Każdy ma własne słońce, własną ciemność, własny Koniec Świata - Medley
Kategoria Konkursowa » Konkurs "Armagedon" (proza) » Każdy ma własne słońce, własną ciemność, własny Koniec Świata
A A A
Od autora: Nie będzie wybuchów, nie będzie powodzi, nie będzie wielkiej asteroidy, ale koniec świata nastąpi - dla każdego człowieka, w odpowiednim czasie.
"Każdy ma swoje własne słońce, własną ciemność, własny Koniec Świata"
 
        Od wieków w mojej rodzinie istnieje piękna tradycja. Kultywowana przez prababki i pradziadków aż po dziś. Tradycja zbliżająca do siebie rodzinę, sprawiająca, że każdy nowy dzień zaczynamy z uśmiechami na ustach i z optymizmem ruszamy w życie. 
 
       Tradycja ta polega na porannym śniadaniu z całą rodziną i piciu kawy. Nigdy nie dowiedziałam się, skąd owy kult kawy się wziął – moja matka, tak samo jak jej matka, ze szczególnym patosem czciły swoje ekspresy do kawy. A ja wszystko po nich przejęłam. 
 
       Zakorzeniłam w mojej małej rodzinie tradycję picia kawy przy śniadaniu, podczas wspólnych rozmów. Te rozmowy i śniadanie zawsze nas uspokajało – moją dwójkę dzieci przed kolejnym, nudnym dniem w szkole, a męża przed ciężkim dniem w pracy. Mnie zaś – nastrajało i mobilizowało do pisania. 
 
      Kiedy już cały dom opustoszał, a w kuchni nadal unosił się zapach kawy, ja zasiadałam w swoim biurze do pióra.
 
      Tak, byłam pisarką. Całe swoje życie poświęciłam książkom i choć nigdy do końca nie wierzyłam w spełnienie swoich młodzieńczych marzeń, czyli wydanie jednej publikacji – wszystko zrealizowałam nawet lepiej niż mogłam wymarzyć. Wydałam całą masę książek oraz zbiorów opowiadań. Dziś, będąc już staruszką, patrząc na zdjęcia swojej rodziny i dorosłych dzieci, stojące na szafce nocnej obok mojego łóżka, mogę śmiało powiedzieć, że osiągnęłam swój życiowy cel.
 
      Wszystko, co pisałam, było w jakiś sposób związane z moim życiem, często opierałam się na swoich przeżyciach, opisując różne sytuacje, które mi się przydarzyły. Słowa i papier były moją odpowiedzią na ten świat, komentarzem do istnienia. Każda książka, każde nowe opowiadanie nawiązywało do innego zdarzenia w moim życiu.
Jednak nigdy nie pisałam o kawie. Kawa jest w jakimś sensie początkiem i końcem. Jej zapach kojarzy mi się z małą kuchenką mojej matki, w której jako dziewczynka, a potem nastolatka, patrzyłam, jak matka przyrządza swój ulubiony napój. Ale ten zapach oznacza także całe dalsze życie, wszystkie moje wzloty i upadki. Także ten ostatni, ostateczny upadek, a właściwie koniec. Tylko jak o nim mam napisać? 
     Wybieram najprostszą formę. 
 
     Ten dzień zaczął się jak wszystkie inne. Z pozoru. Śpię długo, tak długo, że słońce już dawno stoi wysoko na niebie, wpadając do mojego pokoju przez zasłonięte okna. Nie mam na tyle dużo siły, aby szybko wstawać i je odsłaniać. Wyciągam więc rękę i poruszam małym dzwoneczkiem na stoliku, który rozlega się w kuchence. Chwilę potem do pokoju wchodzi mój mąż z tacką zastawioną kubkiem gorącej, czarnej kawy i miękkimi tostami z serem. Zapach roztopionego żółtego sera miesza się z aromatem kawy, kręcąc mnie w nosie.
 
– Myślałem, że już nigdy nie wstaniesz - oznajmia mąż, stawiając tackę na moich nogach, ponieważ siadam na łóżku, opierając się o poduszkę. Uśmiecham się, dziękując skinieniem głowy, unoszę kubek kawy, dmucham na nią, a następnie upijam malutki łyczek.
 
        Mąż podchodzi do okna i zaczyna rozsuwać zasłony. Obserwuję go kącikiem oczu. Jest już taki stary, taki zmęczony. Przygarbiony, z kilkoma siwymi włosami na głowie, które próbuje jakoś zaczesać do tyłu. Jego pomarszczone palce ściskają beżowe zasłonki i odsuwają je na bok, aby wpuścić do pomieszczenia trochę słońca.
 
        Za oknem biały puch zalega w całym ogrodzie, a słońce, odbijając się od niego, oślepia nas na moment. Zima to pora nie tylko piękna, ale i smutna. To ostatnia pora roku. Wszystko przykrywa śnieg, usypiając niczym pocałunek śmierci.
 
      Jestem już na tyle stara, że wiem, jaki mamy dzisiaj dzień. Po tylu latach życia na tym świecie, każdy by wiedział, kiedy nadejdzie jego koniec – koniec świata. Ja również. Zdobyłam taką wiedzę, przeżyłam tak wiele, że teraz, tego pięknego, słonecznego, zimowego dnia, zrozumiałam, że właśnie piję ostatnią kawę w swoim życiu.
 
      Gdy tylko mój mąż wychodzi z pokoju, zabieram się do pisania. Pióro drży w mojej pomarszczonej dłoni, literki nie są takie zgrabne i równe, jak kiedyś, ale to nie ma znaczenia. Dziś...
 
     Następuje przerażające drżenie, cały dom zaczyna się ruszać. Ramki ze zdjęciami na stoliku nocnym przewracają się z hukiem, surrealistyczny obraz lasu przekrzywia się na ścianie. Lustro wiszące nad komodą trzęsie się, niczym poruszona tafla wody.
 
      Szybko wstaję i rozglądam na boki. Za oknem zrywa się potężna zamieć, choć jeszcze przed sekundą panował tam kojący spokój. Podchodzę do lustra, które pęka, przecinając moje odbicie na kilka kawałków. 
 
      Moja twarz nie jest pomarszczona, ale gładka i jędrna. Policzki pełne, oczy duże, usta czerwone. Patrzę na swoje dłonie, które już nie są pomarszczone. Skóra lekko różowieje, pęcznieje. Włosy odrastają i nabierają dawnych, jasnych kolorów, aż znów, tak jak kiedyś, mam na głowie burzę blond loków, okalających moją młodą twarz. Piersi powiększają się, biodra nabierają masy, nadając mi kobiecych kształtów. Zupełnie jakbym drugi raz dorastała.
 
       Dom nadal drży. Choć wcześniej ciężko mi się było utrzymać na nogach, teraz idę pewnym krokiem, przytrzymując się lekko ściany. Wychodzę na korytarz. Zielonkawa tapeta na ścianie pęka, tworząc wzdłuż niej długi, niekończący się pas. Z dwóch stron ściany pękają, a dach nad głową unosi się w zwolnionym tempie. Mój dom się rozpada.
Ale nie jestem przerażona, idę dalej, schodami na dół. Stopnie za mną odrywają się i spadają w przepaść, ja jednak dochodzę na ostatni i zeskakuję z niego zwinnie. Widzę swoje odbicie w dużym lustrze na szafie. Jestem jeszcze młodsza niż przed chwilą.
 
         Moje włosy unoszą się same i zaczynają zaplatać się w cienkie, długie warkoczyki. Potem opadają na ramiona. Twarz dziewczynki w lustrze nie ma już pełnych, zmysłowych rysów, a jej figura nie jest tak kobieca. Piersi maleją, nogi chudną. Robię się niższa. Staję się dzieckiem.
 
       Odwracam głowę w stronę kuchenki. Dobiega mnie stamtąd aromat kawy. Z tyłu nie ma już nic – nie ma góry, z której schodziłam. Schody rozpadły się i zniknęły w przepaści, zielone ściany korytarza i dach zabrała zimowa wichura. 
 
      Wchodzę do kuchni. Wszędzie unosi się zapach kawy. Matka siedzi przy stole i ją popija z fantazyjnie ozdobionej, porcelanowej  filiżanki. Spogląda w moją stronę, uśmiecha się. Jest bardzo stara, cała pomarszczona. Swoje siwe, cienkie włosy zebrała w mały koński ogon. Jej filiżanka drży. Wreszcie pęka na drobny mak, ale bez żadnego dźwięku.      Wszystko odbywa się w martwej, przerażającej ciszy. Czuję lęk.
 
      Kawa rozlewa się na blacie stołu i spływa z niego powolnymi kroplami, tworząc czarną kałużę na podłodze. Mama wodzi za nią pustym wzrokiem.
 
       Podchodzę do niej i łapię za rękę. Ona ściska moją malutką rączkę i głaszcze po głowie szorstką dłonią.
 
       Kawa tworzy okrąg wokół mych czerwonych lakierków. Mama pociąga mnie za rączkę. Przygarbiona idzie do drzwi wyjściowych, a ja drepczę za nią, próbując utrzymać równowagę, czując, jak podłoga pode mną się trzęsie. 
 
      Wychodzimy przed dom. Już nie ma zimy, nie ma wichury. Stoję na trawie, a drzewa wokół  są zielone. Stoję obok mojej mamy staruszki, która się wcale nie boi. Każe mi, malutkiej dziewczynce, patrzeć. 
 
      A więc patrzę. Przed domem nie ma domów sąsiadów, mieszkających obok tyle lat. Odwracam się i widzę swój dom rodzinny, ten, w którym dorastałam. A obok niego znajduje się szpital, gdzie przyszłam na świat. Z drugiej strony też nie ma sąsiadów, tylko moja stara szkoła i park, umawiałam się tam na pierwsze randki z późniejszym mężem. 
 
      Na zielonej trawie pojawiają się żółte mlecze, a z drzew spadają owoce. Widzę kino i galerię handlową, kupiłam tam pierwszą książkę fantastyczną. Widzę domy swoich dorosłych dzieci i ich szkoły. W oddali rysuje się linia drzew, lasu; mojego ulubionego miejsca samotnych spacerów. 
 
       Wszystko przede mną, ta mała, cicha rzeczywistość zaczyna się kurczyć, rozpadać. Liście zaczynają żółknąć i opadać z drzew, a trawa staje się sucha. Dachy budynków spadają, a kamienie i deski pękają. Na ulicy tworzy się głęboki dół. Każdy budynek po kolei zmienia się w pył, który opada powoli, przez chwilę wirując w powietrzu wraz z tańczącymi na wietrze jesiennymi liśćmi. 
 
       Ściskam mamę mocniej za rękę, bojąc się tej ciszy. Dlaczego nie słychać zawalania się domów, całej tej strasznej destrukcji, jaka odbywa się na moich oczach? Dlaczego jest tu tak cicho?
 
       Mama uspokaja mnie, musi się schylić, bo jestem coraz niższa, aż w końcu bierze mnie na ręce i przytula do swojej starej, obwisłej piersi. Czuję z jej ubrań zapach porannej kawy. Małymi, różowymi rączkami dotykam pomarszczonej twarzy matki, jakbym dopiero ją zobaczyła.
 
       Wszystkie budynki rozsypują się bez żadnego dźwięku, a na moje gołe, pulchne ciałko, owinięte szalem mamy, spadają wielkie płatki śniegu. Słońce na niebie świeci bardzo jasno, coraz jaśniej, migocze niczym latarnia. Wpatruje w nie wielkimi granatowymi oczami, już się nie bojąc, nie rozumiejąc za wiele, jestem niemowlakiem. Słońce miga kilka sekund, aż w końcu zupełnie gaśnie.
 
        Zapadam w ciemność. 
 
 
 
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Medley · dnia 28.01.2013 21:04 · Czytań: 3698 · Średnia ocena: 4 · Komentarzy: 6
Inne artykuły tego autora:
Komentarze
Elwira dnia 01.03.2013 10:36
czyli wydaniu jednej publikacji – wszystko
– wydanie


Obserwuje go kącikiem oczu.
Obserwuję

I kilka brakujących przecinków.

Muszę przyznać, że końca, jako powrotu do niemowlęctwa się nie spodziewałam. Koniec jako początek. Może właśnie tak jest, że przed śmiercią staje przed oczami całe życie, wracają dobre i złe chwile. Na szczęście Twoja bohaterka miała więcej dobrych. Miła opowiastka. Pozdrawiam.
zajacanka dnia 03.03.2013 12:42 Ocena: Bardzo dobre
Sprawnie napisane opowiadanie. Doskonały pomysł i bardzo dobre wykonanie. Podoba mi się plastyczność tego tekstu, kolorystyka, wszystko tu się zmienia co chwilę jak w kalejdoskopie. To historia z rodzaju tych, które się długo pamięta. Gratuluję.
Wasinka dnia 03.03.2013 14:32
Historia napisana zręcznie, bez wątpienia obrazowo. Pomysł i kompozycja dają efekt.
Do tego - mogę tekst odebrać sobie również jako metaforę.

Maluchy ewentualne:

pradziadków, aż po dzień dzisiejszy - bez przecinka i dzień dzisiejszy jest pleonazmem

nie dowiedziałam się(,) skąd

Wszystko(,) co pisałam(,) było

swoich przeżyciach(,) opisując

z tacką z kubkiem - wpada na siebie ta sama konstrukcja z "z", można pokombinować

nie wstaniesz. - oznajmia mąż(,) stawiając - bez kropki i przecinek

na łóżku(,) opierając

Uśmiecham się(,) dziękując

a słońce(,) odbijając się od niego(,) oślepia

usypiając, niczym pocałunek - bez przecinka

wiem(,) jaki mamy dzisiaj

by wiedział(,) kiedy nadejdzie

z pokoju, ja zabieram się - może bez "ja"?

na ścianie pęka(,) tworząc

Z moich dwóch stron ściany pękają, a dach nad głową unosi się w zwolnionym tempie. Mój dom się rozpada. Ale to mnie nie - moich/Mój/mnie - wpadają na siebie

Schodzę schodami na dół - schodzić na dół to pleonazm

i zaskakuję z niego zwinnie - zeskakuję

a ja drepczę za nią(,) próbując utrzymać równowagę, czując(,) jak

ten(,) w którym dorastałam

cicha rzeczywistość, zaczyna się kurczyć - bez przecinka

migocze, niczym latarnia - przecinek zbędny

Wpatruje się - Wpatruję

Cytat:
domów sąsiadów, obok których mie­szkałam tyle lat. Od­wra­cam się i widzę swój dom ro­dzin­ny, ten w którym do­ra­stałam. A obok niego zna­j­du­je się szpi­tal, w którym przy­szłam na świat. Z dru­gi­ej stro­ny też nie ma sąsiadów, tylko stara szkoła do której cho­dziłam

Nie jestem pewna, czy to celowe konstrukcje bazujące wciąż na "który", ale trochę mnie to zaswędziało

Pozdrawiam niedzielnie.
Medley dnia 04.03.2013 22:54
Dzięki wielkie za poprawki, muszę popracować nad interpunkcją ;) Co do "który" to nie było celowe, postaram się poprawić, bo rzeczywiście trochę przeszkadza. Pozdrawiam.
Pewien O. dnia 19.03.2013 16:42
Cytat:
Ale to je­stem prze­rażona,

Nie jestem pewien ale chyba bez tego 'to'.

Bardzo ciekawe opowiadanie.
Medley dnia 19.03.2013 18:01
Rzeczywiście, wynik niedopatrzenia przy poprawkach ;)
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
valeria
18/04/2024 19:26
Cieszę się, że przypadł do gustu. Bardzo lubię ten wiersz,… »
mike17
18/04/2024 16:50
Masz niesamowitą wyobraźnię, Violu, Twoje teksty łykam jak… »
Kazjuno
18/04/2024 13:09
Ponownie dziękuję za Twoją wizytę. Co do użycia słowa… »
Marian
18/04/2024 08:01
"wymyślimy jakąś prostą fabułę i zaczynamy" - czy… »
Kazjuno
16/04/2024 21:56
Dzięki, Marianie za pojawienie się! No tak, subtelnością… »
Marian
16/04/2024 16:34
Wcale się nie dziwię, że Twoje towarzyszki przy stole były… »
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
Marian
16/04/2024 07:51
Marku, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Kazjuno, także… »
Kazjuno
16/04/2024 06:50
Też podobała mi się twoja opowieść, zresztą nie pierwsza.… »
Kazjuno
16/04/2024 06:11
Ogólnie mówiąc, nie zgadzam się z komentującymi… »
d.urbanska
15/04/2024 19:06
Poruszający tekst, świetnie napisany. Skrzący się perełkami… »
Marek Adam Grabowski
15/04/2024 16:24
Kopiuje mój cytat z opowi: "Pod płaszczykiem… »
Kazjuno
14/04/2024 23:51
Tekst się czyta z zainteresowaniem. Jest mocny i… »
Kazjuno
14/04/2024 14:46
Czuję się, Gabrielu, zaszczycony Twoją wizytą. Poprawiłeś… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty