Signum temporis*
Hello! Paul, you have trochę czasu? (sic) rzekł, chyba jakimś nowym narzeczem, mój dobry znajomy. Rozmowa toczyła się swobodnie, głównie o pstrykaniu photo. Skończyło się na tym, że kolega must go, a ja, biedny, nie wiedziałem cóż mam począć...
Felieton felietonem, ale może uratować się jeszcze jakimś postem, zalogować się, czyli włączyć computer, uruchomić Windowsa czy innego Linuxa, później przeglądarkę (rzadziej: explorera) i wpisać w odpowiednie pole swój login albo nick, następnie hasło (rzadziej: pass lub password). Przy okazji wyżalę się jakimś commentem (rzadziej: komentarzem...), napiszę rzewne słowa w shoutboxie, by następnie, przez panel, dodać foto do galerii. Przejrzę jeszcze zdjęcia, wciskając przyciski: "następny" i "poprzedni" (czasami: next i previous).
To jest jednak nic, czyli tzw. pikuś, kiedy taka informatyczna nomenklatura obejmuje zagadnienia faktycznie związane z wirtualnym światem. Gorzej zaczyna się robić, kiedy włączamy np. komunikator, przechodzimy do świata bardziej bezpośrednich, ludzkich idei, czytając ich myśli, wyglądające np. w ten sposób: only fon (sic); church; lub Sveden. Przez przypadek wchodząc na bloga jakiegoś młodego człowieka, dowiedziałem się, że miał dziś sweetaśny (sic!) dzień; ewentualnie: sweetaskowy (sic!!); w ogóle to jest loffcianie (sic!!!) i kogoś tam koffa (sic!!!!), a u jego best frenda (sic...) też wszystko ok. "Ach, no to very good!" - pomyślałem.
A teraz pora na lingwistyczną podróż po mieście. Fast foody i inne takie omijam z daleka. Do marketu wchodzę, a jakże.
- Dezodorant poproszę.
- For men? - pyta atrakcyjna, tzn. fajna, ekspedientka.
- Four? No, one please, baby - odpowiadam szelmowsko.
Zastanawiam się tedy: po co w takich miejscach są jeszcze obcojęzyczne informacje dla zagranicznych klientów, skoro tu i tak jest wszystko po angielsku napisane.
A propos tzw. hipermarketów. Mój brat rodzony zdobył się swojego czasu na osobisty protest, którym (jak się później okazało) zaraził innych. Otóż pozwolił on sobie, w miejscu publicznym, podczas rozmowy, na użycie bardzo spolszczonej i... hm, przetworzonej nazwy sieci Auchan (czyt. ąszą). Wielka była jego radość, kiedy usłyszał ją podczas odbywającej się za jego plecami rozmowy na przystanku, a konkretniej w wypowiedzi: Byłem dzisiaj coś w Oszołomie kupić. Ruch oporu się powiększył.
Takie czasy, panie. Trzeba być cool, trendy i jazzy. Ja mówię: wszystko co jest powiedziane po angielsku jest na topie. Inni mówią: Quidquid latine dictum sit, altum videtur**. Więc ja pozwolę sobie ubrać ten tekst w taki, a nie inny tytuł; a na koniec wyrazić siebie poprzez mądre, łacińskie curva i staropolskie mać, łącząc to w jędrny i ekspresyjny wykrzyknik. ...!
---
*znak czasu
**cokolwiek powiesz po łacinie - brzmi mądrze
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
pw · dnia 28.08.2008 11:26 · Czytań: 3194 · Średnia ocena: 4,65 · Komentarzy: 27
Inne artykuły tego autora: