- Ssss…
Facet wchodzi do baru. Facet jak facet. W głośnikach leci ubcy-ubcy, ale w uszach dzwoni mu jazz. Dźwięki pianina płyną jednostajnie.
Podobnie czas płynie.
Facet szuka zaczepki. W zrównoważonym rytmie podpełza do Barmana. Przez suche usta zamawia zimne piwo. Potem rozpływa się chwilę nad gwiaździstością wieczoru. Na koniec składa też obietnicę pogodnego poranku, poręczając Barmanowi głową, że nim zobaczy dziś słońce na horyzoncie, będzie kochał się z jego żoną.
***
Barman chowa męskość w kieszeń.
Wyciąga rękę po kufel. Potem przystawia go do nalewaka i oświadcza, że jest wdowcem.
Facet nie ustępuje.
Stwierdza, że w takim układzie będzie rżnąć jego córkę.
- W takim układzie będę rżnąć twoją córkę – mówi.
Barman okazuje się człowiekiem pierwszej jakości, zachowuje dystans do sytuacji. Stawia przed Facetem piwo na barze i odpowiada, szczerząc się przy tym sztucznie, że ma tylko dwóch synów.
Facet? Facet spogląda na niego jak rozpalona nimfetka na firankę onanisty i obaj zastygają w bezruchu. Jazz przestaje grać. Wszelkie światła wokół gasną, oprócz dwóch wysokich lampek wypunktowanych od teraz w twarze głównych aktorów. Dźwięki głuchną momentalnie, ruch zamiera, powietrze staje. Tylko uderzenia metronomu znamionują upływ czasu.
Tyk… Tyk… Tyk… Tyk… Tyk… Tyk…
Wszyscy czekają, aż Janis Joplin zacznie skomleć o nowe auto, ale w siódmym tempie to Facet otwiera wreszcie usta.
Ku zdumieniu Barmana kontynuuje wątek, sugerując, że weźmie młodszego.
- Wezmę młodszego – sugeruje.
Tyk… Tyk… Tyk… Tyk… Tyk… Tyk…
Jazz wraca do łask, czas płynie dalej, Barman kwituje odpowiedź bezbarwnym śmiechem.
Facet także uśmiecha się delikatnie, pręży postawne ramiona i zapewnia, świecąc szmaragdem swych charyzmatycznych oczu, że nie żartuje. Mówi, że zamierza wyrządzić Barmanowi krzywdę i że zrobi to całkiem bezinteresownie.
- Piae causae - powtarza po łacinie, przeciągając sycząco ostatnią spółgłoskę.
Przy akompaniamencie radosnego szczęku butelek, raz po raz dochodzącego spośród oparów barowego Tłumu, Barman, począwszy wycierać kufel o brudną ścierę, oświadcza Facetowi z kwaśnym uśmiechem, że prawdopodobnie za dużo dziś wypił i że może czas już, żeby poszedł sobie do domu.
- Na pana już chyba czas – mówi.
Facet potwierdza melodyjnie, że owszem, jest pijany jak świnia, ale dodaje zaraz, że Barman jest jak świnia trzeźwy.
Barman z pewną rezygnacją ripostuje, że twórczość Świetlickiego nie jest mu obca.
Facet na to, że winszuje.
Żyła na szyi Barmana zaczyna pulsować stanowczo. Nachyla się nad Facetem i mówi mu, że jak ma ochotę, to pójdą na spacer na zewnątrz.
- Jak tak bardzo chcesz, możemy wyjść się przewietrzyć – mówi.
Facet uprzejmym tonem dziękuje za propozycję. Zwierza się jednak w tajemnicy, zasłaniając teatralnie usta ugiętą dłonią, że wolałby pójść przewietrzyć się z synem barmana.
- Ssss...
<Żyła pęka>
W okamgnieniu, swoimi dużymi, silnymi dłońmi, które nigdy nie wstydziły się ciężkiej pracy, chwyta za szyję Faceta, przyciąga go razem z nimi do siebie przez ladę i zaczyna zaciskać.
- Moje duże, silne dłonie nigdy nie wstydziły się ciężkiej pracy – cedzi przez zęby Barman.
Facet po chwili sinieje na twarzy, mimo to zachowuje arkadyjski spokój. Wciąż mierzy pewnym wzrokiem, utkwionym w tym samym punkcie i ani myśli próbować się oswobodzić.
Barowy Tłum nie śledzi sytuacji. Pijany człowiek jest zbyt zajęty trudem własnej egzystencji.
Facet na koniec odkrywa wreszcie twarz zwierzęcia. Piana i stłumiony syk wypływają mu z ust, pląsające nogi przewracają krzesła i rozbijają szklanki, zwracając wreszcie uwagę sobotnich biesiadników.
Ale jest już wystarczająco późno. Dobrze po pierwszej. Kiedy odciągnięty przez Tłum Barman zwalnia wreszcie uścisk, Facet jest gdzie indziej.
***
W tym samym czasie do baru wchodzi zakapturzony Koleś.
Koleś, nie facet.
Koleś.
Taki tam. Gołowąs.
Koleś rozgląda się badawczo po barze. Jego źrenice rozszerzają się momentalnie, gdy tylko zatrzymuje wzrok na osobie Barmana, ściskającego szyję Faceta. Patrzy chwilę, patrzy tępo. W końcu zrezygnowane powieki mężczyzny otwierają się, by odwzajemnić spojrzenie.
Tłum dopada wreszcie do Barmana, próbując go odciągnąć, lecz on i tak oswobadza dłonie. Łzy zaczynają płynąć mu do oczu, gdy patrzy na zastygłą twarz Kolesia i powtarza, bełkota w kółko jakieś ślepe insynuacje.
-Ssss… - powtarza, bełkota. – Ssynu…
Lecz Koleś nie słucha. Wolnym krokiem zbliża się do ofiary i zagląda Facetowi w szeroko otwarte oczy. Potem obejmuje bezwładną czaszkę, jedną ręką podtrzymując potylicę i zbliża jego usta do swoich.
(#francuz)
***
Barman nie wierzy, Barman chowa twarz w dłoniach, Barman przeciera oczy.
Tłum też nie wierzy. Ale ten dopiero niedawno przestał przecierać oczy.
Barman otwiera swoje po chwili, nagle i pod wpływem zdumienia. Dłonie jego wędrują w kierunku złożonych jak do pacierzu dłoni Kolesia i zaciskają się na nich. Razem przekręcają nóż tkwiący od dobrej chwili w śledzionie Barmana.
A uszyty na miarę wieku Lajos osuwa się na zimne kafle.
***
Chwilę wcześniej w barze pojawia się inny Gość. Starszy od Kolesia, młodszy od Faceta.
Gość.
Widzi Barmana, w którego śledzionie zakapturzony Koleś przekręca nóż. Patrzy na łzy spływające po twarzy starego poczciwca i nie poświęcając chwili na myślenie, w całej swojej porywczości, z której słynął od dziecka, zaczyna biec.
- Aaale jestem porywczy! – krzyczy przy tym. – Mam tak od dziecka!
Gdy dobiega do Kolesia, wtulonego w krwawy tułów Barmana, chwyta go za głowę. Podciąga go z ziemi, a potem sprawnym ruchem rozbija jego czaszkę o krawędź baru.
Do szeroko otwartych powiek nowego Abla prędko napływa krew.
Gość puszcza Kolesia, który upada na plecy. Wśród karmazynowych strug Gość rozpoznaje twarz swojej ofiary.
W całej swojej porywczości, z której słynął od dziecka, decyzja zajmuje mu kilka sekund.
- Aaale jestem porywczy! – krzyczy Gość. - Kieruję się emocjami i mam tak od dziecka!
Ze zwinnością akrobaty przeskakuje przez bar i wyjmuje spod niego naładowaną, dwukomorową strzelbę.
Zanim ktokolwiek z sobotnich biesiadników potrafi mrugnąć okiem, Gość odbezpiecza broń, wkłada ją sobie do ust i wyjąc do księżyca –
aauuuuuuuuu!
– pociąga za spust. Kawałki kości, strzępki mózgu i proch siłami fizyki dewastują zabytkową kolekcję pokali na wystawnej przeszklonej półce na ścianie.
***
Mniej więcej ułamek sekundy później do baru wchodzi Nieznajomy.
Kłania się wszystkim, unosząc delikatnie popielaty kapelusz, po czym niestrudzony podchodzi do baru, przechodząc westernowym krokiem nad każdym z zimniejących ciał, potem siada na wysokim krześle, odpala papierosa benzynową zapalniczką, pochylając głowę w bogartowskim stylu, i zamawia podwójną whisky.
Tłum barowy znów leniwie przeciera oczy. Powoli dobiega druga.
- Podwójną whisky – powtarza ze zniecierpliwieniem Nieznajomy.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt