Od dłuższego czasu w Królestwie Elfów panowało zamieszanie. Król Ludwik XVII, władca tej krainy, zaginął bowiem w tajemniczych okolicznościach. Niedługo potem zmarła jego żona, Klotylda. Tron objęła, zgodnie z wielowiekową tradycją, jedyna córka tej pary, czyli czternastoletnia Marcelina. Młoda królowa robiła wszystko, by odnaleźć ukochanego ojca. Wyznaczyła wysoką nagrodę za sprowadzenie go do zamku, co przyciągnęło wielu śmiałków gotowych na niebezpieczne wyprawy w poszukiwaniu powszechnie szanowanego władcy. Niestety nawet ich próby nie przyniosły oczekiwanych rezultatów i zrozpaczona elfka powoli zaczynała godzić się z myślą, że musi samodzielnie rządzić ogromnym królestwem.
Pewnego jesiennego wieczoru Marcelina siedziała samotnie w swojej przestronnej, ale przytulnie urządzonej komnacie. Patrzyła posępnie w lustro i wspominała rodziców. Dziewczynka nie radziła sobie z rządzeniem krainą, dopiero teraz zaczęła zdawać sobie sprawę, z iloma problemami musiał zmagać się ojciec. Znowu ludzie zaatakowali mniejsze i słabsze od siebie istoty, jakimi są elfy, a Marcelina nie miała pojęcia o prowadzeniu wojen ani dyplomacji. Królestwo straciło wielu dzielnych i gotowych do poświęceń wojowników. Młoda elfka zrozumiała, że sama nie poradzi sobie z tą sytuacją, dlatego postanowiła szukać pomocy. Przypomniała sobie, że w dzieciństwie usłyszała od ojca legendę o Wielkiej Róży rosnącej na końcu świata. Ten magiczny kwiat miał rozwiązać problemy każdego władcy, który dotknie jego płatków. Dziewczynka bardzo kochała swój lud, dlatego postanowiła poszukać miejsca, w którym rośnie Wielka Róża. Nie zwlekając dłużej, wyciągnęła z szafy worek podróżny i szybko wrzuciła do niego rzeczy, które wydawały jej się najpotrzebniejsze podczas wyprawy. Potem otworzyła drzwi, sprawdziła, czy nikt jej nie obserwuje i bezszelestnie wymknęła się z zamku.
Poczuła chłód wrześniowej nocy. Założyła ulubiony sweter, prezent urodzinowy od rodziców i od razu zrobiło jej się cieplej, także w okolicach serca. Zaczęła się zastanawiać, w którą stronę się udać. Przecież nigdy samodzielnie nie opuszczała zamku i nie znała nawet najbliższych jego okolic! W końcu westchnęła z rezygnacją, wtuliła się mocniej w sweter i ruszyła prosto przed siebie. Szła w zupełnej ciemności tak długo, że po pewnym czasie przekroczyła granice swojego królestwa. Gdy dotarła do najbliższego miasta, zaczęło już świtać. Marcelinie zaczęło burczeć w brzuchu, weszła więc do najbliższej przydrożnej karczmy i poprosiła o jajecznicę. Usiadła przy stoliku i w oczekiwaniu na śniadanie obserwowała salę. Jej uwagę zwróciło trzech mężczyzn rozmawiających przyciszonymi głosami. Elfka doskonale wiedziała, że podsłuchiwanie jest niegrzeczne, jednak tym razem postanowiła złamać swoje zasady. Miała bowiem przeczucie, że treść tej rozmowy może pomóc jej w poszukiwaniach. Dlatego przysunęła się nieco bliżej. Poczuła na sobie wystraszony wzrok młodej dziewczyny, która właśnie przyniosła Marcelinie jajecznicę. Speszona elfka czym prędzej podziękowała i zakryła włosami budzące wśród ludzi strach elfie uszy.
Usłyszała szept jednego z tajemniczych mężczyzn: „ Słyszeliście, że Zły Olbrzym znalazł Wielką Różę? Wiadomo już, że rośnie ona gdzieś na południu. Ten okrutny władca zabił już połowę swoich poddanych, by nikt nie zdradził, gdzie znajduje się kwiat. Boję się, co z nami będzie, gdy szczęście dopisze Złemu Olbrzymowi…”.
Te słowa wystarczyły Marcelinie. Wiedziała już, gdzie szukać Wielkiej Róży. Wstała, rzuciła na stół garść monet i wybiegła z karczmy. Pędziła prosto przed siebie, nie zatrzymując się nawet dla zaczerpnięcia tchu. Przystanęła dopiero, gdy opuściła miasteczko i znalazła się w puszczy.
Pomimo jasnego, wczesnojesiennego popołudnia, w lesie było bardzo ciemno. Elfka szła przed siebie, nie zważając na raniące ją gałęzie rozłożystych drzew i krzewów. Wreszcie doszła do polany. Jakże bardzo się zdziwiła, gdy zauważyła, że nie była tam sama… Na środku siedział ogromny brunatny smok wlepiający w Marcelinę swoje zielone ślepia. Dziewczynka zaczęła się gorączkowo zastanawiać, co zrobić. Smoki Złego Olbrzyma znała tylko z opowieści, więc nie miała pojęcia, jak reagują one na obecność intruza i czy istnieją jakieś sposoby obrony przed nimi. Nie mogła jednak zbyt długo nad tym rozmyślać, gdyż nagle bestia skoczyła ku elfce i zatrzymała się tuż przed nią. Dopiero wtedy Marcelina mogła w pełni podziwiać rozmiary smoka. Gdy stał, głowa dziewczynki sięgała mu zaledwie do kolan. Domyślając się, że niebawem zaskoczenie jej nagłym pojawieniem się minie i smok potraktuje ją jako obiad, elfka szybko złapała jednego z setek magicznych muchomorów rosnących w lesie i cisnęła nim w zwierzę. Miała szczęście, gdyż zaklęcia ukryte w grzybie najwyraźniej oszołomiły bestię, dzięki czemu Marcelina zyskała czas na ucieczkę. Smok szybko się zorientował, że stracił szansę na smaczny posiłek i ruszył w pogoń za dziewczynką. Sprytna wędrowniczka jednak tak długo kluczyła w gęstym labiryncie drzew, że stwór musiał zrezygnować z pościgu. Mała elfka odetchnęła z ulgą i ruszyła w dalszą drogę, wciąż pamiętając o swoim celu – odnalezieniu Wielkiej Róży.
Mimo że Marcelina przywykła do luksusu, dzielnie przedzierała się przez puszczę wiele dni, żywiąc się owocami lasu i nocując w dziuplach lub szałasach. W końcu krajobraz się zmienił, wszechobecne drzewa zostały zastąpione przez równiną porośniętą trawą. Początkowo elfka cieszyła się tą zmianą, jednak szybko zatęskniła za konarami dającymi cień i chroniącymi przed niezwykłym jak na wrzesień upałem. Zmęczona całodzienną wędrówką Marcelina postanowiła położyć się na trawie i uciąć sobie krótką drzemkę, jednak zaniepokoił ją jakiś dziwny ruch na tym prowizorycznym posłaniu. Gdy się schyliła, z przerażeniem zauważyła wijącą się wokół jej nóg żmiję należącą do Złego Olbrzyma. Gad wpatrywał się przez chwilę w Marcelinę, sycząc głośno. Elfka wpadła w panikę, gdy zaobserwowała wyłaniające się z trawy kolejne żmije, które odcięły jej wszystkie drogi ucieczki. Każda z nich złowieszczo syczała, ciesząc się ze swojej zdobyczy. Dziewczynka straciła nadzieję na przeżycie tej przygody. „Mamo, niebawem się spotkamy” – pomyślała. I właśnie wtedy, gdy pogodziła się już z własną rychłą śmiercią, oślepił ją dobiegający z oddali blask. Po chwili przy elfce pojawiła się Dobra Wróżka, siejąc panikę wśród żmij, które błyskawicznie odpełzły. Zaskoczona Marcelina podziękowała swojej wybawczyni i już miała odejść, gdy usłyszała: ”Zaczekaj!”.
Dziewczynka odwróciła się i spojrzała zdziwiona na Wróżkę. Ta tylko uśmiechnęła się do elfki i wsunęła jej w dłoń jakiś przedmiot, szepcząc: „Na szczęście!”. Marcelina nawet nie zdążyła się zdziwić, gdyż Wróżka rozpłynęła się w powietrzu. Elfka rozpostarła dłoń i zobaczyła na niej złoty medalion. Delikatnie uchyliła wieczko cennego przedmiotu. To, co ujrzała, przeszło jej najśmielsze oczekiwania. W środku znajdowało się zdjęcie jej ojca. Marcelinie łzy stanęły w oczach. Jeszcze nigdy tak bardzo nie tęskniła za rodzicami, pragnęła mieć ich teraz przy sobie. Chciała znowu stać się elfią księżniczką, której jedynym zmartwieniem jest wybór koloru sukienki na bal. Niestety dziewczynka nie miała teraz czasu na wspomnienia, musiała kontynuować wędrówkę.
Podczas swojej wielodniowej podróży Marcelina spotkała wiele istot, które jednak miały tylko jeden cel – pomóc dziewczynce. Elfka nie narzekała więc na brak jedzenia czy ubrań, doskwierało jej jedynie poczucie osamotnienia. Czuła, że szczęście jej sprzyja dzięki tajemniczemu medalionowi, którego nie zdejmowała z szyi. Niestety nic, co dobre, nie może trwać wiecznie…
Pewnej nocy, gdy Marcelina kroczyła brzegiem rzeki, spotkała zakapturzoną postać w ciemnej pelerynie. Przyzwyczajona do przestrzegania dworskiej etykiety elfka grzecznie ukłoniła się nieznajomemu. Nie doczekała się odpowiedzi, lecz została brutalnie pociągnięta za rękę. Mężczyzna w kapturze koloru bezgwiezdnej nocy wepchnął Marcelinę do chaty stojącej na brzegu rzeki. Elfka upadła na podłogę i poczuła ostry ból nogi. Dużo bardziej dokuczał jej jednak strach, ponieważ oczy tajemniczej postaci przeraźliwie się błyszczały, a z jej ust wydobywało się ciche charczenie. Dopiero po chwili dziewczynka uświadomiła sobie, że mężczyzna nie przygląda się jej, lecz medalionowi, z którym się nie rozstawała. Nagle postać szybkim ruchem ręki zerwała z szyi Marceliny ten cenny przedmiot. Elfka zapomniała o strachu i z wściekłością rzuciła się na obcego. Ten, zaskoczony, bez protestu zwrócił jej klejnot. Marcelina uciekła z chaty i, wdzięczna rodzicom za zapewnienie jej w dzieciństwie lekcji pływania, przedostała się na drugi brzeg rzeki. Bez ociągania wyszła z wody i rozejrzała się bezradnie.
Obserwowała śnieżnobiałego ptaka lecącego wysoko na niebie. Ze zdziwieniem zaobserwowała, że skręcił on w jej kierunku. Dopiero wtedy elfka dostrzegła jego piękno. Ptak usiadł dziewczynce na ramieniu i szepnął jej do ucha: „W chacie na drugim brzegu rzeki okazałaś wielką odwagę i lojalność wobec ojca. Nie pozwoliłaś wysłannikowi Złego Olbrzyma zniszczyć medalionu twojego taty. Należy ci się nagroda. Wiem, że szukasz Wielkiej Róży. Znajdziesz ją tam, gdzie zachodzi słońce.”
Zanim Marcelina zdążyła podziękować, ptak odleciał. Przemyślawszy jego słowa zdecydowała, że wejdzie na szczyt zwany Górą Lodową.
Musiała wędrować dwa dni, by dotrzeć do wzniesienia. Gdy postawiła pierwszy krok na wzgórzu, poczuła przenikliwy chłód. Zaczął wiać silny wiatr i rozpętała się śnieżyca. Marcelina trzęsła się z zimna, lecz dzielnie wspinała się na wzniesienie. Po kilku godzinach wysiłku dotarła na szczyt. Właśnie tam dostrzegła przedmiot swoich poszukiwań, Wielką Różę. Elfka otworzyła usta w zachwycie. Kwiat był ogromny i piękny. Dziewczynce nie było już zimno, czuła tylko przepełniające ją szczęście i spokój. Nieśmiało podeszła do Róży. Z czcią dotknęła jej delikatnych, czerwonych płatków.
Nagle wszystko zaczęło wirować wokół Róży i elfki. Marcelina poczuła, że ma już wszelkie troski za sobą. Obok Róży pojawił się Zły Olbrzym, który już nie posiadał swojej niszczycielskiej mocy. Elfka widziała, jak potwór słabnie, a wraz z nim znika ze świata wszelkie zło. Na swoim ramieniu poczuła przyjemny dotyk czyjejś ręki. Odwróciwszy się zobaczyła najbardziej upragniony widok na świecie – swojego ojca. Była bardzo szczęśliwa, że mogła przytulić się do ukochanego tatusia. Już nie dotykała płatków Róży, ale szczęście jej nie opuszczało. Marcelina stała na szczycie przez wiele godzin, nie wypuszczając dłoni ojca ze swoich palców.
Elfi król i jego córka wrócili bez przeszkód do swojego królestwa. Dziewczynka z ulgą przyjęła do wiadomości, ze władzę z powrotem przejmie jej ojciec, który będzie rządzić mądrze i sprawiedliwie. Marcelina zaś mogła powrócić do beztroskiego życia elfiej księżniczki…
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Linka1000 · dnia 21.08.2012 20:15 · Czytań: 1110 · Średnia ocena: 4 · Komentarzy: 6
Inne artykuły tego autora: