Tamto lato się kończy. Epilog. - wykrot
Proza » Długie Opowiadania » Tamto lato się kończy. Epilog.
A A A
Od autora: A przecież Cyganka mówiła, że niektórzy dostają od losu nie tylko to o co poproszą...

Bez ociągania ruszyłem naprzód i w obrotowych drzwiach rozdzieliły nas już tylko dwa segmenty. A w hotelowym hallu zatrzymałem się demonstracyjnie tuż za drzwiami i obserwowałem tę cudowną, taneczną sylwetkę, dopóki nie znikła za wejściem do restauracji. Dopiero wtedy rozejrzałem się i bez trudu, jednym spojrzeniem zlokalizowałem Iwonę, jednak nie podszedłem do niej od razu. Jeszcze przez chwilę lustrowałem drzwi restauracji, jakbym oczekiwał powrotu postaci, która za nimi znikła.

Iwona siedziała na jednej ze zwykłych, hotelowych kanap, które stały ustawione do siebie prostopadle. Zajęła strategiczne miejsce, tyłem do okna, a bokiem do drzwi wejściowych. Coś teraz mówiła do siedzącej obok kobiety, odwróconej tyłem do wejścia. Dlatego kiedy podchodziłem, nie widziałem twarzy tej rozmówczyni. Zresztą, do niczego mi to nie było potrzebne.
- Myślałam już, że pobiegniesz za nią i zjesz żywcem! – przywitała mnie ironicznymi słowami. – Jak ty się zachowujesz? – nie szczędziła mi połajanki. – Jak niepełnosprawny intelektualnie małolat! Czas by ci było spoważnieć, braciszku, nie uważasz!
Jeśli sądziła, że jej słowa mnie zmartwią, to się omyliła. Tylko się roześmiałem, siadając obok niej.
- Witaj siostrzyczko! – pochyliłem się, muskając ustami jej policzek. – Ale fantastyczna dziewczyna! Widziałaś ją? – zapytałem, podkreślając intonacją swój zachwyt. Jednak Iwona nie podzieliła moich emocji. Spoglądała na mnie z udawaną surowością starszej siostry i całkowicie zignorowała wypowiedziane słowa.
- Pani doktor, to jest właśnie ten mój prywatny, osobisty brat, o którym pani wspominałam – zwróciła się żartobliwie do swojej towarzyszki. – Pięćdziesiątka na karku, a za podlotkami się ogląda. A ty przedstaw się grzecznie i zapamiętaj sobie na przyszłość, że w towarzystwie kobiet nie należy zachwycać się urodą innej, nieobecnej w tym miejscu.
Dopiero teraz spojrzałem uważniej na siedzącą. Wyglądała dziwnie znajomo. Jakbym ją już kiedyś widział, albo gdzieś spotkał. Ale gdzie i kiedy? Nie potrafiłem tego skojarzyć. Rysy twarzy miała regularne i przyjemne dla oka, sylwetkę zgrabną, chociaż już z lekką nadwagą. Oceniłem, że ma około czterdziestu lat, a może nawet więcej.
Wstałem z kanapy, kłaniając się jej i przedstawiłem z imienia i nazwiska, a wtedy wyciągnęła ku mnie rękę.
- Justyna Kierewicz – usłyszałem.
- Miło mi panią poznać, pani doktor! – uścisnąłem jej dłoń. – Ale dzisiaj jest dzień! Same piękne damy spotykam na swojej drodze. Gdyby pani doktor zechciała wziąć udział w konkursie Miss Polonia, to na kilka sms-ów z poparciem ode mnie może pani zawsze liczyć! – zapewniłem ją. Roześmiała się na te słowa.
- No tak, ja i Miss Polonia… – podśmiewała się, zupełnie rozbawiona. – No, chyba, że za parę lat zorganizują takie wybory dla babuszek, to pewnie wtedy spełnię warunki uczestnictwa – żartowała.
- Przesadza pani, to nie będzie tak prędko! – protestowałem, uśmiechając się do niej zalotnie.

Pierwsze wrażenie, jakie na mnie zrobiła, było bardzo pozytywne. Tylko gdzie ja ją już spotkałem? Sposób w jaki zareagowała na moje słowa, a nawet jej śmiech, z czymś mi się kojarzył. Ale z czym? Żałowałem teraz, że natura nie obdarzyła mnie pamięcią wzrokową. Bardzo często nie pamiętałem twarzy jeden raz widzianych osób. Dopiero kilkakrotne spotkania pozwalały mi na utrwalenie obrazu i jego zapamiętanie.
Nie kontynuowałem tematu jej urody, bo uświadomiłem sobie, że mogę się nadziać na jakąś niepotrzebną mi ripostę. A wtedy mój brak pamięci postawi mnie w głupiej sytuacji. Wróciłem więc na kanapę obok Iwony.
- Opowiadaj siostrzyczko co u was się dzieje. Stefan dzwonił? Daleko ma jeszcze? – zapytałem.
- Dzwonił już ponad godzinę temu. Wściekał się, że mu przeszkadzam telefonami, dlatego teraz czekam cierpliwie, bo zostałyśmy już tylko we dwie z panią doktor. Wszyscy inni zdążyli wyjechać. Czekam jak na szpilkach.
- Nie spiesz się! – odezwałem się lekceważąco. – I tak nie pojedziecie dzisiaj do domu!
- O, to coś nowego! – zaśmiała się. – No wiesz co? A niby gdzie i po co mamy zostać? Pojutrze święta! I tak jestem spóźniona w przygotowaniach! A tak w ogóle, czy tobie przypadkiem nie miesza się coś pod czapeczką? – wpatrywała się we mnie ironicznie i z przyganą.
Ale trafiła kosa na kamień. Nie spuściłem wzroku i spoglądałem na nią, jakbym na końcu języka miał zabawny dowcip.
- Siostrzyczko! – odezwałem się głosem celowo pełnym wyższości. – Niezbadane są wyroki Opatrzności… – zacząłem, ale mi przerwała.
- Ty mi tu nie kracz! – zawołała. – Ja mam dość Warszawy i chcę do domu!
- A po co pojedziesz, dzieci ci płaczą? – odbiłem piłeczkę.
- Nie płaczą, tylko że ja chcę normalnie przez święta odpocząć. Pierwszy raz od kilku już lat, obydwa świąteczne dni mam wolne, bo nie mam dyżuru. I żadna siła mnie nie odwiedzie od totalnego lenistwa.
- Och, to się jeszcze zobaczy! – skomentowałem to tak lekceważącym głosem, na jaki tylko było mnie stać. I roześmiałem się ironicznie, żeby dodatkowo podkreślić niewiarę w jej słowa. Ale interesował mnie jeszcze Stefan, dlatego szybciutko porzuciłem wygłupy.
- Mówiłaś, że Stefan zaczął coś narzekać na pracę … – powiedziałem już całkowicie naturalnym głosem.
- To już ci wszystko sam opowie – odparła. – Ja się nie znam na jego sprawach. Ale chciał się z tobą spotkać i kiedy mu powiedziałam, że tu będziesz, bardzo się ucieszył.
- No właśnie! – roześmiałem się. – I Stefan też nie będzie chciał wracać do domu. Uwierz mi, naprawdę! – próbowałem przekonywać ja szczerością.
- Naprawdę? Powiedz mi jeszcze skąd ty masz nagle taki świetny humor? – zainteresowała się nieoczekiwanie. – Kiedy dzwoniłeś wcześniej, to miałam wrażenie, że jesteś zdołowany i nie wiesz co masz ze sobą począć. Rozumiem, że wszystko się wyjaśniło? – zapytała z nadzieją.
- Ano wszystko! – machnąłem ręką i oparłem się wygodniej.
- I co to, jakaś pomyłka? – dociekała.
- Z czym, z moim rozwodem? – nie krępowałem się obecnością obcej osoby. – Nie ma tutaj żadnej pomyłki – wyjaśniłem spokojnie. – Pozew dostałem do rąk i widziałem go na własne oczy.
- Jak to dostałeś? Od kogo? Mówiłeś, że przyleciałeś dzisiaj rano z Moskwy…
- Przyleciałem! – skinąłem głową. – I spotkałem się z Damianem. Wczoraj był u niego adwokat Marty i zostawił mu wszystko, żeby przekazał to mnie.
- Co ty nabroiłeś? O co Marcie chodzi?
Machnąłem ręką z lekceważeniem. – Nawet nie ma o czym gadać. Wyciągnęła mi bardzo stare, dawne grzechy sprzed kilkunastu lat, sprężyła się i zostałem teraz całkowicie na lodzie – roześmiałem się. – Jestem goły i wesoły!
- Jak to na lodzie? – Iwona nie kryła zdziwienia – Dlaczego tak mówisz? Przecież pracujesz, masz gdzie mieszkać…
Mój głośny śmiech spowodował, że umilkła. Patrzyły teraz na mnie obydwie, niczego nie rozumiejąc. Musiałem zaspokoić ich ciekawość.
- W tym sęk, że nie mam – odparłem z uśmiechem. – Nie mam niczego! Tak jak już powiedziałem, jestem goły i wesoły! Wyobraź sobie, że Marta sprzedała nasze mieszkanie i kupiła inne, nawet nie wiem gdzie. A teraz jest jego jedyną właścicielką. Poza tym opróżniła mi konta do ostatniej złotówki! Stany mam wyzerowane, chociaż właściwie nawet na jednym jest debet. A na dodatek moje osobiste rzeczy, całą garderobę i nie tylko, umieściła pod kluczem w jakimś garażu i teraz nie mam nawet jak i w co się przebrać. Fajnie, prawda? Wszystko co mam, cały mój majątek, to jest to, co mam teraz na sobie. I nawet w kieszeniach mam tylko miedziaki.
- Ty chyba żartujesz! – Iwonę aż wcisnęło w oparcie kanapy. – Ale numer! Ty mówisz to wszystko poważnie? – dopytywała się. Przytaknąłem głową.
- Jak najbardziej poważnie! – potwierdziłem. – Nie mam zupełnie nic!
- Ale przynajmniej ma pan pracę, to jeszcze nie jest tak najgorzej! – wtrąciła się pani doktor. – Poradzi sobie pan!
- Sęk w tym, że już nie mam pracy! – głośno się roześmiałem. – Byłem właśnie u mojej szefowej, bo chciałem jej powiedzieć, że ze względów rodzinnych muszę wrócić do Moskwy, ale zabrała mi bilet, podarła go i powiedziała że od wtorku jestem zwolniony. I nie ma już potrzeby, żebym tam jechał.
- O, Boże! No to nie zazdroszczę panu! – pokręciła głową.
Iwona siedziała z szeroko otwartymi oczami, wpatrując się we mnie bezradnie. – Nie wierzę… O co Marcie chodzi? Co się stało? Co ty teraz zrobisz? – zarzuciła mnie pytaniami.
Roześmiałem się na cały głos.
- Z czego ty się śmiejesz? – ożywiła się nagle. – Żarty sobie ze mnie stroisz?
Pokręciłem głową. – Absolutnie! Wszystko co ci powiedziałem jest czystą prawdą.
- To ja już niczego nie rozumiem. Pani doktor, a może trzeba go przebadać? – zwróciła się do swojej towarzyszki. – Ja jestem w kropce i nie potrafię postawić diagnozy…
Nie czekałem jednak na odpowiedź tamtej.
- Słuchaj siostrzyczko, dlaczego mam płakać? Ja po prostu mam tylko nadzieję, że limit nieszczęść na dziś wyczerpałem i teraz będzie już tylko lepiej. I to mnie właśnie cieszy – wyjaśniłem jej bez mrugnięcia okiem. – Skoro gorzej już być nie może, to czas, żeby było lepiej, prawda?
Iwona siedziała przez chwilę nieruchomo, coś analizując, a potem zapytała.
- Poczekaj, gdzie ty właściwie pracujesz? W Polsce czy w Moskwie? Gdzie masz pracodawcę?
- Powiedzmy raczej gdzie pracowałem. W moskiewskim banku, wchodzącym w skład korporacji Solution.
- No to jak tutaj zwolnili cię z pracy?
- Moja szefowa akuratnie przebywa w Polsce, więc chyba rozumiesz sama. Spotkałem się z nią tutaj.
- To dlaczego cię zwolniła? Tak nagle? Bez powodu?
- No nie… Powód się znalazł! Była parę tygodni temu u nas w Moskwie na kontroli – chichotałem. – No i… – rozłożyłem ręce bezradnie. – Naraziłem się jej!
- Czyli napyskowałeś, o ile cię znam – podsumowała mnie Iwona. – Zawsze miałeś niewyparzony język i teraz zbierasz tego żniwo!
- Wcale nie! Byłem bardzo grzeczny! – protestowałem. Ale Iwona nie dała się zbić z tropu.
- No wiesz… za grzeczność to z pracy chyba nie wyrzucają, prawda?.
- Mnie jednak wyrzuciła… za grzeczność właśnie!
- Co ty pieprzysz! – Iwona zirytowała się.
- A właśnie że tak! – podniosłem głos. I z pasją kontynuowałem opowiadanie. – Bo jak wyszła z hotelu, to wszedłem do jej apartamentu, rozebrałem się i zasnąłem w tamtym łóżku. A kiedy przyszła i mnie obudziła, to odkryłem kołdrę, uprzejmie robiąc dla niej miejsce obok siebie… No powiedz, czy ja nie byłem grzeczny?
- Jezu!!! – usłyszałem głos pani doktor i zobaczyłem jak łapie się za głowę. Iwonę natomiast moje słowa poraziły zupełnie. Oparła się bezwładnie i łapała oddech, spoglądając w sufit.
- Byłem wtedy bardzo grzeczny! – beznamiętnie uzupełniałem swoją wypowiedź. – Odsunąłem się nawet, robiąc dla niej więcej miejsca i odstąpiłem jej właśnie to, które było już zagrzane! Nie miała prawa narzekać!

Ich konsternacja trwała dość długo, ale w końcu Iwona opanowała się i przez kilkanaście sekund wpatrywała się we mnie z surową miną.
- Tomek, nie obraź się, ale chyba powinieneś iść do psychiatry – oznajmiła mi poważnie. – Nie wiem ile jest prawdy w tym co mówisz, ale masz dość typowe symptomy. Boję się o ciebie!
- Zupełnie niepotrzebnie! – zapewniłem ją. – I co ci dają te seminaria, skoro lekceważysz prawdę? Lekarz nie powinien ignorować informacji, które uzyskuje od pacjenta.
- Po pierwsze, ty nie jesteś moim pacjentem, a po drugie, to ja jestem lekarzem chorób wewnętrznych, a nie psychiatrą – wyjaśniała. – Ty natomiast zachowujesz się tak, jakby ciebie tam odmienili w tej Moskwie. Nie znałam ciebie z takiej strony i nie znam. Zaskakujesz mnie całkowicie.
- Siostrzyczko, daj sobie na luz! – roześmiałem się. – Nikt mnie tam nie odmienił, ani nie potrzebuję psychiatry! Moje reakcje i zachowania są całkowicie normalne i zrozumiałe. To jest piękna kobieta i nie mogłem zrobić inaczej.
- Nie wydaje mi się… – próbowała mi przerwać.
- Bo nie znasz mojej szefowej! – przebiłem ją. – To jest najpiękniejsza i najmądrzejsza kobieta na świecie! Ja ją po prostu uwielbiam, więc cóż w tym dziwnego, że czekałem na nią w łóżku? Chyba to nie świadczy o mojej nienormalności! Mam wrażenie, że wręcz przeciwnie…

Iwoną targały sprzeczne myśli. Widziałem to w jej twarzy. Nie rozumiała wszystkiego, a może nawet niczego, ale na razie nie miałem zamiaru pomagać jej w złapaniu orientacji. Musi poczekać. Sam natomiast dusiłem w sobie śmiech.
Niespodziewanie szybko wzięła się w garść. – Tak ją uwielbiasz, chociaż zwolniła cię z pracy? – zapytała z niedowierzaniem. Jeszcze próbowała zrozumieć logikę wydarzeń nie wiedząc, że żadnej logiki tutaj nie będzie.
- Siostrzyczko… co ja mogę zrobić? Zakochałem się w niej i nie mogę się na nią gniewać. To jest ponad moje siły! Chociaż na razie pracy nie mam – westchnąłem kwaśno, rozkładając bezradnie ręce. Spoglądała na mnie z wyraźnym niedowierzaniem.
- Coś mi się nie chce w to wierzyć…

Chyba po raz pierwszy poczuła swąd. Mój dobry nastrój zaczął wreszcie przebijać się do jej świadomości. Zaczynała chyba rozumieć, że to wszystko jest teatrem…
- Iwona, ale to jest prawda! – spoważniałem. – Naprawdę, do Moskwy już nie wracam! Najwyżej później, po swoje rzeczy, bo wszystko tam zostało.
- To co ty teraz zrobisz? Pojedziesz do Damiana czy do Joasi?
Roześmiałem się niemal na cały głos.
- Damian wyjechał właśnie do Austrii, a Joasia jeszcze wczoraj. Do Maćka. A co ja zrobię? Skoro nie mam domu, pieniędzy ani pracy, to właśnie mam zamiar… się ożenić! Dlatego też oglądam się za kobietami. I ta, która wchodziła tu przede mną do hotelu, najbardziej by mi odpowiadała…

Iwona opuściła ręce bezwładnie, wzdychając głośno.
- Chyba się nie myliłam. Tobie na starość to już całkiem odbiło. Jesteś akuratnie najbardziej odpowiednim materiałem na męża, a szczególnie dla takiej młodej. Tomek ile ty masz lat?
- Trochę już mam, a co to ma do rzeczy?
- Posłuchaj! Kobiety mnie interesują raczej niewiele, dlatego nie przyglądałam się jakoś specjalnie jej twarzy, ale z tego co zdążyłam zauważyć, to nie wyglądała na więcej niż lat trzydzieści.
- No to co? Ja młodszych nie szukam!
Siedząca pani doktor parsknęła śmiechem. – Żałuję, że ja jej nie widziałam, może bym coś panu podpowiedziała. Skoro jest taka młoda i ładna…
- Prawda? – Iwona wpadła jej w słowo, ale nadal mówiła do mnie. – Gdyby tak jeszcze była bogata, to miałbyś swój chodzący ideał! I na pewno od razu ciebie zechce! Mówię ci! Oświadczaj się jej jeszcze dzisiaj! – kpiła niemiłosiernie. – Takie młode to tylko czekają na taką ofertę od bezdomnego i bezrobotnego dziadka.
- Właśnie zastanawiam się jak do tego podejść – udawałem, że nie zauważyłem jej ironicznego i zgryźliwego tonu. – Jak do takiej młodej i pięknej kobiety zagadać?
- To żaden problem! – kontynuowała Iwona, nie zmieniając tonu. – Nawet nie musisz wcale do niej podchodzić! Powiesz jej tylko, że chcesz się z nią ożenić i już! Tylko szybko, bo właśnie idzie w twoją stronę – stwierdziła dosadnie. – Musisz zdążyć!

Podniosłem głowę. Dorota rzeczywiście szła w naszym kierunku, chociaż spoglądała w stronę niedalekiej recepcji. Tym razem jednak, odwróciła się też pani doktor i nagle podniosła się z kanapy, szeroko otwierając oczy. Na jej twarzy odmalował się wyraz kompletnego osłupienia. Wyprostowała się teraz, nie zauważając nawet, że jej torebka, którą trzymała na kolanach, spadła na posadzkę. Nie schyliła się po nią, tylko bezwiednie, niczym automat, zrobiła dwa kroki w stronę nadchodzącej Doroty i zatrzymała, wpatrując się jakby była zahipnotyzowana.
Podniosłem torebkę i podałem Iwonie, po czym spojrzałem znowu na Dorotę. Cały czas patrzyła prosto przed siebie. Szła spokojnie i powiedziałbym nawet, że dostojnie, jednak zbliżając się, obrzuciła nas niezbyt dyskretnym spojrzeniem, a wtedy nieoczekiwanie jakby ją coś ukłuło. Drgnęła wyraźnie i niemal zatrzymała na moment. Jej wzrok błyskawicznie powędrował w naszym kierunku, ale skoncentrował się na stojącej pani doktor. Nagle przyspieszyła, jakby coś ją przyciągnęło. Ostatnie kilka kroków to już właściwie przebiegła i ze zdumieniem zobaczyłem, jak padły sobie w ramiona.
- Justyna! Siostrzyczko!... – usłyszałem jej żarliwe słowa, obserwując jak się całują.
- Dorota! Skąd się tutaj wzięłaś? Boże, jaka niespodzianka!
- Jak ja się cieszę! – wołała Dorota, ściskając ją i zaraz też zarzuciła Justynę pytaniami. – Ale wydarzenie! Witaj, siostro i opowiadaj jak żyjecie? Jak się mają rodzice? Zdrowi chociaż? – pytała chaotycznie.

Spojrzeliśmy z Iwoną na siebie. Obydwoje mieliśmy szczęki opuszczone i oczy jak talerze, bo zrozumieliśmy, że spotkały się dwie siostry! Iwona poznała Justynę wcześniej, ale nie miała pojęcia, że ja znam Dorotę od dawna i wiem doskonale ile lat się nie widziały, a całą sytuację zrozumiałem doskonale w jednej sekundzie.
Chciało mi się śmiać, ale zacisnąłem zęby i skupiłem się na słuchaniu ich rozmowy. Już wiedziałem, skąd twarz pani doktor wydała mi się znajoma. Przecież była podobna do Dorotki! To były te same rysy twarzy, chociaż urodą Dorota przewyższała ją o klasę.
Tylko jak mam teraz rozegrać całą sprawę z naszą znajomością? To Iwonie mieliśmy zrobić psikusa, a jak mam się zachowywać wobec Justyny? Planowaliśmy zrobić małą niespodziankę, a teraz taki numer nam wyszedł! Takie spotkanie! Czułem, że wyjdzie z tego niewąska heca i szok dla naszego rodzeństwa. Żeby tylko Stefan nie zjawił się zbyt szybko, bo zepsuje mi całe widowisko…

Justyna pierwsza odzyskiwała zimną krew i usiłowała odpowiadać na pytania.
- Radzą sobie, nie jest najgorzej. Mama już na emeryturze, ostatnio trochę chorowała, ale to nic nowego. Z tego już się nie wyleczy, bo z tym się żyje. No i martwimy się o ciebie, że tylko kartki wysyłasz, a nie wracasz, ani nie piszesz jak ci się powodzi. Powiedz jednak co ty tutaj robisz? Jak się tu znalazłaś? Miałaś przecież być w Stanach!
- Byłam. Właśnie przyleciałam dzisiaj rano z Nowego Jorku.
- Dzisiaj? Na stałe? Sama?
- Nie sama, z chłopcami. Na razie chyba na trochę dłużej, ale decyzje jeszcze przede mną. Justyna, jedźmy do mnie! Porozmawiamy o wszystkim spokojnie.
- Coś ty, niepoważna jesteś? Nie mogę! Dzisiaj jest piątek, święta za pasem. I tak, to seminarium zabrało mi trzy dni z przygotowań. Wszystko zostało na głowie teściowej.
- Jakie seminarium?
- Nasze, medyczne. Mieliśmy tutaj, w hotelu, seminarium szkoleniowe. Zrobili nam przed samymi świętami, bo ponoć hotel był teraz tańszy, kretyni. A że dostałam delegację, to musiałam przyjechać.
- Czyli doszkalałaś się tutaj?
Justyna kiwała głową. – Już się wszystko zakończyło i teraz siedzimy tu z panią doktor – spojrzała przez moment na Iwonę – towarzyszką niedoli, jak dwie sierotki, czekając na naszych panów i mężów, bo im jakoś niezbyt do nas pilno.
- Dzień dobry pani! – Dorota uśmiechnęła się do Iwony, podchodząc bliżej. – Czyli pani doktor towarzyszy mojej siostrze w cierpieniach. Bardzo mi miło panią poznać! Nazywam się Dorota Warwick – skłoniła się przed Iwoną.
Iwona wstała, przedstawiła się i podały sobie dłonie. Widziałem, że Dorota waha się czy czegoś jeszcze nie powiedzieć, ale milczała. Domyślałem się, że pewnie postanowiła poczekać na Stefana. Tyle, że jakoś tak dziwnie długo ściskały swoje dłonie i spoglądały na siebie…

Nie minęło jednak nawet kilka sekund, gdy moja siostrzyczka rozbawiła mnie zupełnie.
- A to jest mój rodzony brat – przedstawiła mnie, jakoś tak niepewnie, jakby nie była pewna swojej decyzji, albo bała się jej skutków, przy czym machinalnie wskazała mnie wzrokiem. Dorota podążyła za jej spojrzeniem i wyciągnęła rękę w moim kierunku.
Schwyciłem jej dłoń, ale nie wypuściłem tak od razu.
- Jestem pod wrażeniem! – zawołałem z zachwytem w głosie. – Czy moglibyśmy mówić sobie po imieniu? – zapytałem, patrząc jej w oczy. – Ja mam na imię Tomek.
- Dobrze! – roześmiała się krótko. – A ja jestem Dorota – odpowiedziała mi zalotnie i nawet dygnęła.
- Dorotko, czy ktoś już ci mówił, że jesteś najcudowniejszą damą na świecie? – zapytałem, nadal trzymając jej dłoń. – Kwiatem, który opromienia wszystko dookoła? Marzeniem sennym, zorzą wieczorną i jutrzenką poranka? Gwiazdą na nieboskłonie i natchnieniem dla poetów?
 - Nie, takich głupstw jeszcze nie słyszałam! – roześmiała się. – Pierwszy raz mi to mówisz!

c.d.n.

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
wykrot · dnia 07.08.2013 08:06 · Czytań: 681 · Średnia ocena: 5 · Komentarzy: 9
Komentarze
al-szamanka dnia 07.08.2013 20:00 Ocena: Świetne!
Ale fajny odcinek! taaaaaki radosny :)
Tomek in Love.
Dorotka in Love.
I zabawiają się jak niefrasobliwe dzieci.
Podczas czytania miałam wrażenie uczestniczenia w jakimś niefrasobliwym, lekkim filmie.
Tym bardziej, że rodzinne spotkanie też było zabawną niespodzianką.
Leciutko, przyjemnie i już na luzie.

Pozdrawiam :)
zajacanka dnia 07.08.2013 20:28
Czasu u mnie jak na lekarstwo, ale - dodając rano Twój tekst - solennie obiecałam sobie, że wpadnę wieczorem z komentarzem. Oto jestem. :)
Wiesz co, Stasiu? Tak mi przyszło do głowy, że Ty wcale nie chcesz skończyć pisać tej powieści. Czy się mylę? Ja się zżyłam z bohaterami, a co dopiero Ty!
Ucieszyłam się, że znów mogę ich spotkać, tym bardziej, że część radosna, nieco przewrotna, ale miejscami bardzo cukierkowa. Tomek rozhahany na całego (kurczę, nie wiem, jak się pisze rozhahany, bo wszystkie wersje mi podkresla na czerwono!). Troszkę popracowałabym nad tym fragmentem, bo jest tak słodko, że może zemdlić. Nieco infantylnie nawet. Więcej tajemniczości, ironii, inteligentnego dowcipu przydałoby się. No, ale to Twój bohater, wszyscy wiedzą jaki jest i może tak być musi. :)

Rozmawiałeś już z tv?

Ja dalej czekam na ulubiony cd. :)

Pozdrawiam:)
wykrot dnia 07.08.2013 20:49
Dziękuję za komentarze. No cóż, może i jest to trochę cukierkowate, ale nie zauważyłaś jednej rzeczy. Literek c.d.n. To jeszcze nie koniec epilogu. I nie dla wszystkich jest słodko.
Spróbuj więc postawić się w roli sióstr naszych bohaterów, które nie mają tej wiedzy, co Wy, a każda zna tylko jedną z głównych osób. Z ich punktu widzenia tutaj nie ma cukierków, są tylko idiotyczne wygłupy Tomka, który odreagowuje poranek dnia dzisiejszego, przekształcające się powoli w rzeczywistość (bo tak będzie, myślę, że dla Was to nie jest tajemnicą), ponurą dla Justyny i wieloznaczną dla Iwony.

Ale cóż, Cyganka wywróżyła Dorotce, że los jej da to, o co nawet nie poprosi...

PS. Pamiętasz wyprawę do lasu Tomka i Stefana z dziećmi Doroty? Będzie niespodzianka!

PS.2 Chcę, czy nie chcę skończyć, nie widzę przesłania, które miałbym zawrzeć w dalszej części ich losów. Bo w tym co było, chciałem nawiązać do roli przypadku w życiu. O tym, że życie to nie ciągłość, jak nam się wydaje. To jest zbiór różnych zdarzeń, które można wykorzystać, albo nie. I tylko tak można swój los kształtować. I takie same okazje, dane różnym ludziom do ręki, zupełnie inaczej się kończą. Los daje nam wiele, tylko nie wszyscy, a w zasadzie większość, nie potrafi skorzystać z okazji.
Narzekałaś na zbyt dużo momentów na początku. Ja celowo przedstawiałem życie intymne Tomka z dziewczynami po to, aby dowieść, iż miał je w rękach. Przez przypadek. I nie wykorzystał tego. A teraz (znaczy przed Dorotką) mógł tylko je wspominać, a nawet poczytać o nich w gazetach.
W części której nie publikowałem jest scena po balu, kiedy Tomek przychodzi do banku, do Doroty i w sekretariacie znowu spotyka Grażynę, która w akademiku wręcz za nim szalała (pierwszy raz po latach spotkał ją w Pokrzywnie, w hotelu). Już jej nie zazdrości, ale i tak zdaje sobie sprawę gdzie zaszła ona, a gdzie on...

Ech, ale to temat na zupełnie inną rozmowę.
zajacanka dnia 07.08.2013 21:03
wykrot napisał:
nie zauważyłaś jednej rzeczy. Literek c.d.n.

a i owszem, zauważyłam. Ty nie zauważyłeś, że zauważyłam :)
wykrot napisał:
PS. Pamiętasz wyprawę do lasu Tomka i Stefana z dziećmi Doroty? Będzie niespodzianka!

Pamiętam i czekam na cd. Wtedy Policja lub Straż Leśna się wdała, czyż nie?
wykrot napisał:
O tym, że życie to nie ciągłość, jak nam się wydaje. To jest zbiór różnych zdarzeń, które można wykorzystać, albo nie. I tylko tak można swój los kształtować.

A z tym się absolutnie zgadzam.
wykrot napisał:
w sekretariacie znowu spotyka Grażynę,

Pamiętam Grażynę, rozumiem, że ciągnąłeś główny wątek, bo to wszystko, summa summarum, byłoby nie tylko serialem na 25 odcinków, ale tasiemcem na 1500!

Gniewasz się?
wykrot dnia 07.08.2013 21:43
zajacanka napisała:
Gniewasz się?


A niby za co? (Chyba, że jak to mówiła pani hrabina: Gnie wam się, hrabio!).
Poza tym, wszystko się zgadza. :)
zajacanka dnia 07.08.2013 21:53
wykrot napisał:
Gnie wam się, hrabio!

Oby nie Tobie :)
wykrot dnia 07.08.2013 22:01
zajacanka napisała:
Oby nie Tobie


Dzięki za życzenia!
:)
bozka dnia 09.08.2013 00:25 Ocena: Świetne!
Cytat:
Bar­dzo czę­sto nie pa­mię­ta­łem twa­rzy jeden raz wi­dzia­nych osób. Do­pie­ro kil­ka­krot­ne spo­tka­nia po­zwa­la­ły mi na utrwa­le­nie ob­ra­zu i jego za­pa­mię­ta­nie.
- po - utrwalenie obrazu kropka- niepotrzebne powtórzenie

świetnie się czyta - lekko i przyjemnie- tekst zaciekawia a cała intryga - intryguje :) czekam na ciąg dalszy- pozdrawiam :)
wykrot dnia 09.08.2013 17:55
Dziękuję za odwiedziny!
Poczytałem trochę, zainteresowany wyłapanym błędem i zgroza! Znalazłem ich mnóstwo, głównie z "zaimkozy". No cóż... jakoś nie mogę się tego wyzbyć. Dziękuję za czujność i polecam na zaś!
:)
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:44
Pierwsza część tekstu, to wyjaśnienie akcji z Jarkiem i… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:28
Chciałem w tekście ukazać koszmar uczucia czerpania, choćby… »
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
valeria
18/04/2024 19:26
Cieszę się, że przypadł do gustu. Bardzo lubię ten wiersz,… »
mike17
18/04/2024 16:50
Masz niesamowitą wyobraźnię, Violu, Twoje teksty łykam jak… »
Kazjuno
18/04/2024 13:09
Ponownie dziękuję za Twoją wizytę. Co do użycia słowa… »
Marian
18/04/2024 08:01
"wymyślimy jakąś prostą fabułę i zaczynamy" - czy… »
Kazjuno
16/04/2024 21:56
Dzięki, Marianie za pojawienie się! No tak, subtelnością… »
Marian
16/04/2024 16:34
Wcale się nie dziwię, że Twoje towarzyszki przy stole były… »
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:41
Najnowszy:pica-pioa