Krwawa samica-komarzyca (a któraż to nawet z tych wielkich dam nie ma za swym prawym uchem perwersyjnego diabła, za którego namową bawi się męską strukturą, aż przemieni się to wszystko w bezmyślnego bawoła, ba ) wbija się swym wyspecjalizowanym aparatem w naprężoną młodością wieku skórę naszego kochanego pana Furfita. Chamski, wulgarny i bezpruderyjny sposób liźnięcia pierwszej kropelki krwi wywołał natychmiastową w naszym bohaterze retrospekcję - "Jak to się robiło, aby to wrednisko...? Aaa... no tak, tak, napiąć mięsień..."
Po raz pierwszy w jego dwudziestoparojesiennej historii to samiec złapał w pułapkę samicę (a przynajmniej się stara). Czuł powierzchnią skóry, jak z całej siły naciska ona na niego szaleńczym wręcz parciem odnóży, by tylko zdobyć wymarzoną wolność. Instynkt wymuszał na niej ciągłe pompowanie czerwonej mazi do swojego skończonego zbiornika, któremu w postępie geometrycznym zaczęło braknąć z każdą chwilą miejsca. Manometr wskazał w końcu czerwone pole...
Nasz niedościgniony Furfit rozluźnił mięsień. Chyba nigdy nie dowiemy się, czy przestraszył się swojego wyimaginowanego boga, który by go ukarał za ten nikczemny uczynek nad tym małym, delikatnym i bezbronnym stworzeniem, czy też po prostu zwyciężyło w nim obrzydzenie, że po wybuchu, oprócz krwawych efektów, pozostałby w jego ciele wbity aparat, którym to komarzyca czyniła swoją powinność.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Katurbo · dnia 28.07.2012 09:14 · Czytań: 611 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 5
Inne artykuły tego autora: