Właściwie nie wiem, dlaczego z takim ubiorem kojarzeni są akurat polscy turyści... Czy rzeczywiście obywatele innych krajów nigdy nie popełniają tego modowego faux pas? Bo jeśli nie, to faktycznie nie jest zbyt dobrze z turystycznym stylem naszego narodu...W każdym razie, skarpetki zakładane do sandałów stały się za granicą chyba najbardziej charakterystycznym znakiem rozpoznawczym polskiego turysty. Mimo to, aby stworzyć pełen jego obraz, nie powinno się pomijać innych ważnych cech, jakich nabiera wielu Polaków, kiedy staje się podróżnymi.
Transformacja ze zwykłego, szarego obywatela w żądnego słońca i wrażeń turystę nie następuje dopiero w samolocie ani w miejscu wakacyjnego pobytu, ale już w biurze podróży, w momencie kupowania wyjazdu. Nie opiekowałam się nigdy klientami biura za granicą, ale z opowiadań, jakich swego czasu miałam okazję się nasłuchać, zachowanie Polaka w biurze podróży ma odwzorowanie w tym, jakim później jest turystą. Dlatego też właściwe wydaje mi się posegregowanie ludzi na różne typy klientów na podstawie relacji, jakie zachodzą między nimi, a pracownikami biura podczas dopełniania formalności niezbędnych do odbycia wycieczki. Poniżej przedstawiam zatem poszczególne grupy, jakie mogłam wyodrębnić na podstawie kilkuletniego doświadczenia za biurkiem jednej z największych w Polsce firm sprzedających „podróże marzeń”.
„Konkretny” –przedstawiciel największej chyba grupy klientów. W środku lata wchodzi do biura sprzedającego wycieczki do ciepłych krajów, rozsiada się naprzeciwko pracownika, po czym oznajmia:
- Chciałbym gdzieś wyjechać.
- Dobrze, zaraz czegoś poszukamy. A co by Pana interesowało? – Osoba za biurkiem na to.
- A wszystko jedno, żeby było ciepło i morze – Uściśla on.
Jest to „ulubiony” tekst chyba wszystkich (a przynajmniej większości) pracowników biur podróży. Od tej chwili zaczyna się bowiem długi, żmudny i męczący proces wertowania katalogu (a niektóre biura posiadają ich nawet po kilka...) z jednoczesnym prowadzeniem „wywiadu środowiskowego”, w trakcie którego staje się jasne, że jednak nie do końca wszystko mu jedno, ponieważ, a to w jednym kraju już był, a to w innym będzie dla niego za gorąco, w kolejnym zaś za chłodno, a do jeszcze następnego nie chce jechać, bo... nie i już. Poza tym wychodzi na jaw, że nie każda wersja wyżywienia mu odpowiada, nie każdy hotel, no i, przede wszystkim, nie każda cena. Ale sam tego przecież nie powie, bo po co, pracownik biura podróży od tego jest, żeby sprecyzować jego wymagania. A że trwa to wszystko bardzo długo, a za nim robi się pokaźna kolejka? Co go to obchodzi? Nie on przecież nie będzie miał przez to kiedy zjeść, załatwić potrzeb fizjologicznych, czy chociażby wstać na te zagwarantowane kodeksem pracy 5 minut od monitora... Dobrze, jeśli taki klient coś jednak wybierze, bo wielu „Konkretnych” nie przychodzi do biura w celu zakupienia imprezy turystycznej, ale po to, aby się „pobawić”.
W przypadku dokonania zakupu i zrealizowania wyjazdu takiemu człowiekowi zwykle ciężko jest dogodzić, bo, w odróżnieniu od tego, co on sam myśli, świat nie składa się z samych jasnowidzów, którzy bez słów potrafią odczytać jego potrzeby i oczekiwania.
Dowcipniś – sypie kawałami i anegdotami jak z rękawa, zupełnie, jakby dawał występ kabaretowy, a nie przyszedł po wycieczkę, przy czym dowcipy te często są zabawne tylko dla opowiadającego.
Za granicą będzie „rozśmieszał” nie tylko innych turystów i przedstawicieli organizatora turystycznego, ale i każdego, kto mu stanie na drodze...
Typ mieszany - „konkretny” Dowcipniś, czyli:
- Chciałbym gdzieś wyjechać.
- Dobrze, zaraz czegoś poszukamy. A co by Pana interesowało? – Osoba za biurkiem na to
- A wszystko jedno, żeby było ciepło i morze, HAAAAAA, HAHAHAHAHAHAAAA!!!
Łatwo się domyślić, że ten żarcik nie śmieszy osoby po drugiej stronie biurka...
Mądrala – przy okazji wizyty w biurze raczy jego pracowników pokazem swojej wiedzy na tematy wszelakie, niekoniecznie związane z turystyką. Takiemu klientowi wystarczy przytakiwać i co jakiś czas okazywać podziw, żeby go zadowolić. Niestety, „Mądrale” rzadko coś kupują, a jest to o tyle uciążliwe, że podczas, gdy taki ktoś wspaniałomyślnie dzieli się z pracownikiem swoją ponadprzeciętną wiedzą i doświadczeniem życiowym, przeważnie znowu tworzy się kolejka...
Jeśli jednak Mądrala coś dla siebie wybierze, to w miejscu pobytu będzie się przechwalał tak samo, jak w biurze.
Maruda – Z góry wie, że wszystko będzie „nie tak”, jeszcze zanim wyjedzie na wycieczkę - ba! Zanim w ogóle ją wybierze! Standard hotelu na pewno będzie niższy niż w katalogu, jedzenie mało urozmaicone, basen brudny, a woda w morzu za gorąca lub za zimna. Aha, i samolot na pewno będzie miał opóźnienie.
Temu klientowi na wakacjach zapewne nic się nie spodoba, będzie wszczynał awantury z innymi gośćmi i miał ciągłe pretensje do rezydenta i pilota. Jeśli lot powrotny do Polski nastąpi we wczesnych godzinach porannych ostatniego dnia pobytu, oburzy się, że „biuro” skraca mu wycieczkę o cały jeden dzień. Zaś w przypadku, gdy wylot odbędzie się w godzinach popołudniowych lub, co gorsza, nocnych, rezydent nasłucha się biadolenia, że tego dnia musi się „tułać” po plaży i terenie hotelu... Nieważne, że tego ostatniego dnia nie będzie robił nic odmiennego od tego, jak spędzał czas przez cały pobyt, dla niego to i tak będzie „tułaczka”. Po powrocie do Polski Maruda prawie na pewno złoży reklamację. Przecież nie może się to skończyć inaczej, skoro jeszcze przed wyjazdem się na to nastawił.
„Gaduła” jest typem podobnym do „Konkretnego”, ponieważ z niego też ciężko cokolwiek „wyciągnąć” z tą różnicą, że wynika to z rzeczywistej małomówności, a nie, jak w przypadku „Konkretnego” – z nonszalancji.
Przedstawiając „Gadule” ofertę, pracownik nigdy nie wie, czy trafił w jego preferencje, bowiem ten nic się nie odzywa. Nie polemizuje, ani nie przytakuje. Nie wykazuje entuzjazmu ani żadnych innych emocji, przez cały czas siedząc z kamienną twarzą.
Prawdopodobnie coś jednak wybierze, ale jeśli na miejscu nie wszystko będzie zgodnie z „planem” (i umową...), nie poskarży się, nie zwróci nikomu uwagi na błędy czy niedociągnięcia, a po powrocie nie złoży reklamacji, ale... prawdopodobnie nigdy już do tego biura nie wróci.
Luzak to „najłatwiejszy” klient. Faktycznie jest mu wszystko jedno, dokąd pojedzie, co będzie robił, ile zapłaci (chociaż przeważnie podaje jakiś próg), byle by było słońce, morze i zabawa. W miarę szybko dokonuje wyboru, a za granicą jest równie bezproblemowy, jak w biurze. Nawet jeśli po powrocie złoży reklamację, to bez pretensji, utyskiwań, awantur... I zrobi to raczej dlatego, że będzie ciekaw odpowiedzi niż z przekonania, że dostanie jakąś rekompensatę.
Detektyw – już sama nazwa wskazuje na bardzo dociekliwego człowieka. Pytanie goni pytanie, a z potoku słów ciężko wyłowić, które najważniejsze... Biedny, ogłupiały pracownik biura nie zdąży jeszcze zacząć szukać odpowiedzi na jedną zagwozdkę (nierzadko absurdalną i niemożliwą do rozwikłania), a już dostaje następną, bo Detektywa tak naprawdę bardziej interesuje samo zadawanie pytań niż uzyskanie na nie odpowiedzi, o których przypomina sobie zresztą przeważnie w najmniej odpowiednim momencie, na przykład tuż przed końcem pracy biura. Wtedy dzwoni albo przychodzi z pretensjami, że nikt mu nie udzielił informacji, o jakie on prosił i żąda natychmiastowego naprawienia tego błędu...
Ten bardzo męczący, wysysający z pracownika całą energię klient, jak już szczęśliwie wyjedzie, nie rezygnuje ze swoich wampirycznych skłonności, lecz przenosi je tylko na inną „ofiarę”.
Żebrak – wcale nie jest ubogim człowiekiem (o czym świadczy z reguły liczba jego wyjazdów z danym biurem na „koncie”), ale przy każdej wizycie próbuje wyżebrać dodatkowe zniżki. I nie trafia do niego tłumaczenie, że pracownik nic więcej dać mu nie może, bo to nie zależy od niego, czy, że aktualnie obowiązujące zniżki i tak są już naprawdę wysokie.
Nie uzyskując nic w biurze, podczas trwania imprezy turystycznej będzie próbował „wysępić” darmową wycieczkę fakultatywną lub inne bonusy, w imię tego, że jest stałym klientem.
„Rozrzutny” – szuka oferty w jak najwyższym standardzie za półdarmo (a najlepiej za darmo). Przeważnie przychodzi do biura z dokładnie sprecyzowanymi wymaganiami – na przykład dwutygodniowy wypoczynek w pięciogwiazdkowym hotelu z pełnym wyżywieniem w cenie maksymalnie do 1500 zł/osoba (a najlepiej do 1000 zł).
Jeśli w ogóle pracownikowi udaje się znaleźć ofertę zadowalającą takiego klienta, w miejscu pobytu będzie on skąpił na wszystko i oszczędzał, na czym tylko się da. Prawdopodobnie też zabierze ze sobą z Polski kiełbasę, smalec i konserwy...
Często „Rozrzutny” jest jednocześnie Żebrakiem, ale nie zawsze, bowiem sporo jest takich ludzi, którzy nie są zamożni, a na wyjazd za granicę ciężko pracują przez cały rok lub biorą kredyt w banku. Przeważnie tego typu „Rozrzutni” poszukują jak najtańszej imprezy zdając sobie sprawę, z jakim się to wiąże standardem. Do takich klientów trudno mieć pretensje o ich oszczędność i kpić sobie z nich nie przystoi.
Casanova – któraż z pań obsługujących klientów w biurze podróży nie usłyszała choć od jednego z nich propozycji matrymonialnych?
- Może chciałby Pan lecieć na Sycylię?
- A poleci Pani ze mną???
Tak z reguły wyglądają podchody Casanovy. Ale czasem tacy klienci bywają bardziej bezpośredni. A najodważniejsi są przez telefon:
- Chciałbym się z Panią spotkać.
- Dobrze, to zapraszam do biura.
- Ale ja bym chciał sam na sam...
I masz babo placek.
Albo:
- Ma Pani chłopaka?
- Tak, mam...
- A nie chciałabyś mieć mężczyzny???
I pracownica nawet nie zorientuje się, jak pan podrywacz przechodzi na „ty”.
Niektórzy są szczerzy do bólu:
- Proszę podpisać umowę. O, tu, pode mną.
- Ach, jak ja bym chciał się znaleźć pod Panią...
Co ciekawe, najbardziej aktywni „podrywacze” to mężczyźni w średnim wieku, mający przeważnie jeszcze raz tyle lat, co ich rozmówczyni...
Gdy Casanova znajdzie się już na miejscu pobytu, niech drży wszelkie stworzenie płci żeńskiej, oto bowiem nadchodzi bomba testosteronowa ...
„Poliglota” chce przeważnie wykupić wycieczkę w opcji „OLKLUZIW” lub nawet „OL EKSKLUZIW”, czasem jednak decyduje się na „HECZBEK”. Dla tych mniej orientujących się w języku angielskim – chodzi o opcję wyżywienia all inclusive oraz HB, czyli half board (dwa posiłki).
Za granicą także będzie szpanował swoimi zdolnościami do języków obcych.
„Geograf” wybierze się za to z biurem podróży na „TEREFERE” (Teneryfa), „FUTUWENTURĘ” zwaną także „FURARURĄ” (Fuerteventura). W Tunezji chętnie odwiedzi „SUSĘ” (Sousse), a decydując się na wyjazd do Egiptu będzie się zastanawiał pomiędzy „HURGANDĄ” tudzież „HURAGANDĄ” (Hurghada) a „SZARMĄ” (Sharm el Sheikh). W przypadku Grecji będzie miał dylemat pomiędzy „CHALDIKIKI” (Chalkidiki) a „KOFRU” (Korfu). Czasem też, zapytany przez pracownika biura, czy chciałby poznać ofertę do Tunezji, zainteresuje się, gdzie to jest (w sensie kontynentu), a przy propozycji wypoczynku na Chalkidiki będzie się dopytywał, czy to „też” jest w Egipcie. Może się także zdarzyć, że będzie musiał uświadomić niedouczoną osobę obsługującą go, iż Maroko to kraj europejski, nie afrykański.
Gdy taki turysta znajdzie się za granicą, nigdy do końca nie można być pewnym, czy on w ogóle wie, gdzie wypoczywa...
Tak przedstawia się z grubsza klasyfikacja klientów - turystów. Cechy z poszczególnych grup niejednokrotnie przenikają się ze sobą w jednym człowieku tworząc podtypy mieszane. Oczywiście, występują także klienci „normalni” – zwyczajnie uprzejmi, życzliwi, bezproblemowi, z którymi rozmawia się z przyjemnością (takim typem jest na przykład luzak), ale, po pierwsze, jest to zdecydowana mniejszość, a poza tym taki klient nie jest ciekawym tematem do opisywania..
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt