wywiózł daleko, jak powiedział: tam, gdzie cię nikt nie znajdzie.


Nigdy nie przestałem myśleć o tym, czy owi świetlani apostołowie z takim samym zapałem postrzępiliby dziadkową marynarkę, gdyby wiedzieli, że niespełna rok później, babcia, ze łzami w oczach sztrykować będzie jej, złożoną już w trumnie podszewkę, nie zapytałem nikogo, czy, gdyby zlitowali się tego wieczora nad płaczącym tatą, nie musiałby iść na operację żółciowego woreczka.
- Za dużo żółci się nazbierało przez ten czas - powiedziała babcia, gdy ojciec wsiadał do karetki, w nieznane.
Zoperował go doktor Stach, podobno jedynie w zamian za butelkę wódki, w tym czasie - ludzie mówili - chlał już na umór, nie trzeźwiał, stan swój określając mianem solidarnościowego strajku, który w rzeczywistości strajkiem nie był, wiedziałem, bo mama też strajkowała, a przecież nie piła wcale. Należała do związku, tato zaś - do partii - wszyscy mu się kłaniali, zdejmowali paltoty na ulicy, rzucali uśmiechy, a uśmiechami tymi niepośrednio obdarzali również, uczepioną jego boku mamę, właściwie to do niej się uśmiechali, ona była bohaterką, ale o tym nikt nie mówił, nie śmiał powiedzieć. Ja zaś - zafascynowany żurnalami podlotek, z pasją zagłębiający się w doskonałości modelowych uśmiechów, opuszkami palców miareczkujący przyjemną gładkość napisu Quelle, niezgrabnie zaglądający w dekolty roześmianych papierowych anielic - nie zwracałem uwagi na, gdzieniegdzie, wtrącone, brutalnie wepchnięte pomiędzy Unterwasche a Handtucher zszarzałe fiszki z napisami Katyń lub Wałęsa.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
dr_brunet · dnia 01.07.2012 20:04 · Czytań: 3339 · Średnia ocena: 4 · Komentarzy: 7
Komentarze
zajacanka dnia 01.07.2012 22:11 Ocena: Bardzo dobre
Kurczę, znów Przybyłek? Możnaby, na jego osobie, oprzeć całą książkę...

Zapetliłes mnie wspomnieniami o przeszłości. Paczki przesyłane przez PeWEx lub pocztę, gdzie kilogramowa szynka prasowana z przejrzystą galaretką, na której widok ślinka sama kapała, w puszce o kształcie odwróconego serca, ze znaną marką na wierzchu:”Krakus”, znikały w przedziwny sposób, przeistaczając się w kawałek cegły... Smutne to czasy... Czytam dalej.

Czasem były niespodzianki: jak paczka z ośmioma kilogamami cukru, kiedy on już był reglamentowany i dostępny...

Dalej już politycznie. Wybacz, za wspomnienia...

Dobrze i przejmująco u Ciebie. Zazdrość sąsiedzka nie miała granic, pamiętam. Mógłyś istotnie opisać tamte czasy w oparciu o Przybyłka.

Tytuł cos mi szepce, nie pamiętam co, zaraz sprawdzę u Wujka google :D

Pozdrawiam.
Wierna.
Darksio dnia 02.07.2012 00:41
Dobry tekst. Bardzo dobry tekst. Napisany wprawnym piórem i grajacy na najcieńszych strunach pamięci, jednak nie na tyle brutalnie aby je zerwać. Tytuł świetny. Tak, zachód był johimbiną dla zszarzałych codziennością polaków. Pamiętam to wszystko, a Ty swoim tekstem przywróciłeś to, co było moim jedynym znanym światem. Cóż z tego, że od lat mieszkam na "zachodzie". Dzisiaj to nie ma żadnego znaczenia. Kto nie przeżył tego, co opisujesz, ten nie wie o czym piszesz. Młodzi potraktują to jako wpis do wikipedii o nieznanych im, przedpotopowych czasach. My wiemy, że taki był świat, nasz świat. Dzięki za doznania, dzięki za to że jest ktoś, kto czuje podobnie jak ja. Pozdrawiam.
Jaga dnia 02.07.2012 07:56
Bardzo dobry tekst. Piszesz jak zawodowiec! Klimat minionych czasów oddany znakomicie.
Hmmm, ja chyba stara jestem skoro podobnie pamiętam ...;)
mike17 dnia 02.07.2012 08:51 Ocena: Bardzo dobre
Faktycznie obraz namalowany jak się patrzy!
I ja pamiętam doskonale tamte czasy, i ja dostawałem takie paki z Londynu, więc wiem, jakie było święto i odjazdowa fiesta.

Operujesz błyskotliwym językiem, dlatego czyta się gładko i bez zgrzytów, lekko i przyjemnie.

Czuję się, jakbym cofnął się w czasie, ale nie żałuję, bo pomimo licznych niedociągnięć tamte czasy też miały swój urok.

Ahoy :)
dr_brunet dnia 02.07.2012 09:36
Zajacanko - niestety, znów Przybyłek, i w dalszych częściach też będzie - do końca sierpnia będzie na porządku dziennym:)
Darksio - miło mi że czytasz te postkomunistyczne wypociny - to świat w którym się wychowaliśmy, nie śmiem stwierdzić, że lepszy od tego, w którym wychowują się nasze dzieci
Jago - profesjonalista... buhahahahahahahaha:)
Mike17 - dostawałeś paki z Londynu? Szaaaacun:)
ekonomista dnia 02.07.2012 18:57
Prawda jest taka, że czasy, w których teraz żyjemy są tragiczne. Staliśmy się niewolnikami pieniądza. Komunizm przy władzy pieniądza to pikuś. Najgorsze jest to, że komunizm dało się obalić. Władza pieniądza przetrwa, niezależnie od jego postaci.
dr_brunet dnia 03.07.2012 18:30
Ekonomisto - niekoniecznie, bez wdawania się z ideologiczne niuanse - kapitalizm zdycha.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
18/03/2024 19:06
Pliszko, Posłużyłaś się skrótami myślowymi, ale pełnymi… »
Jacek Londyn
18/03/2024 18:15
Trening czyni mistrza. Kolejna okazja, tym razem… »
valeria
18/03/2024 11:41
Piękne, już bielonych rzeczy nie spotykam już:) chyba w… »
mede_a
18/03/2024 10:45
Jak ja kocham te Twoje maluchy! Ajw- poezji pełna - pisz,… »
Kazjuno
17/03/2024 22:58
Ja miałem skojarzenie erotyczne, podobne do Mike 17. Jako… »
Kazjuno
17/03/2024 22:45
Co do Huty masz rację. To poniemiecka huta do końca wojny… »
ajw
17/03/2024 21:52
Zbysiu - piękne miałeś skojarzenia :) »
ajw
17/03/2024 21:50
Tak, to zdecydowanie wiersz na pożegnanie. Na szczęście nie… »
Gabriel G.
17/03/2024 19:52
Nie ukrywam czekam na kontynuację. To się pewnie za trzy -… »
Kazjuno
17/03/2024 16:40
Dzięki Gabrielu za krzepiący mnie komentarz. Piszę,… »
valeria
17/03/2024 15:17
Gotowanie to łatwizna, tylko chęci potrzebne :) »
Gabriel G.
17/03/2024 12:46
Kazjuno Jestem świeżo po lekturze wszystkich trzech części.… »
Jacek Londyn
17/03/2024 10:31
Proszę o chwilę cierpliwości. Zanim odpowiem na komentarze,… »
Kazjuno
17/03/2024 04:17
Czekamy z Optymilianem, ciekawi twojego odniesienia się do… »
Jacek Londyn
16/03/2024 12:26
Drodzy Koledzy po piórze. Dziękuję za komentarze. Jest mi… »
ShoutBox
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
  • TakaJedna
  • 05/03/2024 23:43
  • Nie poezją ja, a prozaiczną prozą teraz, bo precyzję lubię: nie komentarzem, a wpisem w/na shoutboxie zaczęłam, a jak skończę, to nie potomni, a los lub inna siła zdecyduje/oceni.
  • Zbigniew Szczypek
  • 05/03/2024 23:32
  • Pliszko - nie! Dość milczenia! Dopóki żyjemy! A po nas krzyczeć będą "słowa", na karcie, na murze...
  • Zbigniew Szczypek
  • 05/03/2024 23:28
  • To, jak skończysz pozwól, że ocenią potomni. Zaczęłaś komentarzem... pozwól/daj nam możliwość byśmy i Ciebie komentowali - jedno "słowo", póżniej strofy...
  • TakaJedna
  • 05/03/2024 23:20
  • ech, Zbigniew Szczypek, fajnie wszystko, wróżba jest, choć niedokończona, ale z tego, co pamiętam, to Makbet dobrze nie kończy ;)
  • pliszka
  • 05/03/2024 22:58
  • A reszta jest milczeniem...
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty