Postanowiłam pisać więcej o pozytywnych stronach życia.
Każdy przecież dzień niesie rzeczy dobre i złe, zatem póki się da, lepiej skupiać się na tych dobrych, radosnych, jednym słowem: pozytywnych. I pokazywać ludziom twarz uśmiechniętą. Wszak już w Mądrościach Syracha wyczytamy:
„Nie wydawaj duszy swej smutkowi
Ani nie dręcz siebie myślami.
Radość serca jest życiem człowieka,
A wesołość męża przedłuża jego dni.”
Był taki dzień, że sobie ten wiersz przepisałam do notesu, jakbym nagle odkryła wartość optymizmu. Od razu poczułam nieprzemożną potrzebę pogodnego patrzenia na świat, na ludzi. Kilka godzin chodziłam odmieniona radością. Wszystko wkoło wydawało się piękniejsze. Po południu telefon przyniósł wieść o śmierci kuzynki. To mnie zaskoczyło! Miała dopiero 36 lat. Zostawiła dwie małe córeczki. Rok wcześniej owdowiała, a dzielnie podtrzymywała męża w długiej chorobie, by nie zdawał sobie sprawy z powagi sytuacji. Nawet kazała mu wyrzucić kwestionariusz ubezpieczeniowy, bo było tam pytanie: komu w razie śmierci zostawić...?
Ale nie o tym miał być ten tekst. Chciałam o myśleniu pozytywnym. Nie jest to proste. Trudniej pisać o radości życia niż o tym co martwi, złości, drażni. Pamiętam, na wykładach z psychologii profesor powiedział, że mamy więcej określeń dla emocji negatywnych, bo i złość, gniew, smutek, zawiść, nienawiść itd, a z pozytywnych tylko: radość. Dokładnie już nie pamiętam, ale się przeciw temu buntowałam. Chciałam sprzeciwić się sławnemu profesorowi.
Coś jednak w tym jest, łatwiej nam przychodzi to co negatywne. Łatwiej burzyć niż budować, i psioczyć, krytykować niż chwalić. Nawet w powieści czy filmie bohater pozytywny bywa nijaki, nieciekawy, a negatywny, choćby taki Andrzej Kmicic z Potopu, porywa. Oczywiście niektórzy wolą Wołodyjowskiego, jak kiedyś mój tato, ale Kmicic swą fantazją, brawurą, lekkomyślnością...ba, głupotą, uwodzi, czaruje, i w powieści i czytelników, bo chyba nie tylko czytelniczki.
Czytałam kiedyś artykuł na temat psychologii twórczości Stefana Szumana, psychologa, ale i lekarza o zamiłowaniach artystycznych, w którym dowodził, że komedia jest sztuką trudniejszą niż tragedia, bo musi się wznieść ponad to, co w życiu trudne i smutne, by wywołać radość.
Wielu badaczy, oraz zwyczajnych obserwatorów życia, podkreśla znaczenie radości, wesołej zabawy i pogody ducha dla pracy twórczej. Dla zdrowia – to oczywiste. Podobnie dla dobrego układania stosunków międzyludzkich, począwszy od rodziny. Ale pogodna, zabawowa atmosfera wpływa też pozytywnie na rodzenie się pomysłów czy nowatorskich rozwiązań oraz sam proces tworzenia. No i tu wsiadam na mojego konika. Ale po kolei.
Pisałam kiedyś pracę magisterską na temat „Geneza pomysłu twórczego”. Na IV i V roku Psychologii. To był bardzo piękny czas w moim życiu. Właśnie dzięki obcowaniu z przedmiotem owej pracy przy zbieraniu materiałów a potem ich opracowywaniu i wyciąganiu wniosków. Przeglądałam w bibliotekach książki i stare - oprawione w grube księgi - roczniki czasopism w poszukiwaniu wypowiedzi twórców, głównie poetów i prozaików, ale też uczonych, odkrywców, nawet muzyków, na temat, jak rodził się pomysł jakiegoś utworu. Wygrzebywałam w Jagiellonce stare książki, wynajdując zaskakujące myśli na ten temat, pisane czasem w staroświeckim, wielce kwiecistym stylem, co rozogniało moją wyobraźnię. Choćby takie: „Niejeden cichy obywatel, którego życie łatane kompromisami, niczym pstra szata błazna, staje się na moment mocarzem, zdolnym do wielkich czynów, gdy czyta Brandta Ibsena”. Cytuję to z pamięci z "Filozofii sztuki" Michała Sobeskiego. Ale samo określenie „pstra szata błazna” tak mi przypadło do gustu, że użyłam go przy charakteryzowaniu postaci bezkompromisowej terapeutki Marty i opowiadanie pod takim właśnie tytułem ukazało się w miesięczniku OPOLE, potem w zbiorze opowiadań "Sprzedawca karykatur" i wreszcie pociągnęłam jej losy w niewielkiej powieści "Podręcznik czarownicy".
Materiału do pracy magisterskiej zebrałam wtedy tyle, że już pod koniec IV roku mogłam napisać pracę, ale sobie tę przyjemność rozciągałam, jako że studia i tak trwały pięć lat, a bronić pracy mogłam dopiero w czerwcu. Dalej więc czytywałam wydane listy twórców, ich wspomnienia, biografie, wywiady z nimi. Wreszcie napisałam pracę, obroniłam, ale w dalszym ciągu notowałam wypowiedzi pisarzy na temat powstawania ich utworów. Przekazałam później mój esej do lokalnego Radia i powstała z tego audycja. Nie byłam z niej usatysfakcjonowana, więc później zrobiłam z tego materiału powieść pt. „Klatka Guliwera”. Tu bohater, Kacper Literowicz, młody naukowiec bada na czym polega proces twórczy, co to jest talent, grafomania, natchnienie, pasja twórcza. Postanawia sam na sobie to wypróbować i w tym celu chce napisać powieść. To okazuje się nie tak proste. Męczy się, ale pisze w tajemnicy przed żoną i wszystkimi. Równocześnie ma wykłady na temat psychologii twórczości, co prowadzi do założenia kółka literackiego. I na jednym...
„Dla dodania dziewczętom otuchy Literowicz sięgnął do swych notatek o genezie pomysłu twórczego. Od kilku tygodni nosił wszędzie ze sobą zielony notes, gdzie zapisywał wypowiedzi twórców, dotyczące powstania utworu. Odszukał co Saganka powiedziała o jednej ze swych powieści:
„... jest historią ludzi rozpaczliwie poszukujących czegoś i nie mogących natrafić na ślad; miałam przed oczyma postać człowieka, który wchodzi późnym wieczorem do kawiarni, miałam wrażenie jakiejś grozy, która unosi się nad ludźmi, siedzącymi nocą w małych barach. /.../ Zazwyczaj jest jakaś scena, jakiś krajobraz, pogodne niebo lub słota, coś tkwiącego w atmosferze, coś absolutnie bez związku z właściwym przedmiotem, coś co wyzwała tkwiący we mnie talent."
Skończył a dziewczyny dalej siedziały zasłuchane.
- Popatrzmy na naszą ulicę! – zawołał nie za głośno, chcąc je zbudzić.
Jeszcze chwilę trwały nieporuszone. Potem, jedna po drugiej, zaczęty odwracać się ku oknu. Ulica, oświetlona ponuro rzadkimi latarniami, z wielkimi połaciami pustych murów uwydatniała bezdomność zagubionych tu z rzadka przechodniów.
- Inaczej byłoby - wyjaśnił Literowicz – gdyby przyciągały oko jasno oświetlone wystawy sklepów, jaskrawe neony. A tą ulicą każdy przemyka byle prędzej znaleźć się w pogodniejszym miejscu... Napiszcie o tej ulicy.
Na koniec opowiedział, że jeden z wierszy Przybosia narodził się, kiedy raz szedł sobie ścieżką koło kartofliska. Potknął się i padając dostrzegł kwiat ziemniaka. Widział go wiele razy. Teraz zobaczył ile w nim piękna. I to był ów słynny Przybosiowy „zacząt" wiersza. Tworzył się jeszcze przez kilka miesięcy, wciąż rzeźbiony stylistycznie i obrastający nastrojem.
Któraś z dziewcząt westchnęła:
- Zacząt... Żeby tak mieć predyspozycje do znajdywania go. To nie każdemu dane.”
- - -
Tym sposobem od radości przeszłam do twórczości, a ściślej do rodzenia się pomysłów. Wszystko to jest piękne, bo zgłębia to, co w człowieku najpiękniejsze: jego pasja twórcza, natchnienie, obcowanie z materią twórczą i jej modelowanie, snucie wątku, czyli pisanie...
Przypomnijmy sobie też, że Mickiewicz podczas wesołych zabaw młodzieńczych w przypływie podniecenia radością improwizował.
Czy poprawny będzie wniosek, że radość jest twórcza? Bardziej, gdy słowo „jest” zastąpimy: „często bywa”.
I można by o tym długo. Pisać i mówić, choć tematyka ta nie jest już tak modna.
Ale wiadome jest, jaką rolę w każdej trudnej pracy pełni możliwość odstresowania się i przełączania na beztroską zabawę. Wspomniany wyżej Stefan Szuman przed wojną grywał w amatorskim kabarecie, razem z innymi profesorami krakowskimi, i to podobno pomagało mu w pracy naukowej. Pisał książki z psychologii wychowawczej i wychowaniu dziecka dla obcowania ze sztuką. Na przykład: "Sztuka i wychowanie estetyczne". Ale pamiętam też jego: "Pogodne i poważne zagadnienia...życia". No tak. Jednak tytuł, choć tak frapujący częściowo wyleciał mi z głowy, ale w tej niewielkiej książeczce było dużo ciekawych rzeczy, choćby o urodzie. Człowieka. Autor rozważał, jakie znaczenie ma w życiu uroda danej osoby i kogo możemy uznać za ładnego. Pamiętam, grube, spierzchnięte, wargi dziewczyny uważał za oznakę brzydoty. Teraz byłoby inaczej, panie sobie usta powiększają, a tamta dziewczyna mogła tylko pociągnąć te spierzchnięte szminką i uśmiechnąć się, a przyciągałaby wzrok. Opowiadano też że, profesor Szuman miał niespełnione zacięcie literackie. Otaczał się literatami i i artystami. Przyjmował ich w swym przedwojennym salonie. Podobno to on podsunął Schultzowi tytuł powieści: „Sklepy cynamonowe”.
Z różnych biografii lekarzy, a nawet z Gazety Lekarskiej, gdzie namiętnie rozwiązuję Jolki, wiem, jak ważna jest dla lekarza umiejętność oderwania się od trudnej pracy i może czarnych myśli, poprzez uprawianie sportu, pogodne życie towarzyskie a także własną twórczość. Wielu lekarzy pisze wiersze. Zdziwiłam się, gdy w tejże Gazecie przeczytałam, że znany mi mi z opowieści jego rodziny oraz publikacji naukowych, spokrewnionych z psychologią, nieżyjący już lekarz, profesor, sam pisywał wiersze. Wzruszył mnie inny, wybitny okulista, też z liczącym się dorobkiem naukowym, który w tajemnicy przed rodziną napisał 500-stronicową powieść i zdołał ją jeszcze przed swą przedwczesną śmiercią wydać. A do tego malował i wystawiał obrazy.
Kiedy zaczynałam pisać ten tekst, szło mi jak po grudzie. Nie raz już zaczynałam pisać opowiadania, które miały porywać i zarażać radością, ale żadnego nie udało mi się skończyć. Zapewne z powodów, o jakich wspomniałam wcześniej, że łatwiej pokazywać sprawy trudne, złe, niż wznosić się ponad nie. Ale tym razem zawładnęła mną totalna melancholia, bo syn na dobre wyfruwa już z gniazda. Dołączyła też obawa o brata mojego męża, któremu grozi amputacja nogi. W trakcie pisania dotarła wiadomość, że noga uratowana. Odetchnęłam i od razu pisanie pofrunęło mi jak z nut. Radość zawsze pomaga.
Tylko nie wiem, jak ten felieton zakończyć, ale wnioski każdy może wyciągnąć sobie sam. Ja tylko dodam jeszcze coś z Mądrości Syracha, jakie znaleźć można w Biblii Tysiąclecia.
„Wytłumacz sobie samemu, pociesz swoje serce
I oddal długotrwały smutek od siebie;
Bo smutek zgubił wielu
I nie ma z niego żadnego pożytku.
Zazdrość i gniew skracają dni,
A zmartwienie sprowadza przedwczesną starość.”
K.Habrat 16.08.2012r.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Krystyna Habrat · dnia 20.08.2012 12:40 · Czytań: 988 · Średnia ocena: 4 · Komentarzy: 8
Inne artykuły tego autora: