Lena (11) - wykrot
Proza » Długie Opowiadania » Lena (11)
A A A
Od autora: Odcinek jedenasty. To tutaj padną słowa, które będą mieć niemałe znaczenie dla dalszych losów obojga głównych bohaterów. Pozwolą też zrozumieć zakończenie całej historii. Czy zaskakujące? Nie powiedziałbym...

Zabrzmiało to tak groźnie, że ochota do żartów błyskawicznie mi przeszła. – Mów! – rzuciłem krótko, skupiając się na odbiorze tego co powie.
- Tomek, to poważna sprawa – zagaiła z marsową miną.
Jeśli jeszcze łudziłem się, że to jakiś drobiazg, to teraz odrzuciłem resztki takich myśli. Byłem prawie jak członkowie zarządu podczas narady. Skupiony i wsłuchany w to, co powie.
- Otóż wszystko, co mi dzisiaj opowiedziałeś, o twojej rozmowie z mężem Olgi, a także z nią samą, świadczy o tym, że ty działasz, można by powiedzieć, w warunkach zbytniego zaufania do warunków zewnętrznych. Ty ciągle wierzysz w uczciwość i szczerość intencji twoich rozmówców. Prawda?
Wzruszyłem ramionami. – A to źle?
- Różnie bywa – odparła wymijająco. – Sądziłam, że mając swoje doświadczenia handlowe, lepiej zdajesz sobie sprawę z tego, że przecież możesz być karmiony fałszywymi informacjami. I to z premedytacją. Powiedz mi, czy wszystkie podpisane kiedyś kontrakty zrealizowałeś?
- No… niekoniecznie.
- Czyli wiesz, że niekoniecznie też jest prawdą to, co serwują ci rozmówcy.
- Oczywiście, że wiem.
- W porządku, ale teraz gra toczy się o całkiem inną stawkę. To nie jest kilkanaście czy też nawet kilkaset tysięcy dolarów. To są miliony i to przeważnie grube miliony. Jak możesz wątpić w to, że ty jesteś poza sferą zainteresowania tutejszej służby bezpieczeństwa? Znasz przecież obecną politykę władz centralnych. Niby przestaliśmy być wrogami, ale nie zawsze jest im w smak nasze zaangażowanie inwestycyjne. A jeśli nawet niby cieszą się z tego, to nie zawsze szczerze, a już na pewno nie we wszystkich branżach. A ty odwiedzasz różne firmy. Rozmawiasz z wieloma ludźmi. Sądzisz, że oni nie piszą sprawozdań po rozmowach z tobą? Na jakiej podstawie tak sądzisz? Bo byli mili?
- Uważasz, że coś sknociłem? – odezwałem się cicho, bo wiedziałem, że ma rację. Przecież teraz, od chwili przyjazdu, zachowywałem się jak tak kiedyś. Na luzie i niezbyt dbając o swój wizerunek.
- Nie, ja nie o tym mówię. Tylko twoje emocje, kiedy opowiedziałeś mi przed chwilą o swoich wieczornych rozmowach świadczą o tym, że jesteś do tego nieprzygotowany. To także moja wina. Jakoś byłam przekonana o tym, że wszystko wiesz i niczego nie muszę ci mówić, ani tym bardziej pouczać. A ty po prostu zapominasz czasami, że stąpasz po lodzie.
- Aż tak? – spojrzałem na nią bezradnie. Roześmiała się i objęła mnie rękami.
- Na razie to może nie – łagodziła swoje słowa. – Jednak musisz mieć świadomość tego co może być konieczne. Zawsze musisz wiedzieć. Niezależnie od tego czy jesteś trzeźwy, czy po kilku butelkach. Słuchaj, pracujemy głównie w dziedzinie informacji. Jawnej informacji, żeby nie było wątpliwości. Ale nasze metody ich zbierania nie różnią się niczym od tych, które stosuje wywiad. I tak jesteśmy postrzegani. Więc cóż w tym dziwnego, że kontrwywiad interesuje się nami? Od tego jest. Nie wyobrażam sobie, żeby było inaczej. Więc dlaczego się dziwisz, że Anatolij może o tobie wszystko wiedzieć? Że ma dostęp do twojej teczki? Ba, że ty w ogóle masz tam teczkę?

- Jakoś dotąd nie myślałem o tym…
- I to jest twój błąd. Duży błąd. Zawsze należy mieć świadomość tego, że jesteś w ukrytej kamerze. Będziesz o tym pamiętał?
- Teraz tak, a przynajmniej będę próbował nie zapominać. A ty? Ty wiesz, że masz u nich teczkę?
- Oczywiście! – roześmiała się. – Przecież to kim jestem, napisałam we wniosku wizowym. Nie mogłam napisać, że jadę w celach turystycznych, bo to nieprawda. Już wtedy mi założyli teczkę, jeśli nawet nie miałam jej wcześniej. Poza tym, byłam w amerykańskiej ambasadzie. Uważasz, że ten fakt nie został zarejestrowany? Nie wiesz, że wszyscy tam wchodzący są filmowani i sprawdzani? Byle skrzyżowania są monitorowane, a ty sądzisz, że wejście do ambasady nie jest?
- Ależ wiem o tym! Dlatego zdziwiła mnie twoja łatwowierność. Nie boisz się wycieku informacji o nas?
- Nie, nikt tego nie zrobi.
- Skąd ta pewność?
- Tomek, przecież tam pracują inteligentni ludzie. Na pewno sprawdzili moje dossier, więc bez większego trudu ustalili, że moje dzieci noszą twoje nazwisko. A dodać dwa do dwóch, oni potrafią. Gdybym trzymała cię na dystans, pewnie by szukali tego przyczyny. A wtedy ustalenie, że twoja żona o niczym nie wie, byłoby proste. Jeśli jednak nadal pozostajemy razem, to zacierają ręce, że mają na nas haka. Ich czujność spada i bardziej będą się zajmować nami a nie naszymi rodzinami.
- Co będzie jeśli to ujawnią?
- A po co mieliby to zrobić? Żeby nas spalić? Wtedy firma przyśle kogoś innego, a oni będą musieli zaczynać wszystko od początku… Nie, skarbie! Inteligencja nie znaczy pracowitość. Na ogół jest dokładnie odwrotnie. A zbyt dużo pracować nikomu się nie chce…
Tylko głupiec ujawnia bez powodu materiały kompromitujące obiekt we wstępnej fazie. Bo każdy as bierze raz. Wyłożony na stół, nie stanowi potem zagrożenia dla nikogo. Już nie bierze w grze udziału. A przecież ona trwa i trwać będzie! As na ręce jest o wiele groźniejszy, bo stanowi stały nacisk, stały argument. Oczywiście, jeśli obiekt o tym nie wie. Bo jeśli wie, może przygotować kontrargument niczym jokera, który pobije każdego asa. Albo wcześniej zablefować, że takiego jokera ma. Wtedy, jeśli blef będzie udany, asa do końca nie wprowadzą do gry, bojąc się ośmieszenia i kompromitacji… Tak, Tomku! To jest gra!
Teraz oni wiedzą, że ja wiem, że oni wiedzą. I muszą czekać. Na razie pokazałam im zęby i brak lęku poprzez demonstracyjne afiszowanie się z tobą. Nie wiedzą co jest grane i będą siedzieli cicho. Trochę czasu zajmie im też ustalanie co ja wiem a czego się tylko domyślam. Mam nadzieję, że nigdy nie dojdą do pewności w tym temacie.
- I na tym opierasz swoje przekonanie, że nic nam nie grozi?
- Dokładnie tak! Trzymanie języka za zębami leży teraz w ich interesie, a oni potrafią uciszyć nawet tych stojących z boku, którzy nieopatrznie próbowaliby o nas paplać. Na to też nie pozwolą!

- Żebyś jeszcze w Polsce była taka miła…
- Przestań! To inna sytuacja. Nie możesz liczyć na nic! – odparła zdecydowanie, kręcąc głową przecząco. – Tam nikogo nie uciszysz. Tomek, przecież wiesz… w tym temacie nie zmieniło się nic. Ja nie mogłabym żyć ze świadomością, że Marta mogłaby przede mną stanąć i zażądać, bym oddała jej męża. Dlatego proszę cię, nie kontynuujmy tego tematu.
- Obiecałaś, że powiesz mi dzisiaj czy mnie kochasz…
Przystanęła.
- Proszę, nie zadawaj pytań na które nie chcesz usłyszeć odpowiedzi – oświadczyła dobitnie, po czym odwróciła się, podejmując powolny marsz. Ja stanąłem w miejscu.
- Chodź! – wróciła, chwytając mnie za dłoń. – Proszę, nie psuj mi wieczoru!
Westchnąłem głośno.
- Niedobra jesteś dla mnie! – powiedziałem smętnie.
- Nieprawda, chociaż czasami muszę taką być! – odparła niewzruszenie, ale już bardziej miękko.
- Słowa, słowa, słowa…

- Dobrze. Miała to być niespodzianka i chciałam o tym powiedzieć dopiero wieczorem, ale skoro się upierasz… Przylatujemy z chłopcami na święta do Polski i spędzamy je w domu, w Podkowie. A ciebie zapraszamy do nas w drugi dzień. Urządzę wtedy dla nich przyjęcie urodzinowe. Cieszysz się? No powiedz, że się cieszysz!
- Naprawdę? Bardzo się cieszę! A może przyjadę wcześniej?
- Nie, proszę cię! Pierwszy dzień świąt masz spędzić grzecznie w domu. I tak musisz wymyślić jakiś powód, żeby się urwać drugiego dnia. To już jest na twojej głowie. U nas możesz się zjawić najwcześniej na obiedzie. I do Moskwy polecisz stąd, bezpośrednio potem.
- Chłopcy wiedzą o tym zaproszeniu?
- Tak! Wiedzą nawet, że to ty jesteś ich tatusiem. I czekają na ciebie z niecierpliwością. Naprawdę!
- Nie mów… kochana jesteś! – przycisnąłem ją do siebie. – Jak przyjęli tę informację?
- Wbrew moim wcześniejszym obawom, zupełnie dobrze. Powiedziałabym nawet, że z dużym entuzjazmem. Pamiętają ciebie z Pokrzywna, wasze zabawy i wyprawy, wydaje mi się, że obdarzyli cię dużym zaufaniem. Pytali dlaczego nie jesteś z nami jak inni tatusiowie, ale wytłumaczyłam, że pracujesz za granicą. Że wielu tatusiów musi wyjeżdżać do pracy daleko od domu, więc to nie jest żaden wyjątek.
- Uwierzyli?
- Nie mieli innego wyjścia, oni jeszcze nie wiedzą że pieniędzy nam nie brakuje, tak jak innym rodzinom. Ale uznałam, że na razie taka wiedza im wystarczy. W każdym razie cieszyli się bardzo że możesz przyjechać i będziesz mógł się z nimi pobawić.
- Dla mnie to także będzie test…
- Zdecydowanie tak. Dlatego nie zawiedź ich! Nie musisz kupować żadnych prezentów, oni nie są do tego przyzwyczajeni. Od nikogo, kto się u nas zjawia, żadnych podarków nie oczekują. I nie dostają. Są spragnieni wyłącznie twojej osoby. Sam kontakt z tobą będzie dla nich dużym przeżyciem.
- No nie, coś wypada im podarować! Będą mieć lepsze skojarzenia.
- Jak uważasz, nie chciałabym zbytnio wtrącać się w te sprawy, ale proszę, nie wysilaj się na jakieś ekstrawagancje. Oni mają wszystko co dzieciom potrzeba i dużo tego, co jest im zupełnie zbędne. Nawet gdybym chciała ci coś podpowiedzieć w tej kwestii, wskazać na coś przydatnego, to nie potrafię. Bo jeśli uznam jakąś rzecz za potrzebną, to ją kupuję. I oni mają naprawdę wszystko. W każdym razie, ja im stąd niczego nie przywiozę.
- A mówiłaś przed wyjazdem, że się ze mną spotkasz?
- Tak, powiedziałam! Przecież zostali sami…
- I jak zareagowali?
- Nie domyślasz się tego? – przytuliła się, zarzucając ręce na szyję. – Chcieli ze mną jechać! Musiałam tłumaczyć, że to służbowy wyjazd, moja praca i nie będę mieć dla nich czasu. Dlatego nie mogę być tutaj ani godziny dłużej niż zaplanowane. Czekają na mnie i moją relację o tobie.
- Powiedz im, że kocham ich obydwu, tęsknię i bardzo się cieszę, że niedługo będziemy mieli okazję do spotkania się. I zapewnij, że ja też pamiętam! Pamiętam Pokrzywno, naszą wyprawę do lasu, polowanie na raki i całą resztę.
- Przekażę! – zapewniła, pocałunkami zamykając mi usta. – Na pewno przekażę, że mają tatę – łobuza, który nie chciał nawet pokazać mi Moskwy!

Do hotelu wracaliśmy grubo po dwudziestej pierwszej. W Moskwie to była godzina, kiedy wieczorne życie miasta, właściwie dopiero się zaczynało. My jednak, zupełnie nie byliśmy nim zainteresowani. Wrażeń mieliśmy dość.
Po naszej rozmowie, zaproponowałem Dorotce zwiedzanie Kremla. Nie bardzo chcieli nas tam wpuścić, ze względu na późną porę, ale opłaciliśmy przewodnika i wszystko stało się możliwe.
Dorota była zachwycona! Wprawdzie nasz cicerone nie znał angielskiego, ale wystąpiłem w roli tłumacza na polski, ku jego absolutnemu zdziwieniu. I powiem nawet, że sam też dowiedziałem się paru nowych rzeczy, bo gość się starał! Dorota zaś, obiecała tu powrócić.
A potem zwiedzaliśmy Plac Czerwony i całe jego otoczenie. Dorotce najbardziej przypadł do gustu słynny budynek Teatru Balszoj. Zapowiedziała, że Irinie nie odpuści i skorzysta z jej propozycji. Tak samo postanowiła zobaczyć reklamowaną rewię na lodzie, notując w pamięci temat. Zadanie również do rozpracowania przez Irinę. Żeby zgrać występy z jej pobytem.
W końcu jednak wytłumaczyłem jej, że te okolice nie oddają obecnego ducha Moskwy. To blichtr i szpan dla turystów. Jeśli chce poczuć prawdziwe pulsowanie miasta, musimy udać się pod pomnik Puszkina, gdzie zakochani od dawna i cały czas umawiają się na spotkania. Zobaczy wtedy również pierwszego McDonald’a, do którego w początkach jego istnienia ustawiały się wielokilometrowe kolejki, w których ja także kiedyś stałem, a w niewielkiej, ekskluzywnej kafejce po drugiej stronie placu i stojącej na jego środku fontanny, ściskałem dłoń sympatycznego pana, z którym poznał mnie szef zaprzyjaźnionej firmy. I odpowiadałem na jego dość dociekliwe pytania.
Dopiero kiedy go zastrzelili i gazety opublikowały fotografię, dowiedziałem się, że to był szef mafii, rządzącej wtedy tą połówką Moskwy. Nie powiem, żebym był wtedy zachwycony tymi informacjami, ale na szczęście, to zdarzenie żadnych następstw dla mnie nie miało.

Nic więc dziwnego, że byliśmy już bardzo zmęczeni, kiedy ruchome schody stacji metra Majakowskaja wypluły nas na powierzchnię. Całą drogę przestaliśmy na nich bez ruchu, obejmując się tylko i podtrzymując. Pieszczoty zostawiliśmy na później.
- Już dawno nie spędziłam tylu godzin na nogach – poskarżyła się Dorotka. – Daleko do hotelu?
- Nie, kilka minut piechotą. Jeśli chcesz, wezwę taksówkę.
- Nie, nie chcę. Przejdziemy się. Jeszcze wytrzymam. Te szpilki mam dość niskie i dobrze ułożone do stopy, tym niemniej z ulgą je zrzucę.
- Proszę bardzo! – wskazałem ręką kierunek.
Ruszyła, a ja za nią. Po kilkunastu krokach zwolniła.
- Dlaczego się gniewasz? – zapytała.
- Nie! – roześmiałem się. – Nie gniewam się! – powtórzyłem spokojnie. – To tylko mój refleks zwolnił ze znużenia. Chciałbym się umyć i zanurkować w pościel…
- Nie będziesz jadł kolacji? – jej palce odszukały moją dłoń.
- A nie możesz zamówić do apartamentu?
- Właściwie to masz rację. Możemy zjeść spokojnie i na luzie. Nie tęsknię za świecami i kelnerami, a tym bardziej za towarzystwem obok.
- Właśnie. Tym bardziej, że na jutrzejsze śniadanie przyjedzie Igor.
- Trudno, mam nadzieję jednak, że nie wpadnie na pomysł, aby jechać z nami na lotnisko?
- A co będzie jeśli poczuje się zobowiązany?
- Wtedy wybijesz mu to z głowy. Nie chcę! Wystarczy, że ty mnie odprowadzisz.
- Będę płakał… – przytuliłem się do niej.
- Maleństwo… – pogłaskała mnie po głowie. – Nie płacz! Do świąt pozostało tylko parę tygodni, wytrzymasz! A poza tym dostaniesz w poniedziałek taki wykaz czynności do pilnego wykonania, że zapomnisz nawet o płaczu! Muszę zadbać o ciebie, byś nie miał czasu na głupie myśli, na Rosjanki, Moskwiczanki i wszystkie inne –anki. Skoro sam ośmielasz się mieć wątpliwości, czy jesteś tutaj przydatny, czy uczciwie zarabiasz na chleb, to muszę zrobić wszystko, abyś na własnej skórze przekonał się o tym! – zachichotała, zrywając się do biegu.
Pobiegłem za nią, a hotel był tuż, tuż…

Nie wiem co sobie pomyślał szwajcar dyżurujący przed wejściem. Biegnącą Dorotę usłyszał na pewno odpowiednio wcześniej, bo odwrócił się w tę stronę i uważnie nas obserwował. Pewnie myślał, że jakiś durny facet goni kobietę, ale po co to robi? Przecież cała ulica była dobrze oświetlona…
Dorota jednak zatrzymała się obok niego, a wtedy zobaczył, że śmieje się wesoło. Zaraz też do niej dołączyłem, a wtedy objęliśmy się, całując i dysząc obydwoje.
- Rozruszałam cię troszeczkę? – pytała zalotnie.
- O ile dobrze pamiętam, to miałaś tendencję do biegów porannych, a nie wieczornych! – protestowałem.
- Nadal rano biegam! – pochwaliła się. – Chociaż muszę przyznać, że z regularnością mam niejakie kłopoty. Zbyt zmienny tryb życia prowadzę. Chodźmy! Wybierzemy tylko coś na kolację i idziemy lulu! – podała mi dłoń.

Nie poszło nam tak sprawnie, jak sądziliśmy. Tuż za drzwiami, na skraju hallu, rosły ochroniarz, jeden z dwóch tutaj stojących, zażądał od nas obydwojga okazania karty gościa i zagrodził przejście swoim ciałem. Dorota stała niepewnie, bo mówił dość niewyraźnie i chyba niewiele zrozumiała z jego słów, a ja byłem tak zaskoczony, iż nie mogłem sobie przypomnieć gdzie te karty mam. W dodatku nie widziałem powodu dla którego mam słuchać byle ciecia. Próbowałem go obejść, bo okazał się odporny na moje wściekłe słowa, jednak on ani myślał ustąpić.
Na nasze szczęście, zamieszanie przy drzwiach zwróciło uwagę recepcjonistek. Jedna z nich podbiegła do goryla i z szybkością karabinu maszynowego, prosto w nos rzuciła mu wściekłą wiązankę, co natychmiast przyniosło piorunujący skutek. Obydwu dupków zdmuchnęło, a recepcjonistka próbowała przepraszać Dorotę za jego zachowanie.
Przeprosiny, w imieniu Dorotki, przyjąłem a sympatyczną dziewczynę zapytałem jeszcze, czy wszystko w hotelu funkcjonuje jak dawniej i czy mają u siebie w recepcji restauracyjne menu.
Miały, ale nieoczekiwanie Dorotka wyjawiła inne plany.
- Chodźmy na chwilę do restauracji! – poprosiła, kiedy awantura przycichła. Stała zupełnie zdezorientowana, niewiele wiedząc z tego co się działo.
Nie miałem powodów do sprzeciwu.

- Słuchaj, czego ten byczek ode mnie chciał? – zapytała, kiedy odeszliśmy kilka metrów.
- Ten byczek właśnie stracił posadę – roześmiałem się. – I słusznie! Jest za głupi na hotel tej klasy i tej renomy.
- Nie chciał mnie wpuścić?
- Coś koło tego… – nie chciałem jej mówić prawdy, ale w tej samej chwili pomyślałem, że robię błąd. Powinna wiedzieć o wszystkim. – Ten kretyn, ujrzawszy ciebie, pomyślał sobie że ja, czyli gość hotelowy w co nie wątpił, znalazł sobie dziewczynkę. I chce ją przemycić do numeru. Bezpłatnie. A za obce panienki ochroniarze hotelowi biorą kasę. To oczywistość w obiektach niższej klasy! Ale nie w takim obiekcie! Ten głupek o tym nie wiedział, bo pewnie znalazł się tu przypadkiem, albo nie tak dawno. W dodatku ciężko pomylił się co do osoby. To jest najgorszym grzechem i dyskwalifikuje go zupełnie.
- A ta kobieta?
- Ta dziewczyna była w recepcji wczoraj, kiedy przyjechaliśmy. I wie, że witał cię dyrektor oraz że mieszkasz w jednym z apartamentów. Wie też kim jesteś. Bardzo cię przepraszała…
- To zrozumiałam, ale nie wiedziałam za co.
- Teraz wiesz. Zapowiedziała mu, że jeśli złożysz skargę i będą mieć przez niego kłopoty, to szef natychmiast rozwiąże z ich firmą kontrakt. Za ciężkie naruszenie warunków, z karami umownymi włącznie. Lekko miał nie będzie. Powiedziała też, że natychmiast zawiadamia jego szefów. Czuję, że to nie jest koniec tej historii. Zostałaś tutaj obrażona i jeśli się uprzesz, to dyrektor hotelu wyleci z posady.
- Ja nawet nie wiedziałam co się dzieje…
- Ale recepcjonistka wie, że ja wiem. Że znam rosyjski doskonale i wszystko zrozumiałem. A ty, w mojej osobie, masz mocnego świadka tego zdarzenia. Słuchaj, tu nie będzie żadnego dochodzenia policyjnego ani prokuratorskiego. Jest zbędne. Wystarczy twoja skarga i moje jej potwierdzenie. W pracy wystarcza zła opinia, żeby wyciągnąć wnioski.
- No patrz, nie wiedziałam! – zakpiła ze śmiechem. – Jak ty mnie uczysz!
- Na drugi raz niczego ci nie powiem! – udałem naburmuszonego.
- Powiesz, nie będziesz taki! – pogłaskała mnie po policzku.
- Nie powiem!
- A jeśli cię pocałuję? – prowokowała.
- Ech, ty! Słoneczko moje! – przycisnąłem ją do siebie. Poddała się, ale tylko na chwilę.
- Zostaw resztę na później. I chodźmy już, bo robię się głodna!

W restauracji zaczęliśmy rozmowę z kelnerem, ale i tak skończyło się na szefie kuchni. Znał angielski, więc kilka minut dogadywał się z Dorotą i kolacyjne menu zostało ustalone. W pełnym zakresie. Mogliśmy wreszcie jechać na górę.

Nie popędzany, bez trudu przypomniałem sobie gdzie mam kartę do apartamentu. Otwarłem drzwi, a kiedy weszliśmy, z ulgą zrzuciłem buty z nóg.
- Nie rób bałaganu! – Dorota zaprotestowała, siadając na miękkim stołku przy drzwiach, po czym z pietyzmem oswobodziła własne nogi.
- Posprzątam, obiecuję! – jęknąłem, stawiając bezładnie kilka kroków, by rozluźnić mięśnie i ścięgna stóp.
- Tomek, tam są woreczki, schowaj swoje skarpety, dobrze? Idziesz pod prysznic?
- A cóż tak pytasz, jakbyś tego nie wiedziała?
- Bo nie wiem kiedy przyjdzie kelner. Kto mu otworzy?
- Z szampanem szybko, a reszta kolacji co najmniej pół godziny później.
Jakby na zamówienie, zapukano do drzwi. Kiedy je otworzyłem, do apartamentu wjechał wózek prowadzony przez kelnera, a za nim wśliznęła się recepcjonistka z bukietem w rękach.
Podeszła do stojącej boso Doroty i gnąc się w ukłonie wręczyła jej kwiaty, jeszcze raz przepraszając w imieniu dyrekcji hotelu za zajście przy drzwiach wejściowych. Powiedziała nam też, że zarówno szampana jak i kolację, decyzją dyrektora otrzymujemy dzisiaj gratis, jako rekompensatę za straty moralne. Życzyła nam przyjemnego pobytu, jeszcze raz poprosiła o wybaczenie i obydwoje wyszli.
- Teraz już ci nie wypada składać zażalenia – roześmiałem się.
- Nie miałam zamiaru, bo niewiele z tego zrozumiałam – wzruszyła ramionami. – A poza tym mam to w nosie, co sobie o mnie myślą. Jednak tak naprawdę, to dzisiaj, gdzieś na ulicy, właśnie o czymś takim pomyślałam. Czy ludzie nie biorą mnie za blondynkę, widząc moje spacery z nieco starszym mężczyzną…
- Na ulicy? – zdumiałem się. – Tutaj? Nie sądzę! To niemożliwe!
- A w metrze?
- Też niemożliwe! A nawet wy-klu-czo-ne! – wyrecytowałem.
- A niby dlaczego?
Roześmiałem się.
- Wiedza, Słoneczko! Znajomość miasta! Tutaj nie spotkasz żadnej dziwki na piechotę! – tłumaczyłem wesoło. – Ani spacerującej pod rękę ze swoim opiekunem. Tym bardziej w metrze. One nie korzystają z metra i mieszkańcy o tym wiedzą!
- Opowiadasz…
- Dorotko, dziwki są od wykonywania poleceń i świadczenia usług. Mężczyźni rzadko je zapraszają do towarzystwa, a jeśli nawet, to w ściśle określonych sytuacjach. Jak też miejscach. Tutaj nawet żony trzyma się krótko. Pamiętasz co Irina powiedziała? Że zdziwiło ją zaproszenie na kolację? Borys rzadko zabiera ją ze sobą…
- Rzeczywiście… Powinien tego żałować. To jest bardzo interesująca kobieta. Otwórz szampana, wypijemy po kieliszku i idziemy się myć.
- Przecież jest otwarty! A kieliszki napełnione!
- Mówisz! – była zaskoczona. – To ja tego nie zauważyłam?
- Skupiałaś się na wysłuchaniu przeprosin oraz wyrazów ubolewania. A kelner zrobił to cicho i dyskretnie.
- Zobaczymy jakim szampanem chcą mnie przekupić… O! jeden z lepszych! – zawołała, zaglądając do kubełka z lodem.

Tym razem, pod prysznicem odbyło się bez ekscesów. Nie licząc oczywiście pieszczot jej biustu, który musiałem umyć! Dorotka żartobliwie opędzała się ode mnie strasząc, że jeśli przekroczę punkt krytyczny, to zaciągnie mnie do łóżka, a wtedy żadna siła nie pozwoli mi wstać aż do rana. I z kolacji będą nici.
Nie miałem wyjścia, musiałem być grzeczny.
Do stolika usiedliśmy w samych szlafrokach. Bez czegokolwiek pod spodem. Tak samo ubrani przyjmowaliśmy też wizytę kelnera, zupełnie się nim nie przejmując…
W takich też strojach przyjęliśmy wizytę Anny…

Nie powiem że spodziewaną, ale później wytłumaczyłem Dorotce, iż moskiewskie, chociaż nigdzie niepisane reguły savoir-vivre-u, dopuszczają takie odwiedziny do dwudziestej trzeciej. To nic wyjątkowego. Tak samo telefony. W późniejszej porze, to już tylko pomiędzy osobami, które uzgodniły to wcześniej. Niespodziewany dzwonek, a jeszcze gorzej odwiedziny, to już przegięcie. Ale do jedenastej – wszystko jest w porządku.
Tutaj praca zaczyna się od dziewiątej rano, więc noc trwa dłużej niż w Polsce. Godzina przed północą to tak, jak dziewiąta wieczór w Polsce. Jeszcze pełnia życia. Cóż winna jest Anna, że była moją pilną uczennicą i zastosowała się do reguł tutaj rządzących?
Kiedy rozległo się nieśmiałe pukanie do drzwi, znieruchomieliśmy ze zdziwienia…
Byliśmy tak mniej więcej w środku kolacji, delektując się niespiesznie wymyślnymi potrawami, przeplatanych próbami osuszenia butelki z szampanem. Rozmawialiśmy przy tym raczej o sprawach służbowych. Chyba instynkt nam podpowiadał, że zmiana tematu, nieuchronnie pociągnie za sobą również zmianę teatru rozmowy. Z salonu na sypialnię. A przecież nie było się gdzie spieszyć. To i tak czekało nas nieuchronnie.
Już prysznic przywrócił nam chęć do życia, a szampan dodał jeszcze wigoru. Całodzienne zmęczenie gdzieś się podziało. Nasza rozmowa zaczęła coraz bardziej zahaczać o intymności, stawała się głośniejsza, a tu nagle pukanie…
Chciałem wstać, jednak Dorotka powstrzymała mnie gestem dłoni. Słusznie, przecież nie ja byłem tu gospodarzem. Wstała i podeszła do drzwi.

Nie zrozumiałem co mówiła Anna, nawet nie rozpoznałem kim jest osoba za drzwiami. Ale usłyszałem Dorotkę.
- Wejdź proszę!... Nic nie szkodzi… My niedawno wróciliśmy i właśnie jemy kolację. Ty jadłaś już?... Och, żaden problem. Wejdź, nie krępuj się, zapraszam!

Nie wiem jaką miałem minę, kiedy Anna weszła do salonu, ale na mój widok, stanęła jak wryta.

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
wykrot · dnia 07.07.2013 19:43 · Czytań: 919 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 2
Komentarze
jasna69 dnia 09.07.2013 10:34
Niestety jeszcze nie miałam czasu, aby cofnąć się do pierwszych odcinków Leny, ale ten mi się podoba i wzbudził moją ciekawość. Dorotka wygląda na bardzo przebiegłą i inteligentną kobietę i Tomek wypada przy niej raczej blado. No cóż… pewnie znów będę musiała zmienić zdanie o nim jak przeczytam pozostałe części (tak jak w przypadku Dorotki po Tamto lato…).
Bardzo dobrze napisany fragment.

Gratuluję i pozdrawiam.
zajacanka dnia 09.07.2013 23:44
Co z tymi skarpetkami w woreczku? Całość do skasowania, bo brzydko zapachniało... Naturalistycznie wręcz, ale zupełnie tu nie pasuje.

Nie mam czasu, wykrot, na więcej komentarza, ale śledzę wciąż, Ty wiesz.
kiss
a
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:44
Pierwsza część tekstu, to wyjaśnienie akcji z Jarkiem i… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:28
Chciałem w tekście ukazać koszmar uczucia czerpania, choćby… »
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
valeria
18/04/2024 19:26
Cieszę się, że przypadł do gustu. Bardzo lubię ten wiersz,… »
mike17
18/04/2024 16:50
Masz niesamowitą wyobraźnię, Violu, Twoje teksty łykam jak… »
Kazjuno
18/04/2024 13:09
Ponownie dziękuję za Twoją wizytę. Co do użycia słowa… »
Marian
18/04/2024 08:01
"wymyślimy jakąś prostą fabułę i zaczynamy" - czy… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty