Napisać coś. Wymyślić. Za wszelką cenę znaleźć ciekawy temat. Byle szybko. A potem pierzyną wartkich zdań zaścielić puste kartki. Linijka po linijce snuć opowieść. Zdaniami niekoniecznie układającymi się w ciąg logiczny. Nie, nie oznacza to automatycznej zgody na chaos. Nie jest zachętą do wrzucenia wszystkiego do jednego kotła i bełtania w nim gramatyką i ortografią, bez ładu i składu, byle pisać. Równoważniki zdań bywają ciekawsze, niż kilkulinijkowe „od kropki do kropki”, a nowela potrafi wciągnąć czytelnika bardziej niż powieść - rzeka.
No tak - tłucze się we mnie - ale strumyczek noweli można też (nie zauważywszy nawet) przeskoczyć suchą nogą. W rzeczułce opowiadania da się co najwyżej dyskretnie umoczyć obcasik.
- Za to w nurcie powieści rzeki - dajmy na to Wołgi - utonąć - złośliwie podpowiada rozwaga.
Spośród tylu potężnych rzek wybrała akurat tę. Dobrze, że nie postraszyła Nilem, czy Amazonką - myślę, lecz wciąż bez cienia wdzięczności. Fakt, niemało zdolnych artystów przegrało właśnie z rozsądkiem. Ta refleksja mocno mnie irytuje.
Na początek więc postanawiam pozbyć się rozwagi. Tylko jak wyrzucić rozterki z serca? Jak pokonać lęk przed szeroką wodą? Jak oprzeć się przypływom zwątpienia? I wreszcie, jak poddać bałwanom wysokości wieżowca i nie osiąść na literackim dnie?
Muszę oswoić się z widokiem wody - postanawiam. Codziennie napełniam nią wannę i godzinami wpatruję się z wysokości krzesełka. Nic - nawet przebłysku natchnienia.
- Bo to woda stojąca! - słyszę złośliwy podszept rozwagi. A wena wymaga ruchu.
Odkręciwszy kurek nad wanną, patrzę na lejącą się wodę. Ruchu w sam raz chyba -cieszę się w duchu. Ale pomysłu - mimo upływu dni - wciąż ni dudu.
- Skończ wreszcie z tym laniem wody -jakby pecha nie dość, dobiega stanowcze żądanie żony. Zgłupiał chłop na starość. Wodomierz aż furczy! - pokrzykuje groźnie.
A gdyby tak karpia do wanny zapuścić? Ruch będzie jak znalazł.
Ledwie to pomyślałem, a już rozsądek kopniakiem częstuje:
- A czegóż się doszukasz w ruchu zniewolonej ryby? Skrzelami powachluje, wąsami pokręci, pyszczkiem o żeliwo trąci i tyle! Jak sama nie zdechnie, to albo ci ją ubić przyjdzie albo do Wisły wypuścić - dodaje.
Na szczęście jest środek lata. Żywego karpia i tak przed Wigilią nie zdobędę. Do niej zaś chyba się worek pomysłów rozwiązać zdąży - zresztą może i św.Mikołaj co podrzuci?
- Na szersze wody wypłynąć musisz -doradza tymczasem rozwaga.
Wannę zamieniam na komputer. Godzinami gapię się w nurt rzek cierpliwie podmywających brzegi. I one przecież, z niemałym mozołem, wyrywają z brzegu grudy ziemi, unoszą kamienie.
O tak, cierpliwość jest tym, czego mi dokuczliwie brakuje. Pokrzepiony obrazem uzmysławiam sobie, że starczy podobną pryzmę pomysłów natrafić, taki kamień milowy natchnienia odkryć i dalej już na pewno pójdzie jak z płatka.
Ledwie uśmiech na usta powrócił a już głos rozsądku słyszę:
- Spójrz uważnie - wszystko porywa i coraz to bardziej się sama zamula. Zauważyłeś podobną do stada hipopotamów wysepkę pośrodku Zambezi? To zwykły nanos. Mielizna. Pamiętaj o tym.
- Jezu! - jęczę jak walnięty obuchem. A co, gdy ze strzępków treści dowolnej twór sztuczny wyłowię i na literackiej płyciźnie osiądę?
Bez chwili wahania przerzucam się na wodospady. Uparcie wpatruję się w miliony ton spadającej wody. Ich żywioł wyspy z nanosu nie ulepi. Wszystkie przeszkody na swej drodze zmiażdży.
Ach, taką by moc twórczą posiąść! Warsztat równie krystalicznie przejrzysty opanować - marzę i na wszelki wypadek po długopis sięgam, oddech natchnienia tuż za plecami czując.
- Huk jak diabli i tyle! - znów ją słyszę. Głośniejszy od ryku krowy! - jakby mnie znanym powszechnie przysłowiem dobić chciała. W dodatku w bezdenną przepaść leci! - dorzuca, niczym Kasandra, klęskę zapewne mi wróżąc.
Wpadam w panikę. Co czynić? Może w powodzi żywiole weny szukać? Rezygnuję jednak zawczasu - ni chybi, znów przed mocą niszczącą ostrzeże, ludzką lichość wobec natury uzmysłowi i tylko od arcydzieł tworzenia oddali.
Wreszcie, po tylu mękach poszukiwań, natrafiam na światełko w tunelu - obraz sztormu na oceanie. Ogromne fale miotają łupiną okrętu. Jakby morska toń chciała się pozbyć intruza. Ileż ten okręt ma punktów stycznych z moją rozwagą. Jak balansuje, by się nie poddać! Ostatecznie jednak, przewrócony potężną siłą, idzie na dno.
- Tam twoje miejsce! - wyrzucam z siebie jak karabin maszynowy, by uprzedzić wewnętrzny głos.
Szczęśliwy, że już na mej drodze do kariery barykady nie wzniesie. Teraz już wszystko pójdzie jak po maśle.
Lada chwila temat się znajdzie.
A brak rozsądku jest przyszłej sławy zwiastunem.
Nie dołączę do tylu zmarnowanych talentów.
Nie polegnę w przedbiegach.
Nie zatrzymam się w blokach startowych - aż ręce zacieram ze szczęścia.
- Nabiłam cię w butelkę. Pustą. Obejrzałeś fragment fabularnego filmu. Uwierzyłeś w fikcję - osadza mnie w miejscu wiadomy szept.
Stoję jak wryty.
Pokonany przez wodę.
Znieruchomiały z przerażenia.
Z wirtualnym korkiem nad głową.
Żeby tak choć butelka po szampanie była.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt