Ostatnia kawa. Koniec świata u progu. - gabazaba13
Kategoria Konkursowa » Konkurs "Armagedon" (proza) » Ostatnia kawa. Koniec świata u progu.
A A A

                Deszcz bębnił o szyby. Niebo zakryły ciemne chmury, a słońca nie widać było od kilku dni. Istna psia pogoda.

- Zbliża się koniec świata – mówili między sobą ludzie.

                W małej miejscowości w okolicach Warszawy po parku spacerowała starsza kobieta. Ubrana była w ciepły wełniany płaszcz. W jednej ręce trzymała kremową parasolkę, a w drugiej smycz, na której prowadziła małego, grubiutkiego jamniczka.

- Punia! Punia! – wołała do psa, który ciągnął ją w kałużę. Z trudem powstrzymała czworonoga i oparła się o stojącą obok ławkę.

                Była już bardzo stara. Nie miała sił na szarpanie się z psem. Na szczęście, jej Punia miała również swoje lata i rzadko się wyrywała. Przyzwyczaiła się do wolnego tempa swojej pani i częstych postojów. Grzecznie stała u stóp kobiety i czekała, aż tamta odpocznie.

                Po chwili szły dalej i znów zatrzymywały się po kilku minutach spaceru. Kobieta mieszkała sama z psem w małym mieszkaniu w bloku znajdującym się bardzo blisko parku. Nie miała rodziny, więc całymi dniami robiła na szydełku lub spacerowała alejkami z jamnikiem u boku. Był jej najbliższym przyjacielem i jedynym towarzyszem. Sprawiał, że  nie czuła się aż tak samotnie.

                Po drugiej stronie parku o tej samej porze spacerował uroczy starszy pan. Ubrany był w starą granatową pelerynę, ciepłe, lecz eleganckie spodnie i mały berecik. Nie pochodził stąd. Jego wnuki zafundowały mu miesięczny pobyt w sanatorium, które mieściło się na terenie parku zdrojowego. Klimat był tu wspaniały i pacjenci wychodzili na długie spacery między drzewami i krzewami – to była jedna z atrakcji. Codzienny marsz alejkami był bardzo przyjemny przy dopisującej pogodzie, ale w taką ulewę ten mężczyzna był jednym z nielicznych, którzy wyszli na zewnątrz.

                Staruszek wolno stąpał po mokrym bruku. Pod pachą niósł gazetę, ale nie miał zamiaru ją czytać. Przynajmniej nie teraz, kiedy przyroda miała tak wiele do pokazania.

                W pewnej chwili jego oczom ukazał się dziwny widok. Jakiś mały jamnik wyrwał się ze smyczy i pognał za wiewiórką, która szybko wspięła się na dąb. Piesek chwilę stał pod drzewem, ale w końcu znudziło mu się czekanie i zaczął rozglądać się wkoło. Nie zauważył nikogo prócz owego staruszka z sanatorium, więc potruchtał w jego stronę.

                Mężczyzna przestraszył się z początku, ale szybko spostrzegł, że pies jest bardzo przyjazny i niegroźny. Zaczął go głaskać i poklepywać, a zwierzę łasiło się do niego i ocierało o jego nogi.

                Nagle za rogiem ukazała się postać staruszki. Niosła ona smycz i wołała głośno jakieś imię. Gdy zauważyła mężczyznę i jamnika, ucieszyła się i podeszła do nich.

- Punia! Niegrzeczny piesek! – rzekła i zapięła psa. – Bardzo pana przepraszam. Ona nigdy się tak nie zachowywała. Pierwszy raz mi się zerwała!

                Staruszek uśmiechnął się.

- Ależ nic się nie stało! Było mi bardzo miło pobawić się chwilę z pani pieskiem.

- Na pewno wszystko w porządku? – spytała i zauważyła na jego spodniach odbicie zabłoconych łapek. – Ojej! Bardzo mi przykro, że Punia wybrudziła pani spodnie. Czy mogę coś dla pana zrobić?

                Mężczyzna pokręcił głową, ale po chwili odezwał się w te słowa:

- Właściwie to tak. Chciałbym panią zaprosić na kawę. Taka pogoda… Aż przyjemnie będzie usiąść na chwilę w suchym miejscu.

                Kobieta zgodziła się i razem z Punią ruszyli w stronę kawiarni. Wybrali miejsce pod dachem, ale na zewnątrz ze względu na psa. Zamówili po filiżance aromatycznego napoju i zaczęli rozmawiać.

- Nazywam się Stanisław Kowalski. Pochodzę z małej wsi na śląsku, ale wychowałem się i całe życie spędziłem we Wrocławiu.

- Ach, doprawdy? – zdziwiła się staruszka. – Więc co pana tu sprowadza?

                Mężczyzna opowiedział o swoich wnukach i ich podarunku. Przy okazji dodał kilka słów o swym rodzinnym domu. Jego życie wydawało się proste. Miał dzieci, ale mieszkał samotnie. W młodości wiele podróżował i pisał książki. Prowadził barwne życie, niczego mu nie było brak.

- Ma pan pewnie wspaniałą żonę – rzekła kobieta.

                Stanisław smutno zaprzeczył.

- Umarła 12 lat temu. Tak bardzo mi jej brak…

- Przykro mi, nie powinnam była o tym wspominać. Przepraszam za wścibskość.

- Nic się nie stało – powiedział staruszek i zaczął kolejną opowieść, tym razem o ukochanej. Poznał ją we Francji i od razu się w niej zakochał. Ale ona go nie chciała. Miała dobrze ustawione życie, bogatego narzeczonego.

- Nie poddałem się. Pisałem dla niej wiersze i romantyczne opowiadania. Mówiła, że to brednie i że miłość nie istnieje. Wiedziałem jednak, że lubi mnie słuchać. Spędzaliśmy ze sobą coraz więcej czasu, ale w końcu przyłapał nas jej narzeczony i zabronił się nam spotykać. To trwało miesiąc. W ogóle jej nie widziałem, mogłem o niej tylko marzyć. Wróciłem do Polski. Pisałem nadal, ale życie straciło dla mnie sens. W końcu spotkałem ją znowu – po dziewięciu latach. Nie zmieniła się wcale. Powiedziała, że musiała dojrzeć do prawdziwej miłości. Wzięliśmy ślub i zamieszkaliśmy w uroczym domku. Mieliśmy dzieci, żyło się nam tak wspaniale. Ale los nigdy nie jest nazbyt łaskawy. Zabrał mi ją w dniu jej siedemdziesiątych urodzin…

                Staruszka otarła ukradkiem łzy.

- Ale ja wciąż nic nie wiem o pani.

                Kobieta upiła łyk kawy i pogłaskała Punię.

- Mam na imię Elżbieta. Elżbieta Burska. Niestety, nie mam co panu opowiedzieć. Moje życie nie było ani miłe ani szczęśliwe. Jedyne przyjemne wspomnienie mam z naprawdę wczesnego dzieciństwa – zamilkła na chwilę i po chwili podjęła swą opowieść znowu.

- Moja mama była Żydówką. Gdy miałam sześć lat, wybuchła II wojna światowa. Musieliśmy uciekać z Warszawy, tam było najniebezpieczniej. Mieliśmy zamieszkać na wsi u rodziny taty, ale złapali nas. To było w nocy. Obudziła mnie mama. Kazała mi być cicho i zbudzić rodzeństwo – dwie młodsze siostry. Nie wiedziałam, co się dzieje, ale zrobiłam, jak kazała. Tata powiedział nam, że musimy jechać do jego siostry na wieś. Nagle do drzwi ktoś zapukał. To byli niemieccy żołnierze. Mama wyskoczyła przez okno i kazała zrobić nam to samo. Tata miał uciec jako ostatni. Moja najmłodsza siostra zaczęła strasznie płakać, ale na nic nie było czasu. Wyskoczyłam wraz z nią, a zaraz za mną miała skoczyć druga siostra. Wtedy weszli żołnierze. Zastrzelili tatę i zauważyli moją siostrę. Nie zdążyła wyskoczyć…

                Przez chwilę nic nie mówiła. Zacisnęła mocno wargi wpatrując się w filiżankę.

- Mama kazała mi uciekać. Nie potrafiłam. Moja siostra tam była, nie mogłam jej zostawić. Krzyczałam, żeby skoczyła, ale nie zrobiła tego. Zaczęłam biec, gdy ujrzałam przy oknie żołnierzy. Razem z mamą i malutkim dzieckiem uciekłyśmy na wieś. Żyłyśmy codziennie w strachu, to było niewyobrażalne przeżycie. W końcu i tam nas dopadli. Trafiłyśmy do obozu koncentracyjnego. Nie umiem opisać bólu i dramatu, jaki tam wszyscy przeżywaliśmy. Gehenna to przy tym słabe słowo, a męki Tantala w najmniejszym stopniu nie równają się z tragedią, jaka nas spotykała. Nie byliśmy ludźmi – to mówiąc podwinęła rękaw płaszcza, ukazując wytatuowany numer 82447. – Tym byłam przez lata. Numerem! Mama zmarła już po kilku miesiącach. To było dla niej zbyt trudne. Ja też chciałam umrzeć. Marzyłam o tym, by dać kresu temu upokorzeniu, strachu i cierpieniom. Ale nie byłam sama. Musiałam żyć dla Tereski – mojej małej siostry. Jakoś dawałyśmy radę. Choć było tak ciężko. Codziennie rano widziałyśmy jak na miejsca ludzi, z którymi jeszcze wczoraj rozmawiałam, przybywali inni. Tamci zostali spaleni lub zagazowani… Bili nas i katowali. Niektóre szramy mam do dziś…

- Co z Tereską? – spytał Stanisław.

- Zamordowali ą. Rozumie to pan? Zakatowali ją na moich oczach. Widziałam jak cierpiała. Słyszałam jej krzyk, jej jęki. Do dziś mam przed oczami jej zmasakrowane ciało. A ten żołnierz… on… splunął na nią, roześmiał się i zaczął rozmawiać z kolegą. Nie panowałam nad sobą. Byłam tak rozwścieczona, że rzuciłam się na niego. Oczywiście, zostałam za to słono ukarana… Wtedy… w tamtej chwili nastąpił dla mnie koniec świata.

                Staruszek wyciągnął chusteczkę i przetarł zapłakane oczy.

- Jak uciekłaś? – zapytał.

- Miałam zostać przeniesiona do innego obozu. Jechaliśmy pociągiem. Jacyś żołnierze przejęli nasz wagon. Nie wiedziałam, co się dzieje, jak wtedy w nocy… Ktoś krzyczał „uciekajcie!”, więc zaczęłam biec. Nie miałam sił w nogach, ale pojawiła się we mnie ogromna wola życia. Wiedziałam, że to jedyna moja szansa na przeżycie, więc biegłam. Dotarłam do jakiegoś domu. Byłam jeszcze dziewczynką, zaopiekowali się mną. Potem wojna się skończyła. Miałam ogromne szczęście.

                Stanisław patrzył na kobietę szeroko otwartymi oczami.

- Tyle pani przeżyła…

                Elżbieta przetarła zapłakane oczy i wolno sączyła kawę.

- Świat jest straszny – rzekł Stanisław.

- Nie, to ludzie są potworami. Aż mi wstyd, że należę do tej rasy.

                W tym momencie obok nich przeszło kilka młodych ludzi, którzy głośno rozmawiali.

- Będzie koniec świata jak nic – rzekła jedna osoba, na co reszta grupki wybuchła śmiechem.

- Tak, on ma rację – odezwała się Elżbieta.

- Wierzy, pani, w te brednie? – zdziwił się staruszek.

- Koniec świata nie musi wiązać się z gwałtownymi ulewami, trzęsieniem ziemi, wybuchami gazów i ogniem. Jak dla mnie, świat już zmierza ku zagładzie, ale to nie natura go zabija. Winni jesteśmy sobie sami. Jeśli ludzie nadal będą tak nieczuli na ból i tragedię innych, to sami doprowadzimy do jego kresu. Tak… To straszne, ale prawdziwe.

- A więc stoimy u progu końca świata? – zapytał poważnie Stanisław, a Elżbieta odrzekła cicho:

- Tak. Chyba tak.

                Oboje zamilkli. A w powietrzu długo jeszcze unosił się aromat parzonej kawy…

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
gabazaba13 · dnia 30.01.2013 20:55 · Czytań: 441 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 1
Inne artykuły tego autora:
  • Brak
Komentarze
Elwira dnia 01.03.2013 10:49
ale nie miał zamiaru ją czytać.
Jej czytać

z małej wsi na śląsku, ale wychowałem się
Śląsku


- Zamordowali ą.
– ją


Liczne powtórki się i braki w przecinkach. Popraw pod tym kątem.

Poruszające i naprawdę wzruszające opowiadanie. Może tragedia nienowa, ale bardziej mnie dotknęła niż wszelkie zagłady i trzęsienia ziemi.
Pozdrawiam.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
27/03/2024 22:12
Serdeczne dzięki, Pliszko! Czasem pisząc, nie musiałem… »
pliszka
27/03/2024 20:55
Kaz, w niektórych Twoich tekstach widziałam więcej turpizmu… »
Noescritura
25/03/2024 21:21
@valeria, dziękuję, miły komentarz :) »
Zdzislaw
24/03/2024 21:51
Drystian Szpil - to i mnie fajnie... ups! (zbyt… »
Drystian Szpil
24/03/2024 21:40
Cudny kawałek poezji, ciekawie mieszasz elokwentną formę… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:18
@Optymilian - tak. »
Optymilian
24/03/2024 21:15
@Zdzisławie, dopytam dla pewności, czy ten fragment jest… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:00
Optymilian - nie musisz wierzyć, ale to są moje wspomnienia… »
Optymilian
24/03/2024 13:46
Wiem, że nie powinienem się odnosić do komentarzy, tylko do… »
Kazjuno
24/03/2024 12:38
Tu masz Zdzisław świętą rację. Szczególnie zgadzam się z… »
Zdzislaw
24/03/2024 11:03
Kazjuno, Darcon - jak widać, każdy z nas ma swoje… »
Kazjuno
24/03/2024 08:46
Tylko raz miałem do czynienia z duchem. Opisałem tę przygodę… »
Zbigniew Szczypek
23/03/2024 20:57
Roninie Świetne opowiadanie, chociaż nie od początku. Bo… »
Marek Adam Grabowski
23/03/2024 17:48
Opowiadanie bardzo ciekawe i dobrze napisane.… »
Darcon
23/03/2024 17:10
To dobry wynik, Zdzisławie, gratuluję. :) Wiele… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
  • Slavek
  • 22/03/2024 19:46
  • Cześć. Chciałbym dodać zdjęcie tylko nie wiem co wpisać w "Nazwa"(nick czy nazwę fotografii?) i "Album" tu mam wątpliwości bo wyskakują mi nazwy albumów, które mam wrażenie, że mają swoich właścicieli
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty