Dzisiaj jest ładny dzień.
Spojrzałam w okno i zapomniałam o moim śnie. Świat na zewnątrz jest zbyt kuszący, zwłaszcza o poranku.
Przed zaśnięciem myślałam o podróży, gdziekolwiek, byleby pojechać i nie martwić się niczym.
W drodze do łazienki moją uwagę przykuwa kilka muszek. Krążą, szperają, latają. Bezczelne stworzenia. Pojawiły się w salonie co wykrzywiło mój uśmiech w dziwny grymas. Nie mam ochoty biegać za nimi, złościć się, kląć, nie teraz. W przedpokoju jest ciemno, od nierówno położonych płytek cięgnie chłód. Moje bose stopy cierpią katusze, przemykam na paluszkach, skradam się we własnym mieszkaniu, na własnej podłodze. Stąpam ostrożnie, czuję piach wbijający się w moje zbyt koślawe nogi.
Towarzyszy mi dziwne uczucie niepokoju, staram się wyobrazić mój sen. Podświadomość odrobinkę mi pomaga, ale niewiele, ukazuje mi się seria tajemniczych ujęć. Męskie dłonie we krwi, buty, brązowe mokasyny, biała, piękna trumna, przytulny kościółek. Zastanawiam się czy aby sobie nie wymyśliłam tego.
Ciepła woda pokrywa moje ciało, jest mi słodko, ale kojący strumień nie zmył mojego narastającego niepokoju. Milion myśli, przyspieszony oddech, kołatające się serduszko, jakby chciało wyskoczyć. Trzeba je złapać, musi zostać, jest moje!
Prawie je słyszę, nie, to nie serduszko, to odgłos z kuchni. Stłumiona rozmowa, brzęczenie much, szum wody, wszystko narasta, jest okropnie głośno, za bardzo.
Wybiegam z łazienki, kulę się jak dziecko w kącie. Łzy płyną, zlepiają mnie całą, twarz rozmywa się, jest pociągła, zmęczona, mokra, łaskocze, jest słona. Moja twarz, cała moja twarz jest słona, płynie i płynie ze łzami. Ciało drży, jest rozgorączkowane, sine. Owadów jest coraz więcej. Robi mi się niedobrze, paznokcie wbijają się i ranią moje udo, tylko jedno, to lewe.
Na czworakach przechodzę w stronę kuchni, słońce mnie razi, mrużę oczy, chmara latających insektów zamiera wraz z moim przybyciem. Jakie to dziwne, jakie to mało prawdopodobne, jakie to nienormalne.
Są takie malutkie, takie brzydkie, beznadziejne, nienawidzę ich.
Na blacie coś jest. Podnoszę, aby się przyjrzeć. Nóż. Mój nóż, oblepiony, obłapiony czerwonością. Odsuwam się i z całym impetem uderzam o lodówkę. Oblepiona, obłapiona dłońmi. Płytki na ziemi, również oblepione, obłapione stopami. Osuwam się powoli, bezradna, bezsilna. Obok jest kilka plamek, bordowe, burdelowe,
a może po prostu karmazynowe. Brodzę w nich palcem wskazującym, nie wiem skąd są, nie wiem czyje
są, nie wiem czemu tu są. Muszki podlatują ochoczo i z góry jakby oceniają moje zachowanie.
Moich uszu dobiega szelest, powolne kroki, oczy same mi się zamykają.
Wyczekuję. Ciało mam rozdrażnione, niepewne.
Podrywam się w nagłym spazmie ku górze, ku wolności.
Biorę głęboki oddech i przygotowuję sobie ostatnią kawę, czarną, w białej filiżance.
Widziałam już tak wiele, zbyt wiele. Tyle cierpienia.
Ostatnia kawa, tak, to dumnie brzmi, jakby patetycznie, wszystko jest teraz ostatnie.
Zniknę, zupełnie jak wszyscy, to stanie się za chwilę. Ostatni toast, ostatnia wizja, ostatnia mara.
Czekałam na tę chwilę, w tej godzinie jeszcze bardziej ucichną milczący.
Mam na imię Życie i jednocześnie jestem całym światem.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt