Klęczała tak od paru już godzin, zdawałoby się bez ruchu, zatopiona w rozpamiętywaniu bólu noszonego w sobie od tak dawna. Od czasu do czasu kołysała się lekko, skulona i zdrętwiała, chyliła coraz niżej głowę gniecioną ku ziemi ciężarem następnej, ponurej myśli. Końce długich, prostych włosów muskały niespokojne fale płynącego tuż u jej kolan potoku. Cisza wokół była ogromna, czas rozciągał się w nieskończoność, a wraz z nim rozciągały się wspomnienia, a raczej ich strzępy, ciągle jeszcze niepojęte.
Kiedyś było inaczej. Dziecko spogląda na świat z ufnością, wierzy w to, co widzi, w to, co sobie wyobraża. Nie dziwi się, że odpowiada na nigdy niezadane pytania, gdy bawi się, z niewidzialnym dla innych, pucołowatym rówieśnikiem, gdy patrzy na siebie z góry i rozmawia ze sobą, gdyż jest jednocześnie tu i tam. Dopiero potem, wyśmiana i odtrącana, zrozumiała, że jest inna i odwróciła się od siebie, aby żyć. Zapomniała jak patrzeć, aby naprawdę widzieć, jak słuchać, aby słyszeć świat, a wszystko po to, aby żyć jak wszyscy. Tak, to był chyba dobry wybór, osiągnęła to, co chciała, a właściwie to, czego od niej wymagano. Zagubiła się w rytmie dni, normalności i nawet czuła się w tym wszystkim dobrze, bezpiecznie, aż do tej nocy przed laty. Ten sen fatalny i proroczy, początkowo jeden z wielu, a potem już tylko jeden jedyny, wdzierający się brutalnie w jej umysł prawie natychmiast, gdy zamykała oczy. Wytrzymała dwa tygodnie, coraz bardziej rozdygotana podczas zapadających ciemności, zbuntowana i bez odpowiedzi dlaczego. Odrzuciła nic niedające, przepisane przez psychiatrę leki, obojętnie wysłuchała monotonnych objaśnień księdza, ona, niereligijna, w momencie słabości i zagubienia, a gdy umarł dzień później żałowała, że jednak go nie przestrzegła, że nie powiedziała mu o czającym się tuż obok niego nieuchronnym przeznaczeniu. Uprzytomniła sobie, że sen był tylko początkiem, znakiem, kluczem otwierającym inne wymiary, które opuściła będąc dzieckiem, a których teraz tak bardzo się bała, gdyż burzyły jej świat i stawiały ją obok niego jako obserwatora bez możliwości decyzji, bez możliwości ingerencji, bezradną, zagubioną i targaną wyrzutami sumienia. Były chwile, gdy próbowała oszukiwać samą siebie. Z udawaną, chłodną obojętnością sporządzała listę; nazwisko, data, katastrofa, ilość ofiar, sławny piosenkarz, dziecko sąsiadki, a potem darła ją na strzępy w rozpaczy i współczuciu dla tych setek i tysięcy, osłabiona i z odruchem wymiotnym na samą myśl, że jutro już zobaczy prawdę. Widziała nie tylko rzeczy uderzające jej serce lodowatym ciosem, ale także te inne, fascynujące; kolory w utworach muzycznych, nieprawdopodobne, fantastyczne w kształtach bryły zapachów, harmonijne kompozycje współistnienia życia i nieożywionej materii, czas w całości i w najmniejszych jego okruchach, poezje nie jako słowa, lecz stan niewyobrażalnego uniesienia, na który jedyną odpowiedzią było tak.
Wybrała nie.
Zdusiła w sobie tę całą, wielką niewiadomą, będącą wszakże jej częścią, odrzuciła sen odmawiając sobie nocnego wypoczynku, piekły przekrwawione oczy. Serce, początkowo łomoczące rozpaczliwie, biło z rzadka i gdzieś daleko, zobojętniała w swym wewnętrznym stanie nieważkości. Strach spłaszczył się pod jej stopami, chciała go podeptać, wyśmiać mściwie, ale nie miała już sił. Nareszcie jednak mogła żyć dalej, wolna i lekka, tylko z własnymi problemami, bez wglądu w cudzą nędzę i smutek, mogła żyć na własnej drodze do niewiadomej, cieszyć się snem bez treści, pustym i zimnym jak lodowa pustynia.
Klęczała tak od paru już godzin, skulona, nie mogąc przeboleć, że wraz ze snem straciła część siebie.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
al-szamanka · dnia 22.10.2012 08:37 · Czytań: 1210 · Średnia ocena: 3 · Komentarzy: 16
Inne artykuły tego autora: