To jest bardzo prawdziwy wiersz. Mocny w swej wymowie, lapidarny, co jeszcze bardziej wzmacnia smutną wymowę. Dziecko jest same, nie ma nikogo, by zająć się czymkolwiek wydłubuje schodzący tynk ze ściany. Smutno mu, jest same na świecie, ale próbuje się przekonać, że byłoby rozpieszczonym gówniarzem, gdyby co wieczora ktoś całował go do snu. Wtedy może nie wiedziałby, jak stroi się gitarę. A jak wie, to może śpiewać pieśń, którą kocha i która przychodzi tylko wtedy, kiedy on bierze instrument do ręki. Czeka na deszcz, bo ten kojarzy mu się z łzami, a on zapominał, jak się płacze i wszystkie wypłakał. Deszcz to smutek, płaczące niebo. Bo on potrafi wyrazić samotność i smutek już tylko przez tę pieśń i przez ten deszcz... Tak myślę, że ta pieśń to kołysanka, której nikt mu nie śpiewał.
Taka jest moja interpretacja, ale każdy może to zrozumieć to inaczej. Co do błędów, wytknęli Ci już, a ja nie będę się już niczego czepiać. Tytuł jest przyciągający i zdecydowanie pasuje do całej jego wymowy. No a sam wiersz? Smutny, nastrojowy, z klimatem. Dokładnie, taki jak lubię. Nawet jak się komuś nie spodoba, będzie musiał docenić warsztat Autora i zastosowane środki. Przeczytałam parę razy i jestem wciąż pod jego urokiem.
Pozdrawiam i gratuluję.