Turystka mimo woli - aga63
Proza » Inne » Turystka mimo woli
A A A
Od autora: Tu już nie do końca zabawnie :(

 

            Wreszcie przyjechaliśmy w Tatry...no, nie do końca, bo do Zakopanego, ale chyba duża część naszego społeczeństwa nie ma pojęcia, że Zakopane nie leży w Tatrach. Gdybyśmy, zapytani o to, gdzie spędzamy urlop, odpowiadali, że w Rowie Zakopiańskim, nie spotkałoby się to chyba za zrozumieniem większości naszych rozmówców, więc my też  potocznie przywykliśmy mówić, że jak wyjeżdżamy do Zakopanego, to wyjeżdżamy w Tatry. Po prawdzie zresztą, i tak zdecydowanie więcej czasu spędzamy wtedy w górach niż w mieście. Zatem zdecydowaliśmy się po raz pierwszy pojechać do Zakopanego. Pierwszy raz razem, bo mój mąż bywał tam parę razy, a ja, wstyd się przyznać, raz na studiach (wstyd, bo wjechałam wtedy na Kasprowy kolejką, podczas gdy prawie wszyscy moi koledzy z roku weszli o własnych siłach, a innego dnia, jak się dowlokłam do Polany Małołąckiej...ostatnia z grupy, to myślałam, że ducha wyzionę ...), ze dwa razy przejazdem podczas pobytu gdzieś na Podhalu i to by było na tyle. Teraz za to przyjechaliśmy tutaj z przyjaciółmi z ambitnym  zamiarem  zwędrowania Tatr i „wyciśnięcia” z nich maksymalnie tyle, na ile tylko pozwoli nam pogoda i czas pobytu.

WRESZCIE Tatry, bo zawsze były tylko te Bieszczady i Bieszczady i byłam niereformowalna, żeby zgodzić się na coś innego. Ale, że udało nam się wypracować pewien kompromis (tydzień w Tatrach i tydzień w „Biesach”),więc mogliśmy zacząć „penetrować” (przez całe studia nienawidziłam tego słowa, a chodziło za mną jak zmora i było wypowiadane, jak na moje nerwy, zdecydowanie za często przez niektórych wykładowców, z którymi naprawdę nie chciałam kojarzyć penetracji w jakimkolwiek kontekście...) ten, było, nie było, jednak unikalny zakątek Polski :)

            Jak Tatry, to Giewont, więc naszą pierwszą „poważną” górską wycieczkę postanowiliśmy odbyć właśnie na ten szczyt. Całkiem  pierwsza była wycieczka na Sarnią Skałę - prawie, że zaraz po opuszczeniu pociągu. Widząc na mapie wysokość tej „górki”, nie traktowałam wyprawy na nią poważnie, a jedynie jako delikatną rozgrzewkę, która, jak się okazało, skompromitowała totalnie mnie  jako turystę górskiego. Ja sobie myślałam, że myknę na Sarnią niczym młoda sarenka, a tu się szło i szło! Najpierw, z Doliny Małej Łąki, niezbyt komfortowo, w dół, no a potem, z Polany Strążyskiej pod górę to już był mój totalny pogrom...Miało być chyba ze 45 minut, mi to zajęło dobrze ponad godzinę i jak się wreszcie niemalże doczołgałam na Czerwoną Przełęcz, to wyglądałam jak czerwony potwór z językiem na wierzchu. No, ale na Giewont szłam już nastawiona psychicznie odpowiednio do stromizny tatrzańskich szlaków, więc miałam nadzieję, że nie powtórzę mojej porażki z dnia poprzedniego. Wybraliśmy zresztą szlak z Kuźnic, więc chyba i tak możliwie najbardziej łagodny. No i faktycznie szło mi się wcale nienajgorzej...pomijając fakt, że Tomek z moim narzeczonym byli jakieś pół godziny przed nami, a Kasia, pewnie poniekąd z litości, wlokła się razem ze mną. No, co, ja generalnie bardzo szybko chodzę, naprawdę...ale po płaskim. Pod górę się męczę i już. Nic na to nie poradzę. Więc doczłapałam jakoś do schroniska na Hali Kondratowej, potem na Przełęcz Kondracką i zaczęliśmy się wdrapywać w kierunku ścisłego szczytu, kiedy popsuła się pogoda. Byliśmy już pod łańcuchami, a tu nagle taki wiatr i grad, że aż łydki bolały, kiedy kulki lodowe uderzały nas po nogach. Na dodatek zaczęło grzmieć, więc postanowiliśmy zawrócić. Co prawda, większość turystów podążających z nami, była bardziej „odważna”(w cudzysłowiu, bo dosłownie nazwałabym to jednak inaczej...), zwłaszcza ci, którzy wśród grzmotów pchali się razem z dziećmi na szczyt, ale my stwierdziliśmy, że przecież Giewont nam nie ucieknie. Trudno, nie teraz, to kiedy indziej. I zeszlibyśmy pewnie spokojnie i bezproblemowo, gdyby nie to, że właśnie w miejscu, z którego zawracaliśmy, pod krzakiem kosówki dostrzegliśmy  skulonego, trzęsącego się z zimna i strachu młodego psa, a dokładnie sukę. Najpierw myśleliśmy, że to jest zwierzę któregoś z turystów, ale że nikt się do niego nie przyznawał, postanowiliśmy zacząć działać. Przecież nie mogliśmy go tam zostawić samego na pastwę losu. Sprowadziliśmy szczeniaka na Wyżnią Kondracką Przełęcz. Zwierzę było bardzo przyjacielsko do nas nastawione, ale w takim szoku, że jak tylko je puszczaliśmy, to próbowało uciekać z podkulonym ogonem.

Nie było zatem innego wyjścia, jak tylko je znieść. Okazało się to dość skomplikowanym zadaniem, nie tylko dlatego, że zejście do Doliny Małej Łąki, które wybraliśmy, było zdecydowanie bardziej strome niż szlak, którym wchodziliśmy i, dodatkowo, po deszczu, strasznie śliskie. Problem stanowiły także rozmiary psa...co prawda był to szczeniak, ale chyba owczarka jakiegoś kudłatego, takiego, jakie pilnują pasących się owiec, więc sam w sobie do malutkich nie należał... Poza tym nie był aż tak młody, bo miał przynajmniej kilka miesięcy i z 10 kg wagi. Na domiar złego, jak wysechł, to zrobił się taki puchaty, że ten, kto go aktualnie niósł, nic poza nim nie widział. Zmienialiśmy się więc co kawałek, ale mój Bogdan dosyć szybko wypadł z kolejki, bo potknął się na jakimś śliskim kamieniu i coś mu się stało w kolano, w związku z czym do niesienia znajdy została nas trójka. Powoli się szło...jak po grudzie, ale się szło. Jak zeszliśmy do lasu i stromizna nieco złagodniała, zrobiliśmy psu prowizoryczną obrożę z jednorazowych reklamówek, a smycz ze sznurka wyciągniętego z kurtki i od tej pory było już znacznie łatwiej. Schodząc, zastanawialiśmy się, jakim cudem ten pies dostał się na taką wysokość i jedyny wniosek, jaki nam przychodził do głów był taki, że musiał się odłączyć od matki, która pilnowała owiec gdzieś przy szlaku i pójść za jakimiś turystami. Nasze przypuszczenia się potwierdziły, kiedy, jeszcze w lesie mijaliśmy grupkę ludzi, którzy na widok psa bardzo się zdziwili i beztrosko stwierdzili, że „o, to znowu ten pies”. W końcu wyszło szydło z worka i z ich rozmowy wywnioskowaliśmy, że to właśnie za nimi zwierzę poszło pod Giewont. Kiedy to zrozumieliśmy, Tomek, nie przebierając w słowach, zganił ich za brak odpowiedzialności, ale oni, niewiele sobie z tego robiąc (a wręcz śmiejąc się jak głupi do sera), poszli w swoją stronę. Byliśmy zbulwersowani już wcześniej, kiedy znaleźliśmy tego psa i okazało się, że nikt z turystów przebywających pod Giewontem nie kwapi się, żeby mu pomóc, ale zachowanie tych ludzi w lesie przeszło nasze pojęcia.

          Gdy zeszliśmy do wylotu Doliny Małej Łąki, a emocje trochę opadły, przyszedł czas na zastanowienie się, co teraz. I tu zaczęły się schody...Najpierw zadzwoniliśmy do GOPR-u, bo pomyśleliśmy, że przecież odwaliliśmy za nich robotę, więc teraz niech się zajmą psem. GOPR jednak uświadomił nam, że jak już zeszliśmy z gór, to to nie jest ich działka i po niego nie przyjadą. A my możemy sobie zadzwonić na przykład na policję. Policja, z kolei, oznajmiła, że zajęcie się psem leży w obowiązku straży miejskiej. Straż miejska za to, najpierw powiedziała nam, żebyśmy go sobie zabrali na kwaterę, a oni podjadą w wolnej chwili i że tak w ogóle, to będziemy musieli zapłacić za to, że zabiorą tego psa, bo...nie jesteśmy obywatelami Zakopanego! Na te słowa Tomka znowu nieco poniosło, ale przynajmniej dzięki jego ostrej reakcji, funkcjonariusze jednak się pojawili. Mieli zabrać psa do Urzędu Miasta, bo tego dnia znaleziono w Zakopanem jeszcze kilka zwierzaków i czekały tam, aż przyjedzie po nie ktoś ze schroniska. Myśleliśmy, że to już koniec naszej przygody, kiedy okazało się, że mężczyźni zamierzają...zapakować psa do bagażnika! Próbowaliśmy im to wyperswadować i uprosić, żeby umieścili go na tylnym siedzeniu, bo zwierzę już dosyć wiele tego dnia przeszło, Tomek nawet zaproponował, że pojedzie z nimi i będzie trzymał psa na kolanach, żeby nie zabrudził im auta, ale strażnicy byli nieubłagani. Skończyło się na tym, że zrezygnowaliśmy z ich pomocy (Tomek znów wypowiedział się dość dobitnie, co sądzi na temat ich postawy...) i postanowiliśmy zatrzymać jakiegoś busa, by uprosić kierowcę o zabranie  nas razem z psem. W końcu nam się udało (a, trzeba powiedzieć, trwało to o wiele krócej niż te wszystkie przepychanki ze strażą miejską) i przetransportowaliśmy zwierzaka do Urzędu Miasta.

          Rozstanie bylo trudne, ale cieszyliśmy się, że historia szczęśliwie się zakończyła. Mieliśmy tylko nadzieję, że nasz wysiłek nie poszedł na marne i szczeniak znalazł dobry dom. Najsmutniejszy był jednak fakt, że chyba nikt, poza samym psem, nie był nam wdzięczny za to, że go uratowaliśmy...

 

                                                                                              

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
aga63 · dnia 19.06.2013 09:06 · Czytań: 409 · Średnia ocena: 4,33 · Komentarzy: 5
Komentarze
Quentin dnia 19.06.2013 09:32 Ocena: Bardzo dobre
Tak się zastanawiam, ile tekstów jeden autor może napisać o górach i turystyce ;)
Ale właściwie góry są jedynie miejscem akcji, a reszta kręci się wokół różnych przygód, więc pewnie można tak pisać i pisać, zwłaszcza, jeśli ma się co wspominać.
Ciekawie to będzie wyglądało za kilka dobrych lat, kiedy będziesz sobie odtwarzała wszystkie te opisywane sytuacje. Zawsze to przyjemne uwiecznienie pięknych chwil życia. Można to jak widać robić nie tylko fotografiami, które później spoczywają w albumie. "Słowa ulatują, napisane zostają" - tak brzmiało dawniejsze motto portalu.
Pozdrawiam
akacjowa agnes dnia 19.06.2013 10:17 Ocena: Świetne!
Bardzo chętnie przeczytałam Twój tekst. Gdy ktoś pomaga zwierzętom, to dla mnie jest gość i zdobywa mój podziw. Brawo za postawę! A o "władzach" się nie wypowiem, bo by mi ocenzurowano komentarz :)

Jedno, co mi się rzuciło w oczy to słowo "zresztą" - pisze się razem. No, chyba, że z resztą sosu :)

A w Zakopanem jeszcze nie byłam, przyznam się bez bicia.
aga63 dnia 19.06.2013 12:36
Quentin,
Jeśli chciałbyś się przekonać, ile można pisać o górach i turystyce, to zapraszam do lektury książek Zygmunta Skibickiego : "Lama oraz inne opowieści" i "Krzyż na Mnichu oraz kilka innych", chociaz nie jestem pewna, czy powinnam cię do tego zachęcać, bo facet pisze lepiej ode mnie i nie wiem, czy po nim w ogóle będzie ci się chciało mnie czytać...

Aga,
Cieszę się, że jestem "gość" :D A co do "zresztą", to muszę jeszcze raz przyjrzeć się dokładnie wszystkim moim tekstom, bo, przyznaję, popełniam ten błąd notorycznie :/

Dziękuję Wam za wizytę i pozdrawiam :)
al-szamanka dnia 19.06.2013 14:54 Ocena: Bardzo dobre
Cytat:
ja ge­ne­ral­nie bar­dzo szyb­ko cho­dzę, na­praw­dę...​ale po pła­skim. Pod górę się męczę i już.

hihihi koleżanko, ja chodzę nieprawdopodobnie bardzo szybko, ale pod górę nie znoszę... i po takiej wspinaczce też wyglądam jak czerwony potwór:)

Ha, nie dość, że turystka mimo woli, to jeszcze opiekunka bezdomnych psów.
Podobała mi się trasa górska, podobała mi się akcja ratowania psa.
W sumie udany tekst, przyjemny w czytaniu.

Pozdrawiam :)
aga63 dnia 19.06.2013 15:00
Dzięki za odwiedziny i komentarz al-szamanko :) To cieszę się, że nie tylko ja tak mam z tym wchodzeniem pod górę. I sama nie wiem co w tym jest - zawsze się umorduję, zmacham jak dziki osioł, a ciągle się pod tę "górę" pcham ;) Raz (a może i więcej...) prawie nawet zemdlałam z wysiłku i upału, ale nie powstrzymało mnie to, póki co :)

A z tą "turystką mimo woli" to chodziło mi o psa, który się zapędził pod sam Giewont :)
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
27/03/2024 22:12
Serdeczne dzięki, Pliszko! Czasem pisząc, nie musiałem… »
pliszka
27/03/2024 20:55
Kaz, w niektórych Twoich tekstach widziałam więcej turpizmu… »
Noescritura
25/03/2024 21:21
@valeria, dziękuję, miły komentarz :) »
Zdzislaw
24/03/2024 21:51
Drystian Szpil - to i mnie fajnie... ups! (zbyt… »
Drystian Szpil
24/03/2024 21:40
Cudny kawałek poezji, ciekawie mieszasz elokwentną formę… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:18
@Optymilian - tak. »
Optymilian
24/03/2024 21:15
@Zdzisławie, dopytam dla pewności, czy ten fragment jest… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:00
Optymilian - nie musisz wierzyć, ale to są moje wspomnienia… »
Optymilian
24/03/2024 13:46
Wiem, że nie powinienem się odnosić do komentarzy, tylko do… »
Kazjuno
24/03/2024 12:38
Tu masz Zdzisław świętą rację. Szczególnie zgadzam się z… »
Zdzislaw
24/03/2024 11:03
Kazjuno, Darcon - jak widać, każdy z nas ma swoje… »
Kazjuno
24/03/2024 08:46
Tylko raz miałem do czynienia z duchem. Opisałem tę przygodę… »
Zbigniew Szczypek
23/03/2024 20:57
Roninie Świetne opowiadanie, chociaż nie od początku. Bo… »
Marek Adam Grabowski
23/03/2024 17:48
Opowiadanie bardzo ciekawe i dobrze napisane.… »
Darcon
23/03/2024 17:10
To dobry wynik, Zdzisławie, gratuluję. :) Wiele… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
  • Slavek
  • 22/03/2024 19:46
  • Cześć. Chciałbym dodać zdjęcie tylko nie wiem co wpisać w "Nazwa"(nick czy nazwę fotografii?) i "Album" tu mam wątpliwości bo wyskakują mi nazwy albumów, które mam wrażenie, że mają swoich właścicieli
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty