Tykanie(Trylogia szortowa) - meksico
Proza » Fantastyka / Science Fiction » Tykanie(Trylogia szortowa)
A A A
Od autora: Tekst napisany na konkurs szortalowy. Zadanie polegało na przedstawieniu bohatera(lub też motywu) w trzech scenkach. Przeszłość, teraźniejszość i przyszłość.

Dziadek

To był jeden z tych wieczorów, gdy dziadek siadał w fotelu i opowiadał… Nie. On malował historię dymem z fajki. Przerywał, gdy ataki kaszlu szarpały suchym ciałem i znów wracał do opowieści. Ja słuchałem coraz bardziej senny, lecz nawet, gdy ojciec przychodził, by zanieść mnie do łóżka, kręciłem głową i mówiłem, że chcę jeszcze. Pozwalał mi na to być może dlatego, że znał stan zdrowia dziadka. Wtedy nie wiedziałem, że za kilka miesięcy dziadek ma zakaszleć ostatni raz.

– To było jakoś na jesieni – powiedział, oblizując sine wargi. – Ruskie zeżarło nam wszystko, co tylko do żarcia się nadało. Zabrali, co mieli zabrać i jeszcze stłukli tych, co się stawiali. Zabili niejednego. – Dziadek pokiwał głową.

– I co? – spytałem, jakby coś potem zdarzyć się musiało.

– Nic. Odeszli – westchnął dziadek. – A zima szła już po polach i wypełzała z lasu.

– To co jedliście?

Dziadek nachylił się nade mną jakby chciał mi coś wyszeptać na ucho, a potem pogłaskał po głowie.

– Pewnego dnia poszliśmy z ojcem na kartoflisko. Jadłeś kiedyś ziemniaki z ogniska? – wtrącił. – Pewnie, że nie jadłeś – odpowiedział sam sobie. – A myśmy wtedy na polu wygrzebali prawie pół worka. To, co zebraliśmy wcześniej, jechało teraz na ruskich wozach. Nam zostały zgniłki i drobnica. No i tam go znaleźliśmy. – Pochylił się, a ja zobaczyłem, że usta mu drżą. Cienkie stare wargi. Strach.

– Mów dziadku, mów. – Ponaglałem go, choć dobrze wiedziałem, co będzie dalej.

– Wyglądał jak człowiek, ale skórę miał w kolorze… jak lilie zalane woskiem. Wilgotny papier. – Dziadek sięgnął pod poduszkę i wyciągnął papierosa. – Tylko nie gadaj ojcu. – Uśmiechnął się, zapalając wymiętego skręta. Bardziej chyba do niego niż do mnie. Zakaszlał. – Gdy się stanęło bliżej, słychać było tykanie. Dobiegało chyba ze środka tego drobnego, wychudzonego ciała. Nazwaliśmy go Tykusiem, ale tak naprawdę nosił inne imię.

Ubrany w potargane ubranie chłopiec tylko leżał. Zwyczajnie. Jakby był jednym z ziemniaków, które wykopane z ziemi leżą i zielenieją na słońcu. Tykuś wyblakł. No chyba, że zawsze był taki, ale tego przecież nie mogliśmy wiedzieć. Wyglądał na nie więcej niż dziesięć lat, ale trudno było ocenić. W tamtych czasach dzieciaki były chude i jakby mniejsze.

– Franuś! – zawołał ojciec, klękając obok Tykusia – daj no wody i leć do domu. Każ matce przygotować gorącej wody.

Podałem ojcu manierkę i tylko tępo wpatrywałem się w oczy woskowego chłopca. Przerażenie odebrało mi głos. W gardle czułem suchość i gdzieś w skroniach pulsowanie.

– Nie lepiej go zabrać teraz? – Wydukałem w końcu.

Ojciec skinął głową i zwrócił się do leżącego na kartoflisku chłopca:

– Pewnieś z sąsiedniej wioski uciekł? Co?

Tykuś tylko pokręcił głową i podniósł się na łokciach. Upił łyk wody i wskazał na tarczę słoneczną.

– Patrzcie jak płynie. – Brzmiało to tak, jakby zdradzał nam jakiś sekret.

– Pewnie ma gorączkę – szepnął ojciec. – Dasz radę iść? – zwrócił się już do Tykusia, na co ten wstał i tylko raz się zachwiał, a potem było już dobrze.

– Zabierzemy cię do domu. Jedzenia nie ma wiele, ale coś się zawsze znajdzie. – Coś oznaczało resztki kaszy i zgniłe ziemniaki. – W parę dni wydobrzejesz.

No i poszedł z nami. Matka bała się go dotknąć, jakby był jakiś trędowaty. Zauważyłem, że siostry wolały nie zostawać z nim sam na sam. Ja nie miałem takich oporów. Chłopiec nie pamiętał, jak ma na imię, ale zawsze powtarzał, że jest zegarmistrzem. Idealnie pasowało to do tykania dobiegającego z jego klatki piersiowej. Nie rozmawialiśmy o tym nigdy. Tykuś robił to, co mu kazano. Pomagał w domu i gdy go zachęcono, bawił się i biegał razem z nami. Wspinał się na drzewa i czasem z nich spadł. Nigdy jednak nie zachowywał się jak normalne dziecko sam z siebie. Był, ale tylko wtedy, gdy powiedziało mu się jaki ma być. Ojciec nieraz wypytywał w sąsiednich wioskach, czy jaki chłopiec nie zaginął. Nikt jednak nigdy nie przyszedł po Tykusia, a i on sam nie mówił wiele. Tykał tylko. Czasem liczył coś na swoich długich palcach i mamrotał przez sen, choć mi się zdawało, że z kimś rozmawia. Nie bałem się go. Jeszcze.

Minął rok. Dwa. Cztery.

– Patrzcie, jak płynie – powiedział Tykuś pewnego poranka. Przypomniałem sobie, że to samo mówił, gdy go znaleźliśmy. Tak dawno. Teraz jednak nie chodziło mu o słońce. Palcem wskazywał na matkę, która wieszała pranie.

Ojciec miał już wtedy strzelbę. Na wszelki wypadek. Pamiętam, że czyścił ją zawsze na ganku. Pochylał się i wpatrywał czasami w lufę, za co dostawał burę od matki. Kiedyś ci w łeb wystrzeli. Ojciec kiwał głową i dalej robił swoje. Dziś było tak samo. Tyle, że strzelba buchnęła dymem, huknęła gromem i wypluła kulę. I ten jeden wystrzał miał zabrać dwa życia.

– Patrzcie, jak płynie – szepnął Tykuś.

Matka dostała w brzuch i razem z praniem wylądowała w pokrzywach. Umarła. Popłynęła. Jeszcze tego wieczoru ojciec wziął styl od łopaty i pobił Tykusia. Roztrzaskał go jak bryłę lodu. Rozkruszył drgające ciało. Wybebeszył małego jak zabawkę. Wysypywały się z niego kółeczka i sprężynki. Toczyły się zębatki i śrubki i cuda, o jakich mi się nie śniło, wystrzeliwały z potłuczonych członków. Ale serce zamknięte było w niewielkiej metalowej skrzynce. Ojciec bił po niej, dopóki na palcach nie wyskoczyły mu bąble i te bąble nie zamieniły się w krwawiące rany. Walił kijem w szale, a potem już przemyślnie podważał wieczko (bo chyba jakieś musiało być?). Bezskutecznie.

– I co zrobiliście z tym sercem? – Pytałem zawsze na końcu opowieści.

Dziadek uśmiechał się tylko i głaskał mnie po głowie.

Wróżka czarodziejka

Chodziła do kościoła w każdą niedzielę, a do spowiedzi co piątek. Na osiedlu nazywano ją stukniętą, ale wspominano, że kiedyś była ładna. Wierzyła w Chrystusa Pana, który pewnego dnia przyjdzie i razem z orszakiem aniołów uniesie ziemię do nieba. Czekała cierpliwie.

Przed skromnym ołtarzykiem, który zbudowała kilka lat wcześniej w dużym pokoju, paliła się świeca. Wosk skwierczał. Czarny dym drgał delikatnie. Siedziała na krześle i bezmyślnie wpatrywała się w stojący na małym metalowym pudełeczku krzyż. Lśniąca skrzyneczka była idealnym postumentem dla ubiczowanego i cierniem ukoronowanego Boga. Dobiegające z niej tykanie kroiło czas na drobne, a gdy się lepiej wsłuchać, można było dosłyszeć uderzenia młotka.

Więcej gwoździ! Więcej gwoździ!, słyszała. Jakby Chrystusowi wyrastały co chwilę nowe ręce i nogi, a ktoś za wszelką cenę chciał je przymocować do poczerniałego drewna. On żyje, na takie słowa czekała. Bo wiedziała, że po trzech dniachBóg otrząśnie się z grobowej ciszy i wyjdzie do ludzi. Żywy.

Na razie musiała sobie radzić sama. Rozmawiała z Panem o wszystkich sprawach, które ją trapiły i choć nie otrzymywała odpowiedzi, czuła, że Chrystus skrupulatnie notuje i jak już się pojawi, to od ręki pozałatwia to i tamto. Drzwi skrzypią, schody śliskie, szkło na ulicy, mały od… no wiesz, od których? Klnie często, kurwa, kurwa, mówiła do krzyża.

Czas mijał gdzieś obok, przelatywał za oknami i gnał ulicą w każdym z samochodów. Coraz częściej zasypiała, modląc się przy prowizorycznym ołtarzyku, a gdy się budziła, zdawało jej się, że słyszy głosy. Niezrozumiałe szepty dobiegające ze skrzyneczki. Wtedy właśnie zaczęła z nią rozmawiać. Na razie więcej mówiła, niż słyszała, ale i tak była to miła odmiana. Przynosiła kwiaty i problemy zebrane każdego dnia, stawiała je tuż przed milczącym krzyżem, i kiwając głową, mełła ustami.

Sama nie pamiętała, kiedy krzyż spadł na podłogę i tam już został. To nic, powtarzała, kiedyś go podniosę. Metalowe pudełeczko wybaczało wszystko. Słuchało każdej prośby i obiecywało, że jak tylko wydobrzeje – bo nie czuło się dobrze – zajmie się wszystkim. Wierzyła w to całym sercem. Przestała chodzić do kościoła i do późnych godzin kiwała się na krześle, rozprawiając o tym i tamtym. Metalowe pudełeczko opowiadało często o tym, co było, a gdy bardzo się rozpędziło, wybiegało w przyszłość. Bo o niej też sporo wiedziało.

Tego wieczoru musiało jej się przysnąć na chwilę. W ciemności dostrzegła błyszczące ścianki pudełeczka i sny, które w mgnieniu oka wymalowały się pod pomarszczoną powieką, umknęły gdzieś daleko. Ona sama wstała i z miłością pogłaskała metalowego przyjaciela. Chyba też musiało mu się przysnąć, bo nie usłyszała nic poza tykaniem. Śpij mój mały, śpij kochanie, wyszeptała. Kręciło jej się w głowie od snów, od słów i jeszcze czegoś…

Podeszła do kontaktu. Oświetlone światłem księżyca mieszkanie zdawało się większe niż w rzeczywistości. Rzeczy urosły i nabrały dziwacznych kształtów. Tik-tik-tik-tik. Uniosła pomarszczoną dłoń. Palce drżały. Gdzieś w pudełeczku słyszała czyjś oddech. Cichutki i miarowy. Teraz został wstrzymany. Na ułamek sekundy trwający od jednego tik do drugiego tik. Woń gazu stała się nie do zniesienia. Intensywnie otulała i usypiała. Otworzę okno, przemknęła jej przez głowę myśl. Najpierw zobacz, jak płynie, poprosił głos z pudełeczka, zobacz, jak płynie.

Wcisnęła włącznik. Wszystko popłynęło. Pomarło.

Tik-tik-tik-tik…

Strażnik

W telewizorze pokazują planetę Mars. Sygnał jest przerywany co chwilę, bo Ziemia już prawie umarła. Szaleją żywioły. Drgają cmentarne ulice i nie bije już żaden dzwon. On się jednak nie przejmuje. Nie wie nawet, że został sam. Wierny wykonawca woli swoich pracodawców. Strażnik na straży, lodówka wciąż ziębi, kuchenka wciąż… 

Zakłada pomarańczową kurtkę i wychodzi na obchód. W świetle latarki magazyn przypomina mauzoleum. Istotnie jest to po części prawda. Fabrykę robotów zamknięto już dawno. Wszystkie nowe modele zabrano do nowego domu. Starocie zostały. A on ich pilnuje. Sam jest stary i chyba wie, że niedługo umrze. Ta wiedza sprawia, że jest spokojny. Przechadza się pomiędzy regałami, na których ustawiono identyczne modele robotów. Mają zamknięte oczy i trochę przypominają śpiące dzieci. Śpijcie moje kochane. Wszystkie są wyłączone. Martwe.

Podchodzi do jednego z regałów i z wielkim wysiłkiem dźwiga metalowego trupa. Niesie go do swojego pokoju i kładzie na krześle. Skóra w kolorze wosku jest zimna jak lód. Mężczyzna kładzie na stole drewnianą szachownicę. Rozkłada pionki, królówki, konie. Spod łóżka wyjmuje metalowe pudełeczko. Serce tyka. Od jak dawna? Unosi robotowi koszulę. Odnajduje szufladę. Wpycha serce na swoje miejsce. Czeka chwilę. Prawie do końca świata. Robot otwiera oczy i przekręca głowę.

– Zagramy w szachy – mówi mężczyzna. – Twoje są białe.

Robot otwiera usta. Tykający w środku mechanizm rozpędza się coraz bardziej. Mężczyzna przynosi sobie herbatę. Włącza muzykę w starym odtwarzaczu.

A kiedy przyjdzie także po mnie…

– O co gramy? – pyta robot.

Zegarmistrz światła purpurowy…

– O wszystko, mój mały – odpowiada. – Powiedzmy, że jak wygrasz to zostaniesz…

– Zegarmistrzem! – wykrzykuje robot.

Stary uśmiecha się i kiwa głową.

– Dobrze. Zostaniesz zegarmistrzem. – Upija łyk herbaty. – A wiesz, co robi taki zegarmistrz?

Robot kręci głową. Nie wie.

– Zobacz, jak wszystko płynie – szepcze mężczyzna.

Robot nie bardzo pojmuje, ale z uznaniem kiwa głową.

– A zegarmistrz? – dopytuje się.

Starzec splata ręce na stole. I pójdę nie wiem, gdzie na zawsze.

– Zegarmistrz, po prostu jest. Zawsze i wszędzie – odpowiada. – Grajmy.

I biały pionek na A4. Robot postanawia wygrać. Potem odejdzie. Jeszcze nie wie, gdzie, lecz to nie ważne. Na zawsze. Na zawsze. Tik. Tik. Tik. Tik. Robot wierzy w swoje odejście. Jest zegarmistrzem. Jest wszędzie. Tik. Tik. Tik. Tik.

Wiara.

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
meksico · dnia 27.03.2013 08:46 · Czytań: 2589 · Średnia ocena: 5 · Komentarzy: 4
Inne artykuły tego autora:
Komentarze
Lizabett dnia 27.03.2013 14:16
Ciekawie to napisane i pomysł też niebanalny, część ostatnia podoba mi się chyba najbardziej:).
Może to moje osobiste odczucia, ale te krótkie zdania na końcu są raczej męczące. Rozumiem, że miały nadawać klimat, lecz co za dużo, to niezdrowo:D. Poza tym jest w raczej w porządku. O dziwo nie znalazłam błędów, więc albo to z moim wzrokiem coś nie tak, albo Ty tak starannie piszesz, przy czym skłaniam się ku tej drugiej opcji:)

Pozdrawiam i życzę weny, Liz.
szmella dnia 27.03.2013 20:56 Ocena: Świetne!
Cytat:
że po trzech dni­a­chBóg
przerwa po dniach
Podobało mi się. :) Widać, że się postarałeś i przyłożyłeś do tej historii.
Tajemniczo i mrocznie - lubię te klimaty.
Pomysł ciekawy i wykonanie mi się spodobało.
Zegarmistrz... hmm...
Bohaterowie zaskakują, intrygują.
Wszystko jest napisane płynnie i z wyczuciem, pochwalam.
Nie mam nic do zarzucenia. Fascynują mnie takie tematy. Ładne, ładne. :)
Pozdrawiam :)
meksico dnia 29.03.2013 09:29
Dzięki :)
Cieszę się.
Pozdrawiam,
R.
Wasinka dnia 03.04.2013 12:02
Wsysnąłeś (tak, wiem, niezbyt ładne słowo) mnie w atmosferę tych krótkich opowieści. Łączy je tykanie, a zegar to jeden z moich ulubionych rekwizytów. Już sam w sobie ma klimat, a tutaj jeszcze pomysł Autora zgrabny. Łączy je też specyficzny nastrój, fruwająca tajemnica, jakiś niepokój mętny... Spodobało mi się tutaj zaprawdę.
Może i warto byłoby coś niecoś dopieścić, uzręcznić, np.
Cytat:
pod po­ma­r­sz­czoną po­wi­eką, umknęły gdzieś da­le­ko.

- rym powieką/daleko), ale to drugorzędna sprawa.

Aha, interpunkcja czasem szwankuje, np.
Cytat:
Prze­ry­wał, gdy ataki kasz­lu sza­r­pały su­chym ciałem(,) i znów wracał do opo­wieści.

albo zapis dialogu, np.
Cytat:
– Nie le­pi­ej go zabrać te­ra­z? – (w)y­du­kałem w końcu.


To takie powtarzające się niezgrabnostki. Warto przejrzeć tekst.

I zrób, proszę, spację przed otwarciem nawiasu w tytule, będzie ładniej ;). Albo bez nawiasu i kropka. Albo z nawiasem i mała litera.
Tykanie. Trylogia szortowa / Tykanie (trylogia szortowa)

Pozdrawiam w wirujących, wiosennych płatkach śniegu.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
24/04/2024 21:15
Dzięki Marku za komentarz i komplement oraz bardzo dobrą… »
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:44
Pierwsza część tekstu, to wyjaśnienie akcji z Jarkiem i… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:28
Chciałem w tekście ukazać koszmar uczucia czerpania, choćby… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:90
Najnowszy:Mateusz199