Motyl szczęścia (kolejne 2 rozdziały) - akacjowa agnes
Proza » Obyczajowe » Motyl szczęścia (kolejne 2 rozdziały)
A A A
Od autora: Skoro napisałam dalszy ciąg, to wystawiam. Raz kozie śmierć :)

 

- Co to za ulotka?

- Nie wiem. Mnie nie zaciekawiła. Przeczytaj i wyrzuć. – Phil jak zwykle wiedział, co trzeba zrobić.

Karin usiadła na poręczy fotela i zaczęła przeglądać ulotkę, którą przed chwilą wniósł do domu Phil razem z listami wyjętymi ze skrzynki. Była to informacja o jakimś spotkaniu w domu książki w ich miejscowości. Miało się odbyć następnego dnia. Ale co to za spotkanie? Karin nie była do końca pewna o co w tym chodzi, ale bardzo zaintrygował ją tytuł spotkania: „Motyl szczęścia”.

Od jakiegoś czasu prześladowały ją myśli, że czegoś takiego jak szczęście, to ona nie zazna. Nigdy, przenigdy. Choć pragnęła tego za wszelką cenę. Pragnęła tego tak bardzo, że próbowała dawać maksimum szczęścia wszystkim najbliższym. Robiła to z nadzieją, że to ją doprowadzi do bram tego nieuchwytnego uczucia.

- I co to jest? – od niechcenia spytał Phil zaglądając do garnków, bo widocznie był już głodny.

- Takie spotkanie w Bibliotece… Wiesz, i chyba chciałabym tam pójść. – Choć ulotka była bardzo tajemnicza, czuła, że musi tam jutro być.

- I co? Mam się zająć małym? Jutro? A co to za dzień? Aaa, czwartek. Ale nie wiem, o której wrócę z pracy. – Phil najwyraźniej wolał, by nigdzie nie szła.

- Mogę go podrzucić do jednej z babć. Zaraz zadzwonię  i się dowiem, która ma czas…

- Coś ty taka napalona? Powoli, powoli. A obiad?

- Wiesz, chcę mieć pewność, że choć jedna z mam będzie jutro mogła wziąć Chimka do siebie… naprawdę chcę tam iść… - odparła i zaczęła wybierać numer do swojej mamy.

- A obiad? Gdzie jest mały? Karin! – Ale ona nie słyszała, idąc na piętro rozmawiała już przez telefon.

Z góry zbiegł Joachim z uśmiechem od ucha do ucha:

- Jutro jadę do babci. Weźmie mnie na lody!

- Skąd wiesz?

- Podsłyszałem, jak mama rozmawiała przez komórkę.

- Czyli jednak załatwiła… - mruknął Phil pod nosem.

- Co mówisz, tato?

- Że nałożymy sobie obiadu, bo mama chyba tak szybko tej gadki nie skończy. Zawsze jak rozmawia z babcią Julią, to nie da rady krócej niż pół godziny.

 

Karin zeszła do kuchni, kiedy jej mężczyźni już kończyli jedzenie:

- Cieszę się, że sobie poradziliście. Smakuje wam?

- Jasne, że sobie poradziliśmy. Przecież tata nie jest ciapą – odparł uśmiechnięty siedmiolatek i mrugnął do taty. Od paru dni był bardzo dumny, bo nauczył się puszczać oczko. Barbara go nauczyła. Bardzo lubił z nią rozmawiać. Była bardzo wesoła i wiedziała chyba wszystko.

Phil skrzywił usta, przełknął ostatni kęs i zapytał dziwnym grobowym głosem:

- Czy to dobrze, że on tam pojedzie?

- Co? O czym ty mówisz? – zapytała Karin nakładając sobie przestudzony obiad. Była wciąż zamyślona i podekscytowana tym jutrzejszym spotkaniem.

- No…, o tej… - Phil nie chciał powiedzieć na głos tego, o czym myślał, bo chłopiec jeszcze nie zdążył zjeść do końca i wciąż siedział przy stole. Zaciekawiony spoglądał na jąkającego się ojca.

- Nie wiem, o co ci chodzi. Mów jaśniej – prosiła Karin przełykając pierwszy kęs.

- Dobra, powiem później. Teraz idę zadzwonić, bo ten nowy klient odwołał dziś spotkanie i chce umówić się na inny termin.

Karin domyślała się, o czym nie chciał powiedzieć mąż. Wiedziała, że nie przepadał za Barbarą. Uważał ją za przemądrzałą starą babę, która nie szanuje mężczyzn. Wręcz nimi pogardza i wyśmiewa. Czasami wydawało jej się, że Phil ma do Barbary taki niechętny stosunek, ponieważ wraz z nią do rodziny wkradła się pewna niepoprawność życiowa. Jej mąż nigdy nie był specjalnie religijny, ale pewne sprawy były dla niego wręcz święte. Przede wszystkim związki heteroseksualne. Inne odmiany raczej nie powinny istnieć, zdaniem Phila. Wiedziała, że jest konserwatystą i lubi rzeczy proste, tradycyjne i zwyczajne. Jeśli coś odbiegało od jego wyobrażeń, było złe i dziwne.

Sprzątała ze stołu i ciągle myślała o „Motylu szczęścia”. Dowiedziała się od mamy, że Barbara też tam jutro będzie. Ucieszyło ją to bardzo.  Miała nadzieję, że porozmawia sobie po spotkaniu z tą niezwykłą kobietą. Przyjaciółka mamy była trochę dziwna, ale powodowała coś takiego, że człowiek po rozmowie z nią stawał się jakby lżejszy.

 

Jechała do domu książki, dziwnie poddenerwowana. Miała wrażenie, że po stopach drepczą jej mrówki a chwilami wędrują aż do ud.

Gdy weszła do budynku, na korytarzu stało sporo kobiet w różnym wieku i kilku mężczyzn, wyglądających na nieco zakłopotanych ilością płci przeciwnej. Wśród czekających ujrzała Amandę. Ciekawe, co u niej. Wtedy te 5 lat temu, kiedy miały parę godzin na rozmowę, wróciły wspomnieniami do szkolnych lat i za wiele nie dowiedziała się o dojrzałym życiu Amandy.

Koleżanka rozmawiała dość energicznie z trzema innymi kobietami. Miała uśmiech tak promienny, jakby właśnie przed chwilą popiła jakiś czarodziejski słoneczny koktajl.

Karin stała blisko wejścia, nie chciała wpychać się w rozmowę. Do spotkania było jeszcze pięć minut. Przypomniała sobie, że kiedy zawoziła Joachima do mamy, zapytała, dlaczego ona nie wybiera się na do biblioteki. Zmartwiła się, czy to nie przez to, że została poproszona o opiekę nad wnukiem. Julia odparła z uśmiechem, że nie jest to dla niej żaden kłopot, bo podobne wykłady ona ma na porządku dziennym. Karin nie bardzo wiedziała, co jej mama miała na myśli, ale już nie było czasu, by o to zapytać.

Za minutę piąta otworzyły się wielkie drzwi do sali, w której miało się odbyć spotkanie. Ku zdumieniu Karin do wejścia zapraszała Barbara. Co ona tu robi? Pewnie udziela się w bibliotece i pomaga w organizacji różnych zebrań.

Jeszcze większe zdziwienie ogarnęło Karin, kiedy zauważyła, że Barbara obejmuje Amandę i obie idą w stronę małego podwyższenia na końcu sali.

- Witam państwa serdecznie - zaczęła głośno i wyraźnie Barbara, zaraz po tym jak wszyscy zebrani zajęli miejsca. – Pewnie niektórzy z państwa mnie znają, ale pozwólcie się krótko przedstawię: nazywam się Barbara Jones, jestem z zamiłowania, ale i z wykształcenia psychologiem. Od wielu lat zajmuję się oprócz wykładów na uczelni, spotkaniami organizowanymi w różnych miejscowościach i dla przeróżnych słuchaczy. – Karin wreszcie dowiedziała się, czym przyjaciółka mamy się zajmuje. Do tej pory nie była pewna, ale także nie miała tyle odwagi, by zapytać.

Barbara miała w sobie charyzmę i pewność, a jednocześnie spokój i ciepło. Gdy zaczęła opowiadać o swoim życiu, Karin spływały po policzkach łzy. Zauważyła, że nie tylko ona sięga po chusteczkę. Było kilku takich, którzy wycierali nosy, tak głośno, że zagłuszali niektóre słowa Barbary.

- Widzę, że wzruszyliście się. Rozumiem, mnie też, by to ruszyło, gdybym sama przez to nie przeszła i przetrawiła sprawę po stokroć. Proszę mi wybaczyć, ale będę się do was zwracała od tej chwili per wy. Bo skoro już tyle wiecie o moim życiu, to przecież staliście się prawie moimi przyjaciółmi. Zgadzacie się? – zapytała, ale wyglądała, że nie oczekuje żadnej innej odpowiedzi, jak tylko pozytywnej. I nie pomyliła się. Wszyscy, jak jeden mąż, odpowiedzieli, że nie widzą przeszkód.

- Skoro wiecie już co nieco o mnie, pragnę również wam kogoś przedstawić: Oto moja ukochana córka – Amanda.

Karin zesztywniała. Amanda córką Barbary? Jak to? Czy mama o tym wie? O co tu chodzi? Przecież mama mówiła, że synek Barbary zmarł i nigdy więcej nie była już w ciąży. Po śmierci męża alkoholika nie związała się z żadnym mężczyzną. Wiedziała już wtedy, że w jej życiu nie ma miejsca dla facetów.

- Oddam teraz głos Amandzie. Wiem, że w tym momencie jesteście nieco zaszokowani. Przyszliście, by się dowiedzieć, co nieco o szczęściu a tu same tragedie. Jeszcze chwila cierpliwości – powiedziała Barbara z uśmiechem i mrugnęła porozumiewawczo do córki.

- Witam. Mamę moją znacie choć trochę, a mnie wcale. Więc jak to możliwe, że jesteśmy rodziną? Zaraz wam wyjaśnię. Ale najpierw opowiem trochę o sobie.

Karin słuchała z szeroko otwartymi oczami, o tym jak Amanda w czasie matury już była w ciąży. Jak ojciec dziecka, jeszcze przed porodem zostawił ją i nie utrzymuje do dnia dzisiejszego kontaktu. Wiedziała, że Amanda miała chłopaka w ostatniej klasie szkoły średniej, ale że spodziewała się dziecka, nie wiedziała.

- Nie było mi lekko. Kiedy moi rodzice dowiedzieli się o ciąży, zażądali bym ją usunęła. Nie chciałam tego zrobić, więc musiałam się wyprowadzić. Czas, kiedy błąkałam się od koleżanki do koleżanki i próbowałam się gdzieś zaczepić, był okropny. Nauczyłam się wtenczas cierpliwości, opanowania i radzenia sobie w najdziwniejszych i ekstremalnych sytuacjach. Czy jedliście kiedyś zupę grzybową tylko z bulionu grzybowego? Lub dzieliliście jedno jajko na dwie jajecznice? Nie będę opowiadać, jak to mogło wyglądać. Proszę sobie tylko wyobrazić, jak czuje się 18-letnia dziewczyna w ciąży wyrzucona z domu przez rodziców i porzucona przez chłopaka. Jadłam byle co i oczywiście w związku z tym moja ciąża nie mogła się dobrze rozwijać. Kiedy wylądowałam na pogotowiu w 8 miesiącu ciąży z bólami i krwawieniem, myślałam, że zwariuję i długo nie pociągnę. – Amanda zrobiła krótką przerwę. Przez salę przebiegło westchnienie. Wszyscy czekali w napięciu na ciąg dalszy. Dla każdego z zebranych było wręcz niemożliwe, że osoby po takich przejściach mogą być wesołe i pogodne, a nawet chcą pomagać innym.

- Oczywiście domyślacie się, że dziecka nie udało się uratować. Miało poważne wady rozwojowe. Urodziło się ze źle wykształconymi płuckami i chorym serduszkiem. Tylko raz trzymałam je na rękach, przez pięć minut… Pocałowałam w czółko i się pożegnałam. Sama ledwie wtedy funkcjonowałam i nie byłam w stanie trzeźwo myśleć. Wiedziałam, że to mogło być moje pierwsze i ostatnie dziecko. Nie pomyliłam się. Na drugi dzień, kiedy obudziłam się w szpitalu, byłam przekonana, że jak tylko stamtąd wyjdę, będę musiała zrobić, cokolwiek, by tego mojego marnego życia nie kontynuować. Nie widziałam sensu. Kiedy leżąc tak, rozmyślałam, jakie mam szanse odebrania sobie życia. Wybierałam, czy lepiej skoczyć z mostu, czy coś połknąć… W pewnej chwili do mojej sali weszło … słońce. – Amanda uśmiechnęła się tak szeroko, że widoczne były jej piękne zęby, aż po szóstki. Siedząca obok niej Barbara podała jej dłoń i uścisnęły się mocno patrząc sobie przez moment w oczy.

Karin, jak i cała reszta sali, zrozumiała, że gdyby nie Barbara, to dziś nie słyszeliby pełnego emocji opowiadania Amandy.

- Tak, to ona nauczyła mnie tylu rzeczy o świecie i o życiu, że nie mogłam uwierzyć, iż można mieć odpowiedź na każde pytanie. W tamten dzień rozmawiałyśmy przez kilka godzin. Nie wiem, jak to się stało, że Barbara weszła wtenczas do mojej sali a nie do kogoś innego. Tak naprawdę nie interesowało mnie to. Wiedziałam, że tak miało być i już. Mamo, teraz twoja kolej.

Kobiety zamieniły się miejscami:

- Czy chcemy trochę przerwy? Można się napić kawy lub herbaty. Na korytarzu są przygotowane kubeczki i ciepłe napoje. Zarządzam 10 minut przerwy – ogłosiła, a ludzie powoli zaczęli wstawać z miejsc i w milczeniu wychodzić na korytarz. Każdy bał się cokolwiek powiedzieć. Wszyscy czekali na ciąg dalszy. Nie wiedzieli, co może być dalej, ale chyba historia zaczęła powoli nabierać cieplejszych i lepszych barw. Przecież musi być w tym jakiś sens, skoro obie kobiety są pełne optymizmu i radości. Gdzie jest ten motyl szczęścia? Czy wreszcie przyleci?  

 

<końcówka czerwca br>

 

- I co? Znów będziesz siedziała na tym tarasie, nie wiadomo jak długo? – Phil uważał, że nie jest palaczem, ale zawsze na wieczór musiał sobie zapalić jednego papierosa. Karin wpatrywała się w świecącą w ciemności końcówkę Marlboro:

- Zastanawiam się, dlaczego tak jest… - zaczęła, jakby do siebie.

- Za dużo myślisz – odezwał się mentorskim tonem. – To przez te wasze babskie nasiadówki.

- Zastanawiam się, dlaczego tak jest, że jedni potrafią być szczęśliwi a inni tego nie umieją – dokończyła zdanie, udając, że nie słyszy zaczepki męża.

- A co to jest szczęście? Przecież to chwilowa radość. Moment, kiedy krótko po dokonaniu czegoś, człowiek się uśmiechnie i powie, że jest ok. To tylko moment, a nie stan stały. – Wyrokował nadal mentor.

- Nie zgadzam się z tobą. Wiadomo, że życie składa się z różnych wydarzeń, złych i dobrych. I że fajnie, kiedy tych dobrych jest więcej. Ale wiem, że są osoby, którym w życiu tak się paskudnie poukładało, że nie ma miejsca na wielkie radości, a jednak potrafią się cieszyć życiem. Jak to robią?

- Udają. Nie ma innej opcji. Nie rozmyślaj tyle, tylko wracaj do domu. Bzykniemy się dzisiaj. – Jak powiedział, tak wszedł do salonu, nawet się nie oglądając, czy Karin wchodzi za nim.

Nie wiedziała, co ma teraz zrobić. Nie miała ochoty na seks. Obiad jej dziś nie wyszedł i nie miała humoru.

Dlaczego to tak jest? Przecież to tylko obiad. Właściwie trudno powiedzieć, że nie wyszedł. Jej smakował. Tylko Phil porównał jej zrazy ze zrazami jego mamy i uważał, że mama robi wytrawniejsze. Tak je nazwał. Jakby zrazy to było jakieś wino.  Zawsze starała się, by jemu obiad smakował i takie słowa działały na Karin strasznie demotywująco. Nawet nie pomogło, że pochwalił jej surówkę. Co więcej, dodał, że w surówkach jest mistrzynią i nie zna lepszych w tym temacie.

O czym to mówiły Barbara i Amanda? Że szczęście to coś co mamy w środku, tylko musimy je wypuścić. Zamiast zaduszać je we wnętrzu zmartwieniami i nerwami, trzeba je wypuścić i oglądać jego przepiękne barwy tworzące jakby bańkę wokół człowieka. Ale jak to zrobić? One przeszły w swoich życiach piekło, a jednak uśmiechają się i cieszą, a ona co? Wiecznie zabiegana, zatroskana, czy wszystko zrobiła na czas. Ciągle zastanawia się, czy wszyscy dookoła będą zadowoleni z jej poczynań. Czy o to właśnie chodzi?

Przecież ma wszystko, co potrzebne, by mieć szczęście. Ma męża, który całkiem dobrze zarabia, jest przystojny i odpowiedzialny. Ma fantastycznego synka, który właśnie odebrał świadectwo z wyróżnieniem. Mają piękny duży dom i zadbany ogród. Dlaczego nie umie się tym cieszyć?

Łzy zaczęły spływać po jej policzkach. Zamknęła oczy i pomyślała, że spróbuje tego o czym opowiadała niedawno Barbara. Odkąd była na spotkaniu w domu książki, często widywała się z Barbarą i wypytywała o wszystko, co mogłoby jej pomóc w odnalezieniu drogi do swojego wnętrza. Jak to było? … Głęboko oddychać, policzyć od 35 w dół… wdech nosem, wydech ustami… rozluźnić się i znów policzyć…

W pewnym momencie poczuła, że ktoś usiadł obok niej na bujanej ławce, w której uwielbiała spędzać wiosenne wieczory. Pomyślała, że przyszedł Phil, i że będzie namawiał ją na natychmiastowe przyjście do sypialni. Jednak nie otworzyła oczu. A co tam? Jak chce niech posiedzi obok niej, może odechce mu się „bzykania” (nie lubiła jak tak nazywał seks, wolała subtelniejsze nazewnictwo lub konkretne i rzeczowe).

- Wiesz, chciałabym być silniejsza. Bardzo bym tego chciała…

- Po co? By przenosić góry? – Podskoczyła na sam dźwięk tego głosu i stanęła wpatrując się w ławeczkę…

Nikogo tam nie było.

Poczuła, że dreszcz przebiegł jej po plecach. Chyba jednak zwariowała. Boże, ona naprawdę zwariowała! Przecież wyraźnie słyszała, że ktoś do niej mówi. Lecz ten głos był jakiś taki nietypowy. Jakiś niezwykły, jakby lekko wibrujący. Jakby nie dochodził do niej z żadnej konkretnej strony, ale po prostu był w powietrzu. Po prostu był…

Nie wiedziała, co teraz zrobić. Najchętniej uciekłaby prosto do domu i opowiedziała mężowi o tym, co zaszło. Ale machnąłby ręką  i wyśmiał. Była tego pewna.

Z drugiej strony czuła, że głos ten był dziwnie ciepły i uspokajający i jakby się uśmiechał. Nie sądziła, że takie określenia mogą się odnosić do jakiegokolwiek głosu.

Z drżeniem w łydkach usiadła z powrotem na ławeczce. Spróbowała się uspokoić. Zamknęła oczy i zaczęła ponownie liczyć…

- Kim jesteś? – spytała, lecz głos jej był tak nienaturalny, że prawie siebie nie poznała.

- Kto ja? Jestem Karinka. – Dopiero teraz wyczuła, że ten głos należy jakby do dziecka a nie do osoby dorosłej. Strach mrowił jej po plecach, ale siedziała zawzięcie na ławeczce z wciąż zamkniętymi oczami.

- Czego ode mnie chcesz? – próbowała być rzeczowa i dowiedzieć się czegoś więcej o swojej wariacji.

- Ja od ciebie? To ty chcesz czegoś ode mnie. – Usłyszała perlisty śmiech dziecka.

- Ja?? Czego mogę chcieć od ciebie. Przecież cię nie znam.

- Znasz, znasz. Tylko gdzieś zakopałaś tę wiedzę i nie wiesz pod którym drzewem. – Karinka wydawała się być bardzo rozbawiona.

- Ale ja niczego nie rozumiem. Pomóż mi. – Składając kolejne słowa czuła się naprawdę dziwnie, ale jakby coraz bardziej na miejscu i swojo.

- No, wreszcie przypomniałaś sobie.

- Co? Przecież ja nadal nie wiem, o co chodzi. – Karin miała burzę w mózgu i mrówki w żołądku.

- Przypomniałaś sobie, czego ode mnie chciałaś. Pomocy. Pamiętasz, ile razy mruczałaś przez łzy, że potrzebujesz pomocy, że ktoś ma przyjść i pomóc, bo sama nie dasz rady.

- Taak, ale…

- Karin! Nie będę dłużej czekał. Idę spać! Następnym razem ty mnie będziesz prosiła o seks. – Usłyszała podniesiony głos męża, który wyjrzał przez okno sypialni i musiał zademonstrować swoje niezadowolenie.

Karin miała wrażenie, że każda komórka jej ciała drży i podskakuje. Stała wpatrzona w lekko huśtającą się ławeczkę i miała pustkę w głowie. Oczywiście mąż wyrwał ją z rozmowy z … no, właśnie  z kim? Z Karinką? Czyli kim?

Nie miała już sił, by ponownie zmierzyć się z tymi emocjami, więc ku swojemu zdziwieniu szepnęła tylko „pa” i pobiegła do domu.

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
akacjowa agnes · dnia 23.08.2013 08:51 · Czytań: 603 · Średnia ocena: 4 · Komentarzy: 4
Komentarze
al-szamanka dnia 23.08.2013 14:32 Ocena: Bardzo dobre
Cytat:
od­parł uśmiech­nię­ty 7-la­tek i mru­gnął do taty.

Tu, na portalu dowiedziałam się, że zasadą jest pisać liczby słownie - siedmiolatek
Cytat:
Mów ja­śniej – pro­si­ła Karin prze­ły­ka­jąc pierw­szy gryz.

a może kęs? ;)
Cytat:
Było kilku ta­kich, któ­rzy smar­ka­li tak gło­śno,

a może wycierali nosy? ;)
Cytat:
- Ja od cie­bie? To ty chcesz cze­goś pode mnie.

ode


Przyjemne, sympatyczne do czytania opowiadanie.
Jedni są ot tak, zwyczajnie szczęśliwi, inni muszą go szukać, albo zastanowić się, czy nie jest tuż obok, na wyciągniecie ręki - mam wrażenie, że z Twoją bohaterką tak właśnie jest.
Jeżeli się mylę, to też nic, bo przecież wszystko wyjaśnisz :)
Czy Karinka, to mała Karin?
Czy była to rozmowa z własnym dzieciństwem?
Poczekam na cdn. :)

Pozdrawiam :)
akacjowa agnes dnia 23.08.2013 15:59
Dzięki, al-szamanko, za porady. Faktycznie wszystko, co wyszukałaś musi być zmienione :)
Cieszę się, że spodobało Ci się opowiadanie. A co do Karinki, to dobrze kombinujesz :)
aga63 dnia 23.08.2013 18:32 Ocena: Bardzo dobre
Hej :)
Bardzo Ci ładnie i subtelnie wychodzi to opowiadanie :) Trochę zazdroszczę tym autorom, którzy potrafią w taki sposób pisać, bo mnie takiej delikatności nieco brakuje ;)
Tekst według mnie ciepły i bardzo życiowy, bo o dylematach i frustracjach,myślę, wielu kobiet...

Pozdrawiam i czekam na jeszcze :)
akacjowa agnes dnia 23.08.2013 20:10
Dziękuję, Ago, za wizytę. Dla osoby, która raczej siedzi w poezji, takie miłe komentarze pod tekstem w prozie, to wielka radość i szczęście. Szczególnie, jeśli otrzymuje się je od prozo-pisarek, w pełnym tego słowa znaczeniu :)
Nie wątpię, że moje opowiadanie przypasuje prędzej kobietom, niż mężczyznom. Tu nie liczyłabym na męskie odwiedziny i męskie pochwały :)
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
valeria
18/04/2024 19:26
Cieszę się, że przypadł do gustu. Bardzo lubię ten wiersz,… »
mike17
18/04/2024 16:50
Masz niesamowitą wyobraźnię, Violu, Twoje teksty łykam jak… »
Kazjuno
18/04/2024 13:09
Ponownie dziękuję za Twoją wizytę. Co do użycia słowa… »
Marian
18/04/2024 08:01
"wymyślimy jakąś prostą fabułę i zaczynamy" - czy… »
Kazjuno
16/04/2024 21:56
Dzięki, Marianie za pojawienie się! No tak, subtelnością… »
Marian
16/04/2024 16:34
Wcale się nie dziwię, że Twoje towarzyszki przy stole były… »
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
Marian
16/04/2024 07:51
Marku, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Kazjuno, także… »
Kazjuno
16/04/2024 06:50
Też podobała mi się twoja opowieść, zresztą nie pierwsza.… »
Kazjuno
16/04/2024 06:11
Ogólnie mówiąc, nie zgadzam się z komentującymi… »
d.urbanska
15/04/2024 19:06
Poruszający tekst, świetnie napisany. Skrzący się perełkami… »
Marek Adam Grabowski
15/04/2024 16:24
Kopiuje mój cytat z opowi: "Pod płaszczykiem… »
Kazjuno
14/04/2024 23:51
Tekst się czyta z zainteresowaniem. Jest mocny i… »
Kazjuno
14/04/2024 14:46
Czuję się, Gabrielu, zaszczycony Twoją wizytą. Poprawiłeś… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty