Wiosna, lato, jesień, zima. Te cztery. Zaplątane wiatrem, słońcem i śniegiem; przytulone rozmytymi krawędziami, szukają własnych ścieżek pośród rozmigotanych łąk, „kłosów w chleb zmielonych”* i siarczystych policzków wymierzanych przez zawieruchy. Jedna bez drugiej nie byłaby sobą.
Dziś zza zakrętu wyłania się Jesień, szeleszcząc życiem o ścianach „zarosłych siatką spękań”. Melancholijnym wzrokiem patrzy na „sterany dom o ślepych oczach / pozostawiony tylko sobie”, rozsiada się pośród cieni, desek w łatach i mchu na gontach, by zajrzeć w obleczone warstwą kurzu zastygłe trwanie, odkrywając, że „odchodziło rok za rokiem / w schyloną coraz bardziej ziemię”. Uśmiecha się, bo wie, że markotne lico obrazu z miejsca końca, gdzie smętek przemijania obleka ją niczym pajęczyna krokwie strychu, nie wypełnia przestrzeni każdego kąta, jest tylko spokojnym, cichym zerknięciem na tę akurat stronę ludzkiego odchodzenia.
Świat wsnuty w tomik nakarmić wiatr Radomiły Birkenmajer-Walczy, bo w nim to właśnie przysiadła Jesień, przędzie opowieści jednak nie tylko o tym, co zasępia czoło, ale również o tym, co upływający czas niesie ze sobą pozytywnego, jak się w nim odnaleźć, skąd czerpać energię i które ścieżki odwiedzać.
Czas, pośród którego wije się życie, odgrywa niebagatelną rolę, dlatego też drugi zbiorek autorki spięty został klamrą z wierszy wolnych o przemijaniu.
Życie pędzi, a bohaterka tomiku wciąż ma poczucie zostawania w tyle – w poetyckiej wędrówce za niedościgłym ideałem, za swoim alter ego. Spieszy się więc w przekonaniu, że „z przodu jest reszta / którą zobaczę by widzieć wyraźniej / idąc za sobą – już dziś bez przynagleń” (sceneria; widać tu także wyraźne nawiązanie do debiutanckiego tomiku idąc za sobą).
Zdaje sobie sprawę, że nie jest wieczna, czasem dygoce, że nie zostawi po sobie żadnych śladów – „z tyłu zostawiam ślady nieistnienia” (sceneria), zanim „ścieżki torów ślady ludzi pozarasta październikiem” (akwamaryn). Jednak znajduje w sobie witalność i zapał, ażeby – jeśli tylko los pozwoli zdążyć przed zmrokiem – iść wciąż i wciąż „w miejski pejzaż gęstwy ulic / pośród ludzi rozgałęzień / w jesień zimę – ciągle w pędzie / by odnaleźć się i zgubić” (niewymierność).
I nawet jeśli pobrzmiewa wśród jesiennych barw defetyzm, mżawka nasącza liście pesymizmem, a ona napomyka: „w ostateczne brnę na ugiętych nogach” (tytuł jednego z wierszy), nawet jeśli zanuci piosnkę rezygnacja czy fatalizm (sen jest niczym tylko…), to przecież furtka dla pogodności, słońca i ciepła zawsze pozostaje otwarta. Kiedy przygniata nas lawina upadków i myśl, że nic wartościowego po sobie nie zostawimy, radość zamiera. Czasem nazbyt późno przychodzi uświadomienie, aby uśmiechać się do tu i teraz; warto odkryć tę prostą prawdę i czerpać, czerpać, czerpać – nie tylko z lata i wiosny, ale też z jesieni. Warto w niej odnaleźć antidotum na przesadę w czarnowidztwie, nie dać mu sobą zawładnąć, spojrzeć z dystansem – nawet z gorzkim humorem, autoironią – na czas i własne w nim zaplątanie. I posłać ostatecznie skwaszone grymasy do diabła.
Tematyka zbiorku odbija się w formie, w którą wiersze zostały poubierane na jesienne chłody, a w której wyczuwalna jest pewnego rodzaju sterylność, czystość, dbanie o każdy szczegół – jakby miało to uporządkować świat, pozbawić go zbędnych dziur, rozjaśnić zakręty. Bogactwo słów pieści wyczulone ucho, równocześnie sprawiając wrażenie, jakby ich przepych miał przegadać jesień z jej zasępionym obliczem i brudnymi kałużami, a z drugiej strony sprawić, by nabrała smaku i piękna, by podświetlić jej czarowną twarz, pełną refleksyjnej harmonii.
Rozmyślność i trzymanie się ram nie oznacza braku eksperymentowania. Tutaj właśnie widać, jak autorka szuka, dogania, zakręca, przyprawia, jak znajomość klasyki pozwala jej na własne kroki – indywidualne, niepodporządkowane, niepoddające się rutynie. Jak ona sama, jak to, co chce przekazać. Zabawa formą pozwala na uwypuklanie i akcentowanie słów i znaczeń.
Znajdziemy zatem w tomiku różne formy poetyckie: villanellę klasyczną i włoską (listnienie, sennienie), ronda (skrawki, obrazek wieczorny, obsydian), tercyny (podniebiosy), pantum i niepełne pantum (rozświetlanie, memory), jak też wiersze oparte na strofach safickich (awruk* i Safo, malowanie czasu, nakarmić wiatr, kroplomierz), a konwencję utworów rymowanych przerywa od czasu do czasu wiersz wolny.
Poszukiwanie nowej formy i środków wyrazu, zabiegi poetyckie objawiające się misternością kompozycji, zmyślnością rymów i ich układu – to rarytas dla fascynatów takich zabaw.
Karmienie wiatru zasnute jest wilgocią, chłodem i refleksją, ale nie jest to jedynie refleksja pochmurna. Wkraczając w świat jesieni, sięgając w babie lato, stąpamy również po wrzosowych batystach, tkanych subtelnym liryzmem, gdzie słychać srebrny świergot ptaków, a metaforyka wiedzie w jedwabną feerię kolorów, świateł i cieni (np. chłodnienie, wrześniowowść, miód i melisa, listnienie, kobiałka z bluesem, obrazek wieczorny). Mimo że szepcze melancholijnym, pachnącym ziołami, goździkiem, wanilią i cynamonem głosem przemijania (rozmarynowość), to zaprasza do wytchnienia, wzrusza, jest lekarstwem na deszczową rzeczywistość, hamakiem w chmurach ciepłym od aromatu zimowych jabłek i rozgrzewających naparów.
Przełamaniem nostalgicznego rozsnucia jest buńczuczność, wigor i energia, która mgielne odcienie rozprasza kontrastem. Co pewien czas w egzystencjalną zadumę czy liryczny krajobraz, w spokój i wyciszenie wciska się dosadniejsze nazwanie rzeczy po imieniu, nieunikające przekleństw (do diabła z liryką, blues testamentalny, walkabout blues, awruk* i Safo), rozweselenie, przymrużenie oka i żartobliwość, kokieteria nawet, zalotność (przekichaniec, rondo kapelusza z woalką) czy mamrotane odczynianie jesieni bez kompromisów ze słowotwórstwem, na przekór niepogodzie (klątwiec) – mieszanka emocji i obrazów, jak samo życie.
Jesień – pełna dociekań, rozliczeń, rozpamiętywań – „sięga w schyłek lata”, „zanim wrzesień zamknie bramę”, stara się pochwycić sens współistnienia z innymi porami roku, przystaje, by odetchnąć przeszłością i rozgościć się w teraźniejszości, w dzisiaj, w teraz. Omszały dom zachęca przytulną sienią z koszami wonnych ziół, z urokiem wrzosowisk wokoło. Uśpione pajęczyny zmieniają się w koronkowy obrus na stole ukwieconym astrami. Zastygłe istnienie napotyka wzrok Jesieni, odkrywa sens, widzi przytulnie zagospodarowany pokój. Już odgadło, że przeminie, gdyż taki jest naturalny bieg rzeczy, ale cóż z tego, skoro zamierza niecnie wykorzystać życie i czas do końca! Będzie podążać na przekór temu, „co pragnie kurtynę opuścić”, pozostawiając ciepło dłoni w szkle kieliszków, ślad stopy w starych progach, kolory rozmów w szeptach ziemi. Czasem zakręci codzienność jak słoik. Na nowej drodze…
rozbija szklankę.
*Wszystkie cytaty pochodzą z tomiku nakarmić wiatr Radomiły Birkenmajer-Walczy, Wydawnictwo Miniatura, Kraków 2013.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt