Bez ociągania ruszyłem naprzód i w obrotowych drzwiach rozdzieliły nas już tylko dwa segmenty. A w hotelowym hallu zatrzymałem się demonstracyjnie tuż za drzwiami i obserwowałem tę cudowną, taneczną sylwetkę, dopóki nie znikła za wejściem do restauracji. Dopiero wtedy rozejrzałem się i bez trudu, jednym spojrzeniem zlokalizowałem Iwonę, jednak nie podszedłem do niej od razu. Jeszcze przez chwilę lustrowałem drzwi restauracji, jakbym oczekiwał powrotu postaci, która za nimi znikła.
Iwona siedziała na jednej ze zwykłych, hotelowych kanap, które stały ustawione do siebie prostopadle. Zajęła strategiczne miejsce, tyłem do okna, a bokiem do drzwi wejściowych. Coś teraz mówiła do siedzącej obok kobiety, odwróconej tyłem do wejścia. Dlatego kiedy podchodziłem, nie widziałem twarzy tej rozmówczyni. Zresztą, do niczego mi to nie było potrzebne.
- Myślałam już, że pobiegniesz za nią i zjesz żywcem! – przywitała mnie ironicznymi słowami. – Jak ty się zachowujesz? – nie szczędziła mi połajanki. – Jak niepełnosprawny intelektualnie małolat! Czas by ci było spoważnieć, braciszku, nie uważasz!
Jeśli sądziła, że jej słowa mnie zmartwią, to się omyliła. Tylko się roześmiałem, siadając obok niej.
- Witaj siostrzyczko! – pochyliłem się, muskając ustami jej policzek. – Ale fantastyczna dziewczyna! Widziałaś ją? – zapytałem, podkreślając intonacją swój zachwyt. Jednak Iwona nie podzieliła moich emocji. Spoglądała na mnie z udawaną surowością starszej siostry i całkowicie zignorowała wypowiedziane słowa.
- Pani doktor, to jest właśnie ten mój prywatny, osobisty brat, o którym pani wspominałam – zwróciła się żartobliwie do swojej towarzyszki. – Pięćdziesiątka na karku, a za podlotkami się ogląda. A ty przedstaw się grzecznie i zapamiętaj sobie na przyszłość, że w towarzystwie kobiet nie należy zachwycać się urodą innej, nieobecnej w tym miejscu.
Dopiero teraz spojrzałem uważniej na siedzącą. Wyglądała dziwnie znajomo. Jakbym ją już kiedyś widział, albo gdzieś spotkał. Ale gdzie i kiedy? Nie potrafiłem tego skojarzyć. Rysy twarzy miała regularne i przyjemne dla oka, sylwetkę zgrabną, chociaż już z lekką nadwagą. Oceniłem, że ma około czterdziestu lat, a może nawet więcej.
Wstałem z kanapy, kłaniając się jej i przedstawiłem z imienia i nazwiska, a wtedy wyciągnęła ku mnie rękę.
- Justyna Kierewicz – usłyszałem.
- Miło mi panią poznać, pani doktor! – uścisnąłem jej dłoń. – Ale dzisiaj jest dzień! Same piękne damy spotykam na swojej drodze. Gdyby pani doktor zechciała wziąć udział w konkursie Miss Polonia, to na kilka sms-ów z poparciem ode mnie może pani zawsze liczyć! – zapewniłem ją. Roześmiała się na te słowa.
- No tak, ja i Miss Polonia… – podśmiewała się, zupełnie rozbawiona. – No, chyba, że za parę lat zorganizują takie wybory dla babuszek, to pewnie wtedy spełnię warunki uczestnictwa – żartowała.
- Przesadza pani, to nie będzie tak prędko! – protestowałem, uśmiechając się do niej zalotnie.
Pierwsze wrażenie, jakie na mnie zrobiła, było bardzo pozytywne. Tylko gdzie ja ją już spotkałem? Sposób w jaki zareagowała na moje słowa, a nawet jej śmiech, z czymś mi się kojarzył. Ale z czym? Żałowałem teraz, że natura nie obdarzyła mnie pamięcią wzrokową. Bardzo często nie pamiętałem twarzy jeden raz widzianych osób. Dopiero kilkakrotne spotkania pozwalały mi na utrwalenie obrazu i jego zapamiętanie.
Nie kontynuowałem tematu jej urody, bo uświadomiłem sobie, że mogę się nadziać na jakąś niepotrzebną mi ripostę. A wtedy mój brak pamięci postawi mnie w głupiej sytuacji. Wróciłem więc na kanapę obok Iwony.
- Opowiadaj siostrzyczko co u was się dzieje. Stefan dzwonił? Daleko ma jeszcze? – zapytałem.
- Dzwonił już ponad godzinę temu. Wściekał się, że mu przeszkadzam telefonami, dlatego teraz czekam cierpliwie, bo zostałyśmy już tylko we dwie z panią doktor. Wszyscy inni zdążyli wyjechać. Czekam jak na szpilkach.
- Nie spiesz się! – odezwałem się lekceważąco. – I tak nie pojedziecie dzisiaj do domu!
- O, to coś nowego! – zaśmiała się. – No wiesz co? A niby gdzie i po co mamy zostać? Pojutrze święta! I tak jestem spóźniona w przygotowaniach! A tak w ogóle, czy tobie przypadkiem nie miesza się coś pod czapeczką? – wpatrywała się we mnie ironicznie i z przyganą.
Ale trafiła kosa na kamień. Nie spuściłem wzroku i spoglądałem na nią, jakbym na końcu języka miał zabawny dowcip.
- Siostrzyczko! – odezwałem się głosem celowo pełnym wyższości. – Niezbadane są wyroki Opatrzności… – zacząłem, ale mi przerwała.
- Ty mi tu nie kracz! – zawołała. – Ja mam dość Warszawy i chcę do domu!
- A po co pojedziesz, dzieci ci płaczą? – odbiłem piłeczkę.
- Nie płaczą, tylko że ja chcę normalnie przez święta odpocząć. Pierwszy raz od kilku już lat, obydwa świąteczne dni mam wolne, bo nie mam dyżuru. I żadna siła mnie nie odwiedzie od totalnego lenistwa.
- Och, to się jeszcze zobaczy! – skomentowałem to tak lekceważącym głosem, na jaki tylko było mnie stać. I roześmiałem się ironicznie, żeby dodatkowo podkreślić niewiarę w jej słowa. Ale interesował mnie jeszcze Stefan, dlatego szybciutko porzuciłem wygłupy.
- Mówiłaś, że Stefan zaczął coś narzekać na pracę … – powiedziałem już całkowicie naturalnym głosem.
- To już ci wszystko sam opowie – odparła. – Ja się nie znam na jego sprawach. Ale chciał się z tobą spotkać i kiedy mu powiedziałam, że tu będziesz, bardzo się ucieszył.
- No właśnie! – roześmiałem się. – I Stefan też nie będzie chciał wracać do domu. Uwierz mi, naprawdę! – próbowałem przekonywać ja szczerością.
- Naprawdę? Powiedz mi jeszcze skąd ty masz nagle taki świetny humor? – zainteresowała się nieoczekiwanie. – Kiedy dzwoniłeś wcześniej, to miałam wrażenie, że jesteś zdołowany i nie wiesz co masz ze sobą począć. Rozumiem, że wszystko się wyjaśniło? – zapytała z nadzieją.
- Ano wszystko! – machnąłem ręką i oparłem się wygodniej.
- I co to, jakaś pomyłka? – dociekała.
- Z czym, z moim rozwodem? – nie krępowałem się obecnością obcej osoby. – Nie ma tutaj żadnej pomyłki – wyjaśniłem spokojnie. – Pozew dostałem do rąk i widziałem go na własne oczy.
- Jak to dostałeś? Od kogo? Mówiłeś, że przyleciałeś dzisiaj rano z Moskwy…
- Przyleciałem! – skinąłem głową. – I spotkałem się z Damianem. Wczoraj był u niego adwokat Marty i zostawił mu wszystko, żeby przekazał to mnie.
- Co ty nabroiłeś? O co Marcie chodzi?
Machnąłem ręką z lekceważeniem. – Nawet nie ma o czym gadać. Wyciągnęła mi bardzo stare, dawne grzechy sprzed kilkunastu lat, sprężyła się i zostałem teraz całkowicie na lodzie – roześmiałem się. – Jestem goły i wesoły!
- Jak to na lodzie? – Iwona nie kryła zdziwienia – Dlaczego tak mówisz? Przecież pracujesz, masz gdzie mieszkać…
Mój głośny śmiech spowodował, że umilkła. Patrzyły teraz na mnie obydwie, niczego nie rozumiejąc. Musiałem zaspokoić ich ciekawość.
- W tym sęk, że nie mam – odparłem z uśmiechem. – Nie mam niczego! Tak jak już powiedziałem, jestem goły i wesoły! Wyobraź sobie, że Marta sprzedała nasze mieszkanie i kupiła inne, nawet nie wiem gdzie. A teraz jest jego jedyną właścicielką. Poza tym opróżniła mi konta do ostatniej złotówki! Stany mam wyzerowane, chociaż właściwie nawet na jednym jest debet. A na dodatek moje osobiste rzeczy, całą garderobę i nie tylko, umieściła pod kluczem w jakimś garażu i teraz nie mam nawet jak i w co się przebrać. Fajnie, prawda? Wszystko co mam, cały mój majątek, to jest to, co mam teraz na sobie. I nawet w kieszeniach mam tylko miedziaki.
- Ty chyba żartujesz! – Iwonę aż wcisnęło w oparcie kanapy. – Ale numer! Ty mówisz to wszystko poważnie? – dopytywała się. Przytaknąłem głową.
- Jak najbardziej poważnie! – potwierdziłem. – Nie mam zupełnie nic!
- Ale przynajmniej ma pan pracę, to jeszcze nie jest tak najgorzej! – wtrąciła się pani doktor. – Poradzi sobie pan!
- Sęk w tym, że już nie mam pracy! – głośno się roześmiałem. – Byłem właśnie u mojej szefowej, bo chciałem jej powiedzieć, że ze względów rodzinnych muszę wrócić do Moskwy, ale zabrała mi bilet, podarła go i powiedziała że od wtorku jestem zwolniony. I nie ma już potrzeby, żebym tam jechał.
- O, Boże! No to nie zazdroszczę panu! – pokręciła głową.
Iwona siedziała z szeroko otwartymi oczami, wpatrując się we mnie bezradnie. – Nie wierzę… O co Marcie chodzi? Co się stało? Co ty teraz zrobisz? – zarzuciła mnie pytaniami.
Roześmiałem się na cały głos.
- Z czego ty się śmiejesz? – ożywiła się nagle. – Żarty sobie ze mnie stroisz?
Pokręciłem głową. – Absolutnie! Wszystko co ci powiedziałem jest czystą prawdą.
- To ja już niczego nie rozumiem. Pani doktor, a może trzeba go przebadać? – zwróciła się do swojej towarzyszki. – Ja jestem w kropce i nie potrafię postawić diagnozy…
Nie czekałem jednak na odpowiedź tamtej.
- Słuchaj siostrzyczko, dlaczego mam płakać? Ja po prostu mam tylko nadzieję, że limit nieszczęść na dziś wyczerpałem i teraz będzie już tylko lepiej. I to mnie właśnie cieszy – wyjaśniłem jej bez mrugnięcia okiem. – Skoro gorzej już być nie może, to czas, żeby było lepiej, prawda?
Iwona siedziała przez chwilę nieruchomo, coś analizując, a potem zapytała.
- Poczekaj, gdzie ty właściwie pracujesz? W Polsce czy w Moskwie? Gdzie masz pracodawcę?
- Powiedzmy raczej gdzie pracowałem. W moskiewskim banku, wchodzącym w skład korporacji Solution.
- No to jak tutaj zwolnili cię z pracy?
- Moja szefowa akuratnie przebywa w Polsce, więc chyba rozumiesz sama. Spotkałem się z nią tutaj.
- To dlaczego cię zwolniła? Tak nagle? Bez powodu?
- No nie… Powód się znalazł! Była parę tygodni temu u nas w Moskwie na kontroli – chichotałem. – No i… – rozłożyłem ręce bezradnie. – Naraziłem się jej!
- Czyli napyskowałeś, o ile cię znam – podsumowała mnie Iwona. – Zawsze miałeś niewyparzony język i teraz zbierasz tego żniwo!
- Wcale nie! Byłem bardzo grzeczny! – protestowałem. Ale Iwona nie dała się zbić z tropu.
- No wiesz… za grzeczność to z pracy chyba nie wyrzucają, prawda?.
- Mnie jednak wyrzuciła… za grzeczność właśnie!
- Co ty pieprzysz! – Iwona zirytowała się.
- A właśnie że tak! – podniosłem głos. I z pasją kontynuowałem opowiadanie. – Bo jak wyszła z hotelu, to wszedłem do jej apartamentu, rozebrałem się i zasnąłem w tamtym łóżku. A kiedy przyszła i mnie obudziła, to odkryłem kołdrę, uprzejmie robiąc dla niej miejsce obok siebie… No powiedz, czy ja nie byłem grzeczny?
- Jezu!!! – usłyszałem głos pani doktor i zobaczyłem jak łapie się za głowę. Iwonę natomiast moje słowa poraziły zupełnie. Oparła się bezwładnie i łapała oddech, spoglądając w sufit.
- Byłem wtedy bardzo grzeczny! – beznamiętnie uzupełniałem swoją wypowiedź. – Odsunąłem się nawet, robiąc dla niej więcej miejsca i odstąpiłem jej właśnie to, które było już zagrzane! Nie miała prawa narzekać!
Ich konsternacja trwała dość długo, ale w końcu Iwona opanowała się i przez kilkanaście sekund wpatrywała się we mnie z surową miną.
- Tomek, nie obraź się, ale chyba powinieneś iść do psychiatry – oznajmiła mi poważnie. – Nie wiem ile jest prawdy w tym co mówisz, ale masz dość typowe symptomy. Boję się o ciebie!
- Zupełnie niepotrzebnie! – zapewniłem ją. – I co ci dają te seminaria, skoro lekceważysz prawdę? Lekarz nie powinien ignorować informacji, które uzyskuje od pacjenta.
- Po pierwsze, ty nie jesteś moim pacjentem, a po drugie, to ja jestem lekarzem chorób wewnętrznych, a nie psychiatrą – wyjaśniała. – Ty natomiast zachowujesz się tak, jakby ciebie tam odmienili w tej Moskwie. Nie znałam ciebie z takiej strony i nie znam. Zaskakujesz mnie całkowicie.
- Siostrzyczko, daj sobie na luz! – roześmiałem się. – Nikt mnie tam nie odmienił, ani nie potrzebuję psychiatry! Moje reakcje i zachowania są całkowicie normalne i zrozumiałe. To jest piękna kobieta i nie mogłem zrobić inaczej.
- Nie wydaje mi się… – próbowała mi przerwać.
- Bo nie znasz mojej szefowej! – przebiłem ją. – To jest najpiękniejsza i najmądrzejsza kobieta na świecie! Ja ją po prostu uwielbiam, więc cóż w tym dziwnego, że czekałem na nią w łóżku? Chyba to nie świadczy o mojej nienormalności! Mam wrażenie, że wręcz przeciwnie…
Iwoną targały sprzeczne myśli. Widziałem to w jej twarzy. Nie rozumiała wszystkiego, a może nawet niczego, ale na razie nie miałem zamiaru pomagać jej w złapaniu orientacji. Musi poczekać. Sam natomiast dusiłem w sobie śmiech.
Niespodziewanie szybko wzięła się w garść. – Tak ją uwielbiasz, chociaż zwolniła cię z pracy? – zapytała z niedowierzaniem. Jeszcze próbowała zrozumieć logikę wydarzeń nie wiedząc, że żadnej logiki tutaj nie będzie.
- Siostrzyczko… co ja mogę zrobić? Zakochałem się w niej i nie mogę się na nią gniewać. To jest ponad moje siły! Chociaż na razie pracy nie mam – westchnąłem kwaśno, rozkładając bezradnie ręce. Spoglądała na mnie z wyraźnym niedowierzaniem.
- Coś mi się nie chce w to wierzyć…
Chyba po raz pierwszy poczuła swąd. Mój dobry nastrój zaczął wreszcie przebijać się do jej świadomości. Zaczynała chyba rozumieć, że to wszystko jest teatrem…
- Iwona, ale to jest prawda! – spoważniałem. – Naprawdę, do Moskwy już nie wracam! Najwyżej później, po swoje rzeczy, bo wszystko tam zostało.
- To co ty teraz zrobisz? Pojedziesz do Damiana czy do Joasi?
Roześmiałem się niemal na cały głos.
- Damian wyjechał właśnie do Austrii, a Joasia jeszcze wczoraj. Do Maćka. A co ja zrobię? Skoro nie mam domu, pieniędzy ani pracy, to właśnie mam zamiar… się ożenić! Dlatego też oglądam się za kobietami. I ta, która wchodziła tu przede mną do hotelu, najbardziej by mi odpowiadała…
Iwona opuściła ręce bezwładnie, wzdychając głośno.
- Chyba się nie myliłam. Tobie na starość to już całkiem odbiło. Jesteś akuratnie najbardziej odpowiednim materiałem na męża, a szczególnie dla takiej młodej. Tomek ile ty masz lat?
- Trochę już mam, a co to ma do rzeczy?
- Posłuchaj! Kobiety mnie interesują raczej niewiele, dlatego nie przyglądałam się jakoś specjalnie jej twarzy, ale z tego co zdążyłam zauważyć, to nie wyglądała na więcej niż lat trzydzieści.
- No to co? Ja młodszych nie szukam!
Siedząca pani doktor parsknęła śmiechem. – Żałuję, że ja jej nie widziałam, może bym coś panu podpowiedziała. Skoro jest taka młoda i ładna…
- Prawda? – Iwona wpadła jej w słowo, ale nadal mówiła do mnie. – Gdyby tak jeszcze była bogata, to miałbyś swój chodzący ideał! I na pewno od razu ciebie zechce! Mówię ci! Oświadczaj się jej jeszcze dzisiaj! – kpiła niemiłosiernie. – Takie młode to tylko czekają na taką ofertę od bezdomnego i bezrobotnego dziadka.
- Właśnie zastanawiam się jak do tego podejść – udawałem, że nie zauważyłem jej ironicznego i zgryźliwego tonu. – Jak do takiej młodej i pięknej kobiety zagadać?
- To żaden problem! – kontynuowała Iwona, nie zmieniając tonu. – Nawet nie musisz wcale do niej podchodzić! Powiesz jej tylko, że chcesz się z nią ożenić i już! Tylko szybko, bo właśnie idzie w twoją stronę – stwierdziła dosadnie. – Musisz zdążyć!
Podniosłem głowę. Dorota rzeczywiście szła w naszym kierunku, chociaż spoglądała w stronę niedalekiej recepcji. Tym razem jednak, odwróciła się też pani doktor i nagle podniosła się z kanapy, szeroko otwierając oczy. Na jej twarzy odmalował się wyraz kompletnego osłupienia. Wyprostowała się teraz, nie zauważając nawet, że jej torebka, którą trzymała na kolanach, spadła na posadzkę. Nie schyliła się po nią, tylko bezwiednie, niczym automat, zrobiła dwa kroki w stronę nadchodzącej Doroty i zatrzymała, wpatrując się jakby była zahipnotyzowana.
Podniosłem torebkę i podałem Iwonie, po czym spojrzałem znowu na Dorotę. Cały czas patrzyła prosto przed siebie. Szła spokojnie i powiedziałbym nawet, że dostojnie, jednak zbliżając się, obrzuciła nas niezbyt dyskretnym spojrzeniem, a wtedy nieoczekiwanie jakby ją coś ukłuło. Drgnęła wyraźnie i niemal zatrzymała na moment. Jej wzrok błyskawicznie powędrował w naszym kierunku, ale skoncentrował się na stojącej pani doktor. Nagle przyspieszyła, jakby coś ją przyciągnęło. Ostatnie kilka kroków to już właściwie przebiegła i ze zdumieniem zobaczyłem, jak padły sobie w ramiona.
- Justyna! Siostrzyczko!... – usłyszałem jej żarliwe słowa, obserwując jak się całują.
- Dorota! Skąd się tutaj wzięłaś? Boże, jaka niespodzianka!
- Jak ja się cieszę! – wołała Dorota, ściskając ją i zaraz też zarzuciła Justynę pytaniami. – Ale wydarzenie! Witaj, siostro i opowiadaj jak żyjecie? Jak się mają rodzice? Zdrowi chociaż? – pytała chaotycznie.
Spojrzeliśmy z Iwoną na siebie. Obydwoje mieliśmy szczęki opuszczone i oczy jak talerze, bo zrozumieliśmy, że spotkały się dwie siostry! Iwona poznała Justynę wcześniej, ale nie miała pojęcia, że ja znam Dorotę od dawna i wiem doskonale ile lat się nie widziały, a całą sytuację zrozumiałem doskonale w jednej sekundzie.
Chciało mi się śmiać, ale zacisnąłem zęby i skupiłem się na słuchaniu ich rozmowy. Już wiedziałem, skąd twarz pani doktor wydała mi się znajoma. Przecież była podobna do Dorotki! To były te same rysy twarzy, chociaż urodą Dorota przewyższała ją o klasę.
Tylko jak mam teraz rozegrać całą sprawę z naszą znajomością? To Iwonie mieliśmy zrobić psikusa, a jak mam się zachowywać wobec Justyny? Planowaliśmy zrobić małą niespodziankę, a teraz taki numer nam wyszedł! Takie spotkanie! Czułem, że wyjdzie z tego niewąska heca i szok dla naszego rodzeństwa. Żeby tylko Stefan nie zjawił się zbyt szybko, bo zepsuje mi całe widowisko…
Justyna pierwsza odzyskiwała zimną krew i usiłowała odpowiadać na pytania.
- Radzą sobie, nie jest najgorzej. Mama już na emeryturze, ostatnio trochę chorowała, ale to nic nowego. Z tego już się nie wyleczy, bo z tym się żyje. No i martwimy się o ciebie, że tylko kartki wysyłasz, a nie wracasz, ani nie piszesz jak ci się powodzi. Powiedz jednak co ty tutaj robisz? Jak się tu znalazłaś? Miałaś przecież być w Stanach!
- Byłam. Właśnie przyleciałam dzisiaj rano z Nowego Jorku.
- Dzisiaj? Na stałe? Sama?
- Nie sama, z chłopcami. Na razie chyba na trochę dłużej, ale decyzje jeszcze przede mną. Justyna, jedźmy do mnie! Porozmawiamy o wszystkim spokojnie.
- Coś ty, niepoważna jesteś? Nie mogę! Dzisiaj jest piątek, święta za pasem. I tak, to seminarium zabrało mi trzy dni z przygotowań. Wszystko zostało na głowie teściowej.
- Jakie seminarium?
- Nasze, medyczne. Mieliśmy tutaj, w hotelu, seminarium szkoleniowe. Zrobili nam przed samymi świętami, bo ponoć hotel był teraz tańszy, kretyni. A że dostałam delegację, to musiałam przyjechać.
- Czyli doszkalałaś się tutaj?
Justyna kiwała głową. – Już się wszystko zakończyło i teraz siedzimy tu z panią doktor – spojrzała przez moment na Iwonę – towarzyszką niedoli, jak dwie sierotki, czekając na naszych panów i mężów, bo im jakoś niezbyt do nas pilno.
- Dzień dobry pani! – Dorota uśmiechnęła się do Iwony, podchodząc bliżej. – Czyli pani doktor towarzyszy mojej siostrze w cierpieniach. Bardzo mi miło panią poznać! Nazywam się Dorota Warwick – skłoniła się przed Iwoną.
Iwona wstała, przedstawiła się i podały sobie dłonie. Widziałem, że Dorota waha się czy czegoś jeszcze nie powiedzieć, ale milczała. Domyślałem się, że pewnie postanowiła poczekać na Stefana. Tyle, że jakoś tak dziwnie długo ściskały swoje dłonie i spoglądały na siebie…
Nie minęło jednak nawet kilka sekund, gdy moja siostrzyczka rozbawiła mnie zupełnie.
- A to jest mój rodzony brat – przedstawiła mnie, jakoś tak niepewnie, jakby nie była pewna swojej decyzji, albo bała się jej skutków, przy czym machinalnie wskazała mnie wzrokiem. Dorota podążyła za jej spojrzeniem i wyciągnęła rękę w moim kierunku.
Schwyciłem jej dłoń, ale nie wypuściłem tak od razu.
- Jestem pod wrażeniem! – zawołałem z zachwytem w głosie. – Czy moglibyśmy mówić sobie po imieniu? – zapytałem, patrząc jej w oczy. – Ja mam na imię Tomek.
- Dobrze! – roześmiała się krótko. – A ja jestem Dorota – odpowiedziała mi zalotnie i nawet dygnęła.
- Dorotko, czy ktoś już ci mówił, że jesteś najcudowniejszą damą na świecie? – zapytałem, nadal trzymając jej dłoń. – Kwiatem, który opromienia wszystko dookoła? Marzeniem sennym, zorzą wieczorną i jutrzenką poranka? Gwiazdą na nieboskłonie i natchnieniem dla poetów?
- Nie, takich głupstw jeszcze nie słyszałam! – roześmiała się. – Pierwszy raz mi to mówisz!
c.d.n.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt