Desperado - Figiel
Proza » Humoreska » Desperado
A A A

Gonił mnie potwór. Prawdziwy. Najprawdziwszy z prawdziwych. Sunął za mną z rykiem, wyciągając czarne, kosmate łapy. W panice bezskutecznie międliłem nogami pustą przestrzeń, aż w końcu dopadł mnie i cisnął na plecy. Żółte oczy płonęły żądzą mordu, otwarty pysk straszył potężnymi zębami, a pośród nich majaczył krwistoczerwony jęzor, który chlasnął mnie po twarzy. Zacisnąłem ze strachu powieki, ale zaraz, wiedziony nagłym przypływem bohaterstwa, szarpnałem całym ciałem i otworzyłem oczy.

Faflun, rozłożony na mojej piersi całym buldogowym cielskiem, wlepiał we mnie okrągłe, wyłupiaste oczy z mieszaniną zainteresowania i oczekiwania.
- Won, kurduplu - jęknąłem, usiłując wstać, ale natychmiast poczułem przeszywający ból w prawej skroni. I w lewej. W prawej i lewej zarazem. W całej czaszce. Kac.
Z największą ostrożnością ułożyłem głowę na poduszce i szepnąłem konspiracyjnie:
- Kot, Faflun, kot...
Z podziwu godną szybkością zeskoczył ze mnie, dopadł balkonu i rozdziamgotał się miarowo: hau, hau! Hau, hau hau! Wrr... Hau, hau!
Błąd. Duży błąd, bo natychmiast w mojej głowie rozszalała się horda młotów pneumatycznych, a myśli, jeśli jakiekolwiek były, zaczęły się rwać albo przepływać niezdefiniowane, bez początku, lub bez końca, więc nadludzkim wysiłkiem wyszeptałem ledwo słyszalnie:
- Cicho, Faflun. Nie ma kota.
Spojrzał na mnie zawiedzionym wzrokiem i umilkł.
Faflun nie grzeszy mądrością, ale jest posłuszny. Ja też jestem posłuszny, do tego nieśmiały. Mamy ze sobą wiele wspólnego. Chociaż nie, nieprawda.
Faflun przechadza się, kołysząc jajami, targa swoje tłuste brzuszysko na krótkich łapach, sapie przy tym i charczy, produkuje niezliczone ilości śliny, pierdzi nieprzytomnie, a i tak wszystkie laski głaszczą go i przytulają, świergocząc, że jest "słodki piesio" i w ogóle miękną z zachwytu.
Ja nie jestem gruby, nie ślinię się, nie pierdzę, a przynajmniej nie w towarzystwie, lecz żadna panna nawet na mnie nie spojrzy. Dlatego wczoraj uchlałem się.
Nie sam, z Faflunem, ale on nie pił. Chyba.
Gdzieś z zakamarków świadomości wypłynął na powierzchnię obraz: siedzę na podłodze z Faflunem w objęciach i żebrzę, aby mnie nauczył... Czego niby? Szczekać?
Skrzywiłem się na to wspomnienie z niesmakiem, którego wcale nie musiałem przywoływać, bo czułem go całkiem realnie. W ustach zalegała mi jakaś sztywna, nieruchoma masa gąbczasta, która normalnie jest językiem, a śluzówki domagały się natychmiastowego nawodnienia. Niby rzecz do realizacji, w kuchni lub od biedy w łazience, ale odległość do tych pomieszczeń była dla mnie nie mniejsza, niż długość równika, przy czym ciało zdecydowanie odmawiało współpracy. Uznałem jednak, że skoro nie zginąłem z łap sennego potwora, to raczej idiotycznie byłoby zejść z powodu kaca. Jęcząc i na wszelki wypadek nie odrywając głowy od poduszki, zsunąłem nogi za skraj łóżka.
Coś brzęknęło metalicznie, a pod stopami poczułem upragnioną wilgoć.
I znów krótki przebłysk świadomości: oto w pijackim widzie i głębokim poczuciu miłości do Fafluna, pełen motywacji do okazania mu pełni troskliwości, przenoszę jego miskę z wodą do sypialni, a potem tulę zwierzaka i mruczę coś do mięsistego ucha. Wzdrygnąłem się, po czym jak kłoda, z zupełnym brakiem koordynacji ruchowej, przewaliłem się przez rant łóżka i ległem na podłodze z twarzą w psiej misce.
Piłem chciwie, nie bacząc, że Faflun, charcząc i plując, niewątpliwie robił to samo co najmniej kilkakrotnie, bo od dwóch dni nie zmieniałem wody.
Albo coś koło tego.
To, co wychłeptałem, zdziałało cuda z moimi tkankami, więc jak niemowlę zasnąłem tam, gdzie byłem.
Obudził mnie natarczywny odgłos dzwonka u drzwi.
Wcale nie byłem ciekaw gościa i nie zamierzałem otwierać. Faflun rzecz jasna nie szczekał, bo zrozumienie związku przyczynowego między dzwonkiem do drzwi i pojawieniem się obcego w domu było poza jego możliwościami albo po prostu uważał, że słyszę równie dobrze jak on. Dla równowagi miał chyba niewysokie mniemanie o moim wzroku, bo donośnie informował o wszystkich wyimaginowanych i rzeczywistych kotach w okolicy.
Teraz stał przy firance z zadartą tylną nogą i ze stoickim spokojem barwił moczem białą firankę, produkując przy tym małe jeziorko. Wybałuszał na mnie żabie oczy i uśmiechał się całym pyskiem.
Spojrzałem na niego karcąco i już szykowałem się do przemowy, gdy usłyszałem chrobot klucza w zamku.
Zerwałem się, z trudem łapiąc równowagę. Jedyną osobą, która miała klucz do mieszkania była moja mamusia.

To jej zawdzięczałem samozapełniającą się lodówkę i garderobę z samopiorącymi ubraniami, wraz z samoprzyszywającymi guzikami. Dzięki jej aktywności miałem też samosprzątające mieszkanie.
Moja mama była z tych, które są przekonane, że ich syn, jakkolwiek dorosły, to bez troskliwej opieki zginie marnie, więc roztaczała nade mną rodzicielski nadzór z nadmierną czułością.
Biorąc pod uwagę, że ostatnie dwa tygodnie spędziłem w uroczej mazurskiej miejscowości, usiłując poderwać rudowłosą kelnerkę, co miało skutek w dużej ilości przywiezionych do domu fotek piękności, tulącej Fafluna, a poza tym żadnego wymiernego dla mnie, to właśnie dziś przypadł dzień zapełniania lodówki.
Kłopot w tym, że mama, jako zdeklarowany wróg napojów alkoholowych, nie powinna widzieć żadnych śladów mojej wczorajszej działalności.
Natychmiast zapomniałem o kałuży przy oknie, błyskawicznie strzepnąłem kołdrę, nadając jej mniej więcej płaską formę, złapałem pustą flaszkę i, nie bardzo wiedząc, co z nią począć, po prostu zagrzebałem w posłaniu Fafluna. Dopadłem łazienki i uruchomiłem prysznic, dokładnie w tej chwili, gdy mama wkroczyła do mieszkania.
- Jesteś, synku? - zawołała z przedpokoju.
- W łazience, już wychodzę! - odkrzyknąłem, starając się, aby mój głos brzmiał normalnie, co mi nie wyszło, bo zachrypiałem jak stare radio.
Potem szybko zrzuciłem ciuchy, wlazłem pod prysznic i natychmiast wylazłem, nie dokonując żadnych ablucji, bo w tym momencie zadowalał mnie po prostu mokry wygląd. Wolałem mieć mamę na oku.
Z ręcznikiem przewiązanym wokół bioder dziarsko wymaszerowałem z łazienki.
Mamusia stała w kuchni, wykładając zakupy na stół.
- A co ty masz taki dziwny głos, chory jesteś? - zapytała troskliwie, po czym, nie czekając na odpowiedź, zadysponowała: - No, ucałuj mamę!
Nabrałem głęboko powietrza i na bezdechu złożyłem na ukremowanych policzkach synowski pocałunek, czym ją roztkliwiłem, bo pieszczotliwie pogłaskała mnie dłonią po głowie nieświadoma, że niemal się duszę. Trochę zbyt nerwowo odsunąłem się na bezpieczną odległość i z ulgą uwolniłem oddech.
- Oj, ty zawsze uciekasz ode mnie - stwierdziła urażona.
Zawsze? Nie, nie zawsze, tylko dziś, i to dla jej dobra, bo mój oddech prawdę mówiąc cuchnął browarem. Zaniedbanym, starym browarem, w którym brudni browarnicy warzą stare, zatęchłe piwo. Kto wąchał, ten wie o co chodzi, ale mama nie musi.
- Wydaje ci się - odparłem uspokajająco i usiadłem na stołku, bo w nogach nadal miałem jakąś niemoc.
Na szczęście nie miała zamiaru drążyć tematu, bo tylko spytała:
- Lodówka pusta, co?
Kiwnąłem potakująco głową, a mama energicznie otworzyła drzwi chłodziarki.
Wcale nie była pusta.
Na najwyższej półce zamieszkało jakieś średniej wielkości zwierzę.
Gęsto obrośnięte szarym futrem, przypominało wyglądem szczura, ale bez ogona. Leżało nieruchomo i nie oddychało, znaczy zdechłe, czyli niegroźne. Chyba że było przedstawicielem obcej cywilizacji, który tylko czyha, aby podstępnie rzucić się człowiekowi do gardła.
- Co to? - zapytała mama wyciągając oskrżycielsko palec w kierunku futrzaka.
- Pomidor? Ogórek? Nie wiem... - wymamrotałem.
Mama prychnęła jak rozzłoszczona kotka, po czym ujęła obcego ręką uzbrojną w ręcznik papierowy i ze wstrętem wyrzuciła do kosza. Koniec marzeń o bliskich spotkaniach.
- To jest pleśń - przemówiła do mnie łagodnie, jak do przygłupa. - A pleśń jest bardzo szkodliwa, bardzo! Wiesz czym grozi zetknięcie z pleśnią?
- No, czym?
- Chorobą - wyszeptała złowieszczo.
Niemal się przestraszyłem. I chyba dlatego nic nie odpowiedziałem.
Przez najbliższe dziesięć minut, w milczeniu, walcząc z falami delikatnych mdłości, przyglądałem się, jak pucuje lodówkę i umieszcza w niej zakupione artykuły. Faflun siedział koło mnie, charcząc miarowo w odstępach trzysekundowych.
Skończywszy z kuchnią, mamusia udała się na obchód reszty mieszkania. Poszliśmy za nią: ja, podtrzymując w pasie ręcznik, Faflun, sapiąc jak miech kowalski.
Widok miski przy łóżku spowodował u rodzicielki gwałtowne podniesienie brwi i pytające spojrzenie. Faflun lojalnie zajął się wyglądaniem przez balkon. Wzrok mamusi powędrował do okna, a brwi uniosły się jeszcze wyżej. No cóż, nie okazałem się tak lojalny jak mój przyjaciel i ruchem głowy wskazałem Fafluna. W jego okrągłych oczach zagościł smutek. Natychmiast poczułem się parszywie, tym bardziej, że on nie wygrzebał w rewanżu butelki z posłania.
- Po co ci ten pies? - zapytała mama z niechęcią. Zawsze nazywała Fafluna "tym psem".
- Dotrzymuje mi towarzystwa - odpowiedziałem krótko, aby nie dawać powodu do dalszych dywagacji, ale tym razem nie przeszło.
- Mężczyźnie powinna towarzyszyć kobieta, nie pies. A w ogóle...
Wyłączyłem fonię. Usta mamy poruszały się bezgłośnie, jak w filmach z czasów niemego kina.
Kobieta, której nie mam, a powinienem mieć to jej konik. Rozwija temat przy każdej okazji i bez okazji również. Jest głęboko przekonana, że z zupełnie niezrozumiałych powodów jej cudowny syn, który mógłby mieć każdą, przedkłada obrzydliwego czworonoga nad towarzystwo damy. Nie mogłem przecież tłumaczyć, że bez niego nie miałbym szans na rozmowę z żadną, bo to do Fafluna, nie do mnie, dziewczyny lecą jak ćmy do ognia, a ja po pijaku błagałem go o nauki.
A zresztą, nawet gdyby jakakolwiek mnie chciała, to i tak nie byłaby w opinii mamy dość troskliwą partnerką dla jej wspaniałego syna. Krótko mówiąc: z której strony nie spojrzysz, dupa.
- ...i dlatego chciałabym, abyś ją poznał dziś na kolacji - z oddali dotarł do mnie głos mamy.
- Kogo poznał? - zapytałem głupkowato.
- No, mówię! Córkę mojej przyjaciółki. Jest bardzo nieśmiała.
Ooo... Coś znajomego. Na bank będzie iskrzyć erotyzmem - pomyślałem ponuro.
- To, co? Przyjdziesz, prawda?
W milczeniu posłusznie skinąłem głową. Zawsze jestem posłuszny. Twarz mamy rozjaśnił tkliwy uśmiech, a potem pobiegła po torebkę.
- Pa, synku!
- Pa!
Zamyśliłem się.
A jeśli jest nieśmiała bardziej ode mnie? To by oznaczało, że mam jedyną, niepowtarzalną szansę zmiany statusu singla, tylko muszę opracować jakąś strategię. Może typ macho, z bicepsami drgającymi pod obcisłą koszulką?
E, nie... Nie mam bicepsów. To może intelektualista z nutą dekadencji? Dziewczyny lubią takich. Bułka z masłem, wystarczy tylko ze smutną miną bredzić o bezsensie życia, o, na przykład...
Tok moich myśli zatrzymał przenikliwy odór psiego pierda. Ze zmarszczonym czołem uważnie przyjrzałem się Faflunowi.
Charknę i splunę - zdecydowałem. Będzie dobrze!

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Figiel · dnia 19.07.2013 07:50 · Czytań: 888 · Średnia ocena: 4 · Komentarzy: 17
Komentarze
Elwira dnia 19.07.2013 11:32
Cytat:
W pa­ni­ce, bez­sku­tecz­nie mię­dli­łem

wyrzuciłabym ten przecinek
Cytat:
ale zaraz(,) wie­dzio­ny na­głym przy­pły­wem bo­ha­ter­stwa(,) szarp­na­łem całym cia­łem i otwo­rzy­łem oczy.

Cytat:
pier­si całym swoim bul­do­go­wym ciel­skiem

swoim - zbędne
Cytat:
za­czę­ły się rwać, albo prze­pły­wać

bez przecinka
Cytat:
a­flun prze­cha­dza się(,) ko­ły­sząc ja­ja­m

Cytat:
sie­dzę na pod­ło­dze, z Fa­flu­nem w ob­ję­ciach

bez przecinka
Cytat:
w kuch­ni, lub od biedy w ła­zien­c

bez przecinka
Cytat:
kaca, ję­cząc, i na wszel­ki wy­pa­dek nie od­ry­wa­jąc głowy od po­dusz­ki zsu­ną­łem nogi za skraj łóżka.

zrobiłabym to tak: kaca. Ję­cząc i na wszel­ki wy­pa­dek nie od­ry­wa­jąc głowy od po­dusz­ki, zsu­ną­łem nogi za skraj łóżka.
Cytat:
e Fa­flun(,) char­cząc i plu­jąc(,) nie­wąt­pli­wie robił to samo co naj­mniej kil­ka­krot­nie


Cytat:
co wy­chłep­ta­łem(,) zdzia­ła­ło cuda z moimi

Cytat:
ob­ce­go w domu było poza jego moż­li­wo­ścia­mi, albo po pro­stu

i bez przecinka przed albo
Cytat:
fi­ran­ce z tylną nogą pod­nie­sio­ną do góry

do góry zbędne; z podniesioną tylną nogą
Cytat:
już szy­ko­wa­łem sie do prze­mo­wy

się
Cytat:
przy­wie­zio­nych do domu fotek pięk­no­ści(,) tu­lą­cej Fa­flu­na

Cytat:
na­po­jów al­ko­ho­lo­wych(,) nie po­win­na wi­dzieć żad­nych śla­dów mojej

Cytat:
flasz­kę i(,) nie bar­dzo wie­dząc(, co z nią po­cząć, po pro­st

Cytat:
po czym(,) nie cze­ka­jąc na od­po­wiedź(,) za­dys­po­no­wa­ła:

Cytat:
w któ­rym, brud­ni bro­war­ni­cy warzą stare,

bez przecinka

Cytat:
Chyba, że było przed­sta­wi­cie­lem

bez przecinka
Cytat:
e­li­kat­nych mdło­ści(,) przy­glą­da­łem się(,) jak pu­cu­je lo­dów­kę i umiesz­cza

Cytat:
Skoń­czyw­szy z kuch­nią(,) ma­mu­sia udała się na ob­chód

Cytat:
mnie chcia­ła(,) to i tak nie by­ła­by


Napisane sprawnie. Pomysł niezły, a końcówka... No, chciałabym zobaczyć minę tej dziewczyny i mamusi bohatera :)

Pozdrawiam.
Figiel dnia 19.07.2013 12:43
Elwiro,
jestem Ci niezmiernie wdzięczna za czas poświęcony na wskazanie błędów. Prawdę mówiąc, decydując się na taką konstrukcję zdań byłam przekonana, że wyłożę się interpunkcyjnie. I nie myliłam się.Tym bardziej cenna jest dla mnie ta korekta, gdyż teraz widzę, że znakomita większość przecinków jest w idiotycznych miejscach.
Nie bardzo jednak łapię, dlaczego "chyba że" powinno być bez przecinka, bo ongiś w szkole wbijali mi do głowy, że przed "że" przecinek ma być i basta. Nie zamierzam się spierać, jeśli ma nie być, zaraz nie będzie, tylko lekko zgłupiałam.
Pozdrawiam
Elwira dnia 19.07.2013 13:19
Właśnie tak, prawidłowo wbijali :) ale od każdej reguły są wyjątki. Żeby nie było za łatwo. Dlatego zwrotów typu: chyba że; mimo że; tylko że; zwłaszcza że nigdy nie tniemy przecinkami. One stanowią całość. Przecinek stawiamy przed nimi. U ciebie wcześniej jest kropka, więc przecinka zwyczajnie nie dajesz.
Pozdrawiam.
Figiel dnia 19.07.2013 13:32
Jasne! Zapamiętam na pewno. Dzięki. Już kijankę kasuję :-)
al-szamanka dnia 19.07.2013 21:39 Ocena: Bardzo dobre
Ha, Twój bohater jest prawdziwym desperado, zatwardziałym :)
Nieśmiały bidulek, a ja, niedobra, tak się śmiałam czytając o jego przejściach.
Chyba nie potrafię współczuć ;) ;) ;)
Opowiadanie sprawnie napisane, z polotem, wigorem i humorem.
Faflun cudowny, wyjątkowo pasujący do własnego imienia.
Podobało się, przeczytałam z radochą.

Pozdrawiam :)
Quentin dnia 19.07.2013 22:53 Ocena: Bardzo dobre
Gorzko śmieszne to w sumie, bo jak człowiek się zastanowi, to okazuje się, że można odnaleźć w głównym bohaterze siebie samego. Przewaga zdecydowanie humoru, ale gdzieś czai się i poważny ton, a więc jest życiowo.

Lubię takie psychologiczne teksty, gdzie uczucia i myśli znajdują ujście w codzienności. Czasem można poczuć coś w rodzaju zaskoczenia, kiedy czytelnik dochodzi do wniosku, że obserwuje siebie samego z perspektywy. To sprawia, że opowieść staje się żywsza i bardziej namacalna.

Mamy tu relacje matki z synem, młodego mężczyzny z kobietami i człowieka ze zwierzakiem, który jest jednocześnie towarzyszem życia. Wszystko nakreślone wyraźnie i nawet, rzekłbym, dosadnie. Cała charakterystyka głównego bohatera wygląda mi na krytykę bardziej. Może nie taki był zamiar, ale ja tak to właśnie widzę.

Udane opowiadanie o życiu, o podejściu do życia i relacjach międzyludzkich.

Pozdrawiam
Figiel dnia 20.07.2013 00:11
Dziękuję Gościom za odwiedziny i oceny:-)

al-szamanko,
że się uśmiałaś to i słusznie, bo miało być przede wszystkim do śmiechu. A Faflun - pomijając obrzydlistwa- jest rzeczywiście fajny, no ja wiem...chyba fajniejszy niż jego opiekun:-)
Cieszę się, że miałaś przyjemność z czytania i dziękuję za miłe słowa
Pozdrawiam.

Quentin,
a gdzieś Ty tę krytykę zauważył? Gdzie byś jednak nie zauważył, to słusznie ją wyniuchałeś. Prawdę mówiąc ten bohater nie miał być sympatyczną postacią i dlatego nawet nie dostał imienia. Celnie zauważyłeś, że w pokazanych płaszczyznach, jeśli odrzucimy domieszkę humoru jawi się facet, który w każdej relacji daje ciała, traktuje innych instrumentalnie, żali się, że nikt go nie chce i dziwi się dlaczego.
Niezmiernie się cieszę, że odczytałeś ten tekst dwupłaszczyznowo, gorzko i śmiesznie.
Pozdrawiam.
Dobra Cobra dnia 20.07.2013 22:47
:-)

Jakoś nie przepadam za takimi zagubionymi życiowo osobnikami płci męskiej. Zmamusiałymi synkami bez jaj, użalających się nad sobą. A tu takiego bohatera trzeba na dodatek znieść.

To i znoszę.

Napisane lekko, bez wysilania się na jakiś drugie dno. Wakacyjnie wręcz. Nie zauważam jakichś błędów, jedyne co, to troszkę nic się tu nie dzieje. Czy to był najważniejszy poranek w życiu bohatera, że aż został uwieczniony w Twojej opowieści? Zapowiedź wielkiej miłości do jeszcze bardziej nieśmiałej panny?

Potrafisz pisać, tylko temat psychologicznie rozbierający mamusi synka jakoś nie dał owocu.

Fajnie, że znowu piszesz...


Ukłony,

DoCo
Figiel dnia 20.07.2013 23:06
:-) Do-Co, zaprawieni w bojach mówią, że każdy poranek na kacu zdaje się być najpoważniejszym zdarzeniem dnia. Czyżby mnie ołgali?
Co do bohatera zgadzam się, wkurzający.

Dzięki że wpadłeś i zostawiłeś ślad. Może coś następnego bardziej przypasuje:-)
Dobra Cobra dnia 20.07.2013 23:45
No, to mamy przynajmniej najważniejszy temat: poranek na kacu!

Z tym przypasowywaniem to jest różnie i samemu trudno mi powiedzieć, od czego to zależne.


Spokojnej

DoCo
jasna69 dnia 21.07.2013 22:00
Uśmiałam się i zadumałam nad losem biedaka. Nic tylko do piersi przytulić i zaszlochać razem z… Faflunem. Jak można psa na spacer nie wyprowadzać?
Zakończenie super!

Pozdrawiam i gratuluję dobrego tekstu
Figiel dnia 21.07.2013 22:20
Jasna69,
dzięki za wizytę. Faktycznie zwierzak ma przechlapane.Zastanawiam się, czy go karmi sam, czy za pomocą mamusi?
Pozdrawiam:-)
zajacanka dnia 28.07.2013 01:27
Czytałam kilka dni temu i muszę powiedzieć, że - jak rzadko - tekścik utkwił mi w pamięci z najdrobniejszymi szczegółami. Nie, żeby był jakiś przełomowy w literaturze światowej, ale dobrze napisany, rzetelny i zabawny jednocześnie. Troszkę mnie zdrobnienie przy mamusi zeźliło, bo nie lubię zdrobnień, ale próbowałam to sarkastycznie/ironicznie odebrać i dało się przełknąć. Brak mi tu męskiej części PP, która wypowiedziałaby się odnośnie widzenia świata wg facetów z rannym kacem, czy tekst jest wiarygodny. Pozostanę więc przy własnej opinii: jest OK. :)
Martin CROSS dnia 28.07.2013 05:58
W sumie zgrabny tekst. Opis kaca - jestem pod wrażeniem. Kiedyś rozmawiałem z wieloma ludźmi, którzy opowiadali o swoich walkach ze "smokami" - wódą. Tu postawiłbym, że rycerz, walczy chyba niezbyt wiele lat. Jednak za świeży jest i myśli. Tylko pogubiłem się ze zwierzakami. Wydaje mi się tylko, że zakończenie powinno być inne. Jakoś tak kończy się za szybko.
Figiel dnia 28.07.2013 09:46
zajacanko,
uśmiałam się z "przełomu w literaturze", no jakby takie bajdurzenia dla rozweselenia miały do przełomu choćby pretendować, to Wielcy z grobów by powstali :) :) :)
"Mamusia" rzecz jasna ironiczna, bo chyba taki typ inaczej o mamie nie mówiłby, wszak to przecież sierota, co bez mamusi nie funkcjonuje.
Niezmiernie się cieszę, że uznałaś tekst za dobrze napisany, rzetelny i zabawny. Dziękuję :)

Martinie,
cieszy mnie, że opis adekwatny, bo to znaczy, że zespół odstawienia został prawidłowo w literaturze opisany. Niestety, żywe okazy posiadaczy kaca mówiły na tyle mętnie, że nie bardzo wiedziałam o co rzeczywiście chodzi."Trzęsie się, wszystko się trzęsie, dusza się trzęsie" - mniej więcej tak opowiadali.
A czemu to pogubiłeś się ze zwierzakami?
Tu jeden jest, zacny Faflun. Czyżbym coś więcej przemyciła?

Pozdrawiam Gości i dziękuję za odwiedziny :)
aga63 dnia 28.07.2013 14:09 Ocena: Bardzo dobre
Bardzo obrazowo nakreślona historia pewnego kaca :)
Idąc za Quentinem stwiedzam - tak, to smieszne i gorzkie. I dobrze napisane - w ten sposób, że czytelnik ma okazję i się uśmiechnąć (moze czasem wspominając i niejeden swój "pokacowy" poranek :) ), ale i też zastanowić się nad postawą bohatera, który jest nieszczęśliwy, a bierny.

Pozdrawiam :)
Figiel dnia 28.07.2013 17:36
Dokładnie, ago, nieszczęśliwy i bierny. Na dodatek skacowany. :)
Dziękuję za wizytę i dobre słowo :)
Pozdrawiam :)
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
24/04/2024 21:15
Dzięki Marku za komentarz i komplement oraz bardzo dobrą… »
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:44
Pierwsza część tekstu, to wyjaśnienie akcji z Jarkiem i… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:28
Chciałem w tekście ukazać koszmar uczucia czerpania, choćby… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty