Ze snu budzi mnie jednocześnie przeszywające na wskroś lodowate zimno i lizanie po policzku. Do oczu dociera mglisty zarys jakiegoś zwierzęcia. Czuję jego oddech. Z przerażeniem uświadamiam sobie, że to jest, to jest… Lis! Skąd się wziął?! W pierwszym odruchu chcę go odgonić, ale ręka odmawia posłuszeństwa. Kolejny szok - w ogóle nie mogę się ruszyć. I wtedy dopada mnie strach, wielkim łapskiem dusi za gardło. Nie mogę złapać tchu. Kiedy trochę odpuszcza, do głowy przychodzą kolejne myśli, które w mojej głowie rozpoczynają szalony taniec. Co się ze mną dzieje? Gdzie jestem? Na odpowiedź muszę jeszcze poczekać.
Lis krąży wokół mnie jak sęp. Ale czy on… Chyba nie chce mnie zjeść!
Lis mnie zeżre, zeżre, zeżre, zeżre mnie lis!
Co za koniec!
Jaki koniec?!
Z ulgą stwierdzam, że rudzielec jednak nie zrobi ze mnie swojego obiadu. Wreszcie położył się przy mnie. Wygląda jakby mnie pilnował.
Groza oplata mnie niczym kokon. Czuję się jak mucha na pajęczynie. Chcę uciekać, ale jestem przykuta bezwładem do ziemi. I wciąż po głowie tłuką się te same pytania, powtarzające się jak mantra: Gdzie ja jestem? Gdzie jestem? Dlaczego jest mi tak zimno, śmiertelnie zimno? Śmiertelnie?! Bo to nie jest takie zwyczajne zimno, jak wtedy, kiedy zmarzniesz na mrozie, to jest jakieś inne, takie dziwne. Zimna nicość. Zimna pustka.
Z każdą kolejną minutą dokonuję nowych odkryć. Teraz wiem, że jestem w lesie. Ogromne drzewa kołyszą się nade mną, a ja leżę na polanie przykryta warstwą śniegu. Śniegu?! Wpadam w histerię i krzyczę z całych sił: „Ratunku, niech ktoś mi pomoże! Ludzie, tu jestem! Pomocy!!!” Mój krzyk jest jakiś dziwny. Więźnie mi w gardle. To tylko złudzenie krzyku, on jest tylko w mojej wyobraźni. Nikt nie może go gusłyszeć, a ja mam wrażenie, że niesie się echem pomiędzy drzewami.
Przychodzi chwilowa nadzieja: może znajdzie mnie leśniczy?
Nie, to niemożliwe, to nie może być prawda, takie rzeczy nie zdarzają się w realnym życiu. Za dużo naoglądałam się filmów, naczytałam horrorów. Teraz miesza mi się w głowie. A może wódy za dużo wypiłam poprzedniego dnia? Tak, tak, to na pewno to. Już myślę, że znalazłam wyjaśnienie i za chwilę obudzę się z pijackiego snu. Nic z tego, bo wciąż tkwiłam w tej dziwnej, surrealistycznej czasoprzestrzeni.
Więc jestem tu, w lesie. Moje ciało leży na wznak, twarz mam zwróconą ku niebu. Ale już wiem, że nie jestem w niebie. Oczy są lekko przymknięte, ręce odrzucone na bok, nogi równo ułożone. Na sobie mam piżamę, różową w drobne kwiatuszki, tą, którą dostałam od mamy w prezencie. Pokrywa mnie cienka warstewka szronu i gdzie niegdzie są też sople lodu. Jestem jakąś cholerną królewną śniegu. Ale przecież nie mogę tak tu sobie leżeć i czekać na wiosnę. Do diabła, rusz dupsko, tyle masz do zrobienia - przywoływałam siebie do porządku. No cóż, próba wstania do pionu znów się nie udaje. Wciąż leżę jak kłoda.
No skoro już tak leżę, to może na spokojnie dojdę do tego, co ja tu robię. No więc tak.
Upiłam się i w pijackim widzie (najpewniej po kłótni z mężem) w samej koszuli nocnej, wybiegłam z domu i dotarłam do lasu nieopodal. I tak sobie biegłam, biegłam, aż padłam. Szczegółów nie pamiętam, bo urwał mi się film. Teraz leżę na leśnej polanie, w pięknej zimowej scenerii, a lis mi mordę liże. Jestem sparaliżowana wódą, i jak zaraz ktoś mnie nie znajdzie to szlak mnie trafi. Przecież nie mogę sobie urzeć tak po prostu, mam plany. Muszę walczyć z nałogiem, naprawić relację z córką.
Przyszło mi do głowy, że może dopadło mnie szaleństwo. Coś mi się tam wydawało, wyobraziłam sobie ,że ktoś lub coś mnie gonii (najpewniej bestia) i w wielkim strachu wybiegłam z domu, w piżamie i kapciach. Biegłam przed siebie do utraty tchu aż padłam zemdlona. Może mam schizofrenię. Już dawno to u siebie podejrzewałam. To by znaczyło, że mąż miał rację wykrzykująć - ty wariatko!
Ja naprawdę oszalałam. Jestem wariatką. Moja siostra Basia, z zawodu psychiatra, zawsze ostrzegała mnie, że jak będę tyle piła, to trafię do niej na oddział. No i stało się. Moje rozważania nie miały końca. Jak długo jeszcze będę leżeć jak jakiś trup? Przecież w końcu ktoś mnie znajdzie. Pewnie zaniepokojony mąż już mnie iszuka. Boże, kochana Matylda, co zrobi, jak dowie się, że zginęła jej mama. Teraz poczułam jak bardzo za nimi tęsknię, za moim ciepłym domem. Strumienie łez polały się po policzkach i natychmiast zamieniły się w kropelki lodu.
Nagle doznałam olśnienia. Przypomniało mi się jak pomyślałam, że leżę tu jak jakiś trup.
Tak, tak! Jestem trupem! Dlaczego nie wpadłam na to wcześniej! To wyjaśniałoby dlaczego jest mi tak dziwnie zimno i dlaczego nie mogę się ruszać. Ale dlaczego w takim razie ja widzę i w ogóle czuję, i myślę. Czyli zmysły działają, mózg też pracuje, tylko ciało jest sparaliżowane. Nie zmienia to jednak faktu, że jestem trupem!
Jestem TRUPEM!
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt