Była u kresu sił. Bose stopy, które od dłuższego czasu stawiała z wysiłkiem jedna za drugą, z każdym kolejnym krokiem bardziej bolały, poranione ostrymi odłamkami wielkich szyszek i suchych gałęzi. Nie wiedziała, jak długo jeszcze zdołają utrzymać ciało w pozycji pionowej, a myśl o tym, co stanie się, jeśli w końcu odmówią jej posłuszeństwa, wciskała pod powieki palące łzy.
Dlaczego nie posłuchała mamy, która krótko przed wyjazdem po raz kolejny kategorycznie zabroniła jej wchodzić do lasu?
Dlaczego przynajmniej nie zostawiła gosposi karteczki z informacją, dokąd się wybiera?
Wiedziała przecież, co opowiadali sobie dorośli o tajemniczych mocach zamieszkujących dzikie knieje, położone na wschód od wsi. Nikt nigdy tam nie chodził, jeżeli nie miał naprawdę dobrego powodu, a ona dała się sprowokować temu obrzydliwemu Markowi i namówić na wyprawę w sam środek niebezpiecznej okolicy. Jako dowód na to, że faktycznie odważyła się tam pójść, obiecała przynieść gałązkę magicznego, rosnącego podobno tylko tam, niebieskiego bluszczu.
Było to najgłupszą rzeczą, jaką zrobiła w swoim krótkim, trzynastoletnim życiu i teraz musiała ponieść tego konsekwencje. Nie tylko nie znalazła najmniejszego nawet pędu rośliny, o której opowiadały okoliczne legendy, ale na dodatek po kilkunastu minutach kluczenia wśród ogromnych, dziwnie powykręcanych, starych sosen zgubiła drogę powrotną.
W tym samym momencie zmurszały pieniek, na który bezmyślnie postawiła nogę, zapadł się pod wpływem ciężaru dziewczynki, wydając przy tym serię okropnych trzasków. Jej lewa stopa utknęła w drewnianym imadle aż po kostkę, a ciało robiące właśnie kolejny krok nie dało rady wyhamować na czas. Z ogromnym impetem wyrżnęła o ziemię, w ostatniej chwili wyszarpując nogę z potrzasku.
Leżała na wilgotnym poszyciu, płytko oddychając. Nadmiar adrenaliny dudnił jej w skroniach, zagłuszając wszystkie racjonalne myśli. Kostka piekła niczym po spotkaniu ze szprychami pędzącego roweru, a po twarzy płynęły ogromne łzy.
Nagle coś żywego dotknęło leciutko małego palca u jej lewej ręki. Nie podnosząc głowy, spojrzała w tamtą stronę i zachłysnęła się z zachwytu.
Niewielki pęd błękitnej jak niebo w pogodny dzień rośliny pnącej wychylał się ze sterty leżących obok suchych gałęzi, poruszając delikatnie niewielkimi listkami. Wiotka łodyga kołysała się rytmicznie w górę i w dół, raz za razem dotykając skóry dziewczynki, jak gdyby wypróbowywała nieznany dotąd materiał. Test musiał chyba wypaść pozytywnie, gdyż już po chwili niebieskie pnącze zaczęło przesuwać się powoli w kierunku łokcia leżącej, wykorzystując przy tym drobne, granatowe korzenie niczym stonoga swoje odnóża. Ciepło, jakie od niego promieniowało, łagodziło ból spowodowany upadkiem i wielogodzinnym błądzeniem po lesie, pogrążając całe ciało dziewczynki w odprężającym odrętwieniu.
Znalazłam go – pomyślała sennie mała, zamykając oczy. - Znalazłam niebieski bluszcz.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt