- Jeremy obudź się - delikatny żeński głos wypełnił przestronną sypialnię - Jeremy?!
- Tak już wstaję kochana, jeszcze chwilkę... - odparł zaspany głos młodego mężczyzny.
- Och Jeremy... - melodyjny śmiech wybudził go całkiem, jednak wciąż nie otwierał oczu. Każdego poranka kochał ją jeszcze mocniej.
- Wstawaj śpioszku - odparła bardziej stanowczo, lecz w jej głosie wciąż czuło się rozbawienie - musimy iść!
Mężczyzna otworzył szeroko oczy, a na jego twarzy pojawił się smutek.
- Nigdzie nie pójdziemy... - odparł z żalem.
- Jeremy! Chodźmy - niemal zaśpiewał głosik.
- Przecież... ty już dawno odeszłaś... - rzekł z wyżutem. Powoli wstał z łóżka. Roztrzęsioną dłonią złapał telefon komórkowy. Ścisnął go mocno aż zbielała ręka.
- Och... Jeremy! - słodki głosik wciąż wydobywał się z niewielkiego głośniczka telefonu.
- Kiedyś mnie to wykończy - wymamrotał i szybkim ruchem wyłączył budzik. Delikatny i troszkę już nadąsany głos dziewczyny rozpłynął się pośród monotonnego dudnienia dochodzącego z ulicy. Jeremy spojrzał na wyświetlacz telefonu
- Masz jedną nową wiadomość, no jasne... - rzekł znudzony i spojrzał na kubek niedopitej kawy stojący na zabytkowym odbiorniku radiowym. Z westchnieniem odłożył telefon na niewielki stolik, na którym leżała wczorajsza prasa i zegarek. Drgnął nagle jak porażony, elektroniczny zegarek wyświetlał 7.33
- Jasna cholera spóżnię się do pracy! - zawołał i pobiegł do łazienki, po drodze zgarniając tyle ubrań ile zdołał.
***
Po kilku sekundach manipulowania kurkami z zadowoleniem stwierdził iż temperatura wody jest idealna. Kabina prysznicowa natychmiast zaparowała, a Jeremy przymrużył oczy czując przenikliwy ból w klatce piersiowej, jakby tysiące drobnych igieł wbiło się w jego płuca. Zachwiał się momentalnie. Otoczenie niebezpiecznie zawirowało mu przed oczami. Pośpiesznie wyszedł z kabiny czując na dodatek rosnący ból mięśni.
- Szlak! - wybełkotał, ledwo oddychając - jeszcze tego mi było trzeba... poprostu świetnie!
Chwiejnym krokiem doszedł do sypialni, gdzie zaczął usilnie rozglądąć się za telefonem.
- Gdzie? Gdzie jest ten... - i nim zdążył przekląć, zauważył niewielki telefon. Serce biło mu mocniej. Od ponad czterech lat był najgorliwszym pracownikiem. Może nawet pracoholikiem, ale teraz czuł się beznadziejnie. Nie było sensu jechać do firmy. Popracuje w domu. Sekundę później na wyświetlaczu telefonu pojawił się numer biura. Łączenie. Chwila ciszy. W słuchawce zabrzmiał żeński głos.
- Cześć May - zagadnął Jeremy siląc się na miły ton - dzisiaj nie...
- Przepraszamy, połączenie nie może zostać zrealizowane.
Jeremy wykrzywił wargi w grymasie niezadowolenia
- Za co ja im płacę? - zamaszystym ruchem odrzucił telefon na łóżko - Trudno... - stwierdził z niesmakiem
- Pierwszy raz nie trafię do pracy, zrozumieją... Oby!
Obrzucił nienawistnym spojrzeniem telefon, leżący na czerwonej pościeli.
- Nigdy nie lubiłaś jak przynosiłem pracę do domu..., ale jakie ma to teraz znaczenie?
***
Pięć minut później czując nieprzyjemny chłód, Jeremy wrzucił na siebie dwa grube swetry i zimową czapkę. Poszedł do kuchni opierając się kilka razy o ścianę.
Gdy po chwili nalał sobie do kubka kawy poczuł się od razu lepiej. Przynajmniej lepiej na duchu.
" tak, to mnie postawi na nogi!" Usiadł na wysokim krześle i otulił kubek zziębniętymi dłońmi. Rozkoszne ciepło rozeszło się po palcach. Upił łyk i od razu odczuł jak wspaniale działa na niego kofeina. Ostatnimi czasy jego jedyna przyjaciółka.
Jeremy rozejrzał się po zagraconej i dalekiej od czystości kuchni. Nie miał czasu sprzątać. Był zbyt pochłonięty sprawami firmy. Zresztą wolał tam przebywać. Na szczęście nie było czuć tu żadnego smrodu, a aromatyczne przyprawy, które od zawsze uwiebiał i świeżo starte skórki od pomarańczy leżące na talerzyku, pomysł Jill... Jeremy poczuł nagle nudności.
- Zero żarcia... kumam! - stwierdził zażenowany, czując coraz większe zniechęcenie i osłabienie. Ponownie sięgnął po kubek kawy, jak tonący ostatniej deski ratunku. Upił duży łyk i wypuścił kubek, który rozbił się z brzękiem na granitowym blacie. Jeremy zgiął się raptownie, ściskając rece na piersi. Ból był niespodziewany i ogromny. Jeremy wyobraził sobie i to bez najmniejszych problemów lodowatą dłoń ściskającą płuca. Atak minął, zanim zdążył otrzeć łzy, zaczął spazmatycznie kasłać. Mężczyzna cofnął się kilka kroków dotykając ściany. Kaszel jak i ból powoli ustąpiły, zostawiając go jeszcze bardziej osłabionym. Odwrócił wzrok w stronę mieszkania. Nie było mowy o wyjściu, jednak musiał coś ze sobą zrobić. Nie miał najmniejszej ochoty leżeć... i myśleć o tej piekielnej chorobie. Praca... tak zawsze spełniała swoją rolę. Nie potrafił innaczej.
- No to czas zarobić trochę dolców! - Jeremy zatarł lodowate dłonie i ruszył ku niewielkiemu pokoikowi w którym ledwo mieściło się metalowe biurko i fotel z potarganą tapicerką. Usiadł wygodnie i włączył komputer. Wpatrywał się, jak te wszystkie malutkie kwadraciki zmieniają kolory, a kiedy pozostała tylko gama szarości oczom Jeremego ukazało się zdjęcie. Był na nim on sam... młodszy o cztery lata, z bujną grzywą włosów i ona.. lśniące oczy, smukła twarz, krotkie czarne włosy.
- Och... - westchnął i poczuł jak ciąży mu głowa, a obraz zaczął falować.
- No tak, zero żarcia... zero pracy... - Jeremy odchylił się zirytowany masując skronie.
- Wracam do łóżka! - zawyrokował - Tak! To jest myśl. - przyznał z zadowoleniem.
***
W sypialni było strasznie duszno. Jeremy uchylił plastikowe okno i pokój wypełnił zgiełk miasta. Czuł niechęć, a może nawet odrazę, jednak sam nie bardzo wiedział do kogo. Kolejnych zapatrzonych w siebie pracoholików pędzących swoimi wspaniałymi samochodami? Może bojących się wszystkiego niewolników despotycznych pracodawców w swoich dwudziestoletnich wrakach? Na pewno nie pomagała mu w decyzji ogłuszająca muzyka. O ile można to było nazwać muzyką.
Jeremy zaklął pod nosem i gwałtownie zamknął okno, które niemal się roztrzaskało. Mężczyzna odwrócił się i z lubością spojrzał na łóżko. Kiedy się w nim znalazł okrył się szczelnie kocem i włączył telewizor, który stał na wprost łóżka.
Ekran wypełnił szum, na nastepnych kanałach było to samo. W końcu ekran rozświetliło zdjęcie stanowego lotniska. Speaker o dość wątłej budowie nie krył ekscytacji opowiadając o zamkniętych lotniskach i stacjach.
- Nudy! - przerwał mu Jeremy i przełączył na kolejny program.
- Szum , szum... - i nagle pojawiło się eksluzywne studio, w którym dominowała czerwień. Prezenter, który wyglądał jakby sam dopiero co wstał, jąkał się i wręcz paplał coś niezrozumiałego:
- ... to nasza ostatnia emisja, dziękujemy...
Jeremy natychmiast wyłączył telewizor. " Nie dziwię się czemu kończą pracę... z taką załogą, kto by ich oglądał?! " Drwiący uśmieszek zawitał na jego twarzy, a ten niemal natychmiast ustąpił wyrazowi bólu.
***
- Co by tu zrobić? - Jeremy wciąż zastanawiał się na czym się skupić. Praca. Telwizja. Czytanie, nie miały sensu. Nie potrafił też zasnąć, czując wzmagający się ból mięśni i dreszcze. Nie wspominając o powietrzu, które zrobiło się stanowczo za gęste.
- Muszę jakoś przetrwać ten harmider, bo się uduszę... - stwierdził zrezygnowany - chyba, że... sam ich zagłuszę! - dodał z entuzjazmem wpatrując się w zabytkowe radio.
Wstał postękując z bólu. Gdy otworzył okno prawie zaniemówił.
- Cisza?! - Jeremy spojrzał na panoramę bujnego miasta, niknącego w promieniach złocistego słońca. Było piękne. Jeremy poczuł się dziwnie zakłopotany. Wydał tyle pieniędzy na ten apartament, a tak naprawdę nigdy nie miał czasu spojrzeć na te wspaniałe widoki rozpościerające się tuż za oknem. Było jednak warto. Przynajmniej dla tej chwili. W milczeniu i z zadumą na twarzy spoglądał w dal. Po chwili odetchnął głęboko.
- Świeże powietrze, tego mi było trzeba!
Odrobinę orzeźwiony wrócił chwiejnym krokiem do łóżka. Nim się położył włączył radio. Pokój wypełnił jego ulubiony utwór. Uśmiechnął się blado i przypomniał sobie o nowej wiadomości.
- Ciekawe od kogo - stwierdzil z niekrytym znudzeniem. W głowie widział już kolejne promocje i niezadowolonych klientów. Podniósł telefon, nucąc pod nosem: " ...always look on the bright side of... "
- Jasna cholera - wykrzyknął. - Jill?!
Jeremy od razu przypomniał sobie swoją narzeczoną. Jej wspaniałe oczy, słodki głos i ostatnie słowo " żegnaj ". Później wyszła wtulona w tego palanta, który i tak od zawsze miał ją gdzieś.
Jeremy otrząsł się ze wspomnień, bijąc się w duchu... to przeszłość! Spojrzał na wiadomość, która go wręcz zdumiała.
" Tak bardzo chciałabym cofnąc czas i być teraz z Tobą. Tak bardzo żałuję. Och Jeremy... tak bardzo Cię przepraszam. "
Jeremy odczytał wiadomość kilka razy, a za każdym razem wzbierała w nim nienawiść.
- Jeżeli ją skrzywdził... zabiję go! - warknął, i zerwał się na równe nogi chcąc biec ku Jill. Jednak paskudny ból w płucach wzmógł się. Opadł bezwładnie na łóżko i zwinął się w kłębek walcząc z potęgującym się bólem. Łzy pociekły po jego niemal siwych policzkach
- Nie dam rady wyjść... - zawył wściekły i bezradny. Podniósł telefon. Wybrał numer do Jill.
- Przepraszamy, ale połączenie...
- Kurwa! Jill wytrzymaj! Zaczekaj na mnie...
Jeremy z trudem oparł się na boku. Roztrzęsioną dłonią masował sobie pierś. Przelotnie rozejrzał się po pokoju, do którego wkradły się nikłe promyki czerwieni zachodzącego już słońca. Jego wzrok spoczął na dłuższą chwilę na kubku niedopitej kawy. Niedokończonej jak jego życie. Lecz została mu jeszcze druga połowa. Nie może jej zmarnować. Musi odnaleźć Jill. Jeremy poczuł przemożną chęć aby zasnąć. Poczuł przyjemną senność. Pragnął choć na chwilę zapomnieć o problemach, o całym świecie. Przymknął obolałe powieki. Jego oddech powoli uspokoił się. Wtedy Jeremy usłyszał głos swej ukochanej dochodzący gdzieś z głębi mieszkania, lub jasnych ulic, a może tylko z zakamarków jego własnego serca... Oddech był coraz bardziej miarowy, powolniejszy, cichszy, aż pokój wypełniła tylko cisza.
Jeremy zastygł z twarzą skierowaną ku pięknemu zachodowi. Nagle tę ciszę rozproszył szum w radiu, a po chwili sypialnię wypełnił szorstki głos speakera radiowego, przerywany stłumionym kaszlem.
- Dopiero teraz zdołałem.. Powtarzam! Nasz kraj padł ofiarą... najokrutnejszego ataku bioterrorystycznego... nieznana dotąd liczba źródeł wody bieżącej została zatruta ogromnym stężeniem Rycyny. Pod żadnym pozorem nie można używać wody nie pochodzącej z zakorkowanych butelek. Wszyscy którzy mieli styczność z wodą lub ci z objawami zbliżonymi do grypy, dusznościami, osłabieniem muszą niezwłocznie stawić się w szpitalu. Powtarzamy...
Gdyby nie myśl, że umieramy czy ktokolwiek z nas obawiałby się śmierci?
Ten tekst nie został jeszcze skomentowany. Jeśli chcesz dodać komentarz, musisz być zalogowany.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt