Różowe światło, odbijające się od pobliskiej szyby oślepiło go kiedy otworzył oczy. Niemal natychmiast zmrużył je z mocnym postanowieniem, by spać dalej. Przejeżdżająca obok śmieciarka narobiła jednak tyle hałasu, iż musiał odłożyć swoje plany na później. Niechętnie wygrzebał się spod koców, zastanawiając - która to mogła być godzina? Rześki powiew poranka ostatecznie pogrzebał senność. Wstawał nowy dzień. Spodziewał się znaleźć resztki kolacji pod płaszczem, ale rozgniótł kanapkę kiedy spał. Przeklinając pod nosem ruszył wzdłuż ulicy. Porozwalane butelki straszyły pustymi denkami, a stare gazety fruwały napędzane lekkimi podmuchami wiatru. Mimo wczesnej pory słońce mocno świeciło, wieszcząc kolejny upalny dzień. Jeszcze parę godzin i zrobi się naprawdę gorąco - pomyślał. Zatrzymał się przy fontannie wypatrując pod taflą wody kilku drobnych. Niestety, nie dziś. Ulice powoli zapełniały się samochodami i ludźmi śpieszącymi do pracy. Dla niego był to tylko kolejny dzień. Taki sam jak poprzedni i zapewne taki sam jak następne. Wyciągnął ze śmietnika kubek, otrząsnął go z resztek kawy i zabrał ze sobą. Będzie miał na drobne.
Na moście odnalazł wczorajsze kartony, usadowił się na nich, a kubek ustawił przed sobą. Miał nadzieję na dobry utarg. Pierwszych kilka osób przeszło obok, zupełnie nie zwracając na niego uwagi. Ale za to kilka następnych wrzuciło do kubka parę monet. Cmoknął z zadowoleniem. Nie minął jeszcze kwadrans, a on zarobił już Euro czterdzieści. Za parę godzin otworzą przytułek, to wybierze się tam na śniadanie. Może nawet dostanie obiecane buty? Dzisiaj środa, a to oznaczało, że w przytułku pracować będzie Mila. Słodka dziewczyna, może tak jak ostatnio da się mu uszczypnąć w tyłek?
Jego marzenia przerwał męski głos.
- Dzień dobry panu. - Żebrak podniósł wzrok i ogarnęło go zadziwienie. Oto stał przed nim elegant w wytrawnym smokingu. Pykając fajeczkę zdjął z głowy cylinder i ukłonił się mu w pas. Zza włosów przyczesanych do tyłu i poprawionych brylantyną, wystawały dwa czerwone rogi. Z tyłu spodni, aż do ziemi sięgał czarny, owłosiony ogon z ciemną kitą, a w miejscu gdzie powinny znajdować się buty, lśniły w słońcu wypolerowane kopyta. Żebrak siedząc patrzył na jegomościa i zastanawiał się, czy to nie jest aby jakiś wariat, który uciekł z pobliskiego ośrodka.
- Dzień dobry panu. - Elegant pokłonił się ponownie, łypiąc oczkami na siedzącego na kartonach mężczyznę i skręcając palcami kozią bródkę.
- Coś ty za jeden? - zapytał żebrak.
- Moje imię Alfons. I jestem Duchem Czasów. Przybyłem spełnić wszystkie pana życzenia.
- Tak. Jasne. Posuń się pan. Ludzi pan straszysz, a ja na flaszkę do wieczora chcę sobie uzbierać.
- Jak pan widzi, nikogo tu oprócz nas nie ma. - Żebrak rozejrzał się i rzeczywiście most był pusty. Poza nim i owym jegomościem nie było nikogo. Dziwak zastukał kopytkami o chodnik potańcując w miejscu.
- Zapali pan? - Jegomość wyciągnął z kieszeni paczkę cygaretów i przysunął w jego kierunku. Żebrak wyciągnął jednego, jednocześnie tamten podsunął mu ogień.
- Mogę sprawić, aby nigdy panu cygaretów nie zabrakło. Chciałby pan? - Żebrak spojrzał na dziwaka i kiwnął głową. - Czemu nie? - Że też przytrafił mu się wariat z samego rana... - pomyślał.
- Mam panu wiele do zaoferowania – kontynuował Duch Czasów. Przejedziemy się? - Jegomość wskazał palcem na stojącą obok ciemną limuzynę. Żebrak nie zauważył jej wcześniej, a teraz limuzyna bezczelnie stała obok. Uchylone drzwi kusiły by sprawdzić co skrywało się w jej wnętrzu.
- Nie. Dziękuję. Zostanę tutaj - odparł nieufnie. - Co to za cyrk? I sztuczki? - pomyślał.
- Rozumiem – odparł elegant. - To może przejdziemy się kawałek, a ja spróbuję pana przekonać? - Mężczyzna rozejrzał się. Wokół nie było nikogo poza nim i jegomościem. - A co mi tam? - pomyślał. - Może jak się z nim przejdę, to się dziwak w końcu odczepi? Albo upatrzy sobie inną osobę?
- Doskonale! - krzyknął jegomość.
Ruszyli mostem w kierunku centrum miasta.
Ulice były puste. Ani jednej żywej duszy. - Gdzie wszystkich wywiało? – zastanawiał się żebrak. - A może to kolejna ze sztuczek? Witryny sklepów zapełnione po brzegi, neony reklamujące nowe produkty, banki oferujące kredyty. Minęli sklep z damską bielizną, gdzie bezduszne manekiny chełpiły się swoimi wdziękami.
- Próżność - odparł Duch Czasów, śmiejąc się chrypliwie. - To wszystko może być twoje. Chciałbyś?
- A na co mi to? - odparł żebrak.
- Tylko pomyśl! Możesz kupić co tylko ci się spodoba! Nowy telefon? Złoty zegarek. Samochody! Dziewczynki! Wszystko o czym zamarzysz! Czy jest coś czego byś potrzebował?
- Teraz? - zapytał spoglądając na wariata i przydeptując dopalonego papierosa.
- Tak. Teraz. - Jegomość wwiercał wzrok w mężczyznę oczekując na jego prośby.
- Cóż, – odparł żebrak – przydałyby się nowe buty.
- Buty?!
- Tak. Buty. - odparł rozdrażniony.
- No dobrze. Buty! - I jegomość wyciągnął zza siebie parę drogo wyglądających lakierków. - Pan każe, sługa musi! - odparł i podał nowe buty żebrakowi. Ten spojrzał na dziwaka, spojrzał na lakierki i milczał.
- Nie podobają ci się? - zapytał jegomość.
- Myślałem raczej o jakichś wygodniejszych. Jakichś sportowych, może...
- Dobrze! Niech będą sportowe! - Duch wyciągnął zza siebie parę białych, sportowych adidasów. - Może przymierzysz? - Mężczyzna ściągnął jednego buta i wsunął niechętnie stopę w nowe adidasy. Pasowały.
- Śmiało! - odparł nieznajomy. - Jeszcze jeden! - Żebrak założył oba buty. Były wygodne, dopasowane. Ale zbyt bardzo kontrastowały z resztą jego garderoby. I czuł się nie komfortowo.
- Buty wyglądają fantastycznie! - rzekł wariat. - Mogą być twoje!
- A to jeszcze nie są? - zdziwił się żebrak.
- Są! Będą twoje! Dwa buty za jedyne dwa dni twojego życia!
- Co takiego? - odparł mężczyzna.
- To proste – ty zatrzymasz buty, a ja wezmę w zamian jedyne dwa dni twojego życia. Tylko pomyśl! Cóż to za życie na moście... Dwa dni nie zrobią różnicy, a w zamian będziesz miał buty, o których marzyłeś!
- No nie wiem. - odpowiedział żebrak. - To chyba nie będzie zbyt dobry interes. - Zaczął szukać wzrokiem starego i schodzonego obuwia. Jego buty leżały obok kosza na śmieci. Wyglądały strasznie. Brudne i dziurawe. Sznurowadła, które zawiązywał na supeł za każdym razem kiedy się porwały były jak wspomnienia, o których pragnąłby zapomnieć. Wizja ponownego założenia ich na stopy była dalece odpychająca.
- Nie spiesz się! - odrzekł jegomość. - Zastanów, wypróbuj nowe buty, a jak ci nie spasują, to zawsze możesz założyć te ohydne i stare. Co ty na to? Może chodźmy dalej! Zostawmy je tu, gdzie leżą. Przecież zawsze możemy po nie wrócić! - Żebrak przystał na propozycję, choć niechętnie. Był ciekaw co jeszcze dziwak ma do zaoferowania. Zapamiętał dokładnie miejsce gdzie zostawił swoje obuwie ruszył za jegomościem.
- Zapalisz? - zapytał elegant, podsuwając żebrakowi paczkę cygaretów. Ten przyjął poczęstunek. Nieznajomy, jak uprzednio, grzecznie podał mu ogień i ruszyli dalej. Minęli kilka budynków. W miejscu gdzie do tej pory znajdował się kościół wyrósł supermarket. Reklamy obwieszczały „sprzedajemy towar Najwyższej jakości”. Żebrak zdziwił się, bowiem pierwszy raz widział to w taki sposób. W chwilę później minęli budynek Clubu. Ale i on wyglądał jakoś inaczej, niż do tej pory. Jaskrawe neony przedstawiały powyginane ciała kobiet w odważnych pozach.
- Kiedyś była tam dyskoteka. Chodziłem tam tańczyć - zauważył żebrak.
- A teraz jest tam burdel - odpowiedział jegomość.
Na rogu ulicy przystanęli. Pomimo iż nie było widać żadnych samochodów, przeszli przez ulicę dopiero, kiedy zapłonęło zielone światło.
- Zasady! Zasady muszą być! Dzięki nim nie żyjemy w dżungli! - piał z zachwytu Duch Czasów. Zatrzymali się obok jednej z prawniczych kancelarii. - Prawnicy! Uwielbiam ich. To posłańcy nowoczesności i ładu. - Mężczyzna miał na ten temat nieco inne zdanie, lecz postanowił na razie zachować je dla siebie.
- Zjemy coś? - zaproponował nieznajomy. - Ja stawiam!
- No jak ty stawiasz... To chętnie. - Żebrak trzymał kieszeni swoje Euro czterdzieści. Nie dostałby za to wiele. A zrobił się naprawdę głodny. Weszli do kawiarni. Przywitała ich zaspana kelnerka. Zajęli stolik przy oknie. Nieznajomy zamówił dwa śniadania. I już po chwili żebrak zaciskał zęby na soczystej kiełbasce, przegryzając posmarowanym masełkiem tostem. W powietrzu unosił się delikatny zapach świeżo parzonej kawy, kiedy nieznajomy powrócił do rozmowy.
- Zdaje się, że masz jakieś niezałatwione sprawy?
- Słucham? - odparł żebrak, mając usta pełne strawy. Przełknął. - Jakie sprawy? - Nieznajomy mierzył go wzrokiem, dłubiąc sztućcem w swoim śniadaniu.
- Prawnicze sprawy - dodał nieznajomy. - Rzeczywiście mężczyzna czekał na odszkodowanie, już chyba ze cztery lata. Ale skąd ten o tym mógł wiedzieć? - zastanawiał się. Przestał jeść i spoglądał na jegomościa nieufnie.
- Tak się składa, że znam dobrze twoją sprawę przyjacielu. - Nieznajomy zaczął mówić łagodnym tonem. - To jest smutne, jak cię potraktowano. Ale wszystko można jeszcze naprawić.
-Co naprawić? Jak naprawić! - zezłościł się żebrak. - Tych skurwieli to by należało wszystkich powiesić! - dodał krzycząc. - Przez tych gnojów wylądowałem na ulicy! I jeszcze mnie wsadzili na dwa miesiące! Bo taki pan prawnik nie umie przeczytać poprawnie dokumentów!
-Spokojnie, spokojnie. Masz rację. Oczywiście.
- I co? I poszedłem siedzieć i co! Jakoś się żaden nie umiał za to zabrać. A jakbym miał kasę, to by wszyscy koło mnie skakali.
- Już dobrze, już dobrze...
- Jakie kurwa dobrze? Kurwa! - Mężczyzna ściskał wściekle widelec. Kelnerka podeszła jakby nigdy nic i zapytała, czy chcą coś jeszcze zamówić.
- Deser! Dwa desery! Najlepsze jakie macie! - odparł nieznajomy. Kelnerka jak zahipnotyzowana – odpowiedziała grzecznie – Już podaję. - I uśmiechając się odeszła.
- Chcesz? Załatwimy razem tych skurwieli! - zwrócił się do żebraka dziwak.
- Tak? A jak? - zapytał Marek, raczej w sposób w jaki przyjmuje się wyzwanie, niźli rozmawia ze znajomym.
- Jeszcze dzisiaj otrzymasz odszkodowanie. Czek. Na dwadzieścia, albo nie! Na sto tysięcy! Co ty na to? - nieznajomy uśmiechał się chytrze.
- Bardzo chętnie! - odparł.
- No to załatwione!
- Tak? A jak?
- Dostaniesz czek. I pisemne przeprosiny. Za jedyny rok twojego życia. - nieznajomy uśmiechnął się dziko.
- Ale jak to? Nic za darmo... - odparł zrezygnowany mężczyzna.
- Pomyśl! Tyle pieniędzy! Ile czekałeś, a ile byś jeszcze musiał czekać. I nie wiadomo czy byś w ogóle dostał. Cóż to jest rok? Kolejny rok na moście. Zimno, mokro. A tak, jeszcze pisemne przeprosiny! Gratis! A pomyśl! Jaka satysfakcja!
- Nie ma nic za darmo... Nie ma nic za darmo! - Żebrak czuł się przybity.
- Takie czasy - dodał duch. Zjedli deser i wstali od stołu.
- Jedno śniadanie – jeden dzień z życia! – zaśmiał się, ignorując zszokowanego mężczyznę.
- Wyszli na ulice. Słońce już mocno prażyło. Wyludnione ulice zadziwiały. Marek nabrał przekonania, że coś musi być nie tak. Coś musiało być nie tak – z towarzyszem na pewno, oby nie z nim samym.
- A jak tam twoje sprawy... No wiesz? - zapytał Duch Czasów.
- Jakie sprawy? Co wiem? - odparł żebrak.
- No. Miłosne... - zaśmiał się nieznajomy.
- Nie wiesz? Ty co wszystko wiesz. Teraz nie wiesz? - odburknął zdenerwowany. Jeszcze mu tego brakowało, żeby się wariatowi na porady miłosne zebrało. I wtedy, jakby znikąd wyłoniła się piękna, młoda kobieta i wyminęła ich. Marek podziwiał oddalające się cudowne kształty. Wysoka, na około metr siedemdziesiąt blondynka, w czerwonej, obcisłej sukience, na czerwonych jak rozpalone węgle obcasach.
- U nas mówi się, że nogi to ma do samej ziemi – uśmiechnął się żebrak. - Jej kołyszące się pośladki wirowały w jego wyobraźni. Obrazy pojawiały się i znikały, agresywnie - niczym okrzyki godowe orangutanów.
- Wow! - dodał jegomość – wodząc wzrokiem za kobietą. - Chciałbyś mieć taką?
- Co?!
- Możesz! Za jedynych parę miesięcy twojego życia możesz ją mieć! Tu i teraz! Tylko pomyśl!
- Co? - zapytał, nie wiedząc czy bardziej wstrząśnięty był propozycją, czy seksapilem oddalającej się dziewczyny. - Tu i teraz? I pewnie jeszcze chciałbyś popatrzeć? - dodał zbulwersowany. - Jasne... Żeby zdobyć taką dziewczynę to trzeba sobą coś reprezentować. A nie spać na ulicy. Tak jak ja.
- Masz rację! I do tego właśnie zmierzamy! - wykrzyknął Duch Czasów. - Żeby sobą coś reprezentować trzeba koniecznie mieć! Proponuje mieszkanie! Widzisz tam, w kamienicy, na piętrze! - Żebrak spojrzał w górę i przytaknął. - Mieszkanie w sam raz dla ciebie! M3 czy M4, jak wolisz. Piękne, umeblowane, dywany, lampiony, gadżety, internety! Wszystko to za jedyne czterdzieści lat twojego życia! Pomyśl! Własny apartament! A w nim laseczki, gołąbeczki, staniczki, rude lisiczki! Za jedyne czterdzieści lat – twój mały, własny świat!
- Ale...
- Milcz! To nie wszystko! To by było nie tak, aby tak wielce zacny mąż chodził chodnikiem. No chyba, żeby to był jego własny chodnik! Wszystko możemy ci załatwić! Wszystko! Ale! - Jegomość żywo gestykulował, roztaczając przed mężczyzną niesamowite wizje. - Ale samochód! Pomyśl! To jest to czego ci brak! Do własnego M4, własne cztery kółka! Sportowe! A ile kobiet! I seks, seks, seks! Na chodniku, w bagażniku! Na siedzeniu tylnym, przednim w dniu świątecznym i powszednim! Po pijaku i bez picia, za jedyne dziesięć lat twojego życia!
- Ale...
- Promocja! - jegomość uśmiechnął się szeroko.
- Ale taki apartament... - mężczyzna próbował coś powiedzieć.
- I samochód. Samochód sportowy! - dodał Duch Czasów.
- I samochód - dodał Marek. – Kosztuje. Utrzymanie kosztuje, paliwo kosztuje, ubezpieczenie kosztuje, rachunki kosztują. Wszystko kosztuje.
- I wszystko możemy ci załatwić - odparł dziwak. - Pamiętasz? Odszkodowanie. Sto tysięcy! Już dziś! A ja zrobię tak, że sama do ciebie przyjdzie.
- Kto? Ta w czerwonym? - żebrak wskazał palcem w kierunku, w którym odeszła kobieta w czerwonej sukni.
- I będziesz ją miał! - rzucił szybko jegomość. - Pomyśl co będziesz mógł z nią zrobić! - Żebrak popatrzył jeszcze przez chwilę za dziewczyną. I nie wiedzieć czemu pomyślał o pośladkach Mileny z przytułku i o tym jak zeszłym razem, pozwoliła się za nie chwycić. Tak za darmo. I nawet się uśmiechnęła.
- A miłość? - zapytał. - I co będzie jutro? Dziewczyna odejdzie, nawet jej nie znam. A to uczucie kiedy kogoś znasz i to szczęście kiedy widzisz jak ktoś zaczyna cie chcieć, jak pozwala się zbliżyć? Co będzie jutro? Co?
- Jak to co? Kolejna piękna dziewczyna! A potem następna i następna! - Duch Czasów roześmiał się głośno.
- A co kiedy będę już stary? I żadna nie będzie mnie chciała? To co wtedy? He? - zapytał żebrak. - A jak będę czuł się samotny? Nawet teraz jak z tobą idę, to nikogo tu nie ma, a o tej porze ulice powinny być pełne tłumów. I gdzie oni wszyscy teraz są? Co?
- Idąc ze mną jesteś na samym szczycie! Bierzesz to o czym inni boją się nawet marzyć! Ty nie podążasz za nikim! Idziesz sam! Wytyczasz nowe, pieprzone horyzonty! - Duch krzyczał podekscytowany. - Stary. Żyjąc tak jak ty teraz, to jakbyś już nie żył! Nic nie stracisz, a zyskać możesz wszystko! Pomyśl o tych wszystkich gadżetach! Nowoczesna technologia! Komputery! Telewizja, sława! Zawsze młode laseczki na każde twoje zawołanie! Majtki, majteczki, powabne mateczki i jeszcze bardziej powabne córeczki! - Ha! - roześmiał się. Żyj teraz! Żyj intensywnie! Bierz! Bierz wszystko! Ile zdołasz!
- Wiesz co? - odparł żebrak. - Ja chyba już się zdecydowałem.
- Tak! Tak! Dostaniesz wszystko! Za jedynych kilkadziesiąt lat twojego życia.
- Zdecydowałem, - kontynuował żebrak - że chyba zostanę przy moich starych butach. Może dzisiaj dostanę inne. Może nie będą takie dobre jak te, ale przynajmniej będą pasowały do reszty. - Żebrak ściągnął i podał adidasy jegomościowi.
- Głupcze! Ty niewyobrażalnie wielki głupcze! Chcesz mi powiedzieć, ze nie chcesz? Że traciłem czas! Że nie chcesz? - Twarz jegomościa wykrzywiła się i przez chwilę zastygł w dziwnej pozie.
- Przykro mi. - odparł żebrak. Jegomość szybko odzyskał równowagę.
- Trudno. Zapalisz? - Duch Czasów wyciągnął w jego stronę paczkę cygaretów i uśmiechał się szyderczo.
- Nie wiem. Nic przecież za darmo.
- Zapal! Za jedynego raka płuc! Na którego umrzesz!
- To nie zapalę - rzucił w kierunku Ducha Czasów żebrak. - A Duch Czasów rozpłynął się w powietrzu.
Żebrak ocknął się na moście. Z powrotem siedział na kartonach, a na stopach miał swoje stare i schodzone buty. Jak nigdy przedtem ucieszył się na ich widok. Pozrywane sznurowadła, powiązane w supły, przypominały mu o jego przeszłości. Nie był pewien czy to, co się wydarzyło było snem czy jawą, ale odczuł wielką ulgę. Może nie będzie miał wszystkiego, ale przynajmniej za to co ma, czy czego nie ma, nie musiał płacić. Za towarzyszy miał ludzi równych jemu. ani lepszych, ani gorszych. A nie jakieś duchy. Zajrzał do pustego kubka. Cóż. Dobrze się zaczęło, a skończyło jak zwykle – pomyślał. - I przytułek powinien być już otwarty. Wstał i mocno ściskając swoje Euro czterdzieści, udał się tam gdzie go czekano. Na śniadanie i/oraz żeby uszczypnąć śliczną Milenę w tyłek.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt