Pstra szata błazna II - Krystyna Habrat
Proza » Obyczajowe » Pstra szata błazna II
A A A
II
Z końcem sierpnia, jak co roku, grono znajomych pani Celestyny wybiera się w niedzielą do lasu.
Można już wyczuć w powietrzu przechył płowiejącego lata w bladość jesieni. Najwięcej teraz słońca w kolorze liści. Wróży to rychłe nadciągnięcie szarości kurczących się dni.
Przodem, rozglądając się za grzybami, kroczy wielkimi krokami tyczkowaty Konowicz. Dogania go wciąż uśmiechnięty Owiłło. Za nimi podążają ich żony i pani Celestyna. Z tyłu Marta Żaleńska. Idą niespiesznie. To rozchodzą się w poszukiwaniu grzybów, to skupiają na polanie. Panie zbierają wrzos w bukiety, skubią czerwone borówki, nasypując je z dłoni prosto do ust. Utartym zwyczajem kierują się w stronę jarzębiny, która o tej porze czerwienieje samotna pośród szarych sosen.
Konowicz się niecierpliwi. Zamierzał przedstawić projekt listu do redakcji z propozycjami upiększenia życia w metropoliach, ale onieśmiela go Marta. Sami nie wstydzą się swych ekstrawagancji. Nawet je kultywują, jako przywilej elity miasteczka, zagubionego daleko od znanych miejsc. Ale obcemu może to wydać się śmieszne. Marta przybyła z dużego, przemysłowego miasta i wzbudza jakiś niepokój. Patrzy wytrzeszczonymi oczami, zaciskając surowo grube wargi. Jej zasznurowana twarz tylko czasem otwiera się wymuszonym rechotem. A ilekroć to się zdarzy – oni odwracają się zaniepokojeni. Wtedy jej chichy zamierają samotnie. Podobno, komu śmiech nie dodaje urody, nie może być człowiekiem dobrym? Dziś powstrzymują nawet swe zachwyty, jakie zawsze budzi w nich zagłębianie się w przestrzeń mieniącą się pniami sosen, rozjaśnianymi przez słońce.
W końcu Konowicz odciąga na bok Owiłłę i opowiada. Tego lata zrealizował wreszcie dawne marzenia zostania mieszkańcem wielkiego miasta choć na cztery tygodnie urlopu. No i przestał żałować swego ukorzenienia się tutaj, gdzie nic się nie dzieje.
Tam szybko obmierzła mu ciżba ludzka, ściśnięta na niewielkiej przestrzeni. Początkowo, gdy przelatywała z przeraźliwym wyciem sanitarka, wstrząsał nim dreszcz, lecz szybko przywykł do tego „memento mori”. Przestał rozglądać się na widok prujących ulice wozów strażackich – było to powszechne. Patrzył z ubolewaniem, jak w zgiełku i kurzu przemykają zasępieni ludzie, rzucając sobie wzajem jadowite spojrzenia. Zauważył, że do tramwaju mężczyźni wciskają się pierwsi, aby zająć miejsce siedzące. Ustąpienie komuś miejsca zdradzało tylko nieporadnego prowincjusza. Młódź chadza tam sobie ławą, tarasując ulicę, a kto się im w porę nie usunie, bywa dźgnięty łokciem i ścigany rżeniem „dziwo-dziewczyny” w wymiętych spodniach. Jednak ci straszni ludzie, poproszeni o pokazanie ulicy, odsłaniają inną twarz. Uśmiechają się i cierpliwie tłumaczą, jak dojść.
- No cóż, Tempora mutantur et nos mutamur in illis – skanduje dumnie Owiłło i zaraz tłumaczy, bo nie jest pewny, czy jego przyjaciel zna ten słynny heksametr: Czasy się zmieniają i my się w nich zmieniamy.
- Oczywiście – wtrąca niecierpliwie Konowicz - zmieniają się czasy i obyczaje, lecz my na prowincji wciąż jednacy. Ciut niedzisiejsi, ale każdy ma swój domek i ogródek z maciejka, pachnącą o zmierzchu. Może tamtym z miast brakuje właśnie ogródków? Parki są zbyt ascetyczne i nietykalne, aby przytulić się do ziemi i z niej patrzeć w niebo.
- A ludziska śpieszą się wciąż i śpieszą. Brak im czasu na smakowanie życia – kiwa głową Owiłło.
- Mam zamiar opisać propozycje pomocy dużym miastom – mówi Konowicz i urywa, gdyż przybliża się reszta towarzystwa. Spogląda podejrzliwie na Martę, której Owiłło pokazuje teraz rosnące wokół zioła, rozprawiając, jak się które nazywa, na co skutkuje.
- My tu żyjemy bliżej natury – stwierdza Owiłłowa – dlatego więcej rozmyślamy o urodzie życia, rezonujemy wciąż, jak się powinno żyć i robimy wiele rzeczy mało komu potrzebnych...
- Wymyślamy przeróżne potrawy – informuje Martę żona Konowicza. – Mamy nawet dwa przepisy na „odchandrzacz”.
Tak gawędząc, wychodzą wprost na jarzębinę, doprowadzeni do niej ścieżką bielejącą pośród sosnowego młodnika. Panowie, rozgarniając gąszcz rękami, wchodzą dalej w poszukiwaniu grzybów. Panie zostają popatrzeć na jarzębinę zaplątaną w kłujący świat chojarów.
Jej czerwień wydaje się dziś skromniejsza. Może oczekiwanie zmienia tak odczucia? Chyba ich ulubione drzewo nie marnieje? A może psuje tak wszystko obecność Marty? Wszak ona jest poza kręgiem ich magicznych odczuwań.
Celestyna tłumaczyła, że wynajęła pokój Marcie na piętrze, gdyż boi się być sama, zwłaszcza nocami, gdy trzeszczy coś i stuka. Tymczasem oni podejrzewają, iż straciła nadzieję na rychłe małżeństwo z mecenasem. On ponoć czeka aż dzieci się usamodzielnią, choć już nie musi ich trzymać za rączkę, bo więcej niż z nim przebywają z kolegami. Dziś znów nie wybrał się z nią do lasu. Pewnie błąka się sam po okolicy w poszukiwaniu archeologicznych ciekawostek, czym się nad wyraz pasjonuje. Oni by też tę pasję podzielali, ale mają mu za złe, że Celestyna czeka i czeka. Chociaż nie skarży się, nie zwierza, oni już swoje wiedzą. Jej oczy płoną nienasyceniem.
A Marta rzeczywiście niepokoi. Prawdopodobnie z powodu wytrzeszczonych oczu. Mówi też głośniej niż oni. Nawet jej milczenie jest ostre. Wyczuwa się w nim sprzeciw.
Po powrocie z lasu Marta wymawia się od kolacji, choć kuszą ją specjałem z kani w cieście, który nazwali: „łapy próżniacze”. Przybyły teraz dopiero mecenas zatrzymuje rękę Marty przy powitaniu i , patrząc jej uważnie w oczy, zapytuje, czy gra w szachy albo bridża. Speszona kręci głową i umyka do siebie na górę. Nie znosi przystojnych mężczyzn, bo przy takich dotkliwiej odczuwa swój brak urody oraz wszelkich u nich szans. A ten mecenas postawny brunet, bardzo przystojny. Jedynie przedwczesne zmarszczki zdradzają nadmiar trosk.
Marta zamyka drzwi swego pokoju i doznaje dziwnego wrażenia, jakby nagle zapadła się w próżnię. Jest niezmiernie wyczerpana sileniem się przez cały dzień na uśmiech a także uprzejmościami tamtych. Tyle czasu jako tako się trzymała. U siebie może wreszcie przeistoczyć się w zasępione czupiradło.
Nieoczekiwanie zamiast ulgi doznaje żalu. Tam na dole wre życie. Co chwilę wybucha śmiech, roznosi się szczęk naczyń, dźwięczą sztućce. Ktoś od niechcenia brzdąka na pianinie. Dołączają się nieśmiało skrzypce. Już tną od ucha do ucha!
Tymczasem Marta przycupnęła pod drzwiami i zazdrośnie nasłuchuje. W końcu postanawia do nich wrócić. Powinno starczyć jej sił na śmiech, choćby półgębkiem. Otwiera drzwi i widzi z góry, że właśnie wysypują się w pożegnaniach na korytarz. Rozczarowana zawraca.
Wyciąga z szuflady zeszyt w czarnej oprawie i zapisuje: „Muszę nauczyć się grac w szachy! To rozwija umysł. Również w bridża, co stwarza pomost do ludzi.” Długo rozmyśla, patrząc w samotną akację za oknem, wreszcie dopisuje: „Czy uda mi się pokonać przepaść, dzielącą mnie od innych? Czy już zawsze będę stanowić zadzior we współodczuwaniu?”
Przerzuca kartki zeszytu. Podczytuje –to tu, to tam – litanie zdań zaczynających się od: muszę, należy, trzeba. Tak od liceum, spisuje na własny użytek kodeks prawego postępowania.
Ona należy do tych, którzy od małego boją się zrobić coś nie tak, jak dorośli sobie życzą. Tacy wdrażają się z czasem tak dalece w płynące z góry nakazy, że gdy ich zabraknie – gubią się w samodzielności. Boleją, że już nikt nie nagradza piątką za przykładne postępowanie. Marta w takim własnie momencie zabrnęła w księgi, szukając z przejęciem, co dobre, a co złe, no i sama została pedagogiem. Najpierw wychowawczynią przedszkola a po studiach zaocznych – nauczycielką matematyki. Zachwyca ja porządek tej nauki. Gorąco pragnie i innym wpajać jej mądrość.
Niestety, zdążyła się już przekonać o trudach nakłaniania uczniów, by godziwie postępowali. Czuje sama, że odgradzają się od niej lekiem. A ich rodzice z wyraźnym przymusem wysłuchują jej natchnionych tyrad o wychowaniu i nierzadko zabiegają o przeniesienie swej pociechy do innej klasy. Nie rozumiejąc tego, Marta pogrąża się coraz usilniej w rozmaite teorie. Pragnie znaleźć, co robi źle. Z innymi nauczycielami brak jej wspólnego języka. Kiedy na radach pedagogicznych , pełna entuzjazmu, wygłasza wzniosłe propozycje udoskonalenie systemu wychowawczego w szkole, inni znudzeni patrzą na nią podejrzliwie. Uśmiechają się ironicznie, w ciszy jej słowa padają ciężko, że aż wydają się bez sensu. I nikt ich nie podejmuje.
Spróbowała raz propagować w szkole test na prawdomówność. Wyłuszczała wszem, jak to przydatne i nowatorskie, ale całe grono wzruszało tylko ramionami i przezwało ją „nowoczesny odkłamywacz”. Ośmieszona i zbita z tropu przeczekiwała przerwy w pustej klasie, wymykając się tylko chyłkiem po dziennik. Bała się nawet uczniów. Niepewna swych racji przestała wygłaszać im kazania o godziwym postępowaniu.
W tej chwili, gdy to wspomina, na nowo wstrząsa nią dreszcz. A na wzgórzu samotna akacja rozkłada gałęzie na tle nieba.
* * *
cdn.
Krystyna Habrat

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Krystyna Habrat · dnia 26.09.2012 19:46 · Czytań: 577 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 5
Komentarze
zajacanka dnia 26.09.2012 23:18
Krysiu, troszkę razi mnie ten czas terazniejszy. Chyba wolałabym opowieść w przeszłym. Ale, tak czy siak, zagłębiam się powoli w tę historię. Wciąga, interesuje.

Uśmiechy:)
Elatha dnia 27.09.2012 10:24
Wiemy już troszkę więcej o Marcie. Skomplikowana to osoba, ale może jeszcze się otworzy na świat ;). Podobało mi się :).
Pozdrawiam :).
maarynarz dnia 27.09.2012 11:56
No i masz Ci los, to oznacza, że Mecenas będzie uderzał do Marty, a nie do Celestyny:rol: No i dobrze, będzie o wiele ciekawiej:) Czytałem z przyjemnością, zwłaszcza opisy przyrody, ale też wrażenia z wielkiego miasta, np. „dziwo-dziewczyny” w wymiętych spodniach, albo ogródkowa teoria Konwicza;)
Pozdrawiam:)
Wasinka dnia 03.10.2012 14:28
Także zastanawiałam się nad owym czasem teraźniejszym...
Historia się rozwija, dwa światy obok siebie, jeden pomalutku zaczyna wkładać stopę między drzwi... Czy wystarczy Marcie odwagi, by odkryć w sobie szczery uśmiech?
Przeszłość, jak widać, robi swoje, jednak teraźniejszość podsuwa życzliwych ludzi, który potrafią się cieszyć i dostrzegać uroki tego, co wokół, i tego, co pozytywnego w ludziach. A Marta ma napakowaną głowę teoriami - wcale nie swoimi do końca przecież; może uda jej się połączyć dobre strony dwóch światów...
Kurczę, niepewność siebie to naprawdę zmora...

Pozdrawiam w październikowym słońcu.
Krystyna Habrat dnia 06.10.2012 22:38
Dziękuję bardzo za życzliwe przyjęcie - odpowiedź pod cz. I.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:44
Pierwsza część tekstu, to wyjaśnienie akcji z Jarkiem i… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:28
Chciałem w tekście ukazać koszmar uczucia czerpania, choćby… »
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
valeria
18/04/2024 19:26
Cieszę się, że przypadł do gustu. Bardzo lubię ten wiersz,… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty