Po niecałej godzinie Władek był już na dworcu PKS w Białymstoku. Harmider i ruch panował tu wielki.
Autobusy, samochody jeździły w tę i we w tą. Przez megafony na stanowiskach co raz było słychać zapowiedź jakiegoś kursu.
- Ot z tego Białegostoku jaka metropolia powstała - pomyślał - Ostatnimi czasy jak był, to takiej kołomyi tu nie było.
Trochę pogubił się w tej aglomeracji, choć dobrze pamiętał jak ma dojść na przystanek MPK i w, jaki autobus wsiąść, żeby dosyna pod sam blok zajechać, ale wolał nie ryzykować i potaskał torbę na pobliski postój Taxi.
Podszedł do samochodu, a tu ku jemu zdziwieniu kierowca wyskoczył jak lokaj i zaraz za torbę chwytaWładek przeraził się trochę, ale ten uspokajał go, że do bagażnika postawi i wygodniej mu będzie. Z niechęcią, ale jednak oddał torbę. Szofer z uśmiechem na twarzy wziął za bagaż, ale kiedy chciał podnieść do góry usta wykrzywiły mu się w drugą stronę i Władek poczuł jakiś dziwny zapach, choć jakiś znajomy.
Wspomniał, tedy jak to on letniczkę Klarę odbierał z dworca i jej kufry na wóz ładował, aż piardnął z wysiłku.
Tylko się uśmiechnął i jak panisko wsiadł do samochodu.
Nie rozmawiali za wiele po drodze, bo i Władek nie miał ochoty, bo zapatrzony był przez okno na krajobraz i mijające gosamochody, bo u nich w Zaścianku, to kilka na godzinę przejeżdżało, a i tak wiadomo czyje, to były, a kierowca chyba zawstydziłsię tym, że był postawny człowiek, a z taką torbą miał tyle problemów, żeby wsadzić ją do bagażnika.
Po paru minutach Władek znalazł się pod podanym adresem. Nic za wiele się nie zmieniło od ich ostatniej wizyty z Aniutą jaktylko ich syn z rodziną przeprowadzili się na blok.
Uregulował należność i sam wytaskał bagaż, żeby po raz wtóry nie zawstydzać kierowcy, a i on nie kwapił się zbytnio do pomocy.
Dzieciaki pod blokiem biegały jak spuszczone ze smyczy psy. Darły się i przekrzykiwały nawzajem.
Władek zatęsknił za Zaściankiem i ciszą, no, ale, skoro przyjechał tu musiał zaakceptować panujące obyczaje.
Wszedł do klatki schodowej i z trudem pokonywał stopnie pnące się do piętra na którym mieszkał Marek. W końcu lekkozdyszany stanął pod drzwiami z numerem 25 i zapukał dwa razy.
Usłyszał chrzęst naciskanej klamki i w drzwiach ukazała się sylwetka wysokiego mężczyzny.
Szczupły i króciutko ścięty, ale pomimo wszystko, gdzie niegdzie widać było siwiznę połyskującą miedzy ciemnymi włosami.
- Co za niespodzianka! Tato! Wchodź proszę! - Marek zapraszał do domu.
Władek przeszedł próg drzwi i stanął jak zamurowany. Mało co nie puścił torby z ręki.
- Marek ty co?! Wilka w domu hodujesz?! - zapytał zaskoczony, kiedy za pleców syna wyskoczyło coś wielkiego i białego. Wpierwszej chwili wyglądał jak biały wilk.
- Fox! Spokój!! - Marek skarcił psa, a ten niechętnie wycofał się do tyłu, ale bacznie obserwował nowoprzybyłego . - Ha, ha nietato, to mieszaniec Husky i Wilka no i wyrosła taka bestia.
Fox nieufnie przyglądał się nowemu gościowi, ale z każdą chwilą coraz bardziej zaciekawiony starał poznać się bliżej obwąchującz każdej możliwej strony.
- No psa masz pięknego - przyznał Władek . - Postawny i jak wilk wygląda. Ja sam psa nie mam, ale w sumie dla mnie on niepotrzebny. Po sąsiedzku pies i suka, jak ten rwie łańcuchy do niej, to i po moim obejściu polata ,tak, że, jaki nieproszony gośćmoże tęgo się pomylić.
- Tak tato, ale zawsze pies, to pies.
Nie skończył zdania, kiedy z pokoju wyszła synowa Anna.
- Dzień dobry tato. - Powiedziała i podeszła się przywitać.
- Dzień dobry Aniuta. - Odezwał się . - Synowa była imienniczką jego ślubnej, tak, że jemu różnicy to żadnej nie sprawiało. -Widzę, że poprawiła się. Musi w końcu jeść zaczęła, bo jak z zagranicy wróciła, to wyglądała jak
śmierć na chorągwi.
- Tak , tak, jak się siedzi na zadzie i dziecka pilnuje, to i poprawiła się. - Skwitował syn.
Anna skrzywiła się jakby, kto jej na język nadepnął i powiedziała
- Niech tato przechodzi do pokoju, nie stoi tak w korytarzu.
- Już córcia idę ,już tylko pantofli zzuję.
- Tato przestanie, nawet nie sprzątane - protestowała .
- Oj, ja by chciał zdjąć te kajdany, bo ja nie przywyk do takich tufli . - skrzywił się Władek i nie mógł doczekać się, kiedy je zrzuci.
Przekazał torbę synowi i wszedł do pokoju, wygodnie usadowił się w fotelu, a za chwilę odezwał się jakby był u siebie w Zaścianku.
- Matka dała wam mięso i jakieś warzywo, ale prosiła, żeby z Dorotą się podzielili.
- Dobrze tato, zadzwonię do szwagierki i niech przyjeżdża, bo ja jej wozić nie będę. - Powiedziała Anna wychyliwszy się z kuchni ipo chwili w niej znikając.
- A dzieci gdzie? Nie ma w domu? - zapytał Władek.
- Niedługo powinny być - odezwała się gospodyni z kuchni - W domu nie usiedzą.
- No patrzę, że wasze pałacy blasku nabierajo, sufit pobielony i ściany papierem poklejone. Ładnie, ładnie - Pokiwał głową Władekrozglądając się po pokoju. - Tylko te wasze okna jakieś komedne , zawsze myślę, że ja na jakim statku podwodnym. Na boki niepopatrzysz, a tylko do góry.
- Oj, tato! - powiedział Marek. - Takie dali to takie wzięliśmy, nie było czasu na marudzenie.
Władek tylko pokiwał głową i machną ręką na odczepnego.
Fox na ten gest podniósł łeb i spojrzał na Władka, ale za chwilę ponownie wyłożył się na podłodze i zamknął oczy.
- O ho! To chyba nie od mamy prezent? - powiedziała Anna i wychyliła się z kuchni trzymając w ręku wielką szklaną butlę obursztynowym kolorze.
- Oj! Zapomniał ja! - Władek wstał pospiesznie z fotela i podszedł do synowej, żeby zabrać Antkowy podarek, bo nie wiadomo cobabom do łba strzeli i taki skarb mogą zmarnować. Kiedy wziął butelkę w ręce wiedział, że nic już złego stać się nie może. -Widzisz Marku, to prezent od chrzestnego. To nie, byle berbelucha , tylko jak to mówi Antek „ Limitowa edycja i spust ‘DuchaBoru’”, tak, to nazywa, a skąd on takie mądre słowa zna, tego ja nie wiem, a i nie wiem, co to oznacza?
Postawił butelkę na stole, która wpadające przez dachowe okno promienie słońca zamieniła w piękną tęczę na ścianie.
- To jak pryzmat działa. Jakie śliczne kolory na ścianie.
Aż żona wyjrzała z kuchni w obawie, czy to już samogon zadziałał, czy może coś jej mężowi uroiło się.
Jednak zobaczywszy, to samo tylko przytaknęła.
Władek spojrzał na syna i podrapał się w głowę.
- Czy i ty zdurniał? Jaka pryzma? Przecież pryzmę to na zimę koło chaty się usypuje.
- Hahahaha – zaśmiał się Marek. - Pryzmat tato, pryzmat! To takie szkło, co to normalne światło zamienia na kolorowe jak tęcza.Syn tłumaczył najprościej jak umiał. - „Limitowana edycja”, to takie coś, że tego jest tylko parę sztuk i bardzo drogo kosztuje, toteż nie każdy może takie coś mieć. - Wyjaśniał nadal.
- Teraz, to i ja oświecony, no to Antek faktycznie tobie podarek sprawił. - Uśmiechnął się, że rozjaśniło mu się w głowie i, że, choćteraz będzie znał dwa nowe słowa. Żeb znowu jakiej głupoty nie palnąć, bo to przy tych miastowych to prawda, że lepiej słuchaćniż chalapę rozdziawiać.
- Tato może kawę zrobić, czy herbatę? - zapytał syn.
- Nie , nie trzeba. - Protestował może tylko szklankę wody ja by prosił, bo spiekota się zaczyna, a i u was tu jakoś duszno, choćte lufty w dachu pootwierane.
Marek poszedł do kuchni .
Fox stanął na równe łapy i potruchtał do drzwi wejściowych.
- Dobry pies, musi cudzego wyczuł jak tak poszedł do korytarza - skomentował Władek.
Wtedy otworzyły się drzwi i do domu weszła dziewczyna i chłopak.
- O! dzień dobry dziadku! - powiedziała blondynka. Podeszła i cmoknęła go w policzek. Władkowi zrobiło się przyjemnie, żewnuczka pomimo już kobiecych kształtów ma szacunek do starszych.
- Oj, Patrycja!, nie całuj starego dziada, to dla młodych zostaw mnie starczy dzień dobry.
Wnuczka była wysoką dziewczyną o blond włosach, aż za ramiona.
Uśmiechnęła się tylko z żartu dziadka i poszła do kuchni.
Za nią wszedł wnuk Krystian, też wysoki jak na swój wiek, ale szczupły na Władka oko za bardzo. Rzekł tylko sucho.
- Dzień dobry. - I zawracał się na pięcie, by wrócić do swojego pokoju.
- Może tak łaskawie podałbyś rękę dla dziadka na przywitanie?! - Groźnie spojrzał na syna Marek.
Krystian niechętnie, aczkolwiek posłusznie odwrócił się i podał rękę Władkowi.
- Dzień dobry Krystian. - Odpowiedział Władek i podał mu spracowaną dłoń. - Czego się czepiasz dzieciaka? Ty taki kulturny byłza baszmałyka ? - Strofował syna.
Wnuczek odwrócił się i coś burczał pod nosem odchodząc do pokoju. Marek udał, że tego nie widzi i podrapał się w czoło, żebynie wybuchnąć złością.
- Doczekał się ty potomstwa, a czym wy ich tu żywicie? Drożdżami czy jako osypko , że tak porośli. - gość próbował zmienićtemat, bo zauważył zażenowanie syna.
Wówczas z kuchni wyszła Patrycja przeżuwając kęs, a resztę kanapki trzymała w dłoni.
- Tato, oni jedzą tylko oczami, ale słodycze i inne pierdoły to zjadają jak głodomory i dojadają kanapkami. - Odpowiedziała Anna.
- Może, by tak już wyszła z tej kuchni i posiedziała z nami?
- Zaraz tato, zaraz tylko obiad przygotuję, bo chyba nie będziecie pić tego pod wodę?
- Nie skądże! - Oponował Władek. - Przecie, to byłaby kalumnia dla warsztatu Antka, żeb taki specyfik samo wodo zapijać, choćbyli takie co zapijać nie chcieli wcale, ale kiepsko kończyli zazwyczaj. - Zaśmiał się tajemniczo.
- Może z psem byś wyszedł? Bo kręci się po domu. - powiedziała Żona.
- Może któreś z dzieci, by wyszło? Przecież gościa mamy w domu. - skwitował Marek.
Naraz z drugiego pokoju odezwał się chórek.
- Ja zraz do Wasilkowa na osiemnastkę jadę - krzyczała Patrycja.
- Ja do babci jadę - wtórował jej Krystian.
- No i masz, zawsze nie ma, komu, ale do zabawy, to wszyscy lgną jak muchy do gówna. - Zeźlił się.
- To i ja może świeżości zażyję i przejdę się z tobą tylko niech mnie Aniuta te odzienie da co moja przyszykowała na zamianę, boja nie minister i tak świątecznie nie musze paradować.
Anna przyniosła zawinięte w torebkę foliową rzeczy i podała teściowi.
Po minucie z łazienki było słychać tylko bluźnierstwa.
- A żeb jo grom jasny spalił!! A żeb ona końca czekała i nie wiedziała, kiedy on nadejdzie!! - Władek przeklinał tak siarczyście, żewszyscy domownicy stanęli w bezruchu, a nawet Fox podniósł się zdziwiony. Pierwszy do drzwi łazienki podszedł syn.
- Tato coś się stało? - zapytał zdziwiony i lekko przestraszony.
Władek wyszedł z łazienki w tym samy ubraniu co przyjechał, a pakunek trzymał w ręku.
- Patrzaj! co ta durnowata baba mnie na podróż spakowała. - Mówiąc, to w dwóch rękach trzymał ubrania. - Jedną koszulę nazmianę i marynarkę od letnika . Żeb ja wiedział, że ona taka durnowata, to sam, by sobie odzienie spakował, ot czort podkusiłprzed wyjazdem w torbę nie zajrzeć.
Władek spąsowiał ze złości.
- Tato nie martw się, znajdę coś na przebranie. - Powiedział .
Ojciec popatrzył na niego z pod ukosa.
- Tylko ty mnie w swoje teksasy nie odziewaj, bo ja nie przywyk w takich sztywnych drelichach chodzić. - Naindyczył się .
- Hahahaha, już nie produkują tego, hahahaha. - Śmiał się syn.
- Tobie co tak wesoło jakby, kto w kieszeń narobił i jeszcze obiecał? Z ojca rodzonego chcesz pośmiewisko robić?
- Tato, dam ci spodnie od dresów i koszulkę, będzie luźno i nowocześnie. - Uspokajał go Marek.
- Ty mnie nowoczesności nie nauczaj! To, że ja ze wsi do miasta zjechał, to nie znaczy, że ja ciemny jak tabaka w rogu.
Marek zaczął szperać w szafce regału stojącego w przedpokoju i wyrzucać spodnie i koszulki.
- No mam! - Powiedział tryumfalnie podając ojcu czarne bawełniane spodnie i beżową koszulkę z krótkim rękawem.
Władek spojrzał na to, jak na szalone ryby w rzece, co to zwiastowali „Apokalipsę Antkową”, a okazali się tylko nieudanymspustem wylanym do rzeki.
- Czy ty rozum postradał ?! Przecież jak ja mam w tym wyjść na dwór? Czy ja, jaki młodzieniaszek? - wzdrygał się przedubraniem jak diabeł przed święconą wodą.
Anna słysząc tę ożywioną dyskusję też wyszła z kuchni.
- Tato, teraz wszyscy tak chodzą, nikt nie patrzy, czy ktoś jest starszy, czy nie. Takie czasy nastały. - Tłumaczyła teściowi .
Władek popatrzył ze zdziwieniem na podawane mu przez syna rzeczy, ale w końcu wziął, bo w sumie nie miał innego wyjściachyba że miał do wyboru chodzenie w garniturze.
Poszedł do łazienki i zamykając drzwi i mruknął cicho pod nosem - Dobrze, że, choć nikt z Zaścianka mnie tak nie zobaczy, bochyba przez miesiąc też jak Bronek Olchowik chodziłby poza stodołami, żeb nikomu w oczy nie patrzeć.
Po minucie wyszedł, ale jakiś taki nie swój. Dziwnie się czuł w ubraniu od syna. Nawet dzieci z ciekawości wyjrzały zza drzwiswojego pokoju.
Władek stał jak strach na wróble i nie wiedział sam, czy to sen tylko, czy jaka szopka odgrywana jego kosztem.
- Dziadek!!!!!!!!!!! Fiuuuuuuuuuuuuuu - zagwizdała Patrycja i uśmiechnęła się szczerze - Jesteś teraz spox !
Władek znieruchomiał i jakby jęzora w gębie zapomniał, wybałuszył tylko ślepia i nie wiedział co powiedzieć. Krystian tylko zachichotał cicho i zakrył usta dłonią. Władkowi zrobiło się nie przyjemnie, bo nie wiedział jak to odebrać, ale z pomocą przyszedł Marek.
- Tato, to znaczy, że dobrze wyglądasz, tak młodzieżowo.
Ufffff! Bo ja już Myślał, że wyszedł jak jaka czerepacha .No, ale do tego tufli, to chyba ni jak
nie pasujo? – Zasmucił się
- Zaraz coś znajdziemy - powiedział syn i zaczął grzebać między butami. - O mam, te adidasy powinny pasować.
Podał ojcu parę butów z materiału. Władek niechętnie wziął je do ręki, ale pomału wsunął stopy.
Były trochę przyduże, ale wolał takie niż za ciasne, żeb palce pod stopy kulić.
Już mieli wychodzić z Foxem, który niecierpliwił się. To siadał na zadzie, to latał dookoła nich jakby go giez ukąsił w ogon, kiedyWładek władczym tonem rzekł.
- Poczekaj moment!
Wszyscy zamarli na chwilę w bezruchu jakby miało się co zdarzyć. Ojciec podszedł do ubrania, które Anna podczas jego wizytyw łazience powiesiła na wieszaku i wyjął portfel. Poszperał w, nim trochę i powiedział.
- Patrycja, Krystian! Podejdźcie tu do mnie.
Trochę zdziwieni tym poleceniem posłusznie wysunęli się z pokoju. Władek dalej kontynuował swoja
przemowę.
Jako, że ja rzadko do was witam, a wy zara idziecie, gdzie na swoje szwendy, to ja chciałby dać wam co na rozpustę. –Powiedziawszy, to wyjął z portfela dwa banknoty i wręczył je wnuczkom.
Dzieciaki, aż uśmiechnęły się. Każde z nich otrzymało po papierku, na którym widniał nominał 100 złotych.
- Dziękuję dziadku!! - krzyknęła Patrycja i rzuciwszy się na szyję ucałowała go w policzek. Władek był mile zaskoczony takąreakcją.
Krystian bardziej zachowując dystans, podał tylko rękę i uśmiechając się powiedział.
- Bardzo dziękuję dziadku.
No dzieci masz bardzo kulturne i wiedzą jak się zachować. Pielęgnuj ich tak dalej, a i plon obfity na stare lata zbierzesz. -Powiedziawszy, to schował portfel w kieszeń.
W końcu mogli wyjść.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt