Rozdział 8
Nadzieja umiera ostatnia
Noc z niedzieli na poniedziałek ciągnęła się jak flaki z olejem. Po rozmowie z mamą Rudego długo nie mogliśmy dojść do siebie. Do wieczora dyskutowaliśmy o tym, że tak właściwie nie znaliśmy kumpla, który dowodził naszą paczką od dwóch lat. Umówiliśmy się z panią Rudzińską, że spotkamy się następnego dnia około godziny dziesiątej pod szpitalem. Wcześniej chcieliśmy zajść na uczelnię, by zgłosić w dziekanacie, że nie będzie nas tego dnia na zajęciach.
Rano przed ósmą, Kaśka, Zocha i ja stałyśmy przed Rivierą i czekałyśmy na Chudego i Całkę. Nie wiem, ile spali moi przyjaciele, ale kiedy się zorientowałam, że wyglądają tak samo szaro jak ja, to z pewnością nie była to dla nich zbyt udana noc.
- Hej, Majka. – Zaskoczona usłyszałam za plecami głos Całki.
Dlaczego przywitał się tylko ze mną? Do dziewczyn tylko machnął ręką. Dziwne to jakieś. W ogóle czuję się dziwnie, od chwili gdy wtuliłam się w Karola w szpitalu. Łazi mi po głowie od kilkunastu godzin. Jego brązowe oczy i ciepły, niski głos mieszały mi się przez całą noc z opowieścią mamy Rudego. Chyba zaczynam wariować.
- Cześć, Całka – odpowiedziałam i natychmiast zezłościłam się na siebie, bo dotarło do mnie, jak drżę. – Gdzie Chudy? Powinien już tu być. – Próbowałam być dzielna i bojowa.
- Napisał mi sms-a, że będzie jakiś kwadrans po ósmej, bo musi doprowadzić się do ładu. Dobrze wiecie, że on bez wzięcia prysznica nie pokaże się światu.
- Jasne, cały Chudy. To dziś rzadkość u mężczyzn. Ogólnie facety to świnie. – Kaśka była bezlitosna. Choć mówiąc miała na twarzy uśmiech, nie był on taki szeroki i radosny, jak zazwyczaj.
- Nie jest tak źle. Wszystko zależy, jakich się wybiera. – Zocha stanęła w obronie płci brzydkiej. Dopiero teraz spostrzegłam, że nie umalowała dziś oczu. Tego jeszcze nie było.
- A ty, co? Zocha, tusz ci się skończył? Nie przypuszczałam, że masz takie małe i niewyraźne oczy. – Nie wiem, dlaczego to powiedziałam, ale wydała mi się tak blada i nieciekawa, że prawie nie przypominała tej sex-bomby, którą znaliśmy.
- Wredna jesteś, wiesz. A ty myślisz, że jak wyglądasz, z tymi podkrążonymi oczami i źle rozprowadzonym fluidem? Lustro ci z pokoju zarekwirowali?
Wiedziałam, że pomysł z nakładaniem podkładu nie był najszczęśliwszy, ale kiedy po obudzeniu zobaczyłam swoją blado-szarą cerę, koniecznie chciałam coś z tym zrobić. W końcu nie mogłam się taka pokazać Karo…, światu.
- Widocznie fluid mi się przeterminował, bo rzadko go używam. – Próbowałam się bronić i jednocześnie zaczęłam szybko trzeć dłońmi po twarzy.
- Dziewuchy, dajcie spokój. Jakie to ma teraz znaczenie? Rudy w szpitalu, a wy tu się na siebie rzucacie, jak samiczki Lyrurus tetrix po sterydach. – Całka, zgodnie ze zwyczajem, zbeształ nas po łacinie, tym razem porównując do cietrzewi. - Ale faktycznie, wydałaś mi się jakaś taka, jak ze starego zdjęcia w sepii. – Zwrócił się z uśmiechem do mnie, i mimo że zażartował, nie mogłam powstrzymać piekącego bólu w oczach.
Z opresji uratował mnie Chudy, który właśnie nadszedł i ruszyliśmy w stronę uczelni.
- Chudy, czy ty myślisz, że jak już Rudy się pozbiera i wyjdzie ze szpitala, oczywiście o własnych nogach, to poradzi sobie z tym wszystkim psychicznie? – Kaśka szła dziwnie blisko Chudego i jako jedyna ze wszystkich próbowała ciągnąć rozmowę.
- Nie wiem, Kaśka, nie wiem. Ale w to wierzę. Będzie dobrze, musi być. Zawsze powtarzałaś, że w każdym, nawet złym, wydarzeniu musi się znaleźć coś dobrego. – Mówiąc to, szturchnął Kaśkę łokciem, który był na wysokości jej ramienia.
- Wiem, ale jakoś na razie niczego takiego nie widzę. Może straciłam zdolność pozytywnego myślenia?
- Weź przestań, Kacha. Jak TY miałabyś zacząć myśleć pesymistycznie, to ja chyba bym musiał skoczyć z mostu. – Nie bardzo rozumiałam, co Chudy chciał przez to powiedzieć, ale przestałam słuchać ich rozmowy, bo oto Zocha zaczęła zagadywać do Całki. Nawet pociągnęła go za rękaw i chwyciła tak, że szli zahaczeni, jak stare, dobre małżeństwo.
- Całka, czy ty miałeś już dziewczynę? – Pytanie Zochy zaszokowało i mnie i Całkę, który aż na krótko przystanął.
Wariatka. Teraz będzie go podrywać!? Teraz!? Przecież idziemy do Rudego, który zaraz może stracić nogę!
Mimo oburzenia, nie wtrąciłam się, bo bardzo chciałam usłyszeć odpowiedź Całki.
Chyba już na całego wysiadł mi rozsądek. I może to nie Zocha jest wariatką. Może to ja wysyłam jej w myślach pytania, które sama chciałabym zadać.
- Oj, Zocha, Zocha. Ja nie jestem do zdobycia. Nie tak łatwo ze mną. Jeszcze się taka nie urodziła…
- To ty prawiczek jesteś?! – wcięła mu się w zdanie a krzyknęła tak głośno, że idący parę metrów przede mną Chudy z Kaśką obejrzeli się z minami pełnymi dezaprobaty. Kaśka dodatkowo pokazała siostrze bzika, kręcąc palcem wskazującym w okolicach skroni.
- Nie wyciągaj pochopnych wniosków. A poza tym, co ci do tego?
- Ach, bo ty taki przystojny i mądry jesteś, że…
- Zocha, dałabyś spokój. Zaraz załatwimy sprawę na uczelni i idziemy do Rudego. Zapomniałaś? Uważam, że twoje zachowanie jest skandalicznie. – Teraz już musiałam się wtrącić, bo żołądek skręcał mi się z irytacji, a jednocześnie podniecenia…
Całka nie miał jeszcze kobiety. Jest czysty. Czyściutki. Pewnie czystszy ode mnie. Tak bym chciała wprowadzić go w ten świat, który sama poznałam dopiero w niewielkim ułamku… Ale dlaczego on zaczął mnie tak kręcić? Przecież zaledwie parę dni temu zostałam rzucona przez Chudego. Nie sądziłam, że umiem się zakochać w tak krótkim czasie. A może to nie jest zakochanie, tylko…
- Dobrze, moi drodzy, możecie dziś odwiedzić przyjaciela, ale przez resztę tygodnia macie być na wszystkich zajęciach. – Nawet nie zorientowałam się, kiedy doszliśmy do dziekanatu. Chudy już wytłumaczył sytuację kierownikowi wydziału, a ten zobowiązał się przekazać nasze usprawiedliwienie pozostałym profesorom, z którymi mieliśmy mieć tego dnia zajęcia.
Do szpitala szliśmy już zwartą grupą i rozmawialiśmy o dupie Maryli i nadchodzącej zimie. Zastanawiały mnie spojrzenia Kaśki i Chudego, które raz po raz wymieniali. Miałam wrażenie, że coś się między nimi zmieniło. Jakby ociepliło. Wydawało mi się, że do tej pory Chudy traktował ją jak młodszą i nieco szaloną siostrę. Teraz wyglądało, że dostrzegł w niej kobietę. Przecież parę dni temu był moim chłopakiem. Poczułam się lekko zniesmaczona.
Kiedy spotkaliśmy panią Rudzińską i Waldka, świat znów się pod nami zatrząsł:
- Musimy znaleźć jakiegoś specjalistę, chirurga od nerwów kończyn dolnych. Szpital ma takiego, ale aktualnie jest na kontrakcie w Stanach i wróci za dwa miesiące. Jest nadzieja, że Wiktor będzie mógł zachować nogę, ale musi być zoperowany w przeciągu tygodnia. Potem czeka go długa rehabilitacja. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, to za rok będzie chodził. Boże, skąd weźmiemy lekarza? Co to za kraj?! – Matka Rudego opierała się na ramieniu starszego syna, ale głowę miała wysoko uniesioną. Sprawiała wrażenie, jakby próbowała zapewnić cały świat, że podoła wszystkiemu, bo przeszła już przez niejedno.
Staliśmy przez chwilę w milczeniu, zastanawiając się nad ostatnim pytaniem: „co to za kraj?”
- A szpitale nie wymieniają się lekarzami, albo coś takiego? – Chciałam znaleźć jakieś rozwiązanie.
- Lekarz prowadzący powiedział, że oczywiście mogą załatwiać to na własną rękę, ale jeśli się postaramy, to możemy przyspieszyć sprawę. – Chropowaty głos Waldka brzmiał tak, jak ostatnio. Dobrze zapamiętałam.
Kaśka, która do tej pory stała ze zwieszona głową, powiedziała nagle coś, co wzbudziło we wszystkich entuzjazm:
- Ludzie, słuchajcie! Zocha, aleśmy głupie! Chyba zamieniłyśmy się mózgami z przydrożnymi latarniami. – Patrzyliśmy na Kaśkę z niedowierzaniem i lekkim poirytowaniem. – Co ja jadam, że tak do rymu gadam? – Zaśmiała się sama z siebie. Chudy stanął przed dziewczyną, chwycił za ramiona i porządne potrząsnął:
- Skup się i mów, bo przeginasz już. Na co wpadłaś?
- Zocha pamiętasz, że do naszego taty przyjeżdża co roku ten jego kumpel ze szkoły. Ten chirurg z Włoch. Tak pokochał Polskę w grudniu, że przyjeżdża do nas od lat na cały miesiąc. Wyjeżdża dopiero po Nowym Roku.
- Jezu, faktycznie, czyli jeśli w tym roku nie miałoby się nic zmienić, to za trzy dni będzie. Zaraz dzwonie do tatuśka. On to załatwi. Już to widzę.
Wyglądało na to, że pierwszy raz będziemy mieli szanse skorzystać ze znajomości i pomocy państwa Radzimieckich. Zocha oddalona od nas o kilka metrów dość długo rozmawiała przez komórkę. Ale żeby nie było za różowo, przyszła mi do głowy myśl, którą musiałam z siebie wyrzucić:
- A skąd wiemy, że on, ten przyjaciel waszego taty, jest neurochirurgiem? Może to jakiś zwykły chirurg. – Kiedy skończyłam pytanie, poczułam się jak Judasz, bo pani Rudzińska, jeszcze przed chwilą lekko uśmiechnięta, poszarzała momentalnie i zgubiła ten delikatny uśmiech.
- Majka, nie jestem pewna, co ten gościu operuje, ale wiem, że opowiadał kiedyś, jak uratował dziewczynkę po wypadku, która nie miała chodzić, a odzyskała czucie z stopach. Więc jest nadzieja. Nie zabieraj jej, kobieto!
- Przepraszam. – W tym momencie ktoś pogłaskał mnie uspokajająco po plecach. To był Całka. Patrzył na mnie z wyrozumiałością, a jeden kącik jego ust drgał lekko, jakby chciał się rozszerzyć w uśmiechu, ale się powstrzymywał. Kiedy puścił do mnie oko, nogi mi się zbuntowały i nie chciały mnie dłużej utrzymywać w pionie.
Nie, no, zbzikowałam. Ewidentnie, zbzikowałam. Przecież znam Całkę od ponad dwóch lat. Dlaczego wcześniej nie działo się ze mną coś takiego? Czy zmieniło się coś w nim, czy we mnie? Nie mam bladego pojęcia. I to teraz? Teraz? Teraz Rudy jest najważniejszy.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt