Adam przykrył głowę poduszką, kiedy usłyszał, jak dźwięk telefonu rozdziera ciszę. Próbował udawać, że śpi dalej i przeczekać te kilka sygnałów, ale rozmówca był wyjątkowo upierdliwy. Komórka wesoło tańczyła na szafce przy łóżku, wygrywając w najlepsze piosenkę „Back in Black” jednego z najbardziej znanych zespołów rockowych. W końcu mężczyzna ze wściekłym sapnięciem rzucił poduszką przez pokój, po czym sięgnął po telefon i bez otwierania oczu odebrał.
- Niedźwiedzki, słucham.
- Obudziłem cię? – usłyszał w słuchawce radosny głos swojego partnera, Darka.
- Nie, skąd. Czekałem z utęsknieniem na twój telefon w środku nocy. Czego chcesz? – parsknął wściekle. Nie znosił tego wesołego tonu skowronka, kiedy musiał się zrywać o nieprzyzwoitej porze.
- Mamy trupa, wygląda to na morderstwo. Ile czasu ci trzeba na zebranie się?
- Dziesięć minut. Będę u ciebie za dwadzieścia, czekaj na mnie.
- Szkoda czasu. Przyjadę swoim autem. Spotkamy się pod tym klubem na Nowej Hucie, wiesz, z gołymi laskami – rzucił szybko Darek. Tak, teraz jego entuzjazm był w pełni zrozumiały. Adam rozłączył się, opadł z powrotem na łóżko i spojrzał na zegarek na szafce. Trochę chyba przesadził z tym środkiem nocy, ponieważ bezlitosne urządzenie wskazywało już szóstą trzydzieści dwie. Z ciężkim westchnieniem odrzucił na bok kołdrę i wstał. Nie było rady, trzeba było się zbierać. Spojrzał jeszcze na Martynę śpiącą po drugiej stronie łóżka i ledwie przyszło mu na myśl, że może tym razem uda mu się jej nie obudzić, dziewczyna poruszyła się niespokojnie i spojrzała na niego sennie.
- Wychodzisz?
- Muszę, wezwanie – wytłumaczył, zbierając z podłogi ubrania i zakładając je na siebie. Pozwolili sobie wieczorem na małe szaleństwo i teraz niemal tego żałował. Spał zaledwie cztery godziny, nie czuł się wypoczęty, a jego praca wymagała od niego dawania z siebie stu procent. Obawiał się, że ziewanie na miejscu zbrodni nie będzie ani dobrze odebrane, ani zbyt mobilizujące dla współpracowników.
- Kiedy wrócisz? – zapytała, podnosząc się na łokciu. Kołdra zsunęła się z niej lekko, odsłaniając piersi. Cóż, może jednak nie żałował.
- Nie wiem, skarbie. Postaram się jak najszybciej, ale niczego nie mogę ci obiecać – westchnął, podchodząc do niej, po czym pocałował ją w czoło. Za każdym razem pytała go o to samo, chociaż doskonale znała odpowiedź, zupełnie jak dziecko, które codziennie ma nadzieję, że tym razem usłyszy coś innego. Jednak jego praca była wymagającą i zaborczą kochanką, która wzywała w najmniej odpowiednim momencie. Już ubrany poszedł do przedpokoju i założył buty. Miał jeszcze ochotę obejrzeć się i spojrzeć na Martynę, ale wiedział, że jeśli to zrobi, jej pełen wyrzutu wzrok będzie go prześladował przez cały dzień. Wyszedł więc pospiesznie, cicho zamykając za sobą drzwi.
Wszystkie miejsca zbrodni w pewnym sensie wyglądały tak samo. Otoczone taśmami, by cywilom nie przyszło do głowy zadeptywanie śladów przez swoje gapiostwo, dobrze oświetlone, by nie przeoczyć żadnej wskazówki, która mogłaby doprowadzić policję do mordercy. Gdy Adam pojawił się na miejscu, było już całkiem tłoczno, gdzieniegdzie mrugały syreny radiowozów, ktoś robił zdjęcia do policyjnych dokumentów. Większość zebranych stanowili funkcjonariusze, ale nie brakowało też taksówkarzy, którzy koniecznie chcieli zajrzeć za taśmy. Nagle Niedźwiedzki poczuł mocne uderzenie między łopatki. Tuż obok niego stał Darek.
- Jak tam Martyna? – zapytał, konspiracyjnie zniżając głos.
- Dobrze – rzucił Adam zdawkowo – Kim jest ofiara?
- Kamil Doliński, siedemnaście lat, z Krakowa. Najprawdopodobniej utrata krwi, ale więcej się dowiemy jak ktoś z trupiarni przyjedzie. Zresztą chodź, zobacz sam.
Przeszli pod taśmą i podeszli do ciała, leżącego w wąskiej uliczce. Kiedyś Adam myślał, że po latach pracy w policji przywyknie do widoku martwego człowieka, ale za każdym razem czuł się tak samo wstrząśnięty. Ktoś bezprawnie odebrał temu chłopakowi życie, coś niemal świętego. Coś, do czego morderca na pewno nie miał prawa. Adam wciągnął głęboko chłodne, zimowe powietrze, żeby oczyścić umysł i przyjrzał się ofierze. Denat leżał na brzuchu, śnieg wokół niego zabarwił się na czerwono od krwi. Nie miał przy sobie żadnej torby ani plecaka. Gdyby nie znaleziono przy nim portfela, identyfikacja zajęłaby znacznie więcej czasu. Niedźwiedzki pokręcił się dookoła, pooglądał okoliczne budynki w poszukiwaniu jakichkolwiek kamer miejskich lub monitoringu, czegokolwiek, co mogłoby pomóc im jakoś określić napastnika. Przyjrzał się także uważnie dłoniom ofiary, szczególnie knykciom. Nie były otarte ani sine, ofiara nie walczyła. Zatem mordercą był albo ktoś ze znajomych, albo ktoś, po kim Kamil na pewno nie spodziewał się niczego złego.
- A, właśnie, zapomniałbym. Kokę miał w kieszeni. Może zaciągnął dług u dealera i nie mógł spłacić? – zasugerował Darek. Adam odnotował to w notesie i pokręcił lekko głową. Siedemnaście lat, koka w kieszeni, sztywny pod klubem z prostytutkami. Gdzie, do cholery, byli rodzice, kiedy schodził na tę drogę?
- Wszyscy zabieramy się teraz do pracy. Do południa chcę mieć nagrania ze wszystkich kamer z okolicy, wychodzących na wszystkie strony. Dowiedzcie się, kto i kiedy miał tu patrol wczoraj, na pewno straż miejska musi mieć na oku ten klub. Przydałoby się też, żeby ktoś pojechał do szkoły popytać nauczycieli i rodziców. Ja i Darek weźmiemy rodziców na siebie. Widzimy się na posterunku. A, i ściągnijcie kogoś do ciała. Kiedy wrócę, chcę znać dokładną przyczynę śmierci. – powiedział Adam pół godziny później do zebranych policjantów. Pokiwali głowami, mniej lub bardziej chętnie, i zaczęli rozdzielać między sobie zadania.
- Ależ pan dzisiaj władczy, panie komisarzu. – wyszczerzył się Darek, pakując się do swojego samochodu. Niedźwiedzki jedynie ciężko westchnął. Czuł, że to będzie okropnie długi dzień.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt