Debiut polecany przez redakcję prozy.
Edycja: 5 września 2012
Na strychu powietrze pachnie ciepłym drewnem. Przywodzi na myśl skanseny, do których nigdy się już nie wróci. Białe ściany chłodzą skórę Hagn. W takich miejscach trzeba mieć odsłonięte ramiona. Sufit podtrzymują grube, brązowe belki, z jednej z nich wypływa żółte światło i rzuca na podłogę chłodne cienie.
Strych należy do hipisowskiej sąsiadki, która nosi trawę we włosach i słucha free jazzu. Hagn śni czasem, że dotyka jej ciemnej, opalonej szyi, a później nie patrzą sobie w oczy, kiedy mijają się wieczorem na podwórku.
Na parterze mieszka cygańska rodzina, która żyje z okradania domków letniskowych albo aptek, w zależnosci od pory roku. Hagn widuje ich czasem, jak siedzą przy stoliku ustawionym tuż pod ich oknami i słuchają muzyki z radia samochodowego, kupionego od sąsiada zza ściany. Nie patrzą innym w oczy, wywieszają pranie przed wejściem do kamienicy i mają w drzwiach odciśnięte pięści.
Na strychu hipiski noszą trawę we włosach, a Hagn połyka niebieski kolor z dymu z papierosa. Jest zmęczona. Próbuje czytać, ale brak jej sił na gęste zdania o kotach, które żyją i nie żyją, które mówia o świecie, o czasie potrzebnym na wymieszanie atomów, żeby stać się już na zawsze jednym ciałem. Zamiast tego słucha deszczu. Okna wychodzą na sine podwórze, otoczone z każdej strony kamienicami i wysokim, betonowym murem. Między nimi brukowany prześwit, od ósmej rano do szesnastej wpuszcza do środka główną ulicę. Wieczorami w każdym oknie błyska burza i rozświetla dachy zaparkowanych mercedesów. Przed północą przyjeżdża ruda studentka, ruda lesbijka albo ruda prostytutka, nikt nie wie, kim jest tak naprawdę. Wychodzi na szybki spacer z psem, jest niska i szczupła, a dudni na schodach, zupełnie jak stado nawalonych chłopów, gramolących się po szychcie do domu.
Czasem sny mówią o tym, czego trzeba się bać. Hagn długo nie może usnąć. Szumią drzewa, pocięte kratami i deszczem. Wilgotne powietrze przeciąga się po kuchni. Skrzypi sufit. Nad głową Hagn biegają dzieci hipiski i podpalają kieliszki z resztkami wódki. Mówią, że to duszki, które rozświetlają ciszę i strzegą przed torami, na których hipiska pije nocą wino ze sprzedawcą kolczyków. Hagn ma zbyt samotniczą naturę, żeby być hipiską. Nie pije alkoholu i nie sprzedaje kolczyków. Zamyka oczy i opiera twarz o zimną ścianę. Świat wokół miesza się z sennym strachem, że płacz małej dziewczynki, który słyszy za ścianą, jest śmiechem dziadka, który głaszcze jej kolana i szepcze do ucha o tajemnicach, a Hagn nie zdąży ich na czas poznać. Patrzy później na niego, jak siedzi przy stole i obrzuca tłustym, czarnym wzrokiem kuchenne szafki, wieszane na szybko przed przyjazdem jej matki. Wrzuca do kawy trzy kostki cukru i stawia ją przed nim razem z cukiernicą. Płacz małej dziewczynki jest strachem przed ciemnością.
Biała popielniczka dusi kolejne papierosy, Hagn otwiera oczy, wodzi palcem po tekście artykułu o stanie armii. Cygańskie ściany szeleszczą niezrozumiałym językiem. Fantazja, tak ma na imię córka cyganki, u której Hagn wynajmowała kiedyś pokój. Fantazja budziła ją czasem w sobotnie poranki i nigdy nie zauważyła, że Hagn chowa twarz w plecach kelnerki z kawiarni na dworcu, z którego odjeżdżały pociągi na północ Londynu. Fantazję wpina we włosy hipiska, kiedy wychodzi rano do pracy w punkcie ksero, suche liście kruszą się i osadzają na jej ramionach.
Na strychu Hagn odsypia bezsenne noce. Powinna czytać o zamglonych symetriach, ale jest zmeczona. Pije herbatę i lepią jej się usta od cukru. Słucha bluesa, a blues zamyka oczy. Dym z papierosa wsuwa się w powietrze. Kominy wyrastają z dachów i zasłaniają chmury, w jednym z okien naprzeciwko widać unieruchomione na ścianach, szare i nieżywe wspomnienia starszego mężczyzny, który chodzi o kulach i wypuszcza na dwór wielkiego wilczura. Hagn musi mrużyć oczy, żeby je zobaczyć, są za szybą i odbija się w nich słońce.
Po bezsennej nocy Hagn śni o dziewczynie, która ma długie, jasne palce i mieszka za ścianą jej domu. Na strychu jest wyjście na dach, Hagn zagląda tam czasem, kiedy nie pada deszcz i widzi wtedy życie, które toczy się za wysokim, betonowym murem. Po trawie skaczą gumowe piłki, przykrywa ją dym z grilla i rozległe matki oblizujące smoczki z piachu. Warczy motor. Świat za murem różni się tylko tym, że jest w nim trawa, bardziej zielona od betonowych płyt i czarnego żwiru.
Dziewczyna ze snu mówi czasem słowa, których Hagn nie rozumie. Ciemności trzeba nasłuchiwać. Hagn budzi się i pewność poranka razi oczy. Po jej brzuchu chodzi kot hipiski. Z dołu dudni głos młodego mężczyzny, nie wysypia się od dnia, kiedy urodziło mu się dziecko i przed ósma jest już po dwóch kawach. Po południu wozi do lasu siedemnastolatkę z pustej bramy na zatorzu i musi mieć siłę. Jego młoda żona nigdy nie odpowiada Hagn, kiedy mówi 'dzień dobry'.
Na schodach Hagn codziennie mija cichą sąsiadkę, która ładnie się uśmiecha i zdawać by się mogło, że jej szczupła sylwetka jest objawem pragnienia, żeby zajmować na świecie jak najmniej miejsca. Takie kobiety muszą być dobrymi żonami. Mąż cichej sąsiadki jest równie cichy, kłania się Hagn nisko i wycina regularnie krzewy winogron pnące się po ścianie od strony ogrodu. Trzyma się śmietników, kiedy wraca przed wieczorem do domu, Hagn siedzi na małej skarpie z kotem hipiski między nogami i obserwuje dzieci, jak noszą gruz do piaskownicy. Biega między nimi dwuletni syn małżeństwa, które dzieli ścianę z cyganami i falują mu ręce, zupełnie jak ludzikowi z materiału, ustawionemu na stacji benzynowej, żeby wiał w niego wiatr z samochodów. Hagn czasem słyszy ich krzyki, on ma doniosły i głęboki głos, ona ostry i zacięty, rzucają w siebie nieprawdą, a potem wychodzi na podwórko ich starsza córka i zapada cisza. Ciemności trzeba nasłuchiwać. Cicha sąsiadka pije wódkę, pod drzwiami piwnicy tajemniczej rudej pozwala się całować jednemu z cyganów i wtedy milczy cała kamienica. Hipiska widuje ich tam wieczorami, kiedy wychodzi na tory prowadzić pasjonujące rozmowy z inżynierem.
Hagn ma czasem wrażenie, że nie prowadzi własnego życia i dlatego tak wnikliwie obserwuje innych. Nie słucha ludzi, ale zna tembr ich głosów, wie, jak wypuszczają dym z papierosa, na kogo zerkają ukradkiem i czego się boją. Hagn ma tylko jednego przyjaciela. Od czterech lat pije z nim rano kawę i rozmawia o filozofii przyrody, fizyce kwantowej i Bogu. Pływają kajakiem po rozlewisku rzeki i spacerują między górami i piorunami. Czasem Hagn widzi w nim ojca, którego nigdy nie miała, wciśnięty między dojrzałość a starość nadrabia braki w jej wychowaniu. Jest mądry i czuły, opowiada świat i trzyma za rękę, kiedy Hagn boi się, że to już naprawdę koniec. Czasem kocha ją tak bardzo, że jest już zmęczona i chce uciec tam, gdzie nie ma historii, wartości, filozofii i miłości. ale Hagn nie może żyć bez jego miłości. Znów pije kawę i słucha, i mówi, i cieszy się, że ugotował obiad, prowadzi po ścieżkach parku za szpitalem psychiatrycznym i boi się, że to już naprawdę koniec.
Ciemności trzeba nasłuchiwać. Wczesnym wieczorem słońce przebija strych na wylot. Hagn ma jeszcze sny, a w nich dziewczyna, jest wysoka i potrafi szybko chodzić. Ma ładne oczy, spokojne i dobre, Hagn pamięta je już dziesięć lat i nie boi się w nie patrzeć tylko wtedy, gdy nie nosi okularów. Kiedyś sny Hagn nie mówiły. Nie wychodziły nad ranem spod skóry i nie zostawiały czerwonych, suchych śladów. Kiedyś Hagn potrafiła czuć więcej, niż tylko pragnienie, żeby schować się przed całym światem. Dziś wszystko jest nieprawdą, ale nic nie jest kłamstwem. Śnią się sny i się myśli. Hipiska nie potrzebuje strychu, trzyma rowery w piwnicy, a pranie szybciej schnie na swieżym powietrzu. Drewniana podłoga wbija drzazgi w plecy. Hipiska nie czyta na strychu wierszy, trzyma tam byłego męża.
Czasem Hagn musi czuć ciało bardziej obce niż jej własne i kocha się z kobietą, która jest w środku surowa jak czerwone mięso i nigdy jej nie zna. Trudno kogoś pożądać. Piersi pachną jak włosy, skóra jest szara i ostra, trzeba się spieszyć, przywiązać do łóżka ręce, zawiesić czoło nad wilgotnym, miękkim brzuchem i nie patrzeć nigdy w obłąkane oczy. Tam jest oddanie, kocham cię tak bardzo, zerżnij mnie, teraz i jutro, pod ścianą w toalecie kawiarni, ludzie będą pić herbatę i rozmawiać o samobójstwie prezesa funduszu walutowego, o długości pasa startowego na lotnisku w Amsterdamie i o tym, że do kawiarni chodzi się w sukience. Ciemności trzeba nasłuchiwać. Hagn łamie palce w kobietach, a one chcą się jej oddawać i drapią skórę na karku, głaszczą ramię w nagrodę i pozwalają palić w łóżku papierosy. Hagn nie czuje pożądania. Jestem tylko ja, wiesz? Nie potrafi, schowała skórę głęboko pod skórą i nie mówi, mówią za nią sny, nad ranem, kiedy nie wie, czy jeszcze żyje, czy już umarła. Jestem tylko do końca włosów rosnących na mojej skórze i dalej już iść nie można. Dudnią za ścianą schody, to hipiska wraca z torów, chwieje się i wyciąga z włosów źdźbła trawy. Noce są już chłodne, wsiąkają w ubrania i szyby samochodów.
Światło rozlewa się po chodnikach. Dalej już iść nie można. Strzeliste wieże z oddali wydają się niższe. Młody chuligan siedzi pod sklepem, ma czerwoną twarz i plaster przyklejony na brodzie. Trzyma w ręku biały kubek, a Hagn kastruje go wzrokiem. Hipiska mówi, że to dziewczyna. Wszyscy mówią, że to dziewczyna. Hagn trąca go ramieniem w drzwiach sklepu, a on obraca się w jej stronę.
- Uważaj, mała.
- Nie jestem mała.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt